To było jedno z tych wydarzeń, które odmieniły losy II wojny światowej. Nie bez powodu w końcu bitwa o Midway nazywana jest najważniejszą bitwą morską XX wieku i początkiem końca Cesarstwa Japonii. Na jej temat powiedziano i napisano tak wiele, że pewnie trudno spojrzeć na nią z odkrywczej perspektywy. Jeśli dodać do tego jeszcze chociażby wielki, amerykański przebój kinowy z 1976 r., to okaże się, że starcie amerykańsko-japońskie na Pacyfiku jest jednym z bardziej rozpoznawalnych wydarzeń w historii wojen w ogóle.
Jednak praca Craiga Symondsa może zaskoczyć nawet tych, którzy jej historię mają w małym palcu. Niezwykle precyzyjna i rzetelnie udokumentowana publikacja skupia się tyleż na zdarzeniach, faktach, opisach, ile na konkretnych ludziach, portretując bohaterów pierwszo- i drugoplanowych tej batalii. I to, obok filmowego wręcz budowania napięcia, jest walorem tego tomu.
Napisał go wybitny historyk, który dziejami marynarki wojennej zajmuje się naukowo od lat i jest także oficerem U.S. Navy. Symonds przez trzy dekady wykładał na Akademii Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, na dodatek jest autorem jeszcze innej wielkiej pracy, pt. „Druga wojna światowa na morzu”.
Autor zaczyna swoją opowieść od przybycia w Boże Narodzenie 1941 r. do zbombardowanej przez Japończyków amerykańskiej bazy morskiej w Pearl Harbor admirała Chestera Nimitza, który przejmie dowództwo nad flotą. „Nimitz nie wypowiedział ani słowa, lecz jedynie potrząsnął głową i wydał z siebie cichy jęk. W czasie podróży koleją z Waszyngtonu do San Diego, gdzie oczekiwał na niego samolot na Hawaje, studiował raporty na temat zniszczeń, których trzy tygodnie wcześniej dokonali Japończycy w czasie niespodziewanego ataku z 7 grudnia. Raporty nie ukazywały jednak skali strat. Nawet zdjęcie pancernika Arizona spowitego kłębami czarnego dymu nie przygotowało go do tego, co teraz widział na własne oczy […]” – pisze Symonds.
Ten wstydliwy nalot na amerykańską bazę jest więc oczywistym początkiem wojny japońsko-amerykańskiej na Pacyfiku. Lecz zanim dojdzie do kluczowej bitwy, autor szczegółowo odmaluje sytuację po jednej i po drugiej stronie. Drugi rozdział poświęcony jest więc sytuacji w armii japońskiej i jednemu z głównych bohaterów starć na morzu, dowódcy Połączonej Floty, admirałowi Isoroku Yamamoto. Portretując dowódcę, Symonds porównuje go do Nimitza: „Krótko mówiąc, Yamamoto był całkowicie inną osobowością niż jego amerykański odpowiednik. W niektórych momentach odzywała się w nim natura showmana, a nawet prowokatora. Często zachowywał się wówczas, jakby świadomie kusił los […]” – zauważa autor.
Co istotne, wiele decyzji, które zapadną w tej wojnie, będzie rzeczywiście sprawiało wrażenie świadomego, choć czasem także przypadkowego kuszenia losu. Ale czyż wojna w ogóle nie jest jednym, wielkim kuszeniem losu?
W kolejnych rozdziałach otrzymujemy portrety dowódców, ale także dokonujemy wraz z autorem „inwentaryzacji” sprzętu, ze szczególnym uwzględnieniem odgrywających kluczową rolę lotniskowców. Bez nich nie byłyby możliwe np. rajdy odwetowe bombowców amerykańskich na Jokohamę, Nagoję, Kobe i Tokio. To o zniszczenie tych okrętów chodziło przede wszystkim w bitwie o Midway. Zbliżając się do samego opisu przebiegu bitwy, Symonds poświęca jeden rozdział łamaczom szyfrów, zdając sobie sprawę, jak ważny udział mieli w ostatecznym zwycięstwie:
„W pozbawionym okien piwnicznym pomieszczeniu w Pearl Harbor, oficjalnie nazywanym Jednostką Wywiadu Polowego, a mniej oficjalnie +Lochem+, przez całą dobę ponad dwadzieścia osób męczyło się, usiłując zebrać przydatne dane z monitoringu japońskiej łączności radiowej. […] Była to najbardziej tajemnicza jednostka U.S. Navy. Niektórzy, zwani +gangiem z dachu+ lub +dacharzami+, nosili słuchawki i z bardzo wielu kropek i kresek układali grupy liczbowe lub japońskie znaki kana […]”.
I wreszcie sama bitwa o Midway. Autor opisuje ją niezwykle skrupulatnie, podając nawet konkretne czasy konkretnych wydarzeń. Zaczynamy ją śledzić od godziny 4 rano, 4 czerwca 1942 r. To o tej godzinie trąbka na japońskim lotniskowcu Akagi wezwała załogę na stanowiska bojowe. Ale i Amerykanie wstali na Midway bardzo wcześnie. Także o godzinie 4:00 komandor porucznik Ramsey, odpowiadający za operacje lotnicze na atolu, wysłał osłonowo w powietrze pięć myśliwców. To był dopiero początek. Barwne opisy kolejnych działań powodują, że stajemy się nie tylko czytelnikami tej historii, ale wręcz jej uczestnikami.
Jak chociażby ataku amerykańskiej eskadry torpedowej w godzinach 8:30 do 10:20. Panująca dotąd na Pacyfiku Cesarska Marynarka Wojenna straciła w ciągu ośmiu minut trzy z czterech lotniskowców. Jeszcze tego samego dnia amerykańskie bombowce nurkujące niszczą czwarty. I to był ten moment, który odwrócił proporcje sił na Pacyfiku i wpłynął na losy całej II wojny. Panuje pogląd, iż sukces amerykański był dziełem przypadku czy wręcz cudu. Symonds twierdzi jednak, że to wynik starannego planowania, wykorzystania radaru, którego Japończycy nie posiadali oraz sprytu. Warto się o tym przekonać, biorąc do rąk książkę „Bitwa o Midway”. Dostajemy bowiem nie tylko rzetelną publikację historyczną, lecz i rzecz, którą czyta się jak świetnie napisaną powieść sensacyjną.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP