Nieliczne sukcesy białych aktorów pokrzyżowały w tym roku plany Amerykańskiej Akademii - mówi PAP dziennikarz i amerykanista Radosław Korzycki. Zmieniono stały harmonogram ceremonii, by oddać hołd zmarłemu niedawno, czarnoskóremu Chadwickowi Bosemanowi. Zwyciężył jednak Anthony Hopkins.
Korzycki podkreśla zmiany, jakie zaszły w niezmiennym dotąd porządku gali wręczenia Oscarów. "Przez 92 lata ceremonię kończył werdykt dotyczący najlepszego filmu. W tym roku producenci, a wśród nich Steven Soderbergh, który pierwszy raz został zatrudniony do tej roli, wymyślili, że nagrodę dla najlepszej aktorki i aktora zostaną ogłoszone po najlepszym filmie. To nie ma precedensu w ogóle w historii jakiejkolwiek uroczystości wręczania nagród dla filmów" – zauważa rozmówca PAP.
Jego zdaniem, zmiana w harmonogramie przyznawania nagród wynikała z zamysłu uhonorowania przez Akademię zmarłego parę miesięcy na nowotwór Chadwicka Bosemana, uważanego za pewnego zwycięzcę w kategorii pierwszoplanowej roli męskiej, "Boseman stał się ikoniczną postacią dla kultury i popkultury ze względu na jego rolę w +Czarnej panterze+" – wyjaśnia Korzycki. Tymczasem, niespodziewanie dla wielu, statuetka została przyznana białemu weteranowi kina Anthony’emu Hopkinsowi.
Korzycki wspomina również o filmach "Judas and the Black Messiah" oraz "Ma Rainey’s Black Bottom", będącym drugim po "Fences" obrazem wyprodukowanym przez Denzela Washingtona. To adaptacja tworu scenicznego Augusta Wilsona, nazywanego przez niektórych afroamerykańskim Szekspirem lub afroamerykańskim Czechowem. "Zbliżający się do siedemdziesiątki Denzel Washington postawił sobie za cel przerobienie na film wszystkich dziesięciu sztuk Wilsona. Problem w tym, że te teksty są dosyć ograniczone przestrzenią teatralną. Szczególnie +Ma Rainey’s Black Bottom+ ukazuje te ograniczenia. Przegrana filmu nie jest, moim zdaniem, przejawem odrzucenia afroamerykańskiej kultury, tylko jest to po prostu film bardziej telewizyjny niż kinowy" – tłumaczy dziennikarz.
Rozmówca PAP zwraca uwagę również na stały od wielu lat punkt oscarowych gal "In memoriam”, przypominający o zmarłych w mijającym roku twórcach kina. Cykl otwarło tym razem wspomnienie o Cicely Tyson, pionierki kina afroamerykańskiego, która odeszła w wieku 97 lat, zamknęło zaś uhonorowaniem Chadwicka Bosemana. Korzycki wyraził zaskoczenie, że niewystarczająco doceniono w tym gronie dorobek zmarłej pod koniec lipca w wieku 104 lat Olivii De Havilland – "ikony Hollywood, w ostatnim czasie ostatniej już postaci ery kina lat trzydziestych i czterdziestych, laureatki dwóch Oscarów, człowieka-instytucji".
"Została wepchnięta w sam środek" – mówił Radosław Korzycki, nie ukrywając rozczarowania. "Zadałbym pytanie, czy nie ukryto jej gdzieś pomiędzy twórcami z mniejszym dorobkiem w ramach kancerowania +Przeminęło z wiatrem+, którego była jedną z trzech gwiazd. Od paru lat trwa dyskusja o tym, że +Przeminęło z wiatrem+ to film przepełniony rasizmem, a grana przez Hattie McDaniel postać została przedstawiona na ekranie skrajnie stereotypowo. Wydaje mi się, że producenci byli świadomi pozycji Olivii de Haviland, ale właśnie z tego powodu chcieli ją jakoś ukryć" – skonstatował dziennikarz.
Korzycki zwraca uwagę, że tegoroczna gala oscarowa to nie tylko triumf twórców afroamerykańskich i azjatyckich, ale również kobiet. Po raz drugi w historii (pierwsza była Kathryn Bigelow za film "The Hurt Locker. W pułapce wojny") statuetkę za reżyserię otrzymała kobieta Chloe Zhao, twórczyni filmu "Nomadland" z Frances McDormand w roli głównej (Oscar za pierwszoplanowa rolę żeńską). Po raz pierwszy również w tej samej kategorii rywalizowały dwie kobiety. Twórczyni "Nomadland" walczyła o Oscara z Emerald Fennel, reżyserką filmu "Obiecująca. Młoda. Kobieta", rozprawiającego się z kulturą gwałtu.
Rozmówca PAP podkreśla, że jako rodowita Azjatka Chloe Zhao "prezentuje inną wrażliwość filmową". Jest autorką niszowego filmu "The Rider". Obejrzawszy go, Frances McDormand, która przeczytała reportaże Jessiki Bruder "Nomadland" zwróciła się do niej, żeby zabrała się za ich adaptację. "Trzeba więc zwrócić uwagę, że Chloe Zhao jest nie tylko kobietą, ale też kobietą z innego kontynentu, która się z Ameryką zżyła, ale patrzy na tę Amerykę jako outsider" – podsumował Radosław Korzycki.(PAP)
Autorka: Malwina Wapińska
mwp/ dki/