„Był doskonałym aktorem, nie tylko grał boksera. Bardzo wielu reżyserów chciało z nim pracować. Był czarującym, wspaniałym człowiekiem”–tak wspomina zmarłego w nocy z czwartku na piątek Leszka Drogosza w rozmowie z PAP jego przyjaciel, aktor Daniel Olbrychski. Leszek Drogosz był jednym z najwybitniejszych polskich pięściarzy, nazywany często „Czarodziejem ringu”. Brązowy medalista olimpijski z Rzymu w 1960 roku, trzykrotny mistrz Europy, wielokrotny medalista mistrzostw Polski. Miał 79 lat.
Olbrychski poznał osobiście Drogosza na planie filmu „Bokser” Juliusza Dziedziny w 1966 roku. Swoje wspomnienia rozpoczyna jednak od 1953 roku, kiedy jeszcze jako dziecko słuchał radiowych relacji z mistrzostw Europy w boksie. Wówczas Leszek Drogosz wywalczył w Warszawie złoty medal w wadze lekkopółśredniej. Zwyciężył w finale z reprezentantem Irlandii Terence’em Milliganem. Polacy zdobyli wtedy łącznie 5 złotych medali.
„Marzyłem o tym, żeby poznać tych wspaniałych młodych mężczyzn i byli dla mnie wzorcami, bardziej rozpalali wyobraźnię niż bohaterowie Trylogii Sienkiewicza” – powiedział PAP Olbrychski.
Wspólna praca na planie filmowym rozpoczęła wieloletnią przyjaźń aktora ze sportowcem.
„Bardzo szybko stał się jednym z moich najbliższych przyjaciół. Do tego stopnia, że gdy zawierałem moje pierwsze małżeństwo z Moniką Dzienisiewicz w 1967 roku, to za świadków miałem największego polskiego aktora Tadeusza Łomnickiego i największego ówcześnie polskiego boksera Leszka Drogosza” – wspominał.
Od końca lat 80. wspólnie wyjeżdżali na wakacje do Cetniewa. Ostatni raz w lipcu tego roku: „To były nasze ostatnie - już mniej sportowe - wakacje. Wtedy dowiedziałem się o jego chorobie i właściwie już od paru dni wiedziałem od żony, że bardzo cierpiał” – dodał aktor.
Jak wspomina Olbrychski sam Jerzy Kulej (zmarły w lipcu 2012 r.) mówił o nim, że „to był bokser, którego w ringu trzeba było szukać. Nigdy nie wiadomo było, w którym miejscu jest i z której ręki się od niego dostanie”. (PAP)
mjk/ co/