Trzy szklane fiolki z cyjankiem potasu zostały przekazane w czwartek do zbiorów Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Krakowska rodzina, ukrywająca w latach 40. dwie żydowskie dziewczynki, otrzymała je od Armii Krajowej na wypadek, gdyby gestapo wpadło na trop dzieci.
Przekazanie daru miało miejsce w czwartek w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Trzy niewielkie, zamknięte szklane buteleczki zawierające biały proszek trafiły wprost do muzealnego działu konserwacji, gdzie zostaną poddane niezbędnym zabiegom renowacyjnym.
Jak poinformowała rzecznik prasowy MIIWŚ Hanna Mik, fiolki podarowała gdańskiemu muzeum 90-letnia dziś Irena Kopyto – córka Pelagii i Adolfa Bergiel-Opalów. Małżeństwo to podczas II wojny światowej ukrywało w swoim krakowskim mieszkaniu w kamienicy przy ul. Batorego 19 dwie żydowskie dziewczynki – Julittę i Marię - córki zaprzyjaźnionych z nimi sąsiadów, małżeństwa Odrzywolskich.
Buteleczki z cyjankiem potasu dostarczyła małżeństwu Bergiel-Opala Armia Krajowa. "Trucizna miała pozwolić uniknąć niemieckiego okrucieństwa w razie, gdyby rodzina wpadła w ręce gestapo" – poinformowała rzecznik prasowy MIIWŚ Hanna Mik.
Fiolki z trucizną przywiozła w czwartek do muzeum spokrewniona z Ireną Kopytko Magdalena Merta. W rozmowie z PAP wyjaśniła ona, że jej ciotka Irena - z uwagi na wiek i stan zdrowia – nie była w stanie samodzielnie dostarczyć eksponatów.
Cyjanek potasu był w czasie II wojny światowej trucizną, którą dostarczano m.in. działaczom AK, by – w razie dostania się w ręce Gestapo – mogli ją zażyć i uniknąć w ten sposób tortur.
Dyrektor MIIWŚ Karol Nawrocki podkreślił w czasie czwartkowej konferencji prasowej towarzyszącej przekazaniu daru, że buteleczki z cyjankiem są świadectwem tego, z jakim poświęceniem wiązało się, w przypadku polskich rodzin, ratowanie Żydów w czasie II wojny światowej. "Ratowali swoich żydowskich sąsiadów z narażeniem życia" – powiedział Nawrocki przypominając, że cyjanek, w razie wykrycia przez Gestapo urywanych Żydów, dawał tej konkretnej polskiej rodzinie możliwość wyboru pomiędzy "okrutną śmiercią w męczarniach z rąk niemieckich okupantów, a śmiercią spokojną" – tą z użyciem trucizny.
"Ten eksponat będzie w naszym muzeum, po analizach konserwatorskich, po tym, jak zostanie przebadany i zanalizowany, opowiadał o ludziach wrażliwych, gotowych pomagać ludności żydowskiej w strasznych czasach okupacji niemieckiej. Pokazuje on skalę poświęcenia i gotowości do cierpień" – powiedział Nawrocki podkreślając, że jest to pierwszy tego typu eksponat w liczących około 60 tysięcy obiektów zbiorach placówki.
Nawrocki poinformował na konferencji prasowej, że muzeum chciałoby prezentować pozyskane buteleczki z cyjankiem na wystawie głównej. Podkreślił, że będzie to możliwe dopiero po zakończeniu trwającego procesu sądowego dotyczącego praw do wystawy, który wytoczył muzeum kierowany przez prof. Pawła Machcewicza zespół historyków, autorów koncepcji i projektu wystawy.W najbliższym czasie MIIWŚ chce – poza zabiegami konserwatorskimi przy fiolkach – przeprowadzić też badanie chemiczne znajdującego się w buteleczkach proszku oraz badania historyczne dotyczące daru.
Ze wstępnych ustaleń pracowników MIIWŚ wynika, że znajdujący się w butelkach cyjanek mógł ulec rozkładowi, a tym samym prawdopodobnie stracił swoje trujące właściwości. Potwierdzą to, bądź nie, badania chemiczne, które chce zlecić placówka.
Julitta i Maria Odrzywolskie - dziewczynki, które były ukrywane w krakowskim mieszkaniu przez Pelagię i Adolfa Bergiel-Opala, przeżyły II wojnę. Jedna z nich wyemigrowała po wojnie do Kanady, druga została w Polsce. Obie już nie żyją. Za życia utrzymywały kontakt ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa - Ireną Kopytko. (PAP)
Autor: Anna Kisicka
aks/aszw/