W ostatnim roku ukazało się kilka nowych przekładów klasyki literackiej, m.in. nowe tłumaczenia „Boskiej Komedii” Dantego, „Ulissesa” Jamesa Joyce'a i powieści George'a Orwella. Tłumacze przyznają, że lockdown sprzyjał intensyfikacji prac i ich finalizacji.
Nakładem Wydawnictwa Literackiego w październiku ukazało się nowe tłumaczenie "Boskiej Komedii" Dantego, którego autorem jest Jarosław Mikołajewski. W przedmowie poeta przyznaje, że pracował nad przekładem tego tekstu aż 30 lat, a pandemia koronawirusa i lockdown dały mu szanse na sfinalizowanie prac. "Mamy w języku polskim kilka znakomitych i pięknych przekładów całościowych i fragmentarycznych. Nowy przekład nie ma ambicji konkurować z tamtymi. Jedyną moją aspiracją było oddać możliwie najwięcej elementów pejzażu i wędrówki, która wydarzyła się 721 lat temu. Ściubiłem i zmieniałem go przez ponad 30 lat, na marginesie własnego życia i jego zdarzeń" - pisze Mikołajewski.
Poeta postanowił rzetelnie przetłumaczyć semantyczną warstwę dzieła, rezygnując z próby oddawania rytmiki i rymów ułożonego w tercynach poematu. Na początku prac próbował przekładać z rymami, ale zauważył, jak wiele treści umyka przy tych próbach. "Miałem poczucie rozbieżności z oryginałem. Postanowiłem podjąć eksperyment z przekładem dosłownym" - pisze. Efekty bywają dalekie od tego, do czego przyzwyczaili się czytelnicy Edwarda Porębowicza. Pierwsze wersy poematu, które znamy z tego przekładu w brzmieniu: "W wędrówce życia, na połowie czasu/ straciwszy z oczu sens niemylnej drogi/ w środku wielkiego znalazłem się lasu", u Mikołajewskiego brzmią: "W połowie wędrówki naszego życia/ znalazłem się w ciemnej dziczy/ bo prosta droga była zgubiona".
Mikołajewski deklaruje, że tłumacz powinien być lojalny wobec autora, choć w każdym przypadku lojalność może oznaczać coś innego - przekłady wierszy romantyków zapewne wymagają większej lojalności wobec emocji w nich zawartych. "Boska Komedia" jest jednak dziełem szczególnym. "Pomyślałem, że najbardziej lojalne wobec Dantego będzie oddanie go dosłownie. Postanowiłem, że nie będę przejmować się tzw. urodą tekstu, a będę szukać najbardziej dokładnych odpowiedników słów. Żeby nie uczytelniać tekstu na siłę, żeby był taki jak u Dantego, ograniczyłem też wszystkie inwersje – w ramach każdego wersu chciałem zachować ten sam zestaw słów, co w oryginale. Ten przekład wymagał ode mnie bardzo swoistego kunsztu – kunsztu rezygnacji z urody tekstu" - wyjaśnia Mikołajewski.
Próba przełożenia tekstu Dantego tak, aby oddać wszystkie zawarte w nim sensy, nie była łatwa. W pewnym fragmencie obok siebie aż pięć razy pojawia się zaimek "ja", co po polsku brzmi dziwacznie, a jednak odpowiada treści oryginału. Jak podkreśla Mikołajewski, Dante nie miał poprzedników w tradycji literackiej języka włoskiego, podobnie jak później Kochanowski w polszczyźnie, Dante pisząc, budował nowy język - włoski język literacki. Stąd w oryginalnym tekście tak wiele neologizmów, co Mikołajewski próbuje oddać w przekładzie, stosując takie słowa jak "wmoić", "wtwoić", "odgrzeszać", "uniebiesiać", "wbóstwiać się", "odpragniać się".
Duże zmiany w stosunku do pierwszego tłumaczenia przynosi także nowy przekład "Roku 1984" George'a Orwella (wyd. W.A.B.) - znikł z niego Wielki Brat. Tłumaczka Dorota Konowrocka-Sawa, zdecydowała się na wierność oryginałowi i tak zamiast osadzonego w tradycji dotychczaswoych przekładów "Wielkiego Brata" pojawia się "Starszy brat". "Doszłam do wniosku, że w tym wypadku można przywrócić poprawne tłumaczenie i zastąpić Wielkiego Brata, Starszym. Jestem świadoma, że w popkulturze i powszechnym wyobrażeniu nadal będzie funkcjonować utarta nazwa. Mam jednak nadzieję, że nowe tłumaczenie pozwoli doszukać się czytelnikom nieznanych sensów, które być może wcześniej gdzieś im umknęły" – pisze w przedmowie do nowego przekładu tłumaczka.
Wielki Brat pojawił się w pierwszym polskim przekładzie Juliusza Mieroszewskiego, wydanym w 1953 r. przez Instytut Literacki w Paryżu, i utrwalił w drugim przekładzie, autorstwa Tomasza Mirkowicza, z roku 1988. Big brother znaczy po prostu „starszy brat”, tak jak little sister znaczy „młodsza siostra”. Czy taki przydomek nadany mitycznemu, półboskiemu przywódcy Partii wydał się tłumaczom zbyt niewinny?" - zastanawia się tłumaczka.
"Pierwsze polskie tłumaczenie autorstwa Mieroszewskiego nigdy nie wyszło poza wąski krąg czytelników. Nie chciałabym się do niego odnosić, bo z dzisiejszej perspektywy jest nieporadne i trudne w odbiorze. Niemniej to właśnie Mieroszewskiemu zawdzięczamy takie terminy jak +nowomowa+ czy +myślozbrodnia+. Drugie polskie tłumaczenie Tomasza Mirkowicza jest znakomite i nieprzypadkowo autor otrzymał za nie nagrodę przekładową. Każdy tłumacz nadaje przekładowi indywidualny rys, który jest pochodną jego osobistej wrażliwości językowej i interpretacji utworu. [...] Tuż po ukazaniu się powieści zarzucano autorowi, że napisał ją językiem drętwym, niezgrabnym i pozbawionym urody, zaś przyczyn tych literackich deficytów doszukiwano się w dziennikarskiej przeszłości Orwella. I rzeczywiście, angielszczyzna oryginału, zwłaszcza w początkowych partiach, jest męcząca i zawikłana, jednak lektura innych tekstów Orwella każe się domyślać, że był to zabieg celowy, a niezgrabność tekstu jest odbiciem stanu umysłu narratora. Kim jest bowiem ten, który opowiada nam część pierwszą, drugą i trzecią? Nie jest to wbrew pozorom narrator wszechwiedzący, ale ktoś podążający krok w krok za Winstonem i odczytujący jego myśli, nieświadomy tego, co dzieje się w głowach pozostałych bohaterów" - taki trop interpretacyjny przyświecał nowemu przekładowi.
1 stycznia 2021 r. prawa autorskie chroniące twórczość Orwella wygasły, a jego dzieła trafiły do domeny publicznej. Dzięki temu w wielu krajach, także w Polsce, pojawiają się nowe tłumaczenia jego książek, często poszerzone o niepublikowane dotąd materiały i dodatkowe komentarze tłumaczy. W Polsce w tym roku ukazał się też nowy przekład "Folwarku zwierzęcego" (wyd. W.A.B.) z autorską przedmową, w 1945 r. pominiętą i opublikowaną blisko trzy dekady później, a opisującą perypetie z wydaniem książki. Jeden z wydawców tłumaczył, powołując się na urzędnika Ministerstwa Informacji: "Gdyby ta opowiastka odnosiła się do dyktatorów i dyktatury w ogólności, wówczas nie byłoby problemu, uświadomiłem sobie jednak, że skupia się ona całkowicie na postępowaniu Związku Sowieckiego [...]. Ponadto wydźwięk tekstu byłby mniej obraźliwy, gdyby opisana w nim kasta rządząca nie składała się ze świń". Nowy przekład (po Teresie Jeleńskiej i Bartłomieju Zborskim) przygotował Szymon Żuchowski. Dwie ważne świnie z folwarku otrzymały teraz polskie imiona: Snowball został Chrumakiem, a oportunistyczny Squealer – Kwikaczem.
Tuż przed setną rocznicą pierwszego wydania "Ulissesa" Jamesa Joyce'a ukazało się drugie polskie tłumaczenie książki. Zadania podjął się Maciej Świerkocki, a zajęło mu to siedem lat. Książka Joyce'a bardzo długo nie miała żadnego polskiego przekładu - dopiero w 1969 r. po kilkunastu latach pracy ukazał się w PIW-ie przekład autorstwa Macieja Słomczyńskiego. Świerkocki deklaruje, że nie zależało mu na rywalizacji ze Słomczyńskim, podkreśla, że zupełnie inaczej niż poprzednik interpretuje tekst "Ulissesa". "Słomczyński miejscami starał się archaizować przekład, nadawał mu niekiedy koturnowy, oficjalny, jak gdyby nawet urzędowy rejestr, ja starałem się natomiast zachować raczej potoczność i swobodę dialogu, zachowując styl wysoki jedynie tam, gdzie naprawdę wydawał mi się potrzebny. Sądzę też, że w moim tłumaczeniu znajdziemy więcej humoru, który Słomczyński czasem zwyczajnie pomijał lub którego po prostu nie zauważał – być może śmieszyły nas w tej książce różne rzeczy – a także więcej erotyki, aluzji i odniesień seksualnych, czasem dosyć grubych, na których użycie zapewne nie pozwalała mu cenzura, choć odnosiłem wrażenie, że tu i ówdzie nie dostrzegał tych podtekstów lub zwyczajnie nie chciał ich sygnalizować po polsku" - zwraca uwagę Świerkocki w towarzyszącej przekładowi książce "Łódź Ulissesa", będącej relacją z pracy tłumacza.
Maciej Świerkocki, ceniony tłumacz Becketta i Updike'a, współscenarzysta „Sfory", odnalazł w "Ulissesie" nieco polskich akcentów, jak np. postać Ignacego Paderewskiego. "Jego nazwisko pojawia się nie wprost i trzeba je właściwie przetłumaczyć, wyjaśniam więc dokładnie, jaką drogą do niego dochodziłem" - pisze tłumacz, który uważa, że "Ulisses" ma tak wiele warstw, że każdy może w nim znaleźć coś dla siebie. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Officyna. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ skp /