IPN zaprotestował w piątek przeciwko zacieraniu przez władze Rosji śladów o zbrodni katyńskiej. Odnosząc się do sprawy demontażu w Twerze w Rosji tablic poświęconych polskim ofiarom NKWD z 1940 r. podkreślił, że działanie to wpisuje się w tradycje sowieckiego totalitaryzmu.
"Instytut Pamięci Narodowej stanowczo protestuje przeciwko nowej fali zakłamywania Zbrodni Katyńskiej. Takie praktyki oznaczają wpisywanie się dzisiejszego państwa rosyjskiego w tradycje propagandowych manipulacji i zbrodni sowieckiego, stalinowskiego totalitaryzmu" - czytamy w oświadczeniu IPN, które odnosi się do sprawy demontażu w Twerze (dawniej Kalinin) tablic poświęconych zamordowanym tam ofiarom zbrodni katyńskiej - jeńcom obozu w Ostaszkowie.
"Wiosną 1940 roku Związek Sowiecki, wbrew najbardziej elementarnym zasadom cywilizowanej ludzkości, wymordował niemal 22 tysiące oficerów Wojska Polskiego. Byli oni jeńcami wojennymi, pojmanymi przez sowieckich agresorów w czasie inwazji na Polskę, dokonanej przez ZSRS wspólnie z Rzeszą Niemiecką we wrześniu 1939 roku. Wśród miejsc, gdzie dokonywano zbrodni, objętych później wspólną nazwą Zbrodnia Katyńska, były obiekty należące do zarządu NKWD-MGB obwodu kalinińskiego w obecnym Twerze" - przypomina Instytut.
"W późniejszych latach władze sowieckie zakłamywały tę zbrodnię, przypisując ją innym sprawcom i cynicznie wykorzystując kłamstwo katyńskie do uderzeń w państwo polskie wewnątrz koalicji antyniemieckiej. W 1946 roku ZSRS podjął nieudaną próbę skazania za tę zbrodnię przed Trybunałem w Norymberdze zupełnie innych ludzi, nazywając ją ludobójstwem. Aby zatrzeć fakty na temat zbrodni, zbudowano w Katyniu pomnik ukrywający prawdziwych sowieckich sprawców oraz przez dekady prześladowano ludzi świadczących prawdę o Katyniu" - głosi oświadczenie.
"Dopiero w latach 90. władze ZSRS uznały, że nie da się dłużej utrzymać w tej sprawie zakłamania, a podtrzymywanie fałszu przynosi ZSRS szkody polityczne. Przyznały się do sprawstwa zbrodni, publikując stosowne, utajnione wcześniej dokumenty. Jednocześnie w kolejnych latach władze Rosji wciąż odmawiały ujawnienia pełnej dokumentacji śledztwa w tej sprawie, a z czasem zaczęły powracać do różnych form zakłamywania Zbrodni Katyńskiej" - dodano.
IPN przypomniał też, że inskrypcja na jednej ze zdemontowanych tablic, które zawieszone były na budynku dawnej siedziby obwodowego zarządu NKWD-MGB w dzisiejszym Twerze brzmiała: "Pamięci jeńców z obozu w Ostaszkowie zamordowanych przez NKWD w Kalininie. Światu ku przestrodze".
O demontażu tablic, o którym - jak dowiedziała się PAP - wie Ambasada RP w Moskwie, poinformowało radio Swoboda, powołując się na aktywistów z Tweru. Informację o zdjęciu tablic potwierdził PAP Igor Korpusow, zajmujący się miejscami pamięci o ofiarach represji w Twerze.
Nie jest jasne, czemu tablice zostały zdjęte, ani co się z nimi stanie. Twerski portal internetowy Tvernews.ru podał, że aktywista organizacji NOD Maksim Kormuszkin, który brał udział w demontażu tablic powiedział, że będą one u niego w domu, ale gotów jest przekazać je organizacjom społecznym. NOD (Ruch Narodowo-Wyzwoleńczy) to ruch demonstrujący poglądy prorządowe; media niezależne wielokrotnie zarzucały jego aktywistom ataki i prowokacje wymierzone w działaczy opozycji.
Pod koniec 2019 r. z wnioskiem o zdemontowanie obu tablic zwróciła się do władz miejskich prokuratura rejonu centralnego w Twerze, według której tablice zostały umieszczone na gmachu z naruszeniem przepisów. P.o. prokuratora rejonu Elwin Bajdin powołał się m.in. na błędnie podany numer budynku w decyzji komitetu wykonawczego Rady Miejskiej Tweru z 9 września 1991 r. W odniesieniu do tablicy mówiącej o więźniach obozu ostaszkowskiego prokurator stwierdził, że jej treść nie jest oparta na faktach potwierdzonych dokumentami.
Jak mówił wówczas PAP Aleksandr Gurjanow, przedstawiciel Stowarzyszenia Memoriał badającego represje polityczne w Związku Sowieckim, dokumentami świadczącymi o dokonaniu w tym gmachu wiosną 1940 r. egzekucji polskich jeńców z obozu w Ostaszkowie są m.in. protokoły dwóch przesłuchań byłego naczelnika Zarządu NKWD obwodu kalinińskiego (Kalinin to dawna nazwa Tweru - PAP) Dmitrija Tokariewa. W zeznaniu z 1991 r. dokładnie opisał on los ok. 6,3 tys. jeńców obozu w Ostaszkowie. Zapewniał, że sam nie uczestniczył w egzekucjach, organizowanych przez funkcjonariuszy NKWD przybyłych z Moskwy. Wyjaśnił jednak, że polskich jeńców przewożono z Ostaszkowa do wewnętrznego więzienia NKWD w Kalininie i tam nocą rozstrzeliwano. Ciała ukrywano w dołach w pobliskim Miednoje. (PAP)
nno/ awl/ wj/