Dramatyczne losy młodego Żyda, który ratuje się z obozu zagłady w Treblince, by w ciągłej ucieczce przed prześladowcami ukryć swoją tożsamość jako pracownik w firmie budowlanej, świadczącej usługi dla Wehrmachtu - to kanwa wspomnieniowej książki „Uciekinier” Józefa Makowskiego.
Jesienią 1939 roku jako dwudziestokilkulatek ucieka pod okupację sowiecką, do Lwowa, ale już w połowie grudnia 1941 roku z powrotem znajduje się w Warszawie, gdzie trafia do otoczonego już wtedy murem getta. „Śmierć głodowa była codziennym zjawiskiem, a jej widomym znakiem – nagie zwłoki na ulicy. Nikt nad nimi nie przystawał; nie przerażał, nie wstrząsał również nikim widok wozu, który krążąc po mieście, zbierał ludzkie szkielety” – opisuje Makowski.
Gdy w lipcu 1942 roku rozpoczyna się likwidacja getta warszawskiego autor wraz z matką trafia do Treblinki. „Gdy nad ranem wypędzono nas na rampę w Treblince, gruchnęły strzały spadł na nas grad pałek. +Żegnajcie się+ - szeptali Żydzi, więźniowie obozu, zabierający nasz bagaż. Kobiety i dzieci rozdzielono z miejsca. W panice nie zdążyłem nawet uścisnąć matki. Po chwili, stojąc na placu, widziałem ją w tłumie nagich kobiet. Zrozumiałem, że po raz ostatni. Spośród mężczyzn ustawionych w poczwórnym szeregu esesman wybrał dwustu-trzystu młodych, a pozostałym kazał się rozebrać do naga. Nie łudzono ich kąpielą. Gnani, brutalnie popychani i bici kijami przez Niemców i sforę Ukraińców powędrowali do komór gazowych. Nas, wybrańców, zagnano do odległego o kilka kilometrów drugiego obozu” – pisze Makowski.
„Od chwili kiedy przekroczyłem jego próg, nie miałem żadnych złudzeń, cienia wątpliwości, że śmierć jest tam tylko błogosławieństwem. Ale widać i Niemcy wiedzieli o tym i nie po to tam byli, aby błogosławić: +Sterben? Nee, du sollst krepieren+ - było ich hasłem” - wspomina. Nie opisuje jednak zbyt wielu szczegółów pobytu w obozie, dowiadujemy się jedynie, że „któregoś dnia udany skok z pociągu wrócił mu wolność”.
Po ucieczce z Treblinki trafia do getta w Płońsku. „Kilka tysięcy Żydów stłoczonych na małym obszarze cierpiało nędzę o tyle łagodniejszą niż w Warszawie, że słabo strzeżone getto pozwalało na kontakt z polską ludnością, a bogata rolnicza okolica – na szmugiel żywności” – wspomina. Makowski nie miał jednak złudzeń, wiedział jaki los go czeka, jeżeli zostanie w getcie do samego końca. 14 grudnia 1942 roku - przeskakuje wraz z przyjaciółmi przez płot okalający getto i po raz drugi unika śmierci.
Wraz z przyjacielem Tadeuszem Krajewskim postanawia przedostać się na Wschód, w stronę zbliżającego się frontu. Znajdują pracę w firmie budowlanej rekrutującej dla Niemców pracowników do robót na oddalonych terenach okupowanych. Tak trafia do Mińska na Białorusi, jako najemny pracownik cywilnych służb lotniczych.
Józef żyje w ciągłym strachu, że zostanie zdekonspirowany. „Nakrywam kocem głowę i wreszcie rozluźniam mięśnie twarzy. Czy dobrze zagrałem obojętność? Myśl ta nie daje mi spokoju. Przytłaczają mnie zalegające ciemności. Opędzam się od posępnych myśli, ale ponure obrazy wyłaniają się natrętnie. Treblinka…Schwarz z okrutnym grymasem twarzy, z pejczem w ręce… +Sterben? Nee, du sollst krepieren+ Uciekać, uciekać.. znów uciekać. Zaciskam szczęki, zduszam w gardle okrzyk trwogi”.
Z czasem, dzięki dobrej znajomości niemieckiego, udaje mu się uzyskać pozycję tłumacza w firmie, a po kilku miesiącach zostaje wysłany na urlop do Warszawy. Wyposażony w legalne dokumenty korzysta z hoteli, kartek na żywność, restauracji „nur fur Deutsche”. Kiedy zostaje skierowany do niemieckiej noclegowni nachodzi go refleksja: „Jak to się w ogóle stało, że ja, Żyd, uciekinier z Treblinki, leżę teraz w łóżku w niemieckich koszarach?” – pisze.
W czasie pobytu w Warszawie zauważa, że łowy na Żydów przybrały po powstaniu w getcie niespotykane przedtem rozmiary i „grożą zupełnym wytępieniem tego +gatunku+ - nawet pojedyncze +egzemplarze+ trudno będzie znaleźć po wojnie”.
Kiedy sytuacja w Bauleitungu staje się coraz bardziej napięta, a co kilka dni wyłapywani są Żydzi, Makowski wraz z przyjacielem postanawiają uciec z Mińska.
Na podrobionych papierach przemierzają Wiedeń, Warszawę, Kraków, Paryż, Wilno, Zakopane. W każdym z tych miejsc, spotykają ich przeróżne przygody, mogące grozić utratą zdrowia lub śmiercią. Makowski zdaje sobie sprawę, że mimo iż posiada legalne dokumenty oraz mundur Wehrmachtgefolge w każdej chwili może być zdekonspirowany i podzielić los pozostałych Żydów.
Autora wspomnień szczególnie zaskoczyły warunki panujące w stolicy Francji – odmienność tamtej łagodnej okupacji od terroru szalejącego w Warszawie czy Mińsku. „Kiedy na stacji Concorde wychodzimy z podziemia, uderza nas zjawisko zgoła nieoczekiwane w tych czasach. U wylotu metra stoi elegancko ubrany mężczyzna z żółtą gwiazdą na marynarce, na której wyraźnie odcina się czarny napis: „Juif” [Żyd]. Przyglądamy mu się ukradkiem, a zdziwienie nasze sięga szczytu, gdy po chwili podchodzi do niego szykownie ubrana, niemłoda już kobieta, bez żółtej łaty, a więc Aryjka, bierze go pod ramię i oboje wolno odchodzą” – opisuje.
Makowski tak uzasadnia swoją strategię przetrwania Zagłady: „W zamkniętym pomieszczeniu czuję się osaczony, zdany w pełni na los. Ale nie dlatego przecież się tułamy – skrajna konieczność gna nas z miejsca na miejsca, a świadomość, że innej drogi nie mamy, sprawia zapewne, że czujemy się niemal bezpiecznie w tym tłoku, gdzie nie ma szantażystów, szpiclów, gdzie nie poszukuje się Żydów i gdzie nikomu to nawet przez myśl nie przechodzi”.
Makowski po przemierzeniu niemal całej Europy wraca do Warszawy, z nadzieję, że zaraz skończy się wojna. Niespodziewanie jednak wybucha powstanie warszawskiego. Po kilku dniach udaje mu się uciec ze stolicy, a swoje przeżycia relacjonuje dwóm pomagającym mu kobietom, i tak tę sytuację komentuje: „Tragizuję może nieco – wydaje mi się, że tego właśnie oczekują – lecz nie bujam. Nie potrafię zresztą oddać w słowach grozy, której byłem świadkiem, a mój głos i dramatyczne sformułowania śmieszą mnie, bo to nie mój styl, bo czuję, że zgrywam się. +Warszawa – symbol Polski i ducha oporu – walczy i ginie zarazem+ Obie panie wpatrzone są we mnie i chwilami nie wiem, czy słuchają mnie z tak skupioną uwagą, czy przyglądają się, jak nie przyzwoicie dużo jem” – podsumowuje.
Po raz pierwszy wspomnienia zostały wydane pod tytułem „Wehrmachtgefolge” przez wydawnictwo Czytelnik w 1961 roku. Maszynopis wspomnień datowany jest na 1946 rok. Współczesne wydanie to tekst z 1961 roku, bez znaczących zmian.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa PWN.
Katarzyna Krzykowska (PAP)
ksi/ ls/