55 lat temu, 31 października 1965 r., zmarł ppłk Jan Kowalewski, jeden z największych kryptografów w dziejach polskiego wywiadu. Był współautorem polskich zwycięstw w Bitwie Warszawskiej i Operacji Niemeńskiej. Stanowił wzór dla kolejnego pokolenia polskich specjalistów, którzy złamali Enigmę. W ubiegłym roku Senat RP ustanowił 2020 r. Rokiem Jana Kowalewskiego jako „uhonorowanie jego zasług, a tym samym osiągnięć polskiej nauki i myśli technicznej”.
Urodził się 23 października 1892 r. w Łodzi. Zdał maturę w Szkole Handlowej Kupiectwa Łódzkiego w roku 1910. Naukę kontynuował w Belgii na wydziale Chemii Technicznej. W 1913 r. ukończył uniwersytet w Liège. Tuż przed początkiem I wojny światowej wyjechał na Ukrainę – objął tam posadę inżyniera chemika. Również tam zastał go wybuch wojny. Został zmobilizowany do rosyjskiej armii i skierowany do szkoły oficerskiej w Kijowie. Walczył na froncie rumuńskim. Po wybuchu rewolucji lutowej wstąpił do Związku Wojskowego Polaków. Służąc w II Korpusie Polskim, zajmował się wydawaniem przeznaczonej dla żołnierzy prasy. Brał udział w bitwie pod Kaniowem. Uciekł z niemieckiej niewoli i dołączył do Polskiej Organizacji Wojskowej. Wreszcie latem 1918 r. objął stanowisko szefa oddziału wywiadowczego w 4. Dywizji Strzelców Polskich gen. Lucjana Żeligowskiego, tworzonej na południu Rosji. W ten sposób rozpoczęła się jego kariera w polskim wywiadzie.
I wojna światowa udowodniła, jak wielką rolę na nowoczesnym polu walki odgrywa łączność. Zdolność do niemal natychmiastowego przekazywania informacji do oddziałów oddalonych od dowództwa fascynowała teoretyków wojskowości. Siłę radia, zwanego telegrafem bez drutu, udowodniła m.in. katastrofa Titanica. Odebrana przez inne statki prośba o pomoc i jej udzielenie uzmysłowiły skuteczność radia. Dwa lata później przebieg pierwszych batalii wielkiej wojny pokazał również, że podsłuchiwanie rozkazów i meldunków przeciwnika wysyłanych w eter daje możliwość wyprzedzania jego ruchów.
W 1914 r. Rosjanie nadawali rozkazy otwartym tekstem lub stosując bardzo proste szyfry. Jak zauważył jeden z niemieckich generałów, dawało to jego armii ogromną przewagę i sprawiało, że wojna na wschodzie miała dla Niemiec „uproszczony charakter”. Od pierwszych dni wojny polscy radiotelegrafiści zdobywali doświadczenie we wszystkich armiach. Tuż po odzyskaniu niepodległości w polskim Sztabie Generalnym zdecydowano, że tworząc polską łączność radiową i radiowywiad, należy wzorować się na niemieckiej organizacji tych jednostek. Temu założeniu sprzyjało też pochodzenie większości radiotelegrafistów z szeregów tej armii.
Jednym z wyjątków był były porucznik armii rosyjskiej Jan Kowalewski. Wiosną 1919 r. został przydzielony do tworzonej od kilku miesięcy Sekcji Szyfrowej w Oddziale II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Trafił tam dzięki rekomendacji znanego później mjr. Ignacego Matuszewskiego. Przyjaźnili się podczas służby w Polskiej Organizacji Wojskowej. Matuszewski uznał, że Kowalewski jak nikt inny zna strukturę rosyjskiej łączności, przejętej przez bolszewików. Doceniał także jego talent do ścisłego i analitycznego myślenia. Dla jego sukcesów niebagatelna była też znajomość języków obcych: niemieckiego, francuskiego i rosyjskiego. O sukcesie Kowalewskiego zadecydował również przypadek. Zastępując jednego ze swoich kolegów, otrzymał zadanie posegregowania przechwyconych sowieckich depesz radiowych. Punktem wyjścia do złamania sowieckiego kodu było słowo „dywizja”, które z oczywistych względów musiało często występować w meldunkach Armii Czerwonej. W rosyjskim słowie „dywizja” trzykrotnie występuje litera „i”. Idąc tropem zaszyfrowanych słów, w których w odpowiedniej kolejności trzykrotnie pojawiały się te same znaki, błyskawicznie złamał niezbyt wyrafinowany szyfr sowieckich radiotelegrafistów.
Złamanie sowieckich szyfrów pozwoliło nie tylko na przewidzenie przyszłych działań bolszewików, lecz i miejsc koncentracji ich jednostek. Część sowieckich meldunków dotyczyła też nastrojów w szeregach Armii Czerwonej. Plon działań polskiego radiowywiadu był więc bezcenny nie tylko z wojskowego, lecz i politycznego punktu widzenia. Za swoje zasługi 1 czerwca 1919 r. Kowalewski został awansowany do stopnia kapitana.
Błyskawicznie zbudowany przez Kowalewskiego zespół działał według wytycznych sformułowanych przez niego w dokumencie „Projekt radiowywiadu”. Kowalewski zarysował cały mechanizm przechwytywania sowieckich depesz oraz ich szybkiego przekazywania do Biura Szyfrów. Między sierpniem 1919 a lutym 1920 r. pracownicy Biura rozszyfrowali prawie 400 sowieckich depesz. W tym czasie Sowieci co najmniej 22 razy zmieniali swoje szyfry. Aż 21 złamał sam Kowalewski. W kolejnym roku, pomiędzy czerwcem a zawieszeniem broni w październiku 1920 r., złamano 41 szyfrów. 22 złamał Kowalewski. Pozostałe współpracujący z Biurem Szyfrów wybitni przedstawiciele warszawskiej szkoły matematycznej, tacy jak Wacław Sierpiński, Stanisław Leśniewski czy Stefan Mazurkiewicz.
W styczniu 1920 r. po raz pierwszy udało się wykorzystać przechwycone rozkazy Armii Czerwonej do podjęcia działań ofensywnych. Szybka mobilizacja polskich sił nad rzeką Ptycz na Białorusi pozwoliła na przeprowadzenie skutecznego ataku. Bolszewików zaskoczyło to, że był skoncentrowany w najsłabszych miejscach ich linii „Wzdłuż linii kolejowej nieprzyjaciel odepchnął nasze oddziały od mostu kolejowego na rzece Ptyczy i ogniem karabinów maszynowych pancernego pociągu zmusił nasze oddziały do opuszczenia mostu kolejowego” – pisano w radiogramie z 16 lutego 1920 r.
23 lipca 1920 r. polscy radiotelegrafiści przechwycili sowiecką depeszę dotyczącą głównych kierunków uderzenia. Była to informacja bezcenna dla południowego odcinka frontu i zadania dużych strat Armii Konnej Budionnego. Stało się również jasne, że bolszewicy nie skoncentrują wszystkich sił do ataku na Warszawę, ale będą też próbowali atakować na południu. Sowieci dążyli do rozpalenia rewolucji na południe od Karpat.
Na początku sierpnia 1920 r., kiedy Armia Czerwona niemal bez przeszkód parła na Wisłę, polski radiowywiad zrozumiał niemal całość sytuacji na froncie. W swoich wspomnieniach kilkadziesiąt lat później kpt. Jan Kowalewski stwierdził, że Polacy znali już kierunki uderzeń obu sowieckich frontów. Brak było jednak wiedzy dotyczącej łączącej je tzw. Grupy Mozyrskiej. Jednak w pewnym momencie jej sztab zaczął alarmować dowództwo Armii Czerwonej, że jej niewielkie siły są coraz bardziej rozciągnięte. Ta wiadomość okazała się kluczowa dla planów przegrupowania polskich oddziałów przed decydującą batalią.
12 sierpnia Kowalewski złamał kolejny sowiecki szyfr, o kryptonimie Rewolucja. Przechwycone depesze zostały niemal natychmiast przekazane do Belwederu. Wyłaniał się z nich obraz niemal nieistniejącej Grupy Mozyrskiej. Był to ostateczny argument za podjęciem kontrofensywy znad Wieprza. Podsumowanie przechwyconych depesz przedstawił Piłsudskiemu kpt. Tadeusz Schaetzel z Oddziału II. Stanowiły one potwierdzenie informacji o słabości Grupy Mozyrskiej. „Słuchajcie Schaetzel, jeżeli ten meldunek okaże się fałszywy, to ja was każę rozstrzelać. Słyszycie, ja was rozstrzelam” – powiedział Piłsudski. Atak rozpoczął się o świcie 16 sierpnia. Wszystkie informacje przekazane przez polski radiowywiad okazały się prawdziwe. Wielkie zasługi dla losów bitwy mieli również polscy radiotelegrafiści, którzy na sowieckich częstotliwościach zakłócali przekazywanie rozkazów Armii Czerwonej. Zdaniem por. Jana Kowalewskiego „przez dwie krytyczne doby cały front Tuchaczewskiego nie był w stanie nadać czy odebrać ani jednej depeszy radiowej”.
Za udział w pokonaniu Sowietów Kowalewski został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy. Wyższe odznaczenia mogłyby zdradzić jego rzeczywiste zasługi. Wątek udziału polskiego radiowywiadu w zwycięstwach roku 1920 nie pojawiał się w wydawanych w dwudziestoleciu międzywojennym opracowaniach historii wojny i wspomnieniach. Sam marszałek zdobył się na aluzję dotyczącą szpiegowskich umiejętności swoich podkomendnych. „Zasadniczy mój rozkaz przygotowujący bitwę, spotkał się prawie natychmiast z rozkazem pana Tuchaczewskiego. Gdy teraz zestawiam te dwa rozkazy, żałuję niezmiernie, żem nie mógł w owe czasy zajrzeć do tajemnic rozkazowych pana Tuchaczewskiego” – napisał w pracy „Rok 1920”.
Po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej Kowalewski został skierowany na Litwę Środkową, gdzie objął dowodzenie jednej z kompanii. Następnie uczestniczył w III Powstaniu Śląskim, gdzie był szefem wywiadu oddziałów.
Swoje umiejętności oraz doświadczenie przekazał japońskim wojskowym podczas kursu, który prowadził w 1923 r. w Tokio. Po powrocie do kraju został awansowany na stopień majora. Wysłano go także na dalsze studia, które w latach 1925–1927 odbył w Wyższej Szkole Wojennej we Francji.
Po powrocie do Polski został oddelegowany do pracy na placówce. Powierzono mu stanowisko attaché wojskowego w Moskwie, gdzie pracował w latach 1929–1933. W tym czasie prowadził akcje wywiadowcze na rzecz Polski. Przesyłał raporty dotyczące stanu sowieckiej armii, a także nastrojów panujących w ZSRS. Kowalewski starał się też pozyskać do współpracy agentów. Został jednocześnie awansowany na stopień podpułkownika. Za sprawą aresztowania woźnego polskiego attachatu wiosną 1933 r. został zmuszony do opuszczenia Moskwy.
Został oddelegowany na stanowisko attaché wojskowego do Bukaresztu, gdzie miał kontynuować pracę na rzecz obronności Polski w kontekście możliwej agresji ze strony ZSRS. Podczas trzyletniego pobytu w Rumunii doszło do ożywienia kontaktów między tym krajem a Polską.
Powrócił do Polski w 1937 r. Zaangażował się w politykę, został szefem sztabu Obozu Zjednoczenia Narodowego. Z uwagi na różnice w poglądach zrezygnował jednak ze stanowiska niespełna rok później. Wówczas powierzono mu stanowisko w Towarzystwie Importu Surowców „Tissa”, którego głównym zadaniem był import surowców strategicznych dla przemysłu obronnego Polski. Tuż przed wybuchem II wojny światowej Kowalewski zaangażował się również w prace przygotowawcze nad komitetem organizacyjnym towarzystwa dla budowy kanału Bałtyk–Morze Czarne.
Po wybuchu II wojny światowej brał udział w niesieniu pomocy ludności cywilnej Warszawy. Uczestniczył też w ewakuacji polskich władz do Rumunii. Po klęsce w wojnie obronnej organizował w tym kraju komitet pomocy uchodźcom, któremu przewodził do końca 1939 r.
Na początku 1940 r. wyjechał do Francji, gdzie napisał dwa memoranda dotyczące Polski. Jedno z nich dotyczyło możliwości nawiązania porozumienia z Sowietami wyłącznie przy uznaniu przez nich granicy ryskiej jako obowiązującej. Drugie skierowane było w stronę Niemców i dotyczyło złagodzenia ostrego kursu względem ludności polskiej w okupowanym kraju, co mogłoby stanowić podstawy do nawiązania jakiegokolwiek porozumienia.
Po upadku Francji został skierowany do Portugalii. Od 1941 r. kierował w Lizbonie przedstawicielstwem Akcji Kontynentalnej podlegającym MSW – przewodniczył operacjom wywiadowczym na terenie całej Europy oraz prowadził tajne rokowania z przedstawicielami Węgier, Rumunii i Włoch (operacja „Trójnóg”) w sprawie odstąpienia tych krajów od sojuszu z Niemcami. Te negocjacje jednak nie przyniosły rezultatów. Z ramienia rządu emigracyjnego prowadził także rozmowy z niemiecką opozycją antyhitlerowską.
Kowalewski uczestniczył również w akcji uwolnienia rumuńskiego króla Karola II, który po abdykacji i przymusowym wyjeździe z kraju znalazł się na obszarze Hiszpanii. Przy wsparciu innego polskiego oficera, mjr. Zdzisława Żórawskiego, doprowadził do uwolnienia rumuńskiego monarchy oraz jego wyjazdu do Portugalii. W 1944 r. przyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie mianowano go szefem Polskiego Biura Operacyjnego przy Special Forces Headquarters. Koordynował przygotowanie polskich oddziałów do operacji „Overlord”.
Po zakończeniu II wojny światowej pozostał na emigracji. Wydawał w Londynie periodyk „East Europe”, od 1950 r. pod nazwą „East Europe and Soviet Russia”. Współpracował z Radiem Wolna Europa. W latach 1958–1959 był również przewodniczącym Koła Wyższych Studiów w Londynie. Dalej zajmował się szyframi. Jego ostatnim dokonaniem w zakresie kryptoanalizy było złamanie szyfrów polskiego Rządu Narodowego (tzw. szyfry Traugutta), stosowanych w korespondencji z zagranicznymi przedstawicielstwami oraz wewnątrz kraju.
Zmarł 31 października 1965 r. w Londynie. Pośmiertnie uhonorowany został Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.
17 października 2019 r. Senat RP przyjął uchwałę ustanawiającą rok 2020 Rokiem Jana Kowalewskiego. Senatorowie podkreślili jego zasługi dla uratowania Polski i Europy przed zalewem bolszewizmu. Uchwała stwierdza, że o polskim zwycięstwie miały zadecydować inne czynniki niż rachunek sił, a kluczowym elementem wojny było utworzenie przez polskich naukowców najnowocześniejszego w Europie wywiadu radioelektronicznego. Wskazano, że jedną z głównych ról w jego budowie odegrał por. Jan Kowalewski. „Ustanowienie roku 2020 Rokiem Jana Kowalewskiego będzie uhonorowaniem jego zasług, a tym samym osiągnięć polskiej nauki i myśli technicznej” – zapisano w uchwale.
22 września 2020 r. prezydent Andrzej Duda na wniosek ministra obrony narodowej mianował Kowalewskiego na stopień generała brygady.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /