Pamięć dotycząca pacyfikacji polskich wsi jest bardzo dobrze ugruntowana na poziomie lokalnym. W każdej miejscowości, w której popełniono zbrodnię, istnieje miejsce pamięci – krzyż, tablica pamiątkowa lub pomnik. Społeczności dbają o przekazywanie wiedzy z pokolenia na pokolenie. Nie istnieje jednak w społeczeństwie powszechna świadomość skali mordów popełnianych na mieszkańcach polskich wsi – mówi PAP Ewa Kołomańska, kierownik Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie. 12 lipca obchodzimy Dzień Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej.
Polska Agencja Prasowa: Dlaczego zbrodnie popełniane przez Niemców na mieszkańcach polskich wsi nie są tak silnie obecne w polskiej pamięci historycznej, jak zbrodnie dokonywane w tym samym czasie w miastach, miejscach straceń czy obozach koncentracyjnych?
Ewa Kołomańska: Pamięć dotycząca pacyfikacji polskich wsi jest bardzo dobrze ugruntowana na poziomie lokalnym. W każdej miejscowości, w której popełniono zbrodnię, istnieje miejsce pamięci – krzyż, tablica pamiątkowa lub pomnik. Społeczności dbają o przekazywanie wiedzy z pokolenia na pokolenie. Nie istnieje jednak w społeczeństwie powszechna świadomość skali mordów popełnianych na mieszkańcach polskich wsi. Myślę, że problem ten wynika z niepodejmowania przez wiele lat jakichkolwiek badań historycznych dotyczących tych wydarzeń. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ukazało się kilka opracowań dotyczących martyrologii wsi polskiej, ale nie przebiły się przez inne badania dotyczące zbrodni popełnianych pod okupacją niemiecką. Wówczas najważniejszym tematem polskiej historiografii były zbrodnie popełniane na Polakach w niemieckich obozach zagłady. Ich skala „przykrywała” mordy popełniane we wsiach rozsianych po całym terytorium II RP. Zupełnie też nie badano skali zniszczeń gospodarczych.
Pamiętajmy, że mieszkańcy polskich wsi byli mordowani nie tylko przez Niemców, ale również m.in. przez nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu. Zbrodnia wołyńska była w PRL niemal całkowicie przemilczana i zupełnie nieupamiętniona. Zbrodni na mieszkańcach polskich wsi dopuszczały się także oddziały partyzantek sowieckich oraz oddziały NKWD. Wydaje się, że dopiero dziś jest odpowiedni moment na przypomnienie o setkach zniszczonych i spacyfikowanych wsi oraz o skali martyrologii. Rolą Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie jest przypominanie o tych wydarzeniach i pogłębianie wiedzy o ich przebiegu. Według obecnych ustaleń takich miejsc jak Michniów było 817. Wiemy, że ta liczba może być znacznie zaniżona, ponieważ obejmuje wyłącznie miejscowości znajdujące się w obecnych granicach Polski.
PAP: Pierwszych zbrodni na polskich wsiach dokonały siły niemieckie już w pierwszych dniach września 1939 r. Były to spontaniczne czy raczej zaplanowane akty terroru?
Ewa Kołomańska: Do 1940 r. zbrodnie popełniane na polskich wsiach były uzasadniane działalnością wojska polskiego, ale zdarzały się również inne przyczyny popełnianych mordów. Zdarzały się przypadki próbowania na wsiach nowych rodzajów broni, np. sprawdzenia, czy przez wiejską chatę można przejechać czołgiem, lub sprawdzania na mieszkańcach skuteczności miotaczy płomieni. W tym czasie zniszczono i spacyfikowano prawie 400 miejscowości. Te zbrodnie nigdy nie wynikały z oporu miejscowej ludności. Początek września 1939 r. to było zasianie terroru. Niemcy obawiali się masowego oporu Polaków i w ten sposób dążyli do jego zdławienia.
W późniejszym okresie okupacji zbrodnie uzasadniano także względami ekonomicznymi, takimi jak niedostarczanie obowiązkowych kontyngentów. Mordy były dla Niemców również sposobem egzekwowania zarządzeń dotyczących wyjazdów na roboty w Rzeszy. Dokonywano ich też z powodu pomocy udzielanej przez mieszkańców wsi ludności żydowskiej. Wreszcie pretekstem była również rzekoma lub rzeczywista pomoc niesiona oddziałom polskiego podziemia. Można powiedzieć, że każda próba przeciwstawienia się władzom niemieckim mogła być pretekstem do pacyfikacji.
PAP: W jaki sposób Niemcy wykorzystywali podziały narodowościowe na Kresach?
Ewa Kołomańska: Niemcy zdawali sobie sprawę z wielu animozji pomiędzy Polakami a Ukraińcami. Te różnice pogłębiła okupacja sowiecka, kiedy wywózki na wschód dotknęły ludność polską, podczas gdy Ukraińcy zazwyczaj nie byli nimi objęci. Niemcy wspierali ruchy nacjonalistyczne, zarówno w celu represjonowania Polaków, jak i Ukraińców. Formacje kolaboracyjne często dezerterowały i dołączały do struktur OUN lub UPA i dokonywały zbrodni na mieszkańcach polskich wsi. Zdarzały się nawet przypadki, że Niemcy przekazywali Polakom uzbrojenie, aby mogli bronić swoich wsi przed atakami Ukraińców. W niektórych raportach podkreślano, że skala zbrodni i okrucieństwo w zadawaniu śmierci są tak wielkie, że Polakom należy pomóc. Zdarzały się też przypadki eskortowania mieszkańców wsi do większych miast. Najczęściej wysyłano ich później na roboty w głąb Rzeszy.
PAP: Przykład Michniowa pokazuje, że niemieckie zbrodnie nie zawsze pozostawały bezkarne i często Polskie Państwo Podziemne odpowiadało działaniami odwetowymi.
Ewa Kołomańska: Polskie Państwo Podziemne stosowało działania odwetowe wobec Niemców, ale również dokonywano likwidacji konfidentów i innych współpracowników Niemców.
Trzeba pamiętać, że główną przyczyną pacyfikacji Michniowa była współpraca mieszkańców z oddziałami AK Jana Piwnika ,,Ponurego”. 12 lipca w godzinach rannych Niemcy otoczyli wieś i rozpoczęli aresztowania osób podejrzewanych o współpracę z podziemiem. Zatrzymano ponad 100 mężczyzn, których większość spalono żywcem w wyznaczonych stodołach, nielicznych zastrzelono podczas wstępnych przesłuchań. To wszystko działo się na oczach pozostałych mieszkańców wsi. Po pierwszym dniu pacyfikacji Michniowa oddziały „Ponurego” przeprowadziły akcję odwetową. Wysadzono pociąg niemiecki na linii kolejowej przebiegającej niedaleko Michniowa, zginęło kilkunastu lub kilkudziesięciu Niemców – tu źródła nie są zgodne. Trudno dziwić się, że tak szybko zdecydowano się na przeprowadzenie odwetu, jeśli weźmie się pod uwagę, że duża część żołnierzy oddziału pochodziła z Michniowa. Gdy oddział „Ponurego” wkroczył do Michniowa, zobaczył płonące domy, często należące do ich rodzin, oraz ciała zamordowanych bliskich. Trudno było ich więc powstrzymać przez dokonaniem odwetu. Niestety doprowadził on do kolejnej pacyfikacji wsi. Części mieszkańców udało się jednak uciec. Na miejscu pozostały głównie dzieci i kobiety, które bały się, że w czasie ucieczki grozi im jeszcze większe niebezpieczeństwo. Nie wierzyły również, że Niemcy powtórnie dokonają tak wielkiej zbrodni.
PAP: Jakimi źródłami do zrekonstruowania tamtych wydarzeń dysponują historycy? Na ile jesteśmy dziś w stanie odtworzyć bieg wypadków?
Ewa Kołomańska: Są to głównie protokoły przesłuchań świadków złożone przed Główną Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, lecz także dokumenty niemieckie, m.in. wnioski odznaczeniowe, raporty z lipca 1943 r. Posiadamy też zeznania mieszkańców Michniowa składane po aresztowaniu przez Niemców 12 lipca. Zostali przewiezieni do więzienia w Kielcach. Zachowały się również raporty niemieckie. Wszystkie te materiały pozwalają nam odtworzyć przebieg wypadków podczas pacyfikacji Michniowa. Warto dodać, że do dziś żyje kilkudziesięciu mieszkańców Michniowa, którzy przeżyli pacyfikację i pamiętają tamte wydarzenia.
PAP: Czy z zeznań składanych przez świadków wynikały jakiekolwiek próby pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców tej zbrodni?
Ewa Kołomańska: Problem odpowiedzialności za tego rodzaju zbrodnie wynika m.in. z przyjętej w prawie zasady odrzucającej tzw. odpowiedzialność zbiorową. Podjęto więc kilka prób osądzenia sprawców tego mordu. Dowodzący dokonującym pacyfikacji oddziałem żandarmerii kpt. Gerulf Mayer był sądzony przed austriackim sądem w Grazu. Nie został uznany za winnego pacyfikacji, ponieważ według tamtejszego prawa należało udowodnić, że zabił konkretną osobę. Samo dowództwo lub udział nie pozwalały na wydanie wyroku skazującego. Ostatecznie Mayer za inne przestępstwa został skazany na 11 lat więzienia. W latach siedemdziesiątych przed sądem stanął Albert Schuster, który odpowiadał za pacyfikacje wsi na Kielecczyźnie. Przyznał się do dowodzenia pacyfikacjami, został skazany, a wyrok wykonano. Podobnych przypadków było bardzo niewiele.
PAP: Historia miejsca pamięci w Michniowie jest bardzo skomplikowana. Starania o pełne upamiętnienie zamordowanych mieszkańców polskich wsi trwały wiele lat i dopiero niebawem mają zostać zwieńczone powodzeniem. Jak zmieniało się to miejsce w ostatnich latach?
Ewa Kołomańska: Pomysł budowy Mauzoleum w Michniowie powstał czterdzieści lat temu. Jego realizacja rozpoczęła się trzy dekady temu. Wcześniej pierwszym trwałym upamiętnieniem był pomnik na mogile pomordowanych. Później w jednym z domów powstała izba pamięci, w której prezentowano pamiątki związane z mieszkańcami wsi. Idea upamiętnienia w Michniowie wszystkich wsi spacyfikowanych przez Niemców zrodziła się pod koniec lat siedemdziesiątych. Przez lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte projekty muzeum i memoriału ulegały wielu zmianom. W 1997 r. otwarto Dom Pamięci Narodowej i Sanktuarium Męczeńskich Wsi Polskich. Wokół odsłonięto kolejne pomniki i ustawiano kolejne krzyże symbolizujące poszczególne wsie. Delegacje tych wsi przywoziły również urny z ziemią ze swoich miejscowości.
Od dziesięciu lat trwa realizacja projektu Mauzoleum. Etapowość jego budowy sprawiała, że budowa bardzo się przedłużała. Teraz jesteśmy na ostatniej prostej. Tworzymy wystawę i założenia do zagospodarowania terenu. Projekt wystawy jest bardzo ciekawy, angażujący i działający na zmysły, ale również będzie pozwalał na ujrzenie tej części historii polskiej wsi, o której wiedza jest bardzo niewielka. Prawdopodobnie prace uda się zakończyć w listopadzie tego roku.
PAP: Jakie są najczęstsze reakcje zwiedzających to miejsce pamięci?
Ewa Kołomańska: Początkowo dominuje zdziwienie, że tak szeroko pokazujemy tę historię. Nierzadko pojawia się też ciekawość, chęć poznania tej historii; osoby starsze opowiadają swoje doświadczenie, część chcę przekazać rodzinne pamiątki i to one wzbogacają nasze zbiory i nasze wystawy. Uwzględniamy bowiem nie tylko historię pacyfikowanych wsi, lecz i dzieje Polaków mordowanych za pomoc Żydom, zniszczenia wsi, losy wysiedlanych ze swoich domów na terenach wcielanych do Rzeszy czy doświadczenia tych mieszkańców, którzy zostali wywiezieni na roboty przymusowe lub do obozów koncentracyjnych; przypominamy o germanizacji polskich dzieci. Częścią tej historii są także opowieści o zbrodniarzach dokonujących tych czynów. Centralnym punktem jest Michniów, który uznajemy za symbol i przykład pacyfikacji polskich wsi.
Obchodzony 12 lipca Dzień Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej został ustanowiony przez Sejm 29 września 2017 r. Upamiętnia, jak głosi uzasadnienie, mieszkańców polskich wsi „za ich patriotyczną postawę w czasie II wojny światowej – za pomoc udzielaną uciekinierom, osobom ukrywającym się przed prześladowaniami i wysiedlanym, walkę w oddziałach partyzanckich, za żywienie mieszkańców miast i żołnierzy podziemnego państwa polskiego”.
Data obchodów jest symboliczna i nawiązuje do pacyfikacji wsi Michniów w województwie świętokrzyskim, której dokonali niemieccy okupanci. Położony w pobliżu Suchedniowa Michniów stał się symbolem 817 spacyfikowanych wsi polskich – jest nazywany Golgotą wsi polskiej. 12 lipca 1943 r. Niemcy rozpoczęli dwudniową pacyfikację Michniowa – wsi położonej w lasach, której mieszkańcy sprzyjali partyzantom Armii Krajowej, zgrupowanym pod dowództwem por. Jana Piwnika „Ponurego” na pobliskim Wykusie. Najmłodszą ofiarą michniowskiej zbrodni był Stefan Dąbrowa – miał dziewięć dni, gdy został wrzucony do płonącego domu. Wieś zrównano z ziemią. W czasie pacyfikacji lub w związku z nią zamordowano 204 osoby: 102 mężczyzn, 54 kobiety i 48 dzieci. Wiadomo, że liczba ofiar zbrodni może być większa, gdyż losy lokatorów, służby, osób czasowo przebywających we wsi nie są znane.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /