Różne oblicza pamięci historycznej w Polsce, na Litwie, Ukrainie i Białorusi oraz ich wpływ na aktualne stosunki między tymi państwami były tematami debaty „Przeszłość łączy czy dzieli? Tożsamości narodowe a proces zbliżenia państw”, która odbyła się w środę w Warszawie.
Uczestnicy debaty, zorganizowanej m.in. przez Muzeum Historii Polski, zastanawiali się nad wpływem przeszłości na współczesne stosunki Polski z Ukrainą, Litwą i Białorusią (ULB) oraz rozmawiali o działaniach jakie należy podjąć, aby przezwyciężyć nieufności między wspomnianymi narodami.
"Byliśmy edukowani o historii na podstawie XVII-wiecznych map Rzeczypospolitej Obojga Narodów i myśleliśmy, że to Polska (...). Błędem Polaków jest mówienie np. Litwinom: +wspaniale żyliśmy w dawnej Rzeczypospolitej+. Powinniśmy raczej zrozumieć, dlaczego oni nas czasem nie lubią, po to, aby podjąć z nimi dialog" - tłumaczył Kazimierz Wóycicki.
Były opozycjonista, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik mówił, że "pytanie o pamięć jest pytaniem o to, co kształtuje naszą świadomość". Jego zdaniem debata na temat pamięci historycznej w Europie Środkowo-Wschodniej nabiera wagi wraz z upływem czasu dzielącego nas od upadku komunizmu. "O ile pierwsza faza dążeń do wolnosci w omawianym regionie była związana z +odkopywaniem+ tego, co nas łączy, obecnie dominuje fenomen konfliktów" - wyjaśnił.
O znaczeniu przeszłości w stosunkach międzynarodowych mówił prof. Alvydas Nikzentaitis z Instytutu Historii Litwy w Wilnie. Jak tłumaczył, przeszłość jest podstawą budowania narodowych tożsamości, przy czym odnoszeniu się do przeszłości towarzyszą zazwyczaj emocje, którymi manipulują politycy. "Jeśli chcemy temu zapobiec, musimy tworzyć alternatywne kanały komunikacji. Przeszłość można bowiem również wykorzystać dla zbliżenia narodów" - konkludował.
Jeśli chodzi o Polskę, Litwę, Ukrainę i Białoruś - wyjaśniał Michnik - można mówić o "wspólnocie urazów". "W przypadku stosunków z Ukrainą zawsze będzie istniał spór, czy +szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta+". Przykładem pamięci historycznej dzielącej Polaków i Ukraińców jest pamięć o przywódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii Stepanie Banderze. Jak przypomniał Michnik, na Ukrainie Zachodniej Banderze stawiane są pomniki i tablice.
Ukraiński publicysta Andrij Portnow mówił, że publiczna debata dotycząca najnowszej historii jest na Ukrainie w zaawansowanym stopniu, a szczególnie często poruszany jest temat Bandery. "Chodzi w tym przypadku raczej nie o konkretnego człowieka, terrorystę politycznego (...) a o symbol, który w kanonie sowieckiej narracji historycznej o Ukrainie został uznany za wroga nr 1" - tłumaczył.
Jak mówił, w historiografii ukraińskiej często przewijają się wątki antypolskie, np. manipuluje się wydarzeniami związanymi z rzezią wołyńską. "Pisanie o Banderze i innych drażliwych sprawach jest wyrazem kompleksów i niewiary Ukraińców, że ich ojczyzna w ogóle przetrwa" - uznał Portnow.
Były opozycjonista i publicysta Kazimierz Wóycicki mówił, że w przypadku stosunków Polski z państwami z regionu ULB potrzebna jest swoboda nieskrępowanego opowiadania o przeszłości. "Byliśmy edukowani o historii na podstawie XVII-wiecznych map Rzeczypospolitej Obojga Narodów i myśleliśmy, że to Polska (...). Błędem Polaków jest mówienie np. Litwinom: +wspaniale żyliśmy w dawnej Rzeczypospolitej+. Powinniśmy raczej zrozumieć, dlaczego oni nas czasem nie lubią, po to, aby podjąć z nimi dialog" - tłumaczył.
Do wypowiedzi Wóycickiego nawiązał Michnik: "W Polsce istnieje raczej obyczaj bicia się w cudzą pierś, aniżeli w swoją" - powiedział. Przytoczył rozmowę z Jerzy Giedroyciem, który radził mu: "Nigdy nie powtarzaj, że Miłosz był Litwinem. To Białorusin o równie słabej tożsamości narodowej, co cały białoruski naród".
Prof. Aliaksandr Smalianczuk z Europejskiego Uniwersytetu Humanistycznego w Wilnie mówił, że na Białorusi zarówno Miłosz, jak i Giedroyc są bardzo ważnymi osobami. Białorusinom bliskie są zwłaszcza idee zbliżenia narodów Europy Środkowo-Wschodniej, które głosił redaktor paryskiej "Kultury". "Polaków i Białorusinów dzieli nie historia, a zakłamana pamięć" - wyjaśnił Smalianczuk. Jak mówił, "Białoruś to maleńki Związek Radziecki, przy czym Związku już nie ma, a ideologia została".
Według dyrektora berlińskiego Centrum Badań Historycznych PAN prof. Roberta Traby, "pamięć to naturalny, nigdy nie zakończony proces konstruowania naszej tożsamości, który prowadzi do redefiniowania siebie (...). W dyskusji o pamięci nie można zapominać także o +zapominaniu+". Jak tłumaczył, to właśnie zapominanie krzywd i win, a nie rozdrapywanie ran historycznych przyczyniło się do powstania demokratycznych społeczeństw.
Dyrektor Muzeum Historii Polski Robert Kostro powiedział, że nie wolno bać się opowiadać o historii, choć należy to robić odpowiedzialnie, aby nie szkodzić sobie nawzajem. Jak tłumaczył, głównym problemem Polaków, Litwinów i Ukraińców jest nieumiejętność rozmowy. "Często nie potrafimy wsłuchiwać się w racje innych, a jest to niezbędne, aby dociec prawdy" - podsumował.
Dyrektor Muzeum Historii Polski Robert Kostro powiedział PAP, że nie wolno bać się opowiadać o historii, choć należy to robić odpowiedzialnie, aby nie szkodzić sobie nawzajem. Jak tłumaczył, głównym problemem Polaków, Litwinów i Ukraińców jest nieumiejętność rozmowy. "Często nie potrafimy wsłuchiwać się w racje innych, a jest to niezbędne, aby dociec prawdy" - podsumował.
Debata była częścią projektu „Dialog Pamięci Historycznych w Regionie ULB”. Dyskusja towarzyszyła przygotowanej przez stołeczne Muzeum Historii Polski wystawie „Pod wspólnym niebem. Rzeczpospolita wielu narodów, wyznań, kultur (XVI-XVIII w.)”, którą można oglądać na Zamku Królewskim w Warszawie do końca lipca.
Organizatorami debaty były: Muzeum Historii Polski, Instytut Historii Litwy Litewskiej Akademii Nauk, Instytut Historii Nauki Polskiej Akademii Nauk i Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego. (PAP)
wmk/ abe/