Zachowania i polityka Helmuta Kohla wywoływały u Tadeusza Mazowieckiego niezadowolenie. Nie sądzę też, by jesienią 1989 r. ktokolwiek w Polsce poważnie myślał o pojednaniu z Niemcami. Inne tematy były ważniejsze: przede wszystkim gospodarka i akceptacja granicy na Odrze i Nysie – mówi PAP dr Dominik Pick z Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie.
Polska Agencja Prasowa: Czy jesienią 1989 r., tuż przed upadkiem muru, Niemiecka Republika Demokratyczna wciąż słusznie była postrzegana jako „betonowy” reżim, którego nie dotkną zmiany zachodzące w innych krajach bloku komunistycznego?
Dr Dominik Pick: W NRD reżim komunistyczny dość długo bronił swojej pozycji. Jeszcze w październiku 1989 r. obchodzono hucznie czterdziestolecie powstania NRD. W tym czasie Michaił Gorbaczow wprowadzał już pełni pierestrojkę w ZSRS, w Polsce od kilku miesięcy mieliśmy pierwszego niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego. Węgrzy likwidowali granicę w z Austrią.
Warto zaznaczyć, że wielu Niemców z nadzieją witało Gorbaczowa. Jego polityka bowiem po raz pierwszy od 1953 r. – czyli pierwszego i jedynego powstania w NRD przeciwko władzy komunistycznej – dawała nadzieję na demokratyzację kraju. Wiele osób uważało, że systemu komunistycznego nie da się zmienić, bowiem zawsze będzie go broniła armia sowiecka. Tym razem obawy tej już nie było. Wyczuwali to także wschodnioniemieccy komuniści. W październiku w zasadzie po raz pierwszy protestujący na ulicach przestali się obawiać rozwiązań siłowych. Dla aktywnych opozycjonistów – a w NRD nie było ich aż tak wielu – stało się jasne, że demokratyzacja jest możliwa, o ile tylko władze NRD nie sięgną po pomoc wojska. A z każdym dniem szansa na to była coraz mniejsza, ponieważ nie tylko armia sowiecka odmawiała jakiejkolwiek pomocy, ale także wojsko i policja nie były już tak skłonne do interwencji zbrojnych. Zmiany w NRD faktycznie przyszły nieco później, ale z dużą intensywnością.
PAP: Jaki był stosunek premiera Tadeusza Mazowieckiego i jego otoczenia do RFN? Dominowała głęboka nieufność czy raczej pojawiała się nadzieja na stopniowe pojednanie?
Dr Dominik Pick: Stosunek polskich polityków solidarnościowych do RFN jest bardzo ciekawym zagadnieniem. Z jednej strony to właśnie kręgi opozycyjne były pierwszymi, które zaakceptowały prawo Niemiec do zjednoczenia. Z perspektywy lat osiemdziesiątych wydawało się to oczywiste. Dla opozycjonistów prawo decydowania o sobie było istotne dla każdego narodu. Z drugiej jednak strony istniał szereg ważnych czynników, które powodowały nieufność do Niemców. Mam wrażenie, że wielu Polaków w tym okresie, a już na pewno nie w kontekście zjednoczenia Niemiec, nie rozróżniało obywateli NRD od RFN. Dla nich byli to po prostu Niemcy. Trudno mówić o niechęci Mazowieckiego wobec RFN. Był on częstym gościem w RFN już w latach siedemdziesiątych. Znał ten kraj, znał wielu Niemców. Na pewno jednak zachowania i polityka Helmuta Kohla wywoływały u Mazowieckiego niekiedy niezadowolenie. Nie sądzę też, by jesienią 1989 r. ktokolwiek w Polsce poważnie myślał o pojednaniu z Niemcami. Inne tematy były ważniejsze: przede wszystkim gospodarka i akceptacja granicy na Odrze i Nysie.
PAP: Co w stosunkach Polski z RFN i NRD zmieniły wydarzenia z 9 listopada 1989 r.?
Dr Dominik Pick: Sytuacja zmieniła się znacząco. Zasadniczą kwestią był fakt, że realne stało się zjednoczenie Niemiec. Upadek muru dość bezpośrednio prowadzi do rozpoczęcia rozmów „2 + 4” między oboma państwami niemieckim a czterema mocarstwami (Francją, USA, Wielką Brytanią i ZSRS). Polska z racji granicy z Niemcami była żywotnie zainteresowana przebiegiem tych negocjacji. Dyplomacji polskiej udał się znaczący sukces, którym był udział w rozmowach „2 + 4” w kwestiach dotyczących bezpieczeństwa. Co prawda delegacja RFN nie była skłonna dać stronie polskiej żadnych gwarancji, jednak cztery mocarstwa – najmniej tak bardzo kochani w Polsce Amerykanie – wyraźnie poparły polski punkt widzenia. Co ciekawe, delegacja NRD, a szczególnie pierwszy niekomunistyczny minister spraw zagranicznych Marcus Meckel jednoznacznie wsparli polskie stanowisko. Zabrakło jednak deklaracji ze strony RFN, a to psuło wyraźnie nastrój.
PAP: W momencie upadku muru berlińskiego w Warszawie przebywał Helmut Kohl. Jaka była atmosfera rozmów i czy poruszano w nich sprawę granic? Kohl był później oskarżany o wykorzystywanie tej sprawy do celów wewnętrznych.
Dr Dominik Pick: RFN stała się istotnym parterem polskiej polityki zagranicznej mniej więcej jesienią 1989 r., jeszcze przed upadkiem muru berlińskiego. Pierwszymi tematami, jakie poruszano przy okazji wizyty Helmuta Kohla w Polsce w listopadzie 1989 r., były przede wszystkim te gospodarcze. Dla strony polskiej liczyły się bezpośrednie wsparcie finansowe, umorzenie kredytów zaciągniętych w czasie rządów Edwarda Gierka, pomoc w redukcji polskiego długu w Klubie Paryskim, niemieckie inwestycje i gwarancje rządowe na zakup towarów oraz wsparcie dla Polski w drodze do NATO i Wspólnoty Europejskiej. Zwłaszcza w tym ostatnim obszarze oraz w kwestii zadłużenia rząd niemiecki wyszedł stronie polskiej naprzeciw.
Dość szybko konieczne okazało się jednak także uregulowanie kwestii granicy na Odrze i Nysie właśnie w perspektywie możliwego zjednoczenia Niemiec. I tu pojawiły się problemy wywołujące nieufność wobec Helmuta Kohla. Kanclerz RFN, jak wiemy, podporządkowywał swoją politykę wyborom do Bundestagu. Tak było i w tym wypadku. Dla strony polskiej zabrakło jednoznacznej deklaracji ze strony kanclerza, że granica na Odrze i Nysie jest akceptowalna. Zapewniania takie pojawiały się w rozmowach w cztery oczy, ale na forum publicznym Kohl milczał. Nie sądzę, by kanclerz chciał rewidować granicę, on po prosu chciał wybrać te kilka punktów procentowych głosów, które mogły mu przynieść jeszcze dość silne wtedy tzw. związki wypędzonych.
Wracając do wizyty Kohla, warto przypomnieć, że przerwał on ją na jeden dzień, by udać się do Berlina Zachodniego w związku z upadkiem muru. Decyzja zupełnie zrozumiała, jednak wywołała ona irytację polskich polityków. W końcu przerwanie wizyty państwowej to poważna sprawa. Mam wrażenie, że do wzrostu tej irytacji przyczyniła się też zmiana nastroju Kohla po powrocie. Nagle okazało się, że Polska nie jest już kluczem do zjednoczenia Niemiec, ale że odbywa się ono oddolnie siłami samych Niemców.
PAP: W kontekście wydarzeń roku 1989 warto spytać o nastroje Polaków zamieszkujących tzw. ziemie odzyskane i ich stosunek do Niemców. Wciąż dominował strach przed ich powrotem?
Dr Dominik Pick: Strach przed powrotem Niemców na „ziemie odzyskane” istniał przez cały okres PRL. W roku 1989 odżyły one na chwilę, by zacząć zanikać po podpisaniu układu granicznego. Warto jednak przypomnieć późniejsze obawy sprzed roku 2004, czyli wejścia Polski do Unii Europejskiej, gdy wiele osób obawiało się wykupywania ziemi w Polsce przez Niemców. Obawy te okazały się nieuzasadnione.
Okazało się, że jeśli ktoś kupuje ziemię w Polsce, to osoby polskiego pochodzenia, a w ostatniej dekadzie coraz częściej w rejonie pogranicznym widzimy proces nabywania domów w Niemczech przez Polaków. Ale tak, obawa przed powrotem Niemców istniała i wzmacniało ją wspomniane już stanowisko Kohla. Trzeba przyznać, że ówczesny zachodnioniemiecki minister spraw zagranicznych Hans Dietrich Genscher takich oświadczeń na rzecz Polski nie skąpił, jednak słowo: kanclerz ma inną wagę.
Wydaje mi się, że strach przed Niemcami ugruntował się w Polsce w okresie komunizmu. Propaganda wykorzystywała ten argument, by legitymizować własną władzę. W końcu wiele osób naprawdę wierzyło – i początkowo może nie bez racji – że gwarantem polskiej granicy zachodniej był Związek Sowiecki. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych polscy politycy nie chcieli, by wojska sowieckie zbyt szybko wycofały się z tej części Europy – właśnie z obawy przed działaniami rewizjonistycznymi ze strony Niemiec. To przekonanie niestety do dziś jest dość powszechne. Widzimy często niechęć i obawę przed dominacją ze strony Niemców, natomiast brak chęci współpracy.
PAP: Jaki jest stan wiedzy współczesnych Niemców o murze berlińskim i reżimie komunistycznym w NRD?
Dr Dominik Pick: W Niemczech inwestuje się duże pieniądze w propagowanie wiedzy o historii NRD i upadku muru berlińskiego. Bez wątpienia mur jest do dziś ważną atrakcją turystyczną i istotnym elementem niemieckiej kultury pamięci. Jest symbolem upadku komunizmu dla całej Europy Środkowo-Wschodniej. Faktycznie jako wydarzenie medialne doskonale się do tego nadawał.
NRD natomiast praktycznie nie jest uznawana za wartościową część niemieckiej przeszłości. W tym roku z okazji wystawy sztuki enerdowskich artystów „New York Times” w bardzo interesujący sposób opisał, że nawet enerdowska sztuka nie przedostała się do świadomości Niemców.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /