W najnowszym numerze „Mówią wieki” podsumowanie powojennych stosunków Polski i dwóch państw niemieckich. W magazynie również historia rozwoju przemysłu na Górnym Śląsku i niezwykle interesujący dokument dotyczący wesel w Krakowie czasów panowania Kazimierza III Wielkiego.
„Wrześniowy numer +Mówią wieki+ (termin publikacji nie jest przypadkowy) został poświęcony w całości problematyce stosunków polsko-niemieckich po roku 1945. Polscy i niemieccy autorzy piszą w nim nie tylko o inicjatywach na rzecz pojednania, lecz również o wzajemnym postrzeganiu” – pisze w artykule wstępnym prof. Michał Kopczyński. Autorzy przypominają nie tylko o niechęci dominującej w stosunkach pomiędzy PRL i RFN, ale również o ledwo skrywanym braku zaufania w kontaktach „bratnich stolic socjalistycznych” – Warszawy i Berlina Wschodniego. Pół wieku istnienia trzech państw po II wojnie światowej to również okres bardzo powolnego zasypywania podziałów. „Nie sposób wreszcie zapomnieć o wyrazach poparcia dla Solidarności płynących z Niemiec po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Wszystko to były kolejne kroki na drodze ku pojednaniu” – podkreśla prof. Michał Kopczyński. Wrześniowy numer „Mówią wieki” przygotowano we współpracy z Fundacją Współpracy Polsko-Niemieckiej, Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie i Niemieckim Instytutem Spraw Polskich w Darmstadt.
W rozmowie na łamach magazynu dyrektor tego ostatniego instytutu podnosi wysuwany od kilku lat postulat budowy w Berlinie budowy pomnika polskich ofiar II wojny światowej. Dr Peter Oliver Loew podkreśla, że „ustanawiając widoczny symbol w Berlinie, niemieckie społeczeństwo ma pokazać Polakom, ale i własnemu społeczeństwu, że Niemcy nie zapomną, jaką ogromną krzywdę wyrządzili Polsce i jej mieszkańcom w latach 1939–1945”. Dziś budowa pomnika jest już niemal przesądzona, ale dr Loew przypomina, że on i jego poprzednicy w Instytucie Spraw Polskich, musieli przełamywać wątpliwości części niemieckich elit intelektualnych. „Wielu intelektualistów w Niemczech zwracało uwagę, że przecież nie tylko Polacy ucierpieli pod niemiecką okupacją i nie należy segregować ofiar według narodowości” – wyjaśnia. Dlatego, jego zdaniem, konieczne jest nie tylko wybudowanie monumentu, ale również powołanie centrum naukowego dokumentującego niemiecką politykę okupacyjną w Polsce.
Pomniki upamiętniające Polaków poległych z rąk Niemców powstawały po 1949 r. wyłącznie na terenie NRD. Ich historię przypomina dr Loew. Pierwsze z nich wznoszono w 1945 r. z inicjatywy uwolnionych więźniów obozów koncentracyjnych i obozów pracy. W 1972 r. powstał największy z nich – pomnik Polskiego Żołnierza i Niemieckiego Antyfaszysty w Volkspark Friedrichshain we wschodnim Berlinie. Jak jednak zauważa dr Loew, pomnik jest już upamiętnieniem całkowicie zdezaktualizowanym. „Po 1989 roku pomnik wielokrotnie wzbudzał kontrowersje, ponieważ ucieleśnia dawną socjalistyczną kulturę historyczną niemal w najczystszej formie” – podkreśla.
Pozory przyjaźni manifestowane m.in. budową wspomnianych pomników ukrywały rzeczywiste stosunki PRL z zachodnim sąsiadem. Prof. Jerzy Kochanowski z UW przypomina zapomniany epizod z dziejów narodzin niemieckiego państwa komunistycznego. Tak zwani „wypędzeni” z ziem odzyskanych stanowili istotną siłę nie tylko w zachodnich sektorach okupacyjnych, ale również strefie sowieckiej. W 1947 r. kierownictwo Komunistycznej Partii Niemiec i Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (tworzących później enerdowską Socjalistyczną Partię Jedności Niemiec) zakwestionowało granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej, sięgając przy tym „po narodowosocjalistyczny argument niezbędnego Lebensraum”. Dopiero interwencja Stalina doprowadziła do „spacyfikowania” nastrojów wśród niemieckich komunistów i rozpoczęcia drogi do zawarcia układu PRL-NRD. Stosunki obu państw były jednak tylko formalnie dobre.
Tytus Jaskułowski z Instytutu Badań nad Totalitaryzmem im. Hanny Arendt w Dreźnie przypomina, że kością niezgody był nawet nieakceptowany przez enerdowskich dogmatyków „liberalizm” systemu PRL. „Gomułka nie zamierzał rezygnować ani ze swojej wizji destalinizacji, całkowicie nieakceptowanej przez NRD, ani własnej, choć konsultowanej z ZSRR (ale nie z Niemcami Wschodnimi), polityki wobec RFN” – wyjaśnia autor. Ze szczególną niechęcią przyjmowano w Berlinie pogląd Gomułki o nieuchronności zjednoczenia państw niemieckich. Kilkanaście lat później, czasowa akceptacja „kontrrewolucyjnej” „Solidarności”, sprawiła że stosunki obu „bratnich” reżimów osiągnęły dno.
Jednym z niewielu argumentów przybliżających oba państwa komunistyczne była postawa rządu RFN, który do 1970 r. konsekwentnie negował istnienie granicy na Odrze i Nysie. W tej kwestii szczególnie aktywny był kanclerz Konrad Adenauer, który wykorzystywał nastroje ziomkostw do zdobywania poparcia politycznego. „Proszę pozwolić, że jeszcze raz podkreślę: decyzja w sprawie niemieckich terenów wschodnich może zostać podjęta tylko w traktacie pokojowym zawartym z rządem ogólnoniemieckim” – mówił „stary kanclerz” na jednym z wieców w lipcu 1960 r., niemal w tym samym czasie, gdy pod Grunwaldem trwały wielkie obchody bitwy.
Przez niemal cały okres PRL Niemcy Zachodnie były nie tylko przedstawiane w oficjalnej propagandzie jako groźny przeciwnik ideologiczny, ale budziły również autentyczną zazdrość Polaków skazanych na życie w gospodarce wiecznego niedoboru. Politolog prof. Klaus Ziemer z UKSW przypomina korzenie zachodnioniemieckiego cudu gospodarczego. Jego zdaniem spektakularny sukces Adenauera i Erharda zadecydowały o zaakceptowaniu nowych Niemiec przez ich obywateli. „Stopniowo cud gospodarczy doprowadził do legitymizacji nowego ustroju politycznego i jego wzmocnienia, tak że pierwsza recesja ekonomiczna w połowie lat sześćdziesiątych nie podważyła już demokratycznego ustroju powojennego” – podkreśla.
Stopniowe przełamywanie podziałów trwająca od połowy lat sześćdziesiątych przyniosło namacalne gesty, takie jak pomoc zachodnioniemieckiego społeczeństwa dla „Solidarności”. Wiele konwojów z pomocą humanitarną napotykała jednak na problemy na granicy niemiecko-niemieckiej. Niechęć wobec „Solidarności” wyrażali nie tylko pogranicznicy NRD, ale też zwykli obywatele. „Postawa większości mieszkańców NRD wobec Solidarności w latach 1980–1981 ewoluowała jednak w niepożądanym przez opozycję kierunku. Początkowa sympatia, a nawet podziw, dla odwagi Polaków szybko zderzyła się z rządową machiną propagandową atakującą Solidarność i odwołującą się do wspomnianych już najgorszych stereotypów” – stwierdza Łukasz Jasiński z Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie. „Solidarnością” pozostawała zafascynowana garstka enerdowskich dysydentów.
W dodatku tematycznym „Ludzie i pieniądze: 1794-1914” przygotowanym we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim czytelnicy mogą zapoznać się z rysem historii regionu, który przed stu laty był główną stawką sporu między Niemcami i odbudowującą się Polską. Już od lat siedemdziesiątych XVIII wieku Prusy stymulowały rozwój górnośląskiego przemysłu. Polityka Berlina wpływała na ogromne zmiany etniczne w tym regionie, szczególnie nowych miastach, takich jak Katowice. „Ewolucja tego ośrodka z polskiej wsi w kierunku niemieckiego miasta w drugiej połowie XIX wieku miała wymiar konfrontacji narodowej i jednocześnie finalizowała wysiłki przemysłowców niemieckich, których celem było stworzenie prężnego ośrodka gospodarczego składającego się z dóbr ziemskich oraz zakładów przemysłowych” – przypomina prof. Miłosz Skrzypek, historyk z Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego. W swoim artykule opisuje proces walki o utrzymanie polskości tych ziem. Jego zdaniem o porażce niemieckich planów całkowitej germanizacji tych ziem zadecydowała polska prasa, edukacja i instytucje społeczne.
Ostatnie miesiące przyniosły dyskusję wokół wprowadzanych przez rząd ograniczenia dotyczące organizacji ślubów i wesel w czasie epidemii. Tymczasem, jak zauważa mediewista prof. Grzegorz Myśliwski, również rządzący w innych epokach regulowali tę sferę życia. Przetłumaczony przez niego dokument pochodzi z obrad rady miejskiej Krakowa z 9 września 1336r. i został zatwierdzony przez króla Kazimierza Wielkiego. Niezwykle szczegółowe przepisy były wymierzone w nadmierny zbytek i publiczne manifestowanie bogactwa. Określano nie tylko maksymalną wartość darów ślubnych, ale nawet ilość dań. „Jeśli któremuś z mieszkańców i obywateli rzeczonego miasta Krakowa przyszłoby organizować wesele, nie może na nim być więcej niż trzydzieści półmisków i do każdego półmiska może [on] przydzielić trzy osoby” – czytamy w dokumencie. Dążono również do ochrony dobrych obyczajów. „Nikt nie może tańczyć poza domem z panną na wydaniu” – stanowczo podkreślali krakowscy rajcy.
Michał Szukała (PAP)