Po protestach z Czerwca ’76 aresztowano – według danych Prokuratury Generalnej PRL – 239 osób, z czego 173 w Radomiu, 35 w Płocku i 31 w Ursusie. W zdecydowanej większości stanęły one przed kolegiami ds. wykroczeń. Część zatrzymanych miała jednak procesy sądowe, a pierwsze sprawy w trybie przyspieszonym odbywały się przed Sądem Rejonowym w Radomiu już 26 i 27 czerwca. Skazano w nich 51 osób, z czego w przypadku 42 były to kary pozbawienia wolności lub aresztu do roku.
Był to dopiero początek: w lipcu i sierpniu 1976 roku odbyły się cztery duże procesy przeciwko osobom oskarżonym o udział w protestach radomskich – pierwszy z nich w dniach 17 i 19 lipca. Rozprawy nie miały nic wspólnego z elementarną sprawiedliwością - wobec oskarżonych zastosowano zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Zarzucano im, że „działając w sposób chuligański, wzięli udział w zbiegowisku publicznym, którego uczestnicy wspólnymi siłami dopuścili się gwałtownego zamachu na funkcjonariuszy publicznych oraz na obiekty i urządzenia gospodarki uspołecznionej, powodując w następstwie tego zamachu uszkodzenia ciała 75 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej oraz szkodę w mieniu społecznym w wysokości ponad 28 mln złotych”.
Orzeczone kary były wręcz drakońskie – osiem osób skazano na kary od 8 do 10 lat więzienia, kolejnych jedenaście od 5 do 6 lat, a sześć od 2 do 4 lat. Nieco niższe wyroki zapadły w procesach ursuskich, w których siedem osób skazano na karę od 3 do 5 lat więzienia.
Orzeczone kary były wręcz drakońskie – osiem osób skazano na kary od 8 do 10 lat więzienia, kolejnych jedenaście od 5 do 6 lat, a sześć od 2 do 4 lat. Nieco niższe wyroki zapadły w procesach ursuskich, w których siedem osób skazano na karę od 3 do 5 lat więzienia. Jak można było potem przeczytać w jednym z dokumentów Komitetu Obrony Robotników: „16 i 17 lipca 1976 [r.] odbywał się w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie proces 7 robotników oskarżonych o wykolejenie lokomotywy. Pięciu robotników pracowało w ZM >>Ursus<<, jeden w Pruszkowie w fabryce obrabiarek, jeden był kierowcą oraz prowadził kiosk >>Ruchu<<. Żaden z nich nie był wcześniej karany. Najmłodszy miał niepełne 21 lat, najstarszy 42 lata. Bronili [ich] adwokaci z urzędu. Jedynym materiałem dowodowym były zdjęcia. Zapadły następujące wyroki: 5 lat, 4 i pół, 4 lata, 3 lata, 3 lata, 4 lata. Najwyższy wyrok otrzymał najmłodszy z oskarżonych”.
Stosunkowo „łagodny” okazał się Sąd Rejonowy w Płocku, przed którym rozprawy rozpoczęły się 16 lipca. W przypadku piętnastu osób orzekł on kary w zawieszeniu, a w przypadku kolejnych osiemnastu od 2 do 5 lat pozbawienia wolności.
Procesy te były obserwowane przez działaczy opozycji, o czym świadczy cytowany wyżej dokument KORu . Początkowo obserwatorzy mogli uczestniczyć w procesach bez przeszkód, później władze PRL sięgnęły po represje. I tak np. przed jednym z procesów radomskich, w dniu 1 października, Janowi Józefowi Lipskiemu, Janowi Tomaszowi Lipskiemu i Antoniemu Macierewiczowi – jak informował KOR – funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa oświadczył, że są podejrzani o „szpiegostwo i współpracę z Wolną Europą”, zaś po rozprawie zostali (wraz z Mirosławem Chojeckim) zatrzymani. Zwolniono ich w dniu następnym. Zdarzały się też przypadki usuwania opozycjonistów z sali sądowej, i to mimo, że – przynajmniej teoretycznie – rozprawy były jawne. Stało się tak np. w przypadku Sergiusza Kowalskiego oskarżonego o „próbę zakłócenia przebiegu rozprawy”. Na marginesie owa próba miała polegać na… robieniu notatek…
13 intelektualistów (m.in. Stanisław Barańczak, Stefan Kisielewski, Edward Lipiński i Halina Mikołajska) skierowało list do redakcji popularnego francuskiego pisma „La Nouvel Observateur” z apelem do osób, którym „droga jest sprawa demokratycznego socjalizmu”, aby domagały się „uwolnienia uczestników robotniczego protestu w Polsce”. Z kolei Jacek Kuroń przekazał włoskiej agencji informacyjnej list do sekretarza generalnego Włoskiej Partii Komunistycznej Enrico Berlingauera, w którym apelował, by ten wystąpił w obronie skazanych polskich robotników.
Procesy, a następnie orzeczone w nich wysokie wyroki spowodowały protesty, zarówno w kraju, jak i za granica. W lipcu 1976 roku znany pisarz Jerzy Andrzejewski ogłosił – w imieniu własnym i grupy pisarzy – list Do prześladowanych uczestników robotniczego protestu. Padła w nim m.in. deklaracja: „Dopóki choć jeden z Was […] będzie narażony na przemoc i gwałty, przymusowo oddzielony od rodziny i społeczeństwa, lub szykanowany w praco oraz życiu cywilnym – będziemy wedle naszych niestety bardzo ograniczonych możliwości stawać w obronie Waszej”.
Dużo większy rezonans poza granicami PRL miały dwie inne inicjatywy z tego samego okresu. 13 intelektualistów (m.in. Stanisław Barańczak, Stefan Kisielewski, Edward Lipiński i Halina Mikołajska) skierowało list do redakcji popularnego francuskiego pisma „La Nouvel Observateur” z apelem do osób, którym „droga jest sprawa demokratycznego socjalizmu”, aby domagały się „uwolnienia uczestników robotniczego protestu w Polsce”. Z kolei Jacek Kuroń przekazał włoskiej agencji informacyjnej list do sekretarza generalnego Włoskiej Partii Komunistycznej Enrico Berlingauera, w którym apelował, by ten wystąpił w obronie skazanych polskich robotników. List ten opublikował dziennik WPK „L’Unita”, nagłośniły go również rozgłośnie zachodnie, na czele z Radiem Wolna Europa. W tej sytuacji włoscy komuniści nie mogli nie zareagować – wystosowali pismo do kierownictwa polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, które upubliczniła także „L’Unita”. Stwierdzili w nim, że „nadchodzące z Polski doniesienia o wyrokach sądowych i represjach policyjnych wywołały zaniepokojenie w szerokich kręgach włoskiej opinii publicznej”, a także w szeregach Włoskiej Partii Komunistycznej. Skrytykowali „brak należytej informacji” o tych procesach oraz niedopuszczenie dziennikarzy zachodnich na salę sądową. Wyrazili także nadzieję, że „władze PRL wykażą umiarkowanie, a nawet wielkoduszność w traktowaniu uczestników manifestacji robotniczych i że poinformują o tym opinię publiczną”.
Jak podsumowywano na antenie Radia Wolna Europa, „Ogólnie biorąc, prasa demokratyczna kwestionowała zarówno procedurę rozpraw w Warszawie i Radomiu, jak też surowość wyroków”. A drakońskie wyroki – do 10 lat więzienia – „wstrząsnęły opinią zachodnią […]. Dały temu wyraz czołowe dzienniki europejskie: francuskie, skandynawskie, zachodnioniemieckie, włoskie, szwajcarskie i angielskie”.
W związku z rozpoczętymi procesami osób oskarżonych o udział w demonstracjach czerwcowych represje skrytykowały zachodnie – francuskie i włoskie – związki zawodowe. Jako jedna z pierwszych uczyniła to silna federacja związkowa we Francji - Force Ouvrièr oraz Włoska Federacja Robotników Przemysłu Metalowego i Maszynowego. Ta pierwsza nie tylko potępiła pierwsze wyroki, ale również podkreśliła, że w żadnym „z tzw. krajów socjalistycznych nie istnieje prawo do strajku” i porównała represje w PRL do tych, które spadały na robotników „w innych krajach totalitarnych”, np. w „rządzonej przez juntę wojskową Grecji lub Chile”. Z kolei włoscy związkowcy uznali procesy za represyjne, dodając, że „w ustroju socjalistycznym wszelkie problemy powinny być rozwiązywane na podstawie demokratycznych dyskusji z udziałem robotników”. W kolejnych dniach trzy największe centrale związkowe we Włoszech – w tym, co było ewenementem, komunistyczna – wydały wspólne oświadczenie, w którym wyraziły zaniepokojenie procesami i uznały zapadające w ich trakcie wyroki za surowe i represyjne. Ze znacznym opóźnieniem zareagowała natomiast Europejska Konfederacja Związków Zawodowych w Brukseli, która pod koniec 1976 roku przygotowała oświadczenie przeznaczone do… użytku wewnątrzorganizacyjnego, w którym deklarowano m.in.: „chcemy wyrazić naszą solidarność z robotnikami polskimi i ich rodzinami. Zaniechanie represji jest rzeczą nieodzowną”.
Oczywiście procesami interesowały się również zachodnie mainstreamowe media. I tak np. 20 lipca 1976 roku korespondent BBC Peter Johnson informował: „Dzisiaj w Warszawie zostały wydane wyroki w drugim procesie, wiadomości o którym dotarły na Zachód, a w którym 7 robotników >>Ursusa<< skazanych zostało na kary więzienia od 3 do 5 lat za gwałtowny protest przeciwko zapowiedzianym w czerwcu podwyżkom cen żywności”. I dodawał: „Po ogłoszeniu wyroków salę sądową opuścili zapłakani, a niektórzy głośno protestujący krewni skazanych. Obserwatorzy zachodni uważają, że wyroki są wyjątkowo surowe, wziąwszy pod uwagę, iż podsądni […]oskarżeni byli tylko o zablokowanie linii kolejowej prowadzącej z Berlina do Warszawy”. Z kolei Hans Lindemann z zachodnioniemieckiego Deutsche Welle, komentując pierwsze wyroki jakie zapadły w Warszawie i Radomiu stwierdzał, że „w każdym państwie” karani są sprawcy grabieży i ataków na milicjantów. Jak jednak dodawał „na ławie oskarżonych nie powinni znaleźć się robotnicy, którzy usiłowali bronić się przed podwyżką cen, lecz owi funkcjonariusze, którzy swym postepowaniem sprowokowali robotników”.
Skazani po Czerwcu ’76 nie odsiedzieli na szczęście całych zasądzonych „kar”. Ostatni z nich odzyskali wolność na mocy dekretu Rady Państwa o amnestii z 19 lipca 1977 roku. Notabene więzienia opuszczali wraz z broniącymi ich działaczami Komitetu Obrony Robotników, którzy również zostali w międzyczasie uwięzieni.
Jak podsumowywano na antenie Radia Wolna Europa, „Ogólnie biorąc, prasa demokratyczna kwestionowała zarówno procedurę rozpraw w Warszawie i Radomiu, jak też surowość wyroków”. A drakońskie wyroki – do 10 lat więzienia – „wstrząsnęły opinią zachodnią […]. Dały temu wyraz czołowe dzienniki europejskie: francuskie, skandynawskie, zachodnioniemieckie, włoskie, szwajcarskie i angielskie”.
Skazani po Czerwcu ’76 nie odsiedzieli na szczęście całych zasądzonych „kar”. Ostatni z nich odzyskali wolność na mocy dekretu Rady Państwa o amnestii z 19 lipca 1977 roku. Notabene więzienia opuszczali wraz z broniącymi ich działaczami Komitetu Obrony Robotników, którzy również zostali w międzyczasie uwięzieni.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: Muzeum Historii Polski