Szyfrowane listy amerykańskich jeńców wysyłane z oflagów były pierwszym własnym źródłem informacji dla władz amerykańskich ws. zbrodni katyńskiej - mówi PAP historyk z Nowego Jorku Krystyna Piórkowska, autorka książki "Anglojęzyczni świadkowie Katynia".
PAP: Pośród ujawnionych 10 września archiwów znajdują się dokumenty wskazujące, że amerykańscy jeńcy wojenni kapitan Donald B. Stewart i pułkownik John Van Vliet Jr przekazywali władzom USA zaszyfrowane informacje obciążające Związek Sowiecki za masakrę katyńską. Jakie znaczenie miały te listy dla wiedzy ówczesnych władz nt. zbrodni katyńskiej?
Krystyna Piórkowska: Nie chodzi tylko o Amerykanów, oficerów, ani nawet wojskowych, lecz sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. W skrócie mogę powiedzieć, że moje badania wskazały, że początkowo Niemcy chcieli wysłać do Katynia 16 jeńców. Do Berlina dojechało 12, a stamtąd po kategorycznej odmowie przez całą grupę współpracy z Niemcami i podpisania zobowiązania, że nie podejmą próby ucieczki, ostatecznie do Katynia udało się wraz ze strażnikami ośmiu z nich. Znane są nazwiska pięciu mężczyzn przewiezionych do Katynia, a tożsamość jeszcze trzech brytyjskich szeregowych staram się ustalić.
Krystyna Piórkowska: "Półtora roku temu odnalazłam w US Air Force Academy Library (biblioteka Akademii Lotnictwa USA) oraz w książce o historii MIS-X (instytucji odpowiedzialnej za kontakty i pomoc jeńcom wojennym, podobnej do MI9) dokumenty wskazujące, że właśnie Van Vliet i Stewart byli tzw. "registered codeusers", czyli, że pisali do swych rodzin szyfrowane listy".
W trakcie badań sprawdzałam materiały w archiwach od Nowej Zelandii po Kalifornię. Półtora roku temu odnalazłam w US Air Force Academy Library (biblioteka Akademii Lotnictwa USA) oraz w książce o historii MIS-X (instytucji odpowiedzialnej za kontakty i pomoc jeńcom wojennym, podobnej do MI9) dokumenty wskazujące, że właśnie Van Vliet i Stewart byli tzw. "registered codeusers", czyli, że pisali do swych rodzin szyfrowane listy.
Van Vliet został wzięty do niewoli po klęsce w Przełęczy Kasserine w Afryce (Sidi bin Soud) w połowie lutego 1943 roku.
Ponieważ to była pierwsza bitwa, po której Niemcy wzięli tylu amerykańskich jeńców, nie mieli jeszcze dla nich osobnego "narodowego" obozu. W związku z tym Amerykanie zostali wysłani do różnych miejsc. Van Vliet i Stewart dotarli do Oflagu IX A/Z. nazwa obozu
PAP: Czy jeńcy wojenni odbywali wcześniej szkolenia w jaki sposób postępować w przypadku dostania się do niewoli?
Krystyna Piórkowska: Wiemy że Brytyjczycy byli wprawieni w życie obozowe, albo raczej "podziemne". Istniały struktury dowodzące. Niektóre osoby prowadziły korespondencję szyfrowaną. Do obozów docierały różne zakazane materiały m. in. części do radia. Amerykańscy oficerowie nie byli przygotowani do obozowego życia tak jak Brytyjczycy. Nie ustaliłam jeszcze czy nauczyli się korespondowania szyfrowanego od Brytyjczyków w tym oflagu, czy to się stało trochę później.
W maju 1943 roku Niemcy zmienili obóz znajdujący się w Szubinie pod Bydgoszczą na obóz "amerykański" znany jako Oflag 64 i wkrótce po powrocie z Katynia, bo już w czerwcu, tych oficerów jak i innych Amerykanów z różnych obozów przewieziono do niego. Myślałam, siedząc w archiwum College Park i szukając dokumentów, że jeżeli znajdę jakiś ślad tego, że jeńcy naprawdę przekazywali informacje o Katyniu, będzie to niezaprzeczalnym dowodem, że USA i zapewne Wielka Brytania były świadome zbrodni już w lecie 1943 roku. Byli to ich oficerowie - ich ludzie.
PAP: Jak wyglądały kontakty amerykańskich jeńców wojennych ze światem zewnętrznym?
Krystyna Piórkowska: Korespondencja docierała do poczty w okolicy Waszyngtonu, gdzie był spis nazwisk tych "zarejestrowanych użytkowników szyfru". Każdy list od osoby znajdującej się na tej liście był odkładany i przekazany do MIS-X, którego siedziba znajdowała w Fort Henry. Otwierano tam, fotokopiowano, lakowano listy i dopiero wówczas przekazywano rodzinom, które oczywiście nie były niczego świadome.
Pewna część korespondencji była prowadzona z "wymyślonymi krewnymi", albo "dziewczynami", które w rzeczywistości były mężczyznami, oficerami armii USA. Właśnie w ten sposób Van Vliet, już w Oflagu 64, gdzie pełnił funkcję Big-X, czyli szefa grupy ucieczkowej, poprosił na wiosnę 1944 roku o broń ręczną, a kiedy dotarła, zaczął planować ucieczkę wszystkich jeńców. Samoloty miały lądować na pobliskich polach.
Plany ucieczki zostały potwierdzone na spotkaniach, na których najwyższym stopniem był generał Clayton Lawrence Bissell. Na wiosnę 1943 roku US Army Intelligence (wywiad armii), Navy Intelligence (wywiad marynarki wojennej) oraz OSS (poprzednik CIA) stworzyły międzyagencyjny zespół JANIS, by się dzielić także informacjami wysłanymi z oflagów. Jest wysoce prawdopodobne, że trafiały one do wszystkich tych agencji.
PAP: Jakie miało znaczenie dla władz USA, że informacja docierała od własnych świadków, własnych oficerów?
Krystyna Piórkowska: Było to wiarygodne zeznanie własnego świadka, a nie jakieś osoby postronnej.
PAP: Gdzie Pani trafiła na interesujące informacje nt. szyfrowanych listów, które jeńcy przesyłali do amerykańskiego wywiadu?
Krystyna Piórkowska: Po wielu godzinach poszukiwań w waszyngtońskim National Archives (Archiwa Narodowe), gdzie badałam "archiwalne skrzynie" Departamentu Stanu i nic nie znalazłam, poprosiłam o cztery inne teczki, które odtajniono przed kilkoma dniami. Jedna z nich jeszcze podlegała specjalnej "ochronie". Tam właśnie natrafiłam na to czego szukałam.
PAP: Co to konkretnie było?
Krystyna Piórkowska: Wśród materiałów znalazła się skromna, bo zawierająca mniej niż 10 kartek teczka z notatkami powołującymi się na inną teczkę, która istniała jeszcze w roku 1949 roku, gdzie były listy od Stewarta i Van Vlieta na temat Katynia, lub raczej fotokopie listów, które rozszyfrowało MIS-X, instytucja, o której pisano, że jej obiekty z końcem wojny na Pacyfiku zrównano z ziemią i wszystko zostało spalone.
Dotarłam także do teczki, gdzie znalazła się depesza od Stewarta z roku 1950 odpowiadająca na pytanie czy listy szyfrowane na temat Katynia były wysyłane przez niego z oflagu. Potwierdził, że na pewno otrzymał pytania latem, zapewne w lipcu 1943 roku, i odpisał na pytania w korespondencji, którą wysłał do matki, zamieszkałej w Detroit. Stewart uważał, że listy zostały przejęte przez MIS-X, a jeżeli nie można ich odnaleźć, wyśle listy, które jeszcze się znajdowały u matki. W dwadzieścia dni po tym wysłano do Stewarta depeszę z rozkazem, że nie może się wypowiadać na temat listów dotyczących Katynia, gdyż chodzi o korespondencję szyfrowaną.
Ostatnią rzecz, którą zdołałam znaleźć był poczta lotnicza Stewarta do matki z kwietnia 1944 roku. Są tam wyrazy, które zdołałam rozszyfrować lub w kontekście zrozumieć: "Rosjanie", "Kozie Gory", "wyjazdy", itd. Pewne rzeczy mogłam wydedukować, ale nie wszystko. Nie jest to szyfr korzystający z Biblii, lub innej książki. Mogę teraz potwierdzić, że listy zapewne zostały przesłane do Waszyngtonu. Rodzina Stewarta powiedziała mi przed kilkoma dniami, że nie posiada żadnych listów adresowanych do ich babci, lecz tylko do wujka.
Listów Van Vlieta jeszcze nie znalazłam. Jeden dokument z jego teczki ma być ukazać na stronach National Archives, ale nie miałam jeszcze okazji tego sprawdzić.
PAP: Jakie jeszcze inne ważne dokumenty na temat Katynia znajdują się pośród materiałów opublikowanych 10 września?.
Krystyna Piórkowska: Dla mnie najciekawsze są dwie rzeczy. Po pierwsze znajdujące się chyba już w sieci materiały z CIC - Military Counter Intelligence Corps.(wojskowy kontrwywiad). Już w marcu 1948 roku jego jednostki w VI rejonie, czyli w Austrii, otrzymały rozkaz zbadania sprawy Katynia. Prace trwały ponad rok. CIC docierał do ludzi zza żelaznej kurtyny, ale nie wiadomo dlaczego wtedy rozpoczął badania. Nie było to związane z Juliusem Epsteinem, którego artykuły z lipca 1949 r. nabrały rozgłosu i doprowadziły do stworzenia Komisji Maddena.
Krystyna Piórkowska: "Korespondencja docierała do poczty w okolicy Waszyngtonu, gdzie był spis nazwisk tych "zarejestrowanych użytkowników szyfru". Każdy list od osoby znajdującej się na tej liście był odkładany i przekazany do MIS-X, którego siedziba znajdowała w Fort Henry. Otwierano tam, fotokopiowano, lakowano listy i dopiero wówczas przekazywano rodzinom, które oczywiście nie były niczego świadome".
Rozmawiałam na ten temat 10 września, po konferencji waszyngtońskiej, z prof. Kramerem z Harvardu, który jeszcze chyba nie widział tych materiałów i który nawet ze swoją wielką wiedzą na temat zimnej wojny, nie potrafił powiedzieć co doprowadziło do badań CIC. Czyżby to było związane ze śmiercią prokuratora z Krakowa Romana Martiniego, który badał sprawę Katynia i umarł w roku 1946 w tajemniczych okolicznościach? To na pewno będzie ciekawy temat dla badacza.
Inne interesujące materiały zawiera odtajniona na moją prośbę teczka CIC na temat dra Edwarda Lucasa Miloslavicha - członka Międzynarodowej Komisji Medycznej, który był rodowitym Amerykaninem. Ciekawiło mnie to dlatego, bo w trakcie zeznań zapytano Miloslavicha, czy był lustrowany przez wywiad przed powrotem do USA. Potwierdził, a gdy zapytano czy mówił, że był w Katyniu - powiedział że nie, że amerykański wywiad o tym już wiedział.
Dowiedziałam się, że Miloslavich już w latach 30. znał ambasadora USA w powojennej Polsce Blissa Lane'a, autora książki "Widziałem Polskę zranioną", który zrezygnował ze swego stanowiska po sfałszowanych wyborach w PRL.
Od dłuższego czasu poszukuję materiałów o generale Bissellu w różnych archiwach USA, ale nie zdołałam ich znaleźć. Sprawa jest o tyle ciekawa, że każdy wyższy stopniem oficer gdzieś zostawiał tzw. personal papers (osobiste dokumenty). Tymczasem nie znalazłam nigdzie teczki człowieka, który tworzył lotnictwo USA, był asem lotnictwa w czasie I wojny światowej, założył szkołę przemianowaną później na Air Force University, a pod koniec II wojny światowej był szefem wywiadu wojskowego G-2. Nie ma jego teczki nawet w różnych archiwach wojskowego lotnictwa.
W teczce, którą na moją prośbę odnaleziono i teraz odtajniono widać jak US Army (armia) i US Air Force (lotnictwo) postępowało z Bissellem w latach 1952-53. Wiedzieli już w styczniu 1952 roku, że Bissell znajdzie się pod ostrym ostrzałem w trakcie przesłuchań, a nigdy mu tej informacji nie przekazali, aby się dokładnie przygotował. W dodatku otrzymał naganę, co prawda niewielką, wymuszoną przez Komisję Maddena za rzekome nietrzymanie się procedur Depertamentu Obrony o zabezpieczeniu dokumentów.
Nie jestem przekonana o słuszności zarzutów, że to Bissell zniszczył raport Van Vlieta. Uważam, że to się stało raczej w Departamencie Stanu. Pamiętajmy, że to Bissell aprobował plan ucieczki całego obozu w Szubinie, gdzie właśnie Van Vliet i Stewart byli trzymani, i gdzie Van Vliet pełnił funkcję Big-X.
PAP: Czy Pani zdaniem w archiwach USA mogą być jeszcze inne istotne materiały dotyczące Katynia?
Krystyna Piórkowska: "Korespondencja docierała do poczty w okolicy Waszyngtonu, gdzie był spis nazwisk tych "zarejestrowanych użytkowników szyfru". Każdy list od osoby znajdującej się na tej liście był odkładany i przekazany do MIS-X, którego siedziba znajdowała w Fort Henry. Otwierano tam, fotokopiowano, lakowano listy i dopiero wówczas przekazywano rodzinom, które oczywiście nie były niczego świadome" Oczywiście pośród ogłoszonych brakuje materiałów "roboczych" Komisji Maddena, albo są niekompletne. Nie ma tam np. kopii "zaproszeń" z 15 kwietnia 1952 roku na rozmowy od Komisji Maddena dla kilku członków grupy, którą Niemcy przywieźli do Katynia, czyli płk. Stevensonsa, kpt. Gildera jak i cywila Stroobanta. Zaproszenie wręczono bezpośrednio British Foreign Office ponieważ odmówiło ono podania ich adresów. Odnalazłam zaproszenie wysłane do Stevensona w jego papierach, a wiem na podstawie materiałów w brytyjskich archiwach, w piśmie ambasadora brytyjskiego do Foreign Office, że Komisja Maddena chciała przesłuchać Stevensona, Gildera i Stroobanta. Czyli kopie tych pism datowanych na 15 kwietnia powinny się znaleźć w materiałach roboczych Komitetu, a ich tam nie ma.
PAP: Gdzie są te dokumenty?
Krystyna Piórkowska: Na razie nie wiem. Brakuje też wielu innych rzeczy. Trzeba odszukać teczki generała Josepha "Lightning Joe" Collinsa. Znał on Van Vlieta w czasach kiedy jeszcze biegał on w krótkich spodenkach. Trzeba wyjaśnić, że obóz w Szubinie został ewakuowany w styczniu 1945 roku, a w marcu, gdy jeńcy się znajdowali w Usedom (blisko Świnoujścia), Niemcy rozdzielili grupę na dwie części. Pośród zdrowych był Stewart. Ta grupa dotarła do obozu Hammelburga. Druga, czyli chorzy, z Van Vlietem jako ich dowódcą, przewieziona została do obozu w Luckenwaldzie.
Teren na którym znajdował się obóz został wyzwolony przez Sowietów, ale w pierwszym dniu jeszcze nie starali się przejąć nad nim kontroli. Kiedy Sowieci wyzwalali obozy, w dalszym ciągu traktowali Amerykanów jak jeńców. Ale Van Vliet miał jeszcze inny, poważniejszy powód do obaw. Posiadał zdjęcia z Katynia i następnego dnia zbiegł na rowerze. Po kilku dniach dotarł do generała Collinsa, pokazał mu zdjęcia z Katynia i zameldował co tam widział.
Rozkazy zabraniające odpowiadać Van Vlietowi na szczegółowe pytania zawarte w listach wysłanych w imieniu The American Committee for Investigation of the Katyn Massacre, Inc.(społeczny komitet badający sprawę katyńskiej masakry) pochodzą z 15 września 1949 roku. Zostały potwierdzone dyrektywą gen. Collinsa z 20 września, czyli on sam potwierdził, że nie można o tym publicznie dyskutować.
Collins, który był szefem sztabu armii w czasie przesłuchań Komisji Maddena nigdy nie zeznawał przed nią osobiście. Dziwi dlaczego nigdy nie zadano mu mocnych pytań? Przecież jego dyrektywa mogła unicestwić próby wyszukania informacji przez Epsteina. Na szczęście był on dociekliwy i tak się nie stało. Ale dlaczego Collins nigdy nie musiał tłumaczyć się z tego, co zrobił z informacją, którą Van Vliet mu przekazał w 1945 roku nie wiadomo.
PAP: Czy władze amerykańskie ujawniły już także wcześniej dokumenty potwierdzające w równie dobitny sposób, że Waszyngton był świadom, kto jest sprawcą zbrodni katyńskiej i mimo sygnalizowanych podejrzeń wolał o tym nie mówić?
Krystyna Piórkowska: Wcześniej, tzn. w trakcie przesłuchań Komisji Maddena, mówiono o wszystkich raportach, które zostały przygotowane czy to przez Brytyjczyków, Amerykanów czy przez Polaków. Wiele z nich jest nawet włączonych do siedmiu tomów zeznań często mylnie w Polsce nazywanych raportem. W tych zeznaniach znajdują się polskie (londyńskie) materiały. Np. trzeci tom zawiera w całości Listę Katyńską Moszyńskiego z osobną numeracją stron. Szósty tom się składa z materiałów Rządu RP. Obejmuje Komitetowy Dowód Nr 32 złożony ze streszczenia oryginalnego raportu rządu londyńskiego, który celowo nie przyznał się do autorstwa dokumentu.
Krystyna Piórkowska: "Inne interesujące materiały zawiera odtajniona na moją prośbę teczka CIC na temat dra Edwarda Lucasa Miloslavicha - członka Międzynarodowej Komisji Medycznej, który był rodowitym Amerykaninem. Ciekawiło mnie to dlatego, bo w trakcie zeznań zapytano Miloslavicha, czy był lustrowany przez wywiad przed powrotem do USA. Potwierdził, a gdy zapytano czy mówił, że był w Katyniu - powiedział że nie, że amerykański wywiad o tym już wiedział".
Jest tam też, jako Komitetowy Dowód Nr 33, pełny raport rządu londyńskiego, zatytułowany Supplementary Report on Facts and Documents Concerning the Katyn Massacre. Ten ostatni został "oczyszczony" dla celów Komisji Maddena. Usunięto m.in. z raportu dra Mariana Wodzińskiego (Techniczny Komitet PCK) wszelkie uwagi na temat anglojęzycznych świadków Katynia. W drugim tomie zeznań znajdujemy materiały płk. Henry'ego Szymanskiego, absolwenta West Point, w tym co najmniej trzy pisma do generała George Stronga, ówczesnego dowódcy amerykańskiego wywiadu wojskowego G-2. Do drugiego z nich dołączono materiały od generała Władysława Andersa na temat Katynia.
Jest tam też raport Szymanskiego do Stronga na temat stosunków polsko-rosyjskich oraz raport Szymanskiego o Polskiej Armii w Anglii i na Bliskim Wschodzie. Wynika z tego, że w 1952 roku sporo dokumentów zostało ujawnionych, z tym, że rząd brytyjski odmawiał Komisji Maddena udostępnienia niektórych materiałów. Ponadto od wielu lat są dostępne dokumenty z biblioteki prezydenta Franklina Delano Roosevelta, np. raport Owena O'Malleyego, które cytuję w książce "Anglojęzyczni świadkowie Katynia".
PAP: Co jest przyczyną tego, że nie wszystkie dokumenty można znaleźć? Czy wynika to wyłącznie z bałaganu, czy są inne powody, np. infiltracja sowiecka amerykańskich instytucji?
Krystyna Piórkowska: Trudności stwarza badaczom zwłaszcza fakt, że większość materiału nie jest ułożona tematycznie. Dokumenty były sporządzone w wielu kopiach i w związku z tym powtarzają się w wielu teczkach, a nie tylko w tych, które odnoszą się bezpośrednio np. do Katynia. Trudności sprawia też unikalny system katalogowania materiałów używany przez Departament Stanu w tamtych latach (zrezygnowano z niego ok. 50 lat temu), który nie ułatwia odszukiwania dokumentów.
Jeżeli dodać "fellow travellers", wyznawców komunizmu pracujących w Departamencie Stanu, to rzeczywiście materiały mogły być przez nich, nie tyle zniszczone, co wepchnięte do którejś z tysięcy teczek.
PAP: Czy wydaje się Pani, że w ślad za decyzją USA o opublikowaniu archiwów katyńskich podobnie powinni postąpić Brytyjczycy?
Krystyna Piórkowska: Czekam na to z zapartym tchem. Gdy Eugenia Maresch autorka tomu "Katyń 1940" wydanego w roku 2010 pracowała nad swoją książka i poszukiwała raportu czwartego oficera z wspomnianej grupy, czyli płk. Stevensona, powiedziano jej, że raport nie istnieje. Ja go odnalazłam w Południowej Afryce. Pisałam w tej sprawie, jak i w innych związanych z tym materiałem, do Brytyjskich Archiwów, ale odesłali mnie na ich stronę internetową, gdzie - jak wiadomo - te materiały nie widnieją.
Wiemy np. że kapitan dr G. Gorrie, współwięzień dr. Gildera sporządzał, jak wspominałam wcześniej, w obozie Rottweil listy szyfrowane. Już od jakiegoś czasu zastanawiam się, dlaczego Gilder pisząc swój raport do MI9 podkreślał, że Gorrie pisał listy szyfrowane. Zaczęłam podejrzewać, że może Gilder chciał zostawić jakiś trop. Uważam, że tak jak Van Vliet i Stewart do Ameryki, Gilder wysyłał przez Gorriego wiadomości do Anglii.
Mam jeszcze wiele pytań dla Anglików. Zapewne nie są one dla nich wygodne. Jednocześnie wydaje mi się, że także profesor Anna Cienciała, pani Maresch, jak brytyjski prof. George Sanford, autor książki "Katyn and the Soviet Massacre of 1940", chętnie usiądą przy sąsiednich biurkach przeglądając te materiały. Mam teraz niezaprzeczalne dowody: korespondencje i raport, a Anglicy udają po tylu latach, że tego nie ma.
PAP: Czy ogłoszenie archiwów przyczyniło się do wyjaśnienia jakichś problemów, z którymi zetknęła się Pani pisząc książkę?
Krystyna Piórkowska: Główne moje pytanie dotyczyło szyfrowanych listów. Wszędzie pisano, że wszelkie materiały MIS-X zostały po zakończeniu wojny na Pacyfiku zniszczone w całości. Miałam nadzieję, ale nie dowody, że kopie tych materiałów jeszcze się gdzieś zachowały... i tak się stało. Nie mogę nawet opisać jak się człowiek czuje, gdy znajduje wreszcie dokument, o którego istnieniu jest wbrew obiegowym opiniom przekonany.
PAP: Czy chciałaby Pani jeszcze w związku z opublikowanymi materiałami zwrócić uwagę na jakieś zagadnienia, o których nie mówiliśmy?
Krystyna Piórkowska: Chciałabym ustalić, a zapewne jest to możliwe jedynie w brytyjskich materiałach, tożsamość trzech szeregowych z wspomnianej grupy jeńców wysłanych przez Niemców do Katynia. O jednym wiemy, że był Nowozelandczykiem i przypuszczam, że to mógł być David Suttie, ale dowodów nie mam. Chciałabym poznać ich nazwiska i historię ponieważ sądzę, że mogli zeznawać w przesłuchaniach przez które każdy były jeniec przechodził po wyjściu z obozu. Mogłoby to być potwierdzenie, że Anglicy otrzymywali informacje o Katyniu z różnych źródeł.
Proszę też pamiętać że każdy z jeńców-oficerów, którym Niemcy rozkazali na piśmie by jechali do Katynia, składał pisemny protest do Puissance Protectrice (urząd zajmujący się m.in. zgodnie z Konwencją Genewską skargami jeńców wojennych). Brytyjski Foreign Office jak i amerykański Departament Stanu otrzymały kopię tych skarg. Foreign Office oraz Departament Stanu zwracały się do swych oficerów z prośbą o opisanie procedury podczas której zostali zmuszeni do wyjazdu do Katynia. Odpowiedź Gildera jest znana - ale nie jest znana odpowiedź Stewarta ani Van Vlieta, chociaż Departament Stanu przyznał się ze zwłoką że posiada odpowiedź tego ostatniego.
Czy jednak brytyjscy szeregowi żołnierze i grupa czterech "niedoszłych" świadków amerykańskich składała protest nie wiadomo. Stoimy przed niewyraźnym obrazem, zabrudzonym werniksem z popękaną farbą i płótnem. Teraz trzeba to jakoś oczyścić i spróbować zrozumieć. Pierwsze warstwy werniksu już usunięto, ale zostało jeszcze wiele pracy zanim będę mogła powiedzieć że mamy pełny wizerunek.
Rozmawiał Andrzej Dobrowolski, Nowy Jork (PAP)
ad