Polacy w 1919 r. zapoczątkowali coś, czego nie zrobiło ani brytyjskie, ani francuskie biuro szyfrów. Później tej samej metody uczyli się oraz wykorzystali ją do złamania „Enigmy” Rejewski, Zygalski i Różycki – mówi PAP prof. Grzegorz Nowik, historyk z PAN, zastępca dyrektora ds. naukowych Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku.
Polska Agencja Prasowa: Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości trzeba było stworzyć lub odtworzyć struktury niezależnego państwa. W jakim stopniu wywiad wojskowy był w tym kontekście ważny dla Józefa Piłsudskiego?
Prof. Grzegorz Nowik: Wywiad zawsze jest niezwykle istotny, ponieważ bez niego, bez dostępu do informacji o tym, co się dzieje wokół odradzającego się państwa, odradzającego się wbrew woli zaborców, w konflikcie z nimi oraz państwami powstającymi na ich gruzach, o tym, co dzieje się wewnątrz, żadna struktura państwowa nie może funkcjonować. Józef Piłsudski miał ogromne doświadczenie lat pracy konspiracyjnej. To, co działo się wokół niego, jakie były nastroje społeczne, jakie siły polityczne oddziaływały na społeczeństwo oraz wiedza o tym, co zamierzają sąsiedzi (czy ich aspiracje państwowotwórcze są sprzeczne z naszymi) – było dla niego bardzo ważne.
Prof. Grzegorz Nowik: Wywiad zawsze jest niezwykle istotny, ponieważ bez niego, bez dostępu do informacji o tym, co się dzieje wokół odradzającego się państwa, odradzającego się wbrew woli zaborców, w konflikcie z nimi oraz państwami powstającymi na ich gruzach, o tym, co dzieje się wewnątrz, żadna struktura państwowa nie może funkcjonować.
PAP: W jaki sposób tworzono kadrę wywiadu wojskowego? Jak traktowano tych oficerów, którzy co prawda byli doświadczeni, ale w czasie wojny służyli jednak w armiach dawnych państw zaborczych?
Prof. Grzegorz Nowik: Głównie przyjmowano oficerów sztabowych i liniowych z armii austriackiej i rosyjskiej, natomiast z armii niemieckiej głównie oficerów liniowych (Polaków w tej armii zazwyczaj nie dopuszczano do funkcji sztabowych). Ci oficerowie przede wszystkim musieli przejść przez sito komisji weryfikacyjnej, która sprawdzała, czy dany oficer nie splamił się działalnością przeciwko narodowi polskiemu i jego niepodległościowym aspiracjom. Tą drogą usunięto m.in. kilku dawnych oficerów żandarmerii rosyjskiej, np. szefa ochrony arcyksięcia Mikołaja Mikołajewicza.
Te zasadnicze decyzje podejmował sam Piłsudski. Jedną z pierwszych, kiedy 10 listopada 1918 r. przyjechał z Magdeburga do Warszawy, był nakaz odnalezienia płk. Józefa Rybaka, oficera austriackiego wywiadu wojskowego, który był odpowiedzialny za kontakty z polskim ruchem wojskowo-niepodległościowym przed I wojną światową w Galicji. Początkowo zarówno Piłsudski, jak i Rybak badali się wzajemnie, natomiast po pewnym czasie Piłsudski nabrał takiego przekonania co do patriotyzmu i rzetelności Rybaka, że dziś możemy powiedzieć, że to nie PPS i jej Organizacja Bojowa, nie polski ruch wojskowo-niepodległościowy (w tym Piłsudski – jaki piszą dyletanci) byli na służbie wywiadu austriackiego, ale wręcz odwrotnie – to Rybak był informatorem polskiego ruchu wojskowo-niepodległościowego w wywiadzie austriackim. Piłsudski nakazał odnalezienie Rybaka, bo to jemu chciał powierzyć zorganizowanie struktur polskiego wywiadu wojskowego, a Rybak pozbierał oficerów z dawnego wywiadu austro-węgierskiego.
Prof. Grzegorz Nowik: Zasługą Karola Bołdeskuła było to, że już wiosną 1919 r. mieliśmy zorganizowaną sieć nasłuchów skierowaną na Rosję, ale także na pozostałe państwa wokół Polski. Przejmowaliśmy praktycznie całą korespondencję, którą można było odczytać, a która nie była szyfrowana.
PAP: Dlaczego zatem Piłsudski chciał zorganizować polski wywiad wojskowy na wzór austriackiego?
Prof. Grzegorz Nowik: Ten wywiad był bardzo dobrze zorganizowany i niezwykle efektywny. Piłsudski miał tego świadomość, bo czytał austriackie dokumenty wywiadowcze, które informowały o tym, co działo się po drugiej stronie frontu. Szczególnie efektywny w ramach tego wywiadu był radiowywiad austro-węgierski.
Józef Rybak na swojego zastępcę, a potem następcę, w Sztabie Generalnym na stanowisku szefa polskiego wywiadu wojskowego zaproponował nikomu wcześniej w Polsce nieznanego ppłk. Karola Bołdeskuła, który w czasie I wojny był szefem radiowywiadu państw centralnych na Rosję. Piłsudski zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że czeka nas walna rozprawa z bolszewicką Rosją. W związku z tym na szczeblu szefa wywiadu według niego powinien być zatrudniony ktoś, kto doskonale zna Rosję i potrafi zorganizować radiowywiad tak efektywny jak ten, który w czasie I wojny mieli na froncie wschodnim Niemcy i Austriacy. Z kolei zastępcą Bołdeskuła został Ignacy Matuszewski, oficer wywiadu POW na Ukrainie, który wychował się w zaborze rosyjskim, wszechstronnie wykształcony i utalentowany, niezwykle inteligentny. Ostatnio ukazała się jego obszerna biografia pióra prof. Sławomira Cenckiewicza, polecam tę lekturę wszystkim zainteresowanym.
PAP: W jaki sposób pracownicy wywiadu pozyskiwali potrzebne informacje?
Prof. Grzegorz Nowik: Istniał oczywiście wywiad agenturalny (mieliśmy np. agentów ulokowanych w różnych strukturach Armii Czerwonej i sowieckiej Rosji), tzw. płytki wywiad zafrontowy, polskie struktury konspiracyjne (głównie POW) działały na obszernych terenach przyfrontowych w Rosji i na Ukrainie, ponadto na froncie przesłuchiwano jeńców, zdobywano informacje z tzw. wywiadu białego (z ogólnie dostępnych danych, głównie prasy, oficjalnych informacji, każdy oficjalny przedstawiciel wojskowy w innym państwie miał taką rolę i sporządzał raporty). Ale oprócz tego nowością był radiowywiad.
Ówczesna sieć łączności tzw. przewodowej lub drutowej w czasie wojny domowej w Rosji toczącej się od 1917 r. została zniszczona, bo wszystkie strony konfliktu niszczyły sieć łączności przeciwnika (zrywali przewody telefoniczne i telegraficzne, wycinali słupy), aby w ten sposób utrudnić mu komunikację. Posługiwano się natomiast łącznością radiową, radiotelegrafią. Wszystkie dokumenty wojskowe były najpierw szyfrowane – zmieniano kolejność liter lub zastępowano litery zestawami cyfr – po czym teksty przekładano na alfabet Morse’a i emitowano w eter.
Zasługą Karola Bołdeskuła było to, że już wiosną 1919 r. mieliśmy zorganizowaną sieć nasłuchów skierowaną na Rosję, ale także na pozostałe państwa wokół Polski. Przejmowaliśmy praktycznie całą korespondencję, którą można było odczytać, a która nie była szyfrowana.
Prof. Grzegorz Nowik: Udało się nam złamać ponad 100 kluczy szyfrowych. Na podstawie zebranych przeze mnie danych mogę powiedzieć, że udało się nam odczytać od 3,5 do 4 tys. szyfrogramów, które pochodzą z różnego szczebla dowodzenia. W najbardziej gorących okresach wojny, czyli latem 1920 r., przejmowaliśmy ich nawet 15–20 dziennie, więc to naprawdę dużo.
Udawało się nam również incydentalnie odczytać szyfrogramy, gdy np. zdobyliśmy rosyjską radiostację w Wilnie w kwietniu 1919 r., gdzie znaleziono pierwsze klucze szyfrowe. Przełomową datą w złamaniu szyfrów jest jednak dopiero sierpień 1920 r., kiedy Jan Kowalewski złamał rosyjskie szyfry. Efekty swojej pracy przedstawił Karolowi Bołdeskułowi i Ignacemu Matuszewskiemu, którzy natychmiast polecili mu zorganizowanie komórki kryptoanalitycznej w II Oddziale wywiadowczym Sztabu Generalnego. Od tego momentu rozpoczęła się wielka przygoda łamania szyfrów rosyjskich, ale nie tylko rosyjskich (także ukraińskich i niemieckich). Warto bowiem przypomnieć, że szyfry te zmieniano mniej więcej co tydzień, dwa, a różne szczeble posługiwały się różnymi rodzajami szyfrów, co oznaczało, że inne były szyfry w polityce wewnętrznej, inne w dyplomacji, a jeszcze inne na szczeblach operacyjno-wojskowych.
PAP: Ile zatem szyfrów udało się stronie polskiej złamać podczas wojny polsko-bolszewickiej?
Prof. Grzegorz Nowik: Jan Kowalewski zaprosił do współpracy profesorów matematyki z Uniwersytetu Warszawskiego i Lwowskiego – Stefana Mazurkiewicza, Józefa Leśniewskiego i Wacława Sierpińskiego. Od tego czasu stosowano podwójny, czyli matematyczny i lingwistyczny, atak na szyfry. Współpraca wojskowych z oficerami Wojska Polskiego okazała się nadzwyczaj efektywna.
Prof. Grzegorz Nowik: Udało się nam złamać ponad 100 kluczy szyfrowych. Na podstawie zebranych przeze mnie danych mogę powiedzieć, że udało się nam odczytać od 3,5 do 4 tys. szyfrogramów, które pochodzą z różnego szczebla dowodzenia. W najbardziej gorących okresach wojny, czyli latem 1920 r., przejmowaliśmy ich nawet 15–20 dziennie, więc to naprawdę dużo.
PAP: Na czym polegała innowacyjność polskiej kryptologii okresu wojny polsko-bolszewickiej?
Prof. Grzegorz Nowik: Kowalewski, który pierwsze szyfry sowieckie złamał wyłącznie metodą tzw. ataku lingwistycznego, w pewnym momencie doszedł do ściany, ponieważ szyfry były dwukrotnie matematycznie przekształcane. Wobec tego zaprosił do współpracy profesorów matematyki z Uniwersytetu Warszawskiego i Lwowskiego – Stefana Mazurkiewicza, Józefa Leśniewskiego i Wacława Sierpińskiego. Od tego czasu stosowano podwójny, czyli matematyczny i lingwistyczny, atak na szyfry. Współpraca wojskowych z oficerami Wojska Polskiego okazała się nadzwyczaj efektywna.
Polacy już w 1919 r. zapoczątkowali zatem coś, czego nie zrobiło ani brytyjskie, ani francuskie biuro szyfrów. Później tej samej metody uczyli się oraz wykorzystali ją do złamania „Enigmy” Marian Rejewski, Henryk Zygalski i Jerzy Różycki.
PAP: Co stanowiło o wartości informacji radiowywiadowczych?
Prof. Grzegorz Nowik: Podstawowym walorem była ich wiarygodność. Wyobraźmy sobie, że po drugiej stronie frontu mamy szpiega, który dostarcza nam informacji. Jednak nigdy nie wiemy, czy on nie został odwrócony lub złapany oraz podsunięto mu fałszywe informacje, które mają nas wprowadzić w błąd.
Drugim walorem była szybkość przekazywania tych informacji. Co prawda na początku odczytanie szyfrogramów zajmowało nam kilka dni, ale później polscy kryptoanalitycy odczytywali szyfry już nawet w ciągu paru godzin. Na podstawie złamanego i ustalonego klucza można było nawet przez dwa tygodnie czytać szyfrogramy na bieżąco, a czasami nawet szybciej, niż odczytywali je sami Rosjanie.
Prof. Grzegorz Nowik: Walorem radiowywiadu jest spektrum pozyskanych informacji. Użyłem kiedyś takiego określenia, że gdyby Lenin, Stalin, Trocki oraz wszyscy inni dowódcy sowieccy byli agentami polskiego wywiadu, to nawet nie mieliby możliwości przekazać takiej ilości informacji, gdyż nie mieli do dostępu do takiego ich spektrum.
Ponownie wyobraźmy sobie, że mamy agenta po drugiej stronie frontu. W tym przypadku nie tylko nie wiemy, czy informacja od niego pochodząca jest wiarygodna, lecz także przekazanie jej przez neutralną Norwegię, Finlandię czy Szwecję lub szlakiem południowym do Polski zajmuje mniej więcej tydzień lub dwa.
Z kolei trzecim walorem radiowywiadu jest spektrum pozyskanych informacji. Użyłem kiedyś takiego określenia, że gdyby Lenin, Stalin, Trocki oraz wszyscy inni dowódcy sowieccy byli agentami polskiego wywiadu, to nawet nie mieliby możliwości przekazać takiej ilości informacji, gdyż nie mieli do dostępu do takiego ich spektrum. Udało się nam pozyskiwaać informacje ze wszystkich szczebli, które dysponowały radiostacjami, a więc dywizji, korpusu, armii, naczelnego dowództwa, a także z rozmaitych dyplomatycznych placówek sowieckich w Europie czy nawet tych dotyczących polityki wewnętrznej. Była to naprawdę ogromna liczba informacji, która układała się w całość, i w zasadzie wiedzieliśmy, gdzie są silne, a gdzie słabe punkty nieprzyjaciela, jakie są jego zamierzenia, kiedy i w którym miejscu uderzy.
PAP: Sukcesem radiowywiadu było chociażby przyjęcie i odczytanie radiodepeszy Dowództwa XVI Armii z 12 sierpnia, zawierającej zadanie zdobycia Warszawy. Czy można zatem powiedzieć, że radiowywiad odegrał kluczową rolę w ostatecznym pokonaniu Armii Czerwonej?
Prof. Grzegorz Nowik: Piłsudski miał jeśli nie pełną, to przynajmniej bardzo szeroką wiedzę o tym, co zamierza nieprzyjaciel, a to jest absolutnie niezbędne do prowadzenia wojny.
Jeśli na jednej szali położylibyśmy 120 mln ludzi, jakimi dysponowała bolszewicka Rosja, dodalibyśmy do tego 5 mln żołnierzy Armii Czerwonej oraz ogromny przemysł zbrojeniowy wybudowany w Rosji przed I wojną, a na drugiej szali położylibyśmy ok. 20 mln mieszkańców II Rzeczypospolitej, niespełna milionową armię polską i dodali jeszcze to, że każdy karabin, nabój czy armatę trzeba było sprowadzić z zagranicy i potem dowieźć w odpowiednim czasie na linię frontu – a ponadto oficerowie tej armii uczyli się w rozmaitych armiach, nie znali do końca polskiego języka wojskowego i czasami nie bardzo się nawet rozumieli – to zastanawiam się, czego trzeba było, że jednak szala zwycięstwa przechyliła się na stronę polską. Głęboko w to wierzę, i starałem się to w swoich książkach udowodnić, że to dzięki temu, że wygraliśmy pierwszą wojnę informacyjną z bolszewicką Rosją, że wiedzieliśmy o nich niewspółmiernie więcej niż oni o nas, że to dało podstawę do podejmowania odpowiedzialnych i racjonalnych decyzji, które mogły zrównoważyć tę dysproporcję i wpłynąć na kształt zwycięstwa, oprócz oczywiście wielu innych czynników. Zdaję sobie bowiem też sprawę, że wojny nie wygrywa się jedynie przechwyconymi informacjami.
PAP: W świadomości zbiorowej ikonicznymi postaciami polskiej kryptologii są jednak Rejewski, Zygalski i Różycki. Z czego zatem może wynikać to, że nie często mówi się o tak ważnej roli polskiego wywiadu z czasów wojny polsko-bolszewickiej, a czasem nawet i sami historycy wojskowości podchodzą do tej roli z dystansem?
Prof. Grzegorz Nowik: Wiedza o Zygalskim, Różyckim i Rejewskim upowszechnia się w opinii publicznej od pięćdziesięciu lat, natomiast ta o polskim radiowywiadzie w latach 1919–1920 dopiero od piętnastu lat. Jak widać, wiedza musi mieć czas na dotarcie do odpowiednio szerokich gremiów. W 2005 r., kiedy opublikowałem pierwszą część książki o polskim radiowywiadzie, pierwsze opinie osób, które jeszcze jej nie czytały, były sceptyczne. Docierały do mnie opinie, że może, owszem, złamaliśmy jakieś szyfry, ale trudno powiedzieć, jaki miało to wpływ na zwycięstwo. Jedną z takich osób był recenzent mojej książki, która była rozprawą habilitacyjną. Po zapoznaniu się z nią ostatecznie jego recenzja była entuzjastyczna i podkreślił, że wiele się z mojej pracy dowiedział. Przypomnę także zmarłego prof. Pawła Wieczorkiewicza, który przeczytał książkę jeszcze w maszynopisie, i będąc chory, napisał list do uczestników spotkania promocyjnego. Zawarł w nim konkluzję, że „teraz historię wojny z bolszewicką Rosją trzeba napisać od nowa”. Podobnie wypowiadał się prof. Norman Davies, który w trafnych decyzjach Piłsudskiego upatrywał „instynktu myśliwego”, a okazało się, że to była wiedza uzyskiwana dzięki radiowywiadowi. Podobnie wielu innych profesorów. Ale są tacy, których tezy zostały zburzone, co kwestionują rolę oraz znaczenie radiowywiadu.
Prof. Grzegorz Nowik: Można porównać rolę radiowywiadu w wojnie polsko-bolszewickiej z rolą, jaką odegrała „Enigma” i stworzony przez Brytyjczyków w czasie II wojny światowej system ULTRA.
Tymczasem można porównać rolę radiowywiadu w wojnie polsko-bolszewickiej z rolą, jaką odegrała „Enigma” i stworzony przez Brytyjczyków w czasie II wojny światowej system ULTRA. Jeżeli Winston Churchill był w stanie powiedzieć, że system ULTRA miał dla niego decydujące znaczenie w skróceniu zwycięskiego dla aliantów przebiegu wojny, to my możemy per analogiam przenieść to na okres lat 1919–1920 i podkreślić, że oczywiście samymi rozszyfrowanymi depeszami nie wygrywa się wojny, ale mają one ogromny wkład w podejmowaniu decyzji przez tych, którzy dowodzili Wojskiem Polskim, kierowali państwem polskim i zwyciężyli.
Na koniec dodam, że gdy przed laty badałem tę problematykę, odczuwałem głęboką satysfakcję, że to dzięki nauce polskiej, profesorom radiotechniki Politechniki Lwowskiej i Warszawskiej, zorganizowano tak efektywną sieć radionasłuchu i kształcono kadry polskich wojsk łączności; że dzięki profesorom matematyki Uniwersytetu Lwowskiego i Warszawskiego zastosowano nowatorskie metody łamania szyfrów, których konsekwencją po latach stało się złamanie „Enigmy”. To dzięki polskim naukowcom, polskim elitom intelektualnym odnieśliśmy te sukcesy.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp/