Władysław Bartoszewski mawiał, że warto być przyzwoitym. Mam w sobie bunt wobec tego zdania, bo czuję, że czasami warto być nieprzyzwoitym – mówi PAP Łukasz Grzegorzek, którego nowy film „Moje wspaniałe życie” zaprezentowano podczas 21. festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
Główną bohaterką najnowszego filmu twórcy "Kampera" jest Joanna (grana przez Agatę Buzek) – z zawodu nauczycielka angielskiego, a prywatnie – córka kobiety chorej na Alzheimera, żona dyrektora szkoły (w tej roli Jacek Braciak), matka dwóch synów, teściowa i młoda babcia. Przemęczona nadmiarem obowiązków, cierpiąca z powodu braku czasu i przestrzeni dla siebie kobieta regularnie odwiedza mieszkanie swojej mamy, gdzie zaczyna prowadzić drugie życie. Ma nadzieję, że nikt nie odkryje jej tajemnicy. Pewnego dnia otrzymuje anonimową wiadomość zwiastującą ogromne problemy.
Dla Łukasza Grzegorzka "Moje wspaniałe życie" jest historią inspirowaną doświadczeniami bliskich mu osób. "Władysław Bartoszewski mawiał, że warto być przyzwoitym. Ja mam w sobie bunt wobec tego zdania, bo czuję, że czasami warto być nieprzyzwoitym. A uważam, że kobietom jest trudniej być nieprzyzwoitymi niż mężczyznom. Mierzą się z ostrzejszą oceną. Tym bardziej wtedy, kiedy są matkami i babciami" – zwrócił uwagę w rozmowie z PAP.
Rolę Joanny pisał z myślą o Agacie Buzek, a Witka - specjalnie dla Jacka Braciaka, z którymi spotkał się wcześniej na planie "Córki trenera". "Tym, co bardzo cenię we współpracy z Agatą, jest chęć przygody i otwartość. Zderzając się z postacią Joanny Lisieckiej, wiedzieliśmy, że z jednej strony jest scenariusz, ale z drugiej po drodze trochę go modyfikowaliśmy w jedną i drugą stronę. Dzięki temu postać pęczniała i wydarzyło się to samo, co stało się podczas prac nad +Córką trenera+. W pewnym momencie wszystko już tak się przenikało, że nie wiedziałem, co jest życiem, co jest tym, co kręcimy, a co będzie na montażu" – powiedział reżyser.
Według niego, Joanna to "niejednoznaczna postać, którą trzeba było zbalansować nie tylko na papierze, ale też inteligentnie przeprowadzić przez cały film, wiedzieć, kiedy uderzyć, a kiedy odpuścić". "Agata zmierzyła się z rolą, która musiała być zagrana na wielu różnych klawiszach emocjonalnych, co na planie było bardzo wymagające. Często mieliśmy po pięć, sześć scen dziennie. Rano zaczynaliśmy od sceny komediowej, po południu była scena kłótni małżeńskiej, a wieczorem nagrywaliśmy scenę nieudanego seksu, która też do lekkich nie należy. Myślę, że to było niesłychane wyzwanie, ale - na ile poznałem Agatę - jest uzależniona od dużych wyzwań" – stwierdził Grzegorzek.
Jak dodał, ukazanie głównej bohaterki na tle wielopokoleniowej rodziny wyraźniej uświadamia widzom, że Joanna tak naprawdę nie ma dokąd uciec i brakuje jej czasu ani przestrzeni dla siebie. "Kiedy pisałem scenariusz i mieliśmy spotkania tzw. script doctorskie, specjaliści zwracali uwagę na trudność wyzwania, jakim jest zbudowanie historii w oparciu o główną bohaterkę i ukazanie wielu postaci na drugim planie. Obawiali się, że tych postaci jest za dużo i nie będą pamiętane. Ale miałem szczęście do aktorów. Każdy wniósł coś charakterystycznego, charyzmatycznego od siebie. To była walka o to, żeby świat wokół bohaterki był jak najbardziej soczysty i gęsty. Zbudowaliśmy tę historię tak, żeby Joanna była cały czas przebodźcowana, atakowana z każdej strony" – wyjaśnił reżyser.
Agata Buzek wspomniała, że kiedy otrzymała do przeczytania scenariusz Grzegorzka, od razu dostrzegła możliwości, jakie dawał. "Nie mówię tu o możliwościach wyżycia się aktorskiego, tylko o szansie skomunikowania się ze sobą, a także otwarcia się i pokazania czegoś prawdziwego. To było nie tylko w scenariuszu, w historii, którą Łukasz napisał, ale też w naszym spotkaniu, we wspólnym z Łukaszem tworzeniu. Nawet nie chodzi o wprowadzanie zmian, ale szukanie coraz głębiej, rozmowy, konfrontowanie się z czymś, być może czasem ścieranie się, weryfikowanie, że ta podróż naprawdę cały czas mnie interesuje" – zaznaczyła.
Jej zdaniem film skłania do refleksji m.in. nad tym, czy da się zdobyć na taką odwagę jak jej bohaterka, na zmianę, gdy się nie jest przypartym do muru. "Czy można by to robić trochę wcześniej, nie doprowadzając siebie i innych do katastrofy, dygotu, kompletnego lęku? Czy nie można by wcześniej zauważyć, że to zmierza w tym kierunku? Zwykle i tak już wiemy, że nie wydarzy się cud. I dlaczego chwilę wcześniej nie potrafimy tego uciąć, zmienić? Być może po prostu się nie da. Nie wiem, ale myślę o tym. Zastanawiam się też, dlaczego ta prawda jest taka trudna. Właściwie zawsze – wiem to nawet z moich życiowych doświadczeń – prawda jest wyzwalająca. Gdy człowiek uwolni się od odpowiedzialności za wszystko i od projektowania, kto co poczuje, pomyśli, jakie będą następstwa, to owa prawda tu i teraz jest wolnością" – powiedziała aktorka.
Twórcy zgodnie przyznają, że pobyt na Nowych Horyzontach to wielkie święto. "Poczułam to dopiero wczoraj na projekcji, bo bardzo długo nie byłam w kinie i już samo zobaczenie publiczności i to, że ludzie mogą się zgromadzić, żeby coś wspólnie przeżyć, było wzruszające. Ale też wspólne obejrzenie tego filmu, powrót do tamtych emocji i zobaczenie, co Łukasz stworzył na montażu wraz z muzyką, ze wszystkimi efektami, jest zakończeniem tej podróży, dobrnięciem do celu i po prostu świętem" – podsumowała Buzek.
21. festiwal Nowe Horyzonty potrwa do 22 sierpnia we Wrocławiu i do 29 sierpnia online. W programie imprezy znalazło się ponad 230 filmów z całego świata, wśród nich "Titane" Julie Ducournau, "Vortex" Gaspara Noe, "Bohater" Asghara Farhadiego, "Wyspa Bergmana" Mii Hansen-Love i "Bo we mnie jest seks" Katarzyny Klimkiewicz. Więcej informacji pod adresem: https://www.nowehoryzonty.pl/.
Z Wrocławia Daria Porycka (PAP)
dap/ pat/