W powszechnej opinii strajki w sierpniu 1980 r. były mocno wspierane przez twórców, a występy aktorów w całej Polsce obrosły już legendami. W praktyce zaangażowanie twórców w sam protest było niewielkie, choć zauważalne.
Niewątpliwie w sierpniu 1980 roku w czasie strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, przebywało kilku literatów oraz inni przedstawiciele środowisk twórczych. Podczas rozmów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego (MKS) prowadzonych przez Lecha Wałęsę z przedstawicielami rządu (najpierw z Tadeuszem Pyką, a później Mieczysławem Jagielskim) w zakładzie znajdowali się literat Lech Bądkowski, który został członkiem prezydium MKS, a potem, do listopada 1980 r., jego rzecznikiem. Byli także m.in. Andrzej Wajda, Tomasz Łubieński, Janusz Głowacki, Ryszard Kapuściński, Antoni Pawlak i Kazimierz Orłoś.
Bogdan Borusewicz tak uzasadniał włączenie przedstawicieli środowisk twórczych w strajk: „Obawiałem się, że strajki zostaną przedstawione jako wyłącznie ruch robotniczy, klasowy. W związku z tym wszystko, co pokazywało, że tak nie jest, że to pospolite ruszenie społeczeństwa, starałem się eksponować. Zjawił się Lech Bądkowski z grupą pisarzy – został natychmiast włączony do Prezydium MKS. Zjawili się aktorzy – zostali zaproszeni na scenę. Żeby pokazać, że wokół MKS gromadzą się wszyscy, że to jest ruch nie tylko robotniczy, lecz także ogólnonarodowy”.
W Gdańsku do protestów dołączyli aktorzy z Teatru Wybrzeże i Opery. Marian Kołodziej z Teatru Wybrzeże opowiadał: „Każdym fibrem skóry wyczuwało się panującą jedność, poczucie wspólnoty, solidarności. Z Teatrem Wybrzeże przygotowywaliśmy dla stoczniowców programy artystyczne, z którymi występowaliśmy w Sali BHP. Czytaliśmy poezje Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Miłosza i Herberta, które w tych ważnych dniach brzmiały szczególnie prawdziwie, adekwatnie”.
Pomijając fakt twórczego zaangażowania aktorów w protest, niewątpliwie tego typu przedsięwzięcia umilały wolno płynący czas w oczekiwaniu na kolejne komunikaty dotyczące negocjacji. Wsparciem dla strajkujących był wydany 20 sierpnia 1980 r. apel 64 intelektualistów, którzy wzywali rząd do rozpoczęcia rozmów oraz przestrzegali przed pochopnymi działaniami władzy: „ Historia nie wybaczy nikomu, kto sięgnąłby po inne rozwiązania niż droga porozumienia”. Według Wiktora Woroszylskiego „inicjatywa wyszła od TKN (Kowalik, Geremek, Jedlicki), potem włączyło się środowisko „Więzi” i DiPu. „Janek Strzelecki wymyślił [Romana] Bratnego i uznano, słusznie, bo to dopiero +zrobi wrażenie+ (+Łukaszewiczowi pociemniało w oczach, kiedy zobaczył ten podpis+). Pojechali do niego Strzelecki z Dziewanowskim i szybko podpisał. +Jakby poczuł, że rzucają mu deskę ratunku+. Oprócz tego DiP opracował własny tekst +Od czego zacząć+- jeszcze nieogłoszony”.
Do Gdańska apel przywieźli Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek. Odczytano go 22 sierpnia 1980 r. Dzień później swoje oświadczenie wydał Oddział Gdański Związku Literatów Polskich wraz z Kołem Młodych, a Lech Bądkowski, kaszubski literat miał okazję odczytać w sali konferencyjnej podczas obrad MKS. Lech Bądkowski pisał: „Było ono kilkakrotnie przerywane oklaskami, po odczytaniu delegaci urządzili owację, odśpiewali „Sto lat” i „Jeszcze Polska nie zginęła”. Wałęsa zaproponował dokooptowanie mnie do Prezydium MKS, jako przedstawiciela literatów. Zostało to przyjęte przez aklamację”. Później Bądkowski został wspomnianym wyżej rzecznikiem MKS.
Jak się jednak okazuje, to nie apel 64 czy oświadczenie gdańskich literatów było pierwsze. Krzysztof Kasprzyk z Gdańska wspomina: „Mój akces dla poparcia strajku nastąpił w momencie podpisania przeze mnie listu popierającego żądania robotników w dniu 18 sierpnia. Była to inicjatywa Koła Młodych przy ZLP, do którego wtedy należałem. Dzień później nasze oświadczenie zostało w stoczni rozpowszechnione i publicznie odczytane. Byliśmy pierwsi, przed Warszawą, przed znanym listem 64 intelektualistów. Czy myśleliśmy wtedy o konsekwencjach podpisu? Czy obawialiśmy się, że srogo za to możemy zapłacić? Nie wiem jakie były obawy czy motywacje moich koleżanek i kolegów z Koła Młodych. Mogę mówić tylko za siebie – to był odruch serca i złości zarazem, owo eksplodujące w myślach słowo +Dość!+. Tym bardziej, że osobiście miałem na pieńku z komuną – rok wcześniej wyrzucili mnie z pracy z wilczym biletem – nikt w Trójmieście nie chciał mnie zatrudnić niemal przez rok. To miała być kara i nauczenie mnie rozumu – moja żona była studentką, a córka miała niepełny rok. Nie było bezrobocia ani zasiłku. Przetrwaliśmy. Naszą decyzją zawstydziliśmy starszych kolegów z gdańskiego ZLP, którzy dwa dni później sprokurowali wspólne oświadczenie – starych i młodych, odczytane przez Lecha Bądkowskiego. Został od razu dokooptowany do MKS, jako doradca”. Tę relację potwierdzał dziennik Wiktora Woroszylskiego.
Podobnie jak w Gdańsku było w innych miejscach w kraju, poza Szczecinem, gdzie Międzyzakładowy Komitet Strajkowy zablokował dostęp do Stoczni im. L. Warskiego osobom z zewnątrz, w tym dziennikarzom, twórcom i przedstawicielom innych środowisk. Tylko Małgorzacie Szejnert, Tomaszowi Zalewskiemu i Tomaszowi Zielińskiemu udało się pozostać na jej terenie. Stoczniowcy dopiero pod koniec strajku zdecydowali się na wpuszczenie Andrzeja Kijowskiego, a także ekonomistów-socjologów, jak Janinę Waluk czy Andrzeja Tymowskiego. Stanisław Wądołowski opowiadał, że dla strajkujących w Szczecinie bardzo ważny był list 64.
W innych miejscach w kraju twórcy związani z opozycją demokratyczną, jak Komitet Samoobrony Społecznej KOR, Studenckich Klubów Solidarności czy innych ugrupowań, przyłączali się do protestów. Na przykład w Poznaniu członek Studenckiego Komitetu Solidarności Lech Dymarski oraz członek Komitetu Samoobrony Społecznej Komitetu Obrony Robotników Stanisław Barańczak zbierali podpisy pod listem otwartym popierającym stocznię oraz pieniądze dla strajkujących robotników. Pod wspomnianym listem widniały również podpisy m. in. Jerzego Ziomka, Egona Naganowskiego, Małgorzaty Musierowicz, Ryszarda Krynickiego, Edwarda Balcerzana, Bogusławy Latawiec-Balcerzanowej, Jana Komolka, Romana Brandstaettera. Lech Dymarski wspominał: „Ranek, ktoś krzyczy: +Poznań stoi+. To oznaczało, że komunikacja stanęła, rozpoczął się strajk Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, który trwał od 28 do 31 sierpnia. Okazało się, że miasto na to czekało. Normalnie obywatel jest wściekły, jeśli staje komunikacja bez zapowiedzi, ale wtedy wszyscy byli szczęśliwi. Ludzie szli, miałem wrażenie, że lewitują ze szczęścia”. Strajki wspierali też aktywnie aktorzy Teatru Ósmego Dnia. We Wrocławiu strajkujących występami wsparli muzycy Opery Wrocławskiej, piosenki śpiewał lokalny bard Roman Kołakowski. W strajk zaangażował się też Lothar Herbst i Leszek Budrewicz.
Generalnie jednak twórcy czekali na rozwój wydarzeń, obserwowali sytuację i sondowali opinie. Warto przypomnieć, że środowisko twórców w Polsce w tym czasie liczyło kilkadziesiąt tysięcy osób oficjalnie należących do związków twórczych (np. Związku Literatów Polskich, Związku Polskich Artystów Plastyków czy Związku Polskich Artystów Fotografików). Dominowało poczucie niepokoju i zagrożenia. Jan Józef Szczepański, krakowski literat, pisał w swoim dzienniku 22 sierpnia 1980 r.: „Uczucie wielkiego niepokoju. Sprawy przybierają obrót coraz bardziej dramatyczny. Zupełny brak wyobraźni władz, kurczowe trzymanie się rutyny, niemożność wyjścia poza fikcję, której wszystko już przeczy – to jest prosta droga ku katastrofie”. Dzień później nadal z wielką rezerwą notował: „Władze jednak przystąpiły do rozmów z Komitetem Międzyzakładowym. To wielki sukces strajkujących. Ale, znając mechanizm tego ustroju, należy – niestety – przewidywać, że będzie to sukces efemeryczny. Zmieni się ekipa, trochę się poluzuje, a potem zacznie się proces fałszowania wszystkiego na nowo”. 4 września 1980 r. Szczepański konstatował: „ Wczoraj o 6 rano zawarto ugodę z górnikami na Śląsku. Władze przyjęły wszystkie żądania. Mimo to nie czuje się nastroju euforii. To nie jest zwycięstwo nad potężnym tyranem, tylko nad bandą oszustów i złodziei. W dodatku nikt jeszcze nie wierzy w jego trwałość”. Niecałe pół roku później Szczepański został prezesem Związku Literatów Polskich, obejmując to stanowisko po zmarłym w marcu 1980 r. Jarosławie Iwaszkiewiczu.
Moment podpisania porozumień w Gdańsku opisał Wiktor Woroszylski, nota bene całkowicie pomijając Szczecin: „Telefon od Krzysztofa Śliwińskiego, że zbierają się u niego, żeby przyjść, potem- że przenoszą się do Drawiczów. Pojechaliśmy we troje […] , na Szczecin spóźniliśmy się, ale oglądaliśmy raz jeszcze Gdańsk. […] Byli Bocheńscy, [Krystyna i Adam] Kerstenowie, [Aldon] Jawłowska, Krzyś Stryjkowski… Potem przenieśliśmy się do Haliny Mikołajskiej (z naszym koniakiem), tam oprócz gospodarzy – Anka Kowalska, Jacek Bierezin, Zosia Romaszewska, Lilka. Lipscy...Ogólne uściski, poczucie wspaniałego, historycznego wydarzenia”.
Koniec strajku opisywał też Janusz Zabłocki, który przebywał w Popielżynie na Dniach Społecznych. „Jeszcze wczoraj zostało podpisane porozumienie Komisji Rządowej z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym w Szczecinie, z Gdańska jednak, który stanowi główny ośrodek ruchu strajkowego, ciągle brak wiadomości. Nie wiadomo, jak to milczenie należy tłumaczyć, ta niepewność wzmaga napięcie. Dopiero koło godz. 15 inż. Stec, kierownik ośrodka w Popielżynie, który siedział cały czas przy radioodbiorniku, przybiega na salę i przez mikrofon informuje, że nadano komunikat o podpisaniu w Gdańsku porozumienia. Entuzjazm nieopisany, burza oklasków, wszyscy wstają z miejsc. Kończymy Dni Społeczne i rozjeżdżamy w nastroju bliskim euforii”.
W ruch „S” angażowali się w różny sposób znani twórcy teatralni z Krakowa. W sierpniu ze spektaklami przyjechał do Gdańska Teatr Stu. Krakowscy artyści na czele z Krzysztofem Jasińskim postanowili zagrać na terenie stoczni w geście solidarności. Z różnych względów do tego nie doszło. Na wieść o porozumieniach zareagował największy polski artysta drugiej połowy XX wieku Tadeusz Kantor, wydawałoby się nieinteresujący się sprawami społecznymi. Jak to tylko najszybciej możliwe postanowił, że zespół Cricot 2 zagra dla stoczniowców. Do występu doszło w grudniu 1980 roku na terenie stoczni. Najnowsza premiera „Wielopole, Wielopole” nie była jednak najlepiej odebrana twierdzą świadkowie. W filmie „Kantor Historia” zrealizowanym przez Muzeum Historii Polski były dyrektor Cricoteki prof. Krzysztof Pleśniarowicz wspomina, że podczas spektaklu doszło do prowokacji: jeden z widzów głośno wyrażał swoje niezadowolenie, co wpłynęło negatywnie na pracę artystów. Prowokatora identyfikowano jako współpracownika SB.
Powstanie NSZZ „Solidarność” zaowocowało gestami ze strony twórców, do których należało np. oddawanie legitymacji partyjnych oraz wezwania na rzecz nowelizacji ustawy o cenzurze, zniesienie list pisarzy zakazanych etc. Zebrania poszczególnych związków twórczych stawały się trybuną polemik w sprawach politycznych i społecznych. W czasie kolejnych wyborów, w poszczególnych stowarzyszeniach, do władzy dochodzili twórcy uważani za zwolenników, nie tyle nowych związków zawodowych, ale głównie idei, które wówczas głoszono. Widocznym znakiem tych działań było powołanie we wrześniu 1980 roku Komitetu Porozumiewawczego Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych na czele którego stanął Klemens Szaniawski. To już jednak inna historia.
Sebastian Ligarski
Autor jest pracownikiem Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Szczecinie.
Źródło: MHP