Biografia "Anoda. Kamień na szańcu" Piotra Lipińskiego przybliża postać legendarnego „Anody” – Jana Rodowicza, żołnierza Szarych Szeregów, oficera AK i powstańca warszawskiego, który w wieku 26 lat zginął w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach w gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
„Anoda” zginął 7 stycznia 1949 r., dwa tygodnie po aresztowaniu przez UB. Przez lata rodzina i najbliżsi legendarnego żołnierza uważali, że Rodowicza zakatowali ubecy w budynku przy ul. Koszykowej w Warszawie. Po tragicznie zakończonym przesłuchaniu śledczy mieli upozorować samobójstwo, wyrzucając zwłoki „Anody” z okna.
Jedna z hipotez zakładała, że Rodowicz wyskoczył z okna na dach znajdującego się na podwórzu wysokiego garażu i próbował uciec do pobliskiego budynku ambasady brytyjskiej. Według innej został zastrzelony podczas przesłuchania, choć znalazł się świadek, który po latach widział jego teczkę z adnotacją „zastrzelony podczas próby ucieczki”.
Lipińskiego zafascynował temat na początku lat 90. Był obecny przy drugiej ekshumacji „Anody” w 1995 r. Rozpoczął dziennikarskie śledztwo. Odnalazł narzeczoną Rodowicza, jego krewnych i przyjaciół. Odtworzył jego życiorys, lata szkolne, udział w harcerstwie, konspirację w Szarych Szeregach i batalionie AK „Zośka”. Zbierał materiał przez ponad dwie dekady.
Książka przybliża postać Rodowicza, ale nie ma w niej jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jak naprawdę zginął: „Nawet jednak przyjmując wersję o samobójstwie, trzeba zastanowić się nie tylko co, ale też kto skłonił +Anodę+ do targnięcia się swoje życie. Bo przecież zginął podczas ubeckiego śledztwa”. Tadeusz Sumiński, kolega Rodowicza z batalionu „Zośka”, stwierdził: - Dla mnie nie ma znaczenia, czy Janka zabito, czy popełnił samobójstwo. Zmuszenie go do samobójstwa było mordem, być może gorszym niż zwyczajny”.
Lipińskiemu udało się ustalić i precyzyjnie odtworzyć powojenne losy „Anody” – leczenie ran z Powstania, studia na politechnice, a także przebieg aresztowania w grudniu 1948 r.
Po licznych rozmowach z jego kolegami, rodziną, Lipiński opisał Rodowicza jako osobę z nieprzeciętnym poczuciem humoru, zgrywusa i optymistę, który nawet w najtrudniejszych chwilach podtrzymywał na duchu kolegów i bliskich. Według ustaleń autora, „Anoda” - odznaczony Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych - znakomicie sprawdził się też jako cywil. Po wojnie organizował ekshumacje poległych „Zośkowców”. Namówił kolegów i koleżanki z konspiracji do spisania okupacyjnych wspomnień. Dzięki temu o słynnym batalionie wiadomo znacznie więcej niż o innych oddziałach AK.
Autor książki własne, dziennikarskie śledztwo, ws. okoliczności śmierci Jana Rodowicza prowadził równolegle z tym oficjalnym, prokuratorskim. „Prokuratura trzy razy wszczynała (...) i trzy razy umarzała śledztwo. Nigdy nie zdołała zgromadzić dowodów, że Janek został zamordowany. Nie szukała więc sprawców. Ustalono jednak nazwiska tych, którzy na przełomie 1948 i 1949 r. prowadzili śledztwo przeciwko +Anodzie+. Prokuratura odnalazła i przesłuchała funkcjonariuszy MBP (...) Wiktora Herera i Bronisława Kleinę. Obaj zaprzeczyli, że +Anodę+ bito (...) Rozmowy był +kurtuazyjne+ i Herer rzekomo nabrał sympatii do Janka” – pisze Lipiński.
Lipińskiemu udało się dotrzeć do Herera i Kleiny, lecz nie opisali w sposób wiarygodny przebiegu tych „kurtuazyjnych” rozmów, po których Rodowicz stracił życie.
Podczas dziennikarskiego śledztwa pojawiły się osoby, utrzymujące, że są świadkami śmierci „Anody”. Okazało się jednak, że wiarygodność ich zeznań jest co najmniej wątpliwa. Jedni konfabulowali, inni łączyli znane ogólnie już wówczas fakty z elementami fikcyjnymi. Autor książki przez lata weryfikował ich zeznania, konfrontując je z dokumentami, protokołami przesłuchań czy wspomnieniami osób znających Rodowicza.
Lipiński ustalił, że już po aresztowaniu, w gmachu MBP, „Anoda” spotkał innego aresztowanego „Zośkowca” Henryka Kozłowskiego „Kmitę”. Prawdopodobnie śledczy stosowali wobec „Anody” presję psychologiczną, niewykluczone, że także blef: „wiemy o was wszystko, zamknęliśmy wszystkich z +Zośki+”. Możliwe, że był to cios zbyt silny nawet dla tak zdeklarowanego optymisty jak Rodowicz, choć nadal nie można definitywnie wykluczyć wersji o ucieczce do ambasady lub zamordowaniu go podczas przesłuchania czy też, cytując ubeka Herera „kurtuazyjnej rozmowy” – wskazuje autor publikacji.
Książka przybliża postać Rodowicza, ale nie ma w niej jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jak naprawdę zginął: „Nawet jednak przyjmując wersję o samobójstwie, trzeba zastanowić się nie tylko co, ale też kto skłonił +Anodę+ do targnięcia się swoje życie. Bo przecież zginął podczas ubeckiego śledztwa”. Tadeusz Sumiński, kolega Rodowicza z batalionu „Zośka”, stwierdził: - Dla mnie nie ma znaczenia, czy Janka zabito, czy popełnił samobójstwo. Zmuszenie go do samobójstwa było mordem, być może gorszym niż zwyczajny”.
Tragedią, choć w innym wymiarze, są również umarzane w latach 90. sprawy ubeków, którzy uniknęli kary. "Klejn twierdził, że przesłuchiwał go tylko raz, ale przed prokuratorem złożył fałszywe zeznania, nie jest więc wiarygodny. Także Herer zaprzeczał by zabił +Anodę+, twierdził, że go nie torturował. To dramat tej historii, że znamy ich nazwiska, a brak jednoznacznych dowodów. Z całą pewnością ponoszą odpowiedzialność moralną, bo właśnie oni przesłuchiwali Jana Rodowicza po jego aresztowaniu" - mówił Lipiński w wywiadzie dla dzieje.pl.
Książka "Anoda. Kamień na szańcu" ukaże się 9 kwietnia nakładem wydawnictwa Agora.
rep/ rda/