Z powodu przedawnienia pion śledczy IPN umorzył śledztwo ws. utrudniania w latach 1983-84 śledztwa w sprawie śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka przez milicję. Wcześniej zarzuty utrudniania tamtego śledztwa usłyszał m.in. ówczesny szef MSW gen. Czesław Kiszczak.
Prokurator z warszawskiego IPN Piotr Dąbrowski powiedział we wtorek PAP, że śledztwo umorzono 25 października (o czym wtedy nie informowano). Podstawą umorzenia jest przedawnienie karalności czynów będących przedmiotem śledztwa. To wynik uznania w 2010 r. przez Sąd Najwyższy za przedawnione zbrodni komunistycznych zagrożonych karą do pięciu lat więzienia. Na tej podstawie pion śledczy IPN w 2011 r. umorzył 115 śledztw.
Postanowienie o umorzeniu jest nieprawomocne - mogą się odwołać od niego osoby uznane w śledztwie za pokrzywdzone, m.in. przyjaciel Przemyka Cezary F., który razem z nim był w 1983 r. w stołecznym komisariacie, gdzie doszło do śmiertelnego pobicia.
IPN postawił pierwsze zarzuty w sprawie w 2007 r. Dwóch oficerów SB dostało wtedy zarzuty zastraszania głównego świadka pobicia, kolegi Przemyka Cezarego F. - tak aby wycofał się z zeznań, że bili milicjanci. W 2009 r. Kiszczak dostał zarzut przekroczenia uprawnień przez utrudnianie i kierowanie śledztwa z lat 80. na fałszywe tory. Podejrzany nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień. Groziło mu do 5 lat więzienia. Kiszczak był dwudziestym podejrzanym w śledztwie IPN.
Zabójstwo 19-letniego maturzysty Grzegorza Przemyka, syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, to jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL, wciąż nie do końca wyjaśniona. W maju 1983 r. Przemyk wraz z Cezarym F. świętował na warszawskiej Starówce egzamin maturalny. Zatrzymany przez MO, na komisariacie przy ul. Jezuickiej otrzymał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej. Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władzy komunistycznej.
Zabójstwo 19-letniego maturzysty Grzegorza Przemyka, syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, to jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL, wciąż nie do końca wyjaśniona. W maju 1983 r. Przemyk wraz z Cezarym F. świętował na warszawskiej Starówce egzamin maturalny. Zatrzymany przez MO, na komisariacie przy ul. Jezuickiej otrzymał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach w wyniku ciężkich urazów jamy brzusznej.
Prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły bezprawne działania mające uchronić milicjantów przed karą. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W aktach sprawy zachowała się notatka ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa - sanitariusze". O tej tezie, jako jedynie słusznej, mówiła oficjalna propaganda, która prowadziła też kampanię zniesławiania matki Przemyka i jego otoczenia.
Do tej sprawy Biuro Polityczne KC PZPR powołało specjalny zespół pod kierownictwem odpowiedzialnego za bezpieczeństwo b. szefa MSW gen. Mirosława Milewskiego (nie żyje od kliku lat). "Gdybyśmy chcieli rozprawić się z Przemykiem, wzięlibyśmy fachowców" - mówił Kiszczak na posiedzeniu tego zespołu latem 1983 r.
Realizując wytyczne zespołu, SB zastraszała głównego świadka Cezarego F., który wraz z Przemykiem był w komisariacie. Próbowano go skompromitować, wcielić do wojska, namawiano do wyjazdu za granicę, otoczono gronem współpracowników SB, którzy namawiali go do zmiany zeznań i inwigilowali. Istniał nawet niezrealizowany pomysł, żeby upozorować jego wypadek samochodowy.
Inwigilowano prowadzących sprawę prokuratorów (ich notatki trafiały do SB), a oskarżonych milicjantów i świadków instruowano, jak mają zeznawać. "Ci funkcjonariusze to barany: mówię im, jak mają zeznawać, a oni nic nie rozumieją" - skarżył się - jak wynika z akt - wysoki rangą oficer MO, który instruował milicjantów.
Pod zmyślonymi zarzutami aresztowano pełnomocnika Sadowskiej, mec. Macieja Bednarkiewicza, a przeciwko mec. Władysławowi Sile-Nowickiemu wszczęto postępowanie karne, zarzucając mu "poniżanie naczelnych organów władzy państwowej"; stracił też pracę prokurator, który sprzeciwiał się bezprawnym praktykom MSW.
Przynajmniej o części bezprawnych działań miał wiedzieć ówczesny przywódca PRL gen. Wojciech Jaruzelski.
W lipcu 1984 r., po wyreżyserowanym przez władze procesie, sąd uwolnił od zarzutu pobicia Przemyka dwóch milicjantów - Ireneusza K. i Arkadiusza Denkiewicza - dyżurnego komisariatu z ul. Jezuickiej. Natomiast na 2 i 2,5 roku więzienia skazani zostali za nieudzielenie pomocy pobitemu, po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań, dwaj sanitariusze, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala.
W związku z tym zakończonym procesem gen. Kiszczak w rozkazie wydanym 2 września 1984 r. dotyczącym wyróżnienia funkcjonariuszy MO i SB prowadzących śledztwo ws. okoliczności śmierci Przemyka pisał: "Resort spraw wewnętrznych, nie poczuwając się w najmniejszym stopniu do jakiegokolwiek zawinienia śmierci G. Przemyka, nie mógł pozostać obojętnym wobec jawnej prowokacji i kampanii oszczerstw skierowanej na nasz aparat".
"Podjęte zostały wielokierunkowe działania zmierzające do nadania śledztwu obiektywnego charakteru, ustalenia faktycznych sprawców, pociągnięcia ich do odpowiedzialności i ujawnienia wobec opinii publicznej rzeczywistej prawdy. W wyniku długotrwałej, żmudnej pracy, prowadzonej przez wielu funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa, zgromadzono materiał procesowy obrazujący faktyczny przebieg zdarzenia i rolę jego uczestników, stanowiący zarazem podstawę do uniewinnienia funkcjonariuszy MO i skazania rzeczywistych sprawców śmierci G. Przemyka" - pisał Kiszczak.
W lipcu 2010 r. Sąd Najwyższy uznał za przedawnione samo śmiertelne pobicie Przemyka. SN oddalił wtedy kasację ministra sprawiedliwości od prawomocnego wyroku sądu, który z powodu przedawnienia umorzył sprawę b. zomowca Ireneusza K., oskarżonego o śmiertelne pobicie Przemyka.
SN podkreślił, że ta sprawa jest porażką wymiaru sprawiedliwości. Sąd zaznaczył, że choć kasacja jest bezzasadna, należy wyrazić ubolewanie, że przez ponad 27 lat, w wolnej Polsce, wymiar sprawiedliwości nie zdołał orzec o merytorycznej zasadności zarzutu postawionego oskarżonemu. Sędzia Małgorzata Gierszon zwróciła uwagę, że matactwa z czasów komunistycznych okazały się skuteczne po latach. Dodała także, iż czyn popełniony przez Ireneusza K. nie kwalifikuje się do grupy przestępstw, które nie ulegają przedawnieniu.
Sprawa pobicia Przemyka wróciła do sądów po przełomie 1989 r., gdy uchylono wyroki wydane w 1984 r.
W 1997 r. K. został uniewinniony przez Sąd Wojewódzki w Warszawie, który zarazem skazał Denkiewicza na 2 lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo według psychiatrów na skutek wyroku doznał w psychice zmian uniemożliwiających odbycie kary). Oficera KG MO Kazimierza Otłowskiego skazano na 1,5 roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r. (po apelacji został on uniewinniony). Miał on zarzut IPN, że zasiadając w składzie grupy dochodzeniowo-operacyjnej Komendy Głównej MO w sprawie śmierci Przemyka "kierował pracami, wydawał polecenia służbowe oraz akceptował działania mające nakłonić do przyznania się sanitariuszy".
Potem sprawa K. zaczęła krążyć między sądami. W kwietniu 2000 r. Sąd Okręgowy w Warszawie trzeci raz rozpoczął proces. W czerwcu 2000 r. K. został uniewinniony z braku dowodów. W styczniu 2001 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł, że od 1 stycznia 2000 r. sprawa śmierci Przemyka jest przedawniona. We wrześniu 2001 r. Sąd Najwyższy orzekł, że sprawa wraca do SA, a przedawnienie upłynie dopiero w 2005 r. W 2003 r. rozpoczął się kolejny proces. W styczniu 2004 r. SO uniewinnił K. W czerwcu 2004 r. SA ponownie uchylił wyrok uniewinniający. W grudniu 2004 r. ruszył piąty proces.
W maju 2008 r. SO uznał K. za winnego i skazał na 8 lat więzienia, zmniejszone o połowę na mocy amnestii. Był to pierwszy wyrok skazujący. Sąd uznał wtedy, że w sprawie nie stosuje się ustawy o IPN, lecz przepis Kodeksu karnego i ustawy o nieprzedawnianiu przestępstw aparatu władzy sprzed 1989 r., w myśl którego czyn taki jak pobicie skutkujące ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu - nie przedawnia się.
Wyrok ten uchylił w grudniu 2009 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie, który nie podzielił poglądu SO i prawomocnie uznał, że sprawa przedawniła się 1 stycznia 2005 r., a przepis, na który powoływał się SO i pełnomocnicy ojca Przemyka, nie ma tu zastosowania.
Europejski Trybunał Praw Człowieka ma zbadać, czy polskie sądy należycie wyjaśniły okoliczności śmierci Przemyka. Skargę do Strasburga wniósł Leopold Przemyk, ojciec Grzegorza.
W 2007 r. prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Przemyka Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ pz/ ura/