Postać generała jest wciąż na Litwie postrzegana z dużo większą niechęcią niż Piłsudski i jego udział w inkorporacji Wileńszczyzny. Bez wątpienia „bunt” Żeligowskiego jest niemal nieobecny w polskiej pamięci. Oba narody zaś nigdy nie będą miały jednakowego spojrzenia na ten epizod – mówi PAP dr Dariusz Fabisz, historyk z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Polska Agencja Prasowa: O jaką stawkę toczył się spór polsko-litewski? Czy polskie dążenia do włączenia Wileńszczyzny były uzasadnione z punktu widzenia historycznego i struktury narodowościowej tego regionu?
Dr Dariusz Fabisz: Musimy pamiętać, jak głębokie korzenie historyczne ma sprawa przynależności Wilna. Stosunki polsko-litewskie kształtowały się od czasu pierwszej unii tych państw u schyłku XIV wieku oraz późniejszej unii realnej zawartej w Lublinie. Mówimy więc o kilkuset latach wspólnego funkcjonowania naszych narodów. Drugim istotnym elementem wpływającym na kształt stosunków polsko-litewskich były kwestie geopolityczne. Idea federacyjna Piłsudskiego zakładała, że jednym z ważnych podmiotów planowanego związku państw będzie Litwa. Na działania Piłsudskiego wpływał również sentyment do tego miasta. Wielokrotnie mówił, że jest Litwinem.
Sprawa przynależności Wilna do Polski była uzasadniana dominacją Polaków w jego strukturze demograficznej. Ponad połowa mieszkańców miasta określała się jako Polacy. Drugą grupą liczebnie byli Żydzi. Litwini stanowili maksymalnie 5 proc. tej społeczności. Wilno było zatem bez wątpienia miastem kulturowo polskim. Nieco inaczej te proporcje układały się na prowincji, ale i tam odsetek Polaków był bardzo znaczący. Bez wątpienia mieliśmy więc bardzo silne argumenty. Litwini powoływali się zaś na argumenty historyczne, takie jak stołeczność Wilna w czasach Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Po doświadczeniach I wojny światowej Litwini widzieli szansę zbudowania całkowicie niepodległej Litwy. Stąd wynikał ich brak zaufania wobec Polaków. Uważali, że jakiekolwiek związki z Polską są równoznaczne przede wszystkim ze zdominowaniem politycznym. Zakładali, że ich pozycja będzie przypominała sytuację Węgrów w monarchii austro-węgierskiej. Po 1918 r. koncepcje tego rodzaju związków ponadnarodowych zostały jednoznacznie odrzucone.
PAP: Czy którekolwiek stronnictwo polityczne, niezależnie od ich stosunku do idei federacyjnej, miało wątpliwości co do słuszności zabiegania o włączenie Wileńszczyzny w granice odrodzonego państwa?
Dr Dariusz Fabisz: W szeregach endecji nie było pełnej zgody w sprawie potępienia idei federacyjnej. Tak głosiło oficjalne stanowisko partii, ale nie był to pogląd wszystkich jej polityków i działaczy. Co równie istotne, po buncie Żeligowskiego na polskiej scenie politycznej dyskutowano o słuszności tych działań, ale na zewnątrz Polacy stanowili jednolity front poparcia wobec polskich żołnierzy zajmujących Wileńszczyznę.
Dr Dariusz Fabisz: W szeregach endecji nie było pełnej zgody w sprawie potępienia idei federacyjnej. Tak głosiło oficjalne stanowisko partii, ale nie był to pogląd wszystkich jej polityków i działaczy.
Wśród Litwinów również nie było pełnej zgody. Wielu było otwarcie przeciwnych współpracy z Polską, ale część opowiadała się za federacją. Jeśli spojrzymy na wolę społeczności Wileńszczyzny, zauważymy, że wola wyrażona w wyborach do Sejmu Litwy Środkowej była jednoznaczna. Zdecydowana większość wyborców popierała przynależność tych ziem do Polski.
PAP: Czy toczone w Suwałkach negocjacje polsko-litewskie miały jakiekolwiek szanse na pokojowe zażegnanie konfliktu o Wilno?
Dr Dariusz Fabisz: Toczone we wrześniu 1920 r. negocjacje polsko-litewskie w Suwałkach nie dotyczyły Wilna. W okresie Polski Ludowej część polskich historyków traktowała bunt Żeligowskiego jako złamanie tego porozumienia. Umowa suwalska była porozumieniem wojskowym, a nie politycznym. Nie dotyczyła granic, ale tylko tymczasowej linii demarkacyjnej pomiędzy pozycjami poszczególnych armii. Nawet gdybyśmy założyli, że Żeligowski złamał tę umowę, to należy przypomnieć o inteligencji, którą się wykazał. Swoje działania rozpoczął przed wejściem w życie zawartej umowy. Poza tym poprowadził swoje oddziały trasą, która nie naruszała uregulowań umowy suwalskiej.
Dr Dariusz Fabisz: Ze zrozumiałych względów Piłsudski nie mówił na ten temat zbyt wiele. Znacznie więcej dowiadujemy się ze wspomnień gen. Żeligowskiego spisywanych po 1939 r. na emigracji. W broszurce „Zapomniane prawdy” dokładnie opisał ten epizod.
PAP: Czy jesteśmy w stanie odtworzyć proces podejmowania przez Piłsudskiego decyzji o „buncie” pod przywództwem gen. Lucjana Żeligowskiego?
Dr Dariusz Fabisz: Jesteśmy w stanie odtworzyć ten proces, chociaż nie mamy zbyt wielu źródeł dotyczących tej kwestii. Ze zrozumiałych względów Piłsudski nie mówił na ten temat zbyt wiele. Znacznie więcej dowiadujemy się ze wspomnień gen. Żeligowskiego spisywanych po 1939 r. na emigracji. W broszurce „Zapomniane prawdy” dokładnie opisał ten epizod. Ostatniego dnia września 1920 r. dotarł do Białegostoku. Tam w pociągu na dworcu spotkał się z Piłsudskim. Marszałek żartował, że w sztabie Żeligowski jest nielubiany, bo aż kilka dni zajęło odnalezienie generała. Następnie zakomunikował mu, że państwa Ententy nie chcą przyznać Polsce Wileńszczyzny, a obowiązkiem państwa musi być chronienie tamtejszych Polaków i że są to tereny przynależne Polsce. Dodał, że sytuacja międzynarodowa nie pozwala jednak na otwartą interwencję zbrojną. Marszałek stwierdził, że w tej sytuacji Żeligowski „będzie musiał wystąpić przeciwko Rzeczypospolitej”, ale okoliczności mogą zmusić z kolei Piłsudskiego do wystąpienia przeciw Żeligowskiemu. Wyjaśnił, że nie może dać Żeligowskiemu formalnego rozkazu, bo niemożliwe jest rozkazanie buntu przeciwko zwierzchnikowi.
Żeligowski wahał się, bo nie bardzo rozumiał zamysł Piłsudskiego. Przez całą swoją karierę był raczej daleki od polityki, niespecjalnie rozumiał tę sferę życia. Był prostolinijnym, zdolnym oficerem, który nie radził sobie w grach politycznych. Po tej chwili wahania Żeligowski zgodził się na plan Piłsudskiego. Dostrzegał znaczenie Wilna i Wileńszczyzny, a prośba Marszałka była dla niego bardzo istotna.
W tym czasie toczyły się już przygotowania do tej operacji. Celem było jedynie wyłonienie jej dowódcy i formalnego inicjatora. Żeligowski od tego momentu cieszył się zaufaniem Piłsudskiego i będzie obdarzany tym zaufaniem w kolejnych latach. Polecenia Marszałka były przez niego interpretowane jako rozkazy, a nie decyzje polityczne. Wykluczał więc dyskutowanie na ich temat.
PAP: Jaka była reakcja mocarstw i Ligi Narodów na zajęcie Wileńszczyzny przez Żeligowskiego?
Dr Dariusz Fabisz: Pierwszą reakcją było pojawienie się w Wilnie przedstawicieli Ententy, która przystąpiła do rozmów z Żeligowskim. Ten jednoznacznie i twardo zaznaczył, że tworzy nowe państwo, i zerwał jakiekolwiek związki z Polską. Dodał, że dyplomaci nie mają więc w Wilnie czego szukać. Podobnie zachował się w stosunku do urzędników litewskich. Wszyscy zostali poproszeni o wyjazd z miasta. Zdecydowana większość mieszkańców powitała „buntowników” z entuzjazmem. Żołnierze Żeligowskiego byli zaskoczeni tak ciepłym przyjęciem i spodziewali się dużo większego oporu Litwinów. Brani do niewoli żołnierze i oficerowie litewscy byli szybko uwalniani. Mówiono im, że „buntownicy” nie zamierzają podejmować z nimi walki i ich krzywdzić, bo sami są Litwinami. Żeligowski po zajęciu Wilna natychmiast przystąpił do organizowania struktur administracyjnych Litwy Środkowej.
Dr Dariusz Fabisz: Można powiedzieć, że był to twór quasi-państwowy, który oczywiście posiadał wiele cech państwowości, włącznie z takimi symbolami jak np. znaczki pocztowe. Litwa Środkowa miała własne wojsko złożone ze „zbuntowanych oddziałów” Żeligowskiego, władze państwowe, lokalną administrację i granice. Żeligowski pełnił funkcję faktycznego dyktatora wojskowego.
PAP: Jak można określić to nowe państwo budowane na obszarze Wileńszczyzny?
Dr Dariusz Fabisz: Można powiedzieć, że był to twór quasi-państwowy, który oczywiście posiadał wiele cech państwowości, włącznie z takimi symbolami jak np. znaczki pocztowe. Litwa Środkowa miała własne wojsko złożone ze „zbuntowanych oddziałów” Żeligowskiego, władze państwowe, lokalną administrację i granice. Żeligowski pełnił funkcję faktycznego dyktatora wojskowego. Wprawdzie działała Komisja Rządząca, pełniąca funkcję rządu, złożona również z Litwinów, ale było jasne, że to Żeligowski stoi na czele tego państewka. Dla wszystkich stron było też jasne, że to twór tymczasowy.
Strona polska uważała, że plan „buntu” przyniósł sukces i należy kontynuować politykę faktów dokonanych. Poza werbalnymi protestami aliantów nie pojawił się żaden istotny protest. Sprawą nie byli także zainteresowani bolszewicy, którzy dążyli do zawarcia pokoju. Litwini uznali, że sprawa Wileńszczyzny jest przegrana militarnie. W latach 1920–1922 liczyli na interwencję dyplomatyczną Ententy lub innych państw.
Sam Piłsudski był przekonany, że wobec wrogiej postawy Litwinów jedynym sposobem zakończenia tego konfliktu jest wcielenie Wilna i Wileńszczyzny do Polski. Pragmatycznie stwierdził, że trzeba wymyślić formułę do zaakceptowania przez Ententę i pozwalającą na inkorporację tego obszaru.
PAP: Jak kwestia przynależności Wilna wpłynęła na stosunki polsko-litewskie w dwudziestoleciu międzywojennym i kolejnych dziesięcioleciach?
Dr Dariusz Fabisz: Ciekawy jest punkt widzenia głównego bohatera tych wydarzeń. Gen. Lucjan Żeligowski do końca życia nie pogodził się z tym, że przylgnęło do niego odium buntownika. Miał pretensje do gen. Władysława Sikorskiego, który w jednej z depeszy do Piłsudskiego pytał, „co ma robić w sprawie buntu Żeligowskiego”. Oczywiście Sikorski wiedział o planach „buntu”, ale pisał w ten sposób, aby uwiarygodnić działania generała i jak najdłużej utrzymywać tę wersję wydarzeń.
Dr Dariusz Fabisz: W kolejnych dziesięcioleciach historiografia PRL była w tej sprawie zbliżona do litewskiego punktu widzenia, który określał Żeligowskiego jako watażkę wojskowego. Litwini byli tak niechętni Żeligowskiemu i Piłsudskiemu, że psy łańcuchowe nazywano ich nazwiskami. Generał był również uznawany za symbol wiarołomstwa i niedotrzymywania zawartych umów. Inkorporacja Wilna położyła się cieniem na stosunkach polsko-litewskich na całym okresie międzywojennym.
W kolejnych dziesięcioleciach historiografia PRL była w tej sprawie zbliżona do litewskiego punktu widzenia, który określał Żeligowskiego jako watażkę wojskowego. Litwini byli tak niechętni Żeligowskiemu i Piłsudskiemu, że psy łańcuchowe nazywano ich nazwiskami. Generał był również uznawany za symbol wiarołomstwa i niedotrzymywania zawartych umów. Inkorporacja Wilna położyła się cieniem na stosunkach polsko-litewskich na całym okresie międzywojennym. Apogeum konfliktu nastąpiło w latach 1927 i 1938. Podczas wizyty na forum Ligi Narodów w Genewie Piłsudski, pełniąc wówczas funkcję premiera, zadał premierowi Litwy Augustinasowi Voldemarasowi pytanie o to, czy chce wojny, czy pokoju. Przedstawiciel Litwy odpowiedział, że pragnie pokoju, ale nie poprawiło to istotnie stosunków obu państw. Na szczeblu dyplomatycznym zostały nawiązane po kryzysie z 1938 r.
Można powiedzieć, że odzyskanie Wilna przez Litwę po raz trzeci w XX wieku było dla tego kraju nieszczęściem. Przekazanie im Wileńszczyzny przez okupantów sowieckich jesienią 1939 r. było wstępem do wcielenia Litwy w granice ZSRS w czerwcu 1940 r. Sprawa Wileńszczyzny powróciła w okresie odzyskiwania przez Litwę niepodległości na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Litwini jako warunek nawiązania stosunków dyplomatycznych z Polską żądali od niej oficjalnego potępienia „buntu” Żeligowskiego. Oczywiście postulat ten został odrzucony przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych prof. Krzysztofa Skubiszewskiego. W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych pojawiało się wiele problemów związanych z zapisem polskich nazwisk czy dwujęzyczną pisownią nazw miejscowości, w których mieszkała licząca się mniejszość polska.
W ostatnich latach stosunki polsko-litewskie poprawiły się nie tylko w sferze politycznej, lecz i kontaktów historyków oraz prowadzonych przez nich dyskusji o wspólnej przeszłości. To chyba najlepszy okres w stosunkach polsko-litewskich w ostatnich stu latach. Nie jestem jednak przekonany, czy sprawa „buntu” Żeligowskiego całkowicie odeszła do przeszłości. Wydaje się, że postać generała jest wciąż postrzegana z dużo większą niechęcią niż Piłsudski i jego udział w inkorporacji Wileńszczyzny. Bez wątpienia „bunt” Żeligowskiego jest niemal nieobecny w polskiej pamięci historycznej. Oba narody zaś nigdy nie będą miały jednakowego spojrzenia na ten epizod swojej historii. Celem powinno być raczej zachowanie obiektywizmu w opisie tamtych wydarzeń i zrozumienie ówczesnych intencji obu stron.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /