Ok. 450 tysięcy Polaków przymusowo wcielono do Wehrmachtu i wysłano na front, by walczyli za fuehrera oraz „tysiącletnią Rzeszę” - pisze Joachim Ceraficki we wspomnieniach pt. „Wasserpolacken”. „Wasserpolacken” czyli „rozwodnieni Polaczkowie” to niemieckie określenie polskich mieszkańców Pomorza.
Polacy wcieleni do Wehrmachtu walczyli i ginęli w Rosji, Afryce, we Włoszech, na Bałkanach i innych zakątkach ogarniętej wojną Europy. Wielu z nich przeszło na stronę sił alianckich lub lokalnych oddziałów partyzanckich. Część trafiła do sowieckich obozów jenieckich. Spoczęli w bezimiennych mogiłach lub niemieckich cmentarzach wojennych.
Joachim Ceraficki urodził się w Grudziądzu, mieście przed wojną leżącym w granicach Polski, w rodzinie kultywującej polską tradycję i patriotyczne wzorce. Od najmłodszych lat autor wspomnień czuł się Polakiem: „Kiedy byłem dzieckiem, na podwórku naszej kamienicy często bawiliśmy się w wojnę. Żaden z chłopców nie chciał jednak odgrywać roli żołnierza niemieckiego. Oczywiste było, że armia niemiecka musiała w końcu przegrać”.
Joachim Ceraficki: Kiedy byłem dzieckiem, na podwórku naszej kamienicy często bawiliśmy się w wojnę. Żaden z chłopców nie chciał jednak odgrywać roli żołnierza niemieckiego. Oczywiste było, że armia niemiecka musiała w końcu przegrać.
Ceraficki opisuje dramatyczną ewakuację polskiej ludności Pomorza we wrześniu 1939 roku, w której uczestniczył wraz z ojcem. Po licznych perypetiach udało im się dotrzeć do Warszawy, by walczyć w obronie oblężonego miasta. Po kapitulacji stolicy powrócili do rodzinnego miasta, które pod niemiecką okupacją zmieniło nazwę na „Graudenz”.
W 1942 roku autor wspomnień został wcielony do Wehrmachtu. Skierowano go na przeszkolenie do Rzeszy, a następnie wysłano wraz z jednostką łączności na front wschodni. Na froncie Ceraficki widział okrucieństwo wojny, śmierć żołnierzy niemieckich i sowieckich. Podczas walk na Krymie był ranny, trafił do szpitala.
Opisując urlop i pobyt w rodznnym mieście Ceraficki wspomina reakcje Polaków na widok żołnierza w mundurze Wehrmachtu: jedni milczeli, rozumiejąc jego trudną sytuację, inni patrzyli z pogardą lub ostentacyjnie odwracali wzrok, traktując go jak zdrajcę. Rodziny Polaków wcielonych do armii Hitlera stały się zakładnikami: dla ich rodzin dezercja żołnierza oznaczała represje ze strony Gestapo: obóz koncentracyjny lub nawet egzekucję.
W 1944 roku autor wspomnień ponownie znalazł się na froncie wschodnim, trafiając wraz ze swoim batalionem na Wołyń, przed wybuchem wojny należący do II Rzeczypospolitej. Kolejne frontowe losy wiodły autora przez Lubelszczyznę, a następnie w rejon Ostrowca Świętokrzyskiego.
Dla Cerafickiego wojna zakończyła się na początku 1945 roku, gdy porzucił mundur i zdezerterował. Napotkanemu po drodze Polakowi powiedział: „Jestem Polakiem i nie zamierzam bronić ziemi niemieckiej, jak również nie zostanę sowieckim niewolnikiem”. Przez wsie i miasteczka Wielkopolski, Ceraficki przedostał się do rodziny w Chełmnie.
Jego dalsze losy różnią się od życiorysów tysięcy innych Polaków wcielonych do Wehrmachtu. Uniknął sowieckiej niewoli. Po wojnie zgłosił się do służby w Ludowym Wojsku Polskim. Ukończył wyższe studia i pracował w państwowych przedsiębiorstwach. Przez lata ukrywał swoją wojenną przeszłość i fakt służby w Wehrmachcie. Na publikację wspomnień zdecydował się dopiero 65 lat po zakończeniu wojny.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Ośrodka Karta.
rep/