75 lat temu, 1 maja 1945 r., tydzień przed kapitulacją III Rzeszy, wykonano wyrok śmierci na mieszkance Poznania, skazanej przez komunistyczne władze za posiadanie odbiornika radiowego. Zakaz posiadania radioodbiorników zniesiono niespełna dwa miesiące później.
Skazaną była Stanisława Marinczenko, Polka, żona Ukraińca. Podczas okupacji małżeństwo to miało status bezpaństwowców - i przywileje przysługujące Niemcom. Mogli mieć radio.
Po przejściu frontu mężczyzna został aresztowany, a „jednocześnie doniesiono Milicji Obywatelskiej, że jego żona przechowuje w domu, wbrew zarządzeniom władz, odbiornik radiowy” - napisał Robert Maciejewski, prokurator Okręgowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu, w artykule „Kara śmierci za radio” (Biuletyn IPN (11/2001).
4 kwietnia 1945 r. donosowi nadał bieg kierownik Referatu Śledczego Komisariatu MO. I już nazajutrz u tej kobiety, z zawodu krawcowej, odbyła się rewizja: w piwnicy znaleziono radioodbiornik marki Philips z głośnikami i parą słuchawek.
Sprawa była poważna. Już 15 sierpnia 1944 r. „Rzeczpospolita” ogłosiła rozkaz dowództwa frontów Armii Czerwonej, które operowały na ziemiach polskich. W komunikacie Agencji Polpress czytamy, że obywatele na „wyzwolonym od niemieckich najeźdźców terenie” mają „w ciągu trzech dni” od wkroczenia Sowietów - „oddać wszystkie radiostacje i radioaparaty nadawcze i odbiorcze”, gdyż zdarza się, że taki sprzęt jest wykorzystywany „przez elementy wrogie i szpiegów, pozostawionych przez nieprzyjaciela na tyłach wojsk radzieckich”.
Sowieckie wojsko ostrzegło ponadto koślawą polszczyzną, że „osoby, które naruszyły powyższy rozkaz będą traktowane jako agenci nieprzyjaciela i pociągani do odpowiedzialności według ustaw stanu wojennego”.
W ślad za tym rozkazem - dekret PKWN „O ochronie Państwa”, wydany 30 października 1944 r. i ogłoszony 3 listopada 1944 (Dz. U. nr 10, poz. 50), miał moc obowiązywania wstecz tj. od 15 sierpnia 1944 r. – a jego artykuł 6. brzmiał: „Kto w czasie wojny bez prawnego zezwolenia władzy wyrabia, przechowuje, nabywa lub zbywa aparat radiowy nadawczy lub odbiorczy podlega karze więzienia lub karze śmierci”.
Z akt sprawy wynika, że Stanisława Marinczenko zaczęła być traktowana jako „agent nieprzyjaciela”. 5 kwietnia 1945 r. została przesłuchana jako oskarżona. Zeznała, iż w chwili wkroczenia wojsk sowieckich do Poznania mąż usunął radioodbiornik z ich mieszkania. Nie wiedziała, że jedynie zniósł radio do piwnicy. Została aresztowana.
Akt oskarżenia trafił do Wojskowego Sądu Okręgowego w Poznaniu 20 kwietnia 1945 r., sformowanego dokładnie miesiąc wcześniej.
Harmonogram tworzenia placówki odtworzył w swym doktoracie Tomasz Karpiński. 22 lutego 1945 r. został powołany na stanowisko prezesa Władysław Garnowski. Ale pierwszy rozkaz wewnętrzny w WSO nr III „regulujący formę urzędowania” wydano 21 marca. Pięć tygodni później Stanisławę Marinczenko skazano. Jej sprawa nosiła sygnaturę WSO 31/45.
26 kwietnia Wojskowy Sąd Okręgowy w Poznaniu na posiedzeniu niejawnym „postanowił rozpoznać sprawę na rozprawie jawnej, bez udziału oskarżyciela i obrońcy”.
Trzydziestominutowa rozprawa odbyła się nazajutrz, 27 kwietnia 1945 r. Oskarżona stwierdziła, że radio należało do męża – a jej pożycie z mężem nie układało się (mąż ją źle ją traktował i bił).
Kobieta prosiła o łagodny wymiar kary. Ale sąd w składzie: Władysław Garnowski – przewodniczący, Eugeniusz Lach i Jan Zaborowski – sędziowie, skazał ją „na karę śmierci, pozbawienie praw publicznych i honorowych na zawsze oraz przepadek całego mienia na rzecz Skarbu Państwa”.
W aktach nie ma uzasadnienia wyroku.
Z dokumentacji wynika, że natychmiast po rozprawie Stanisława M. złożyła wniosek o łaskę. Został odrzucony, gdyż sąd zaopiniował go negatywnie. „W okresie okupacji niemieckiej była wraz z mężem Ukrainką na prawach niemieckich i na tej podstawie od 1941 r. posiadała radioaparat, dwa głośniki i parę słuchawek.[…] Fakt, że w okresie okupacji niemieckiej była na prawach niemieckich i korzystała z tych wszystkich przywilei jakie mieli niemcy i obecnie nie wydała radioaparatu, lecz miała go w ukryciu w piwnicy dowodzi, że jest osobnikiem niebezpiecznym dla Państwa Polskiego. Dlatego na łaskę nie zasługuje” - czytamy w piśmie, podpisanym przez prezesa WSO w Poznaniu, dr. nauk prawnych Władysława Garnowskiego.
Tego samego dnia wyrok został zatwierdzony do wykonania. Zgodnie z protokołem egzekucji, Stanisława M. została rozstrzelana o godz. 5.30, 1 maja 1945 r.
Jerzy Poksiński w monografii „TUN. Tatar. Utnik. Nowicki. Represje wobec oficerów wojska polskiego w latach 1949–1956” (1992) stwierdził, że szybkie wymierzanie kary oznaczało w tamtym okresie m.in. niedopuszczanie do stosowania prawa łaski. „Pierwszy prezes Naczelnego Sądu Wojskowego wprost apelował o zgodę prezydenta Krajowej Rady Narodowej na to, +aby sądy doraźne nie musiały przedstawiać próśb o ułaskawienie+ […] Kolejny prezes NSW płk Władysław Garnowski (polski sędzia) polecił sędziom mającym orzekać w trybie doraźnym, aby wyroki śmierci były wykonywane natychmiast, bez przedstawiania prezydentowi próśb o ułaskawienie” - ustalił.
Z tekstu „Zbrodnicza Temida” („Prawo i Życie” 1991, nr 6) wynika, że to polecenie Garnowskiego ściśle wykonywał sędzia Jerzy Biedrzycki, „niszcząc napisane przez skazanych prośby o ułaskawienie”, co odnotował „Z. Mączyński pracujący jako protokolant w sądach wojskowych”.
Kulisy stosowania prawa łaski w pierwszym okresie okupacji sowieckiej zbadał również Radosław Ptaszyński. Bolesław Bierut „w piśmie skierowanym do prezesa NSW precyzował: +co się tyczy prawa łaski – nie ma ono na celu osłabienia ostrza kary lub niwelowania jej przez beztroski liberalizm, lecz jest jednym z nader ważnych i czułych środków penitencjarnych, którego w żadnym razie nie można przekształcać w jakiś rodzaj pasa ratunkowego dla elementów wykolejonych zdeprawowanych i społecznie szkodliwych+” - czytamy w książce „Wojskowy Sąd Rejonowy i Wojskowa Prokuratura Rejonowa w Szczecinie w latach 1946–1955” (2016).
W późniejszym okresie - w kwietniu 1947 r. szef DSS MON i zarazem Naczelny Prokurator Wojskowy płk Henryk Holder wraz z prezesem NSW płk. Władysławem Garnowskim i zastępcą Naczelnego Prokuratora Wojskowego płk. Antonim Skulbaszewskim na podstawie doświadczeń z 1945 r., zarysowali nową politykę karną: „zdecydowani na dalszą walkę przeciw Narodowi i Państwu [...] jako tacy muszą być jak najprędzej, być na zawsze [podkreślenie w oryginale] unieszkodliwieni [...] argumentem, którym przemówimy w sposób ostatecznie przekonywujący do tego rodzaju zbrodniarzy – będzie pluton egzekucyjny”.
Z pism Najwyższego Sądu Wojskowego wynika, że w 1945 r. w Poznaniu przebywało pięciu obrońców wojskowych: „Witold Lompa, Jan Macwaldowski, Marian Podbiera, Marian Schroeder i Urbański Eugeniusz”. Z braku dokumentów nie wiadomo, czy już w kwietniu 1945 r. mieli upoważnienie do stawania przed sądami wojskowymi – czy jeszcze nie.
Źródła przytaczają powiedzonka kolegów sędziego Garnowskiego, które krążyły w poznańskim sądzie: „5 lat dla niewinnych, 10 dla trochę winnych, a 15 i KS dla winnych”, „pięć, dziesięć, piętnaście”, „wiosna, lato, jesień, zima razy dziesięć i już nie ma”. Te cytaty oddają realia wojskowego wymiaru „sprawiedliwości” w 1945 r.
Nad biogramem sędziego Władysława Garnowskiego pracowało wielu badaczy, m.in. Stanisław Płużański, Krzysztof Szwagrzyk, Jerzy Poksiński i Jerzy Forystek.
Był słuchaczem Oficerskiej Szkoły Rezerwy w Radymnie, w 1920 r. walczył z Sowietami, ukończył Wydział Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, zdobył tytuł doktorski, i od 1927 r. pracował w sądownictwie, także w czasie niemieckiej okupacji.
Od wiosny 1943 do lipca 1944 r. działał w podziemnym wymiarze sprawiedliwości Podokręgu AK Rzeszów. Wzmianka o Garnowskim w mundurze LWP znalazła się w raporcie kontrwywiadu AK za okres 14–21 października 1944 r. W relacji o przybyciu sądu z „Lublina”, odnotowano: „W jego skład wchodzi rzeszowski SO Garnowski słynny z surowych wyroków na komunistów, a obecnie ultra lojalny – Jest to sąd wojsk(owy)”.
W ciągu półtora roku awansował od porucznika do pułkownika. Pracował na kierowniczych stanowiskach w sądownictwie wojskowym w Rzeszowie, Warszawie i Poznaniu, także jako prezes Najwyższego Sądu Wojskowego.
Razem z innymi pułkownikami: Zarakowskim, Skulbaszewskim, Karlinerem, Lityńskim, Holderem, należał do specjalnego zespołu partyjnego, oceniającego – zgodnie z zasadami leninizmu-stalinizmu – działania wojskowego wymiaru sprawiedliwości, a także dbającego o właściwą linię polityczną.
2 listopada 1949 r. usunięty ze stanowiska, 28 listopada 1949 r. zwolniony z wojska, potem zatrudniony jako sędzia w Ministerstwie Sprawiedliwości i radca prawny w Ministerstwie Górnictwa.
Władysław Garnowski zmarł w 1954 r., został pochowany na wojskowych Powązkach. „Na nagrobku przed nazwiskiem ma wyryte tylko dwa słowa: doktor prawa” - zauważył Stanisław Płużański.
Historyk IPN Krzysztof Szwagrzyk w książce „Zbrodnie w majestacie prawa 1944–1955” (2000) orzekł, że w latach 1946–1947 sądy, którymi kierował Garnowski, skazały na śmierć blisko 60 osób. Sam wydał co najmniej 23 wyroki główne.
Przewodniczył w sfingowanym procesie zabójców posła Bolesława Ścibiorka. 12 listopada 1946 r. zapadły dwa wyroki śmierci. Bolesława Panka i Wiesława Płońskiego rozstrzelano tego samego dnia.
7 marca 1949 r. Garnowski, jako prezes NSW zarządził egzekucję płk. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” i sześciu żołnierzy WiN z jego oddziału (kpt. Stanisław Łukasik, por. Jerzy Miatkowski, por. Roman Groński, por. Edmund Tudruj, por. Tadeusz Pelak, por. Arkadiusz Wasilewski).
Biogram Jana Zaborowskiego zestawił Rafał Leśkiewicz w materiale „Dokumentacja wojskowego wymiaru sprawiedliwości jako źródło do badań nad historią aparatu represji”: „Absolwent Wydziału Prawa i Nauk Społecznych Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie w 1936 r. W okresie od 1941 do 1943 r. policjant w getcie warszawskim [...] W Ludowym Wojsku Polskim służył od 1 lutego 1945 r. Piastował stanowisko sędziego w WSO w Poznaniu od 1 marca 1945 r.
Wówczas w charakterystyce służbowej napisano: „jest najzdolniejszym sędzią w obecnym składzie tutejszego Sądu. Z pracą sędziowską bardzo dobrze obznajomiony i pracy swej oddaje się z zamiłowaniem”.
W kolejnej opinii odnotowano, że Zaborowski „miał wyczucie praworządności demokratycznej oraz zrozumienie dla obecnych interesów państwa polskiego”. A 5 lipca 1946 r. został powołany na stanowisko zastępcy szefa WSR w Poznaniu.
Inne źródła podają, że 23 listopada Zaborowski został szefem sądu w Poznaniu.
Jako porucznik „prowadził cykl wykładów dla kursu podoficerów Milicji Obywatelskiej w Poznaniu oraz cykl wykładów na temat kodeksu karnego Wojska Polskiego dla żołnierzy Wojska Polskiego” – odnotowano w jego teczce personalnej. Będąc w stopniu majora, w 1948 r. został wykładowcą w Oficerskiej Szkole Prawniczej. W 1953 r. - po przeniesieniu do rezerwy – uzyskał wpis na listę adwokatów w Warszawie.
Badacze uważają, że Zaborowski wydał najwięcej wyroków śmierci w sądzie wojskowym w Poznaniu. Wskutek jego orzeczeń stracono co najmniej 36 żołnierzy podziemia antykomunistycznego m.in., z organizacji „Zielony Trójkąt” oraz z oddziału Rudolfa Majewskiego ps. Leśniak.
Jego nazwisko znajdujemy w aktach procesu, który kosztował życie ppor. Jerzego Przerwy, kpr. Wiesława Warwasińskiego oraz szer. Władysława Łabuzy - żołnierzy Wojska Polskiego skazanych przez wojskowy sąd doraźny za zbrojną interwencję w obronie porwanej przez Sowietów kobiety.
„Wyrok zapadł po jednodniowym procesie 7 czerwca 1947 r. […] O winie oskarżonych orzekł […] kierujący Wojskowym Sądem Rejonowym Jan Zaborowski (w czasie niemieckiej okupacji był policjantem w warszawskim getcie)” - napisał Paweł Tomczyk. (Dzieje.pl, 15 czerwca 2017).
Eugeniusz Lach był ławnikiem, który 10 grudnia 1945 r. zadecydował o karze śmierci dla Mariana Josiaka ps. „Bażant”, żołnierza oddziału Leona Wesołowskiego ps. Wichura („Zielony Trójkąt”), oraz pięciu jego kolegów. Wyrok wykonano.
Był także przewodniczącym sądu, który 18 października 1946 r. w Grudziądzu skazał na karę śmierci Konrada Daszkowskiego, 9 grudnia w Chojnicach – Bolesława Pałubickiego, 28 grudnia również w Grudziądzu - Jana Rudzińskiego, a 9 stycznia 1947 r. w Bydgoszczy Jana Rucińskiego.
„Rocznik Ziem Zachodnich” (2/2018) opisał Eugeniusza Lacha, obrońcę przed sądem wojskowym w 1952 r. który, bronił młodzież ze Wschowy, która założyła antykomunistyczną organizację. „Obrońcy […] nie dawali odczuć swoim klientom szczególnego zaangażowania, a nawet sprawiali wrażenie przestraszonych całą sytuacją” - opowiedział Jerzy Berthold, jeden z ówczesnych oskarżonych.
Krzysztof Szwagrzyk w rozmowie z Janem Żarynem oraz Barbarą Polak powiedział, że rola obrońców wojskowych w Polsce „była: żadna. O wpisaniu na listę obrońców wojskowych decydowały władze w Warszawie i władze wojskowe. Taka osoba musiała rozumieć nową rolę obrońcy w Polsce. […] Ci, którzy byli adwokatami po 1948 r., często wcześniej byli sędziami i prokuratorami wojskowymi” - zaznaczył.
3 czerwca 2002 r. „Nasz Dziennik” doniósł o próbie ścigania tej stalinowskiej zbrodni. - „Wszczęliśmy śledztwo w sprawie bezzasadnego orzeczenia przez Sąd Wojskowy w Poznaniu kary śmierci i jej wykonania wobec Stanisławy M., to jest o przestępstwo z art. 225 par. 1 kk. z 1932 r.” - powiedział prokurator Józef Krenz, naczelnik Okręgowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu. Śledztwem zostali objęci „sędzia Władysław G. oraz podprokurator Jerzy K.”, ostatni żyjący uczestnicy tej zbrodni.
Zakaz posiadania radioodbiorników - w którego efekcie wyrokiem sądowym uśmiercono Stanisławę Marinczenko - zniosła niespełna dwa miesiące później, 26 czerwca 1945 r., uchwała Rady Ministrów o radiofonizacji.
Iwona L. Konieczna (PAP)
ilk / skp /