Chciałoby się myśleć, że zwycięstwo „Parasite” w kategoriach najlepszy filmy międzynarodowy oraz najlepszy film to syndrom nadchodzącej przemiany, ale na razie zachowam nieprzesadny optymizm w tej kwestii - powiedziała krytyk filmowa Kaja Klimek komentując tegoroczne Oscary.
"Parasite" Bonga Joon-ho został w nocy z niedzieli na poniedziałek nagrodzony czterema Oscarami - w tym dla najlepszego filmu, za reżyserię i scenariusz oryginalny. Obraz południowokoreańskiego twórcy zwyciężył też jako pełnometrażowy film międzynarodowy, pokonując m.in. "Boże Ciało" Jana Komasy.
"Chciałoby się myśleć, że zwycięstwo +Parasite+ w kategoriach najlepszy filmy międzynarodowy oraz najlepszy film to syndrom przemiany, która nadchodzi. Ja nie jestem aż taką optymistką, ale radosną nowiną jest to, że film, który naprawdę był najlepszy pod względem artystycznym, spełnionym jako dzieło reżysera i obsady, w którym wszystko zadziałało, został doceniony przez Akademię" - powiedziała Klimek.
Jej zdaniem, przez ostatnie lata działało to inaczej. "Zazwyczaj obstawiam nagrodzone filmy raczej na zimno, próbując wczuć się w sytuację członka Akademii Filmowej. Kiedy myślałam, że film jest dosyć zachowawczy, w miarę przyswajalny, niekoniecznie rewolucyjny, sprawnie zrealizowany, to przeważnie udawało mi się trafić i dostawał on Oscara. W tym roku w żadnej z najważniejszych kategorii nie wygrał film +1917+, który typowałam" - wyjaśniła.
Klimek wyraziła radość, że nagrodę otrzymał film, który podobał jej się najbardziej. "Chciałabym myśleć, że to jest jakiś sygnał, że uwagę Akademii zwrócił film zrealizowany w Korei, czyli nieanglojęzyczny i nieamerykańska produkcja" - mówiła. Jej zdaniem, "jest to oznaka, że dla Akademii kino nie mieści się tylko w Hollywood".
Zwróciła uwagę, że "Parasite" to film azjatycki, zrealizowany przez Koreańczyków oraz z koreańską obsadą. A jej zdaniem "problem z reprezentacją i ukazywaniem ras innych niż biała na ekranie to w ostatnich latach bardzo mocny temat w kontekście oscarowym".
"Dobrze widzieć, że jak już następuje zmiana, to faktycznie taka mocna pod względem wizerunkowym. Chciałabym myśleć, że to wszystko są bardzo dobre wiadomości, które są początkiem dłuższego procesu, ale na razie zachowam nieprzesadny optymizm w tej kwestii" - powiedziała.
Komentując brak Oscara dla "Bożego Ciała", krytyk zauważyła, że kiedy polski film jest nominowany do Oscara, ale go nie otrzymuje, Polacy mają tendencję do myślenia, że przegraliśmy. Jednak, jej zdaniem "sam fakt, że ten film został wyprodukowany pomysłowością i rękami kilku osób, że było właściwie niespodziewane, że może się znaleźć w tym wyścigu, a i tak dotarł tak wysoko, to wspaniały sygnał".
Wskazała, że Jan Komasa jest częścią większej fali reżyserów i reżyserek, aktorów i aktorek, którzy odnajdują się na międzynarodowym rynku filmowym. "Jest to pewna umiejętność, pewna gra i mam wrażenie, że polscy reżyserzy i twórcy, również dzięki wsparciu agentów i PR-owców są w stanie na światowym poziomie w tej grze wziąć udział" - powiedziała. "Przez lata miałam wrażenie, że nie potrafią w nią grać, fajnie jest widzieć, że idzie im coraz lepiej, że coraz wyżej i coraz śmielej sobie poczynają. To jest wspaniałe" - oceniła. (PAP)
autor: Olga Łozińska
oloz/ dki/