Poprzedni semestr był dla uczniów i nauczycieli wielkim sprawdzianem – mówi nauczycielka języka polskiego z Zespołu Szkół Salezjańskich w Szczecinie. Przyjęcie dzieci z Ukrainy wspomina jako wyzwanie, któremu podołali.
Z danych przekazanych przez kuratorium oświaty wynika, że ubiegły rok szkolny w zachodniopomorskich placówkach kończyło ponad 9 tys. dzieci z Ukrainy. Wśród nich też uczniowie z Zespołu Szkół Salezjańskich w Szczecinie.
Joanna Pawłowska, nauczycielka języka polskiego z tej placówki, przyznaje, że było to ogromne wyzwanie na wielu polach: od bariery językowej przez kwestie logistyczne aż po traumę wojenną, z jaką zmagali się nowi uczniowie.
"Problemy były w kilku sferach: zróżnicowaniu wiekowym dzieci i młodzieży, predyspozycjach indywidualnych i nastawieniu rodziców do tego, jak długo tu będą. Kiedy rodzice sami mieli świadomość, że to nie będzie szybko i przekazywali dzieciom w miarę pozytywne myślenie, że warto się uczyć i warto tu się zakorzenić, było lepiej" – wylicza Pawłowska.
Jak dodała, "była część dzieci, które cały czas demonstrowały, że one są tu na chwilę i za moment wracają do siebie, do swoich kolegów, bo tam zostawiły cały swój świat". Wskazała, że trauma, której doświadczyli uczniowie, początkowo znacznie utrudniała współpracę i zachęcanie ich do nauki.
Podkreśliła, że uczniowie z Ukrainy czuli się obco nie tylko w nowej szkole i kraju, ale także między sobą, bo mimo tej samej narodowości wcześniej się nie znały i często pochodziły z różnych części Ukrainy.
"Te dzieci siebie nie znały, a ich wspólnym doświadczeniem była trauma wojenna. Tak najbardziej potrzeba było chyba w tamtym roku wsparcia psychologów i psychiatrów. My działaliśmy intuicyjnie na podstawie doświadczeń pedagogicznych, wychowawczych, obserwując, że dzieje się coś z dzieckiem. Nauczanie i przekonywanie, że warto się uczyć było w pewnym momencie na drugim miejscu. Potrzebne było działanie na różnych polach" – dodała.
Przyznała, że na poziomie szkoły średniej często "wiek buntu" nakładał się na traumę wojenną. Młodzież odreagowywała inaczej, często depresją i zamknięciem w sobie. Postawy były dwojakie – część traktowała naukę języka jako szansę, a inni zobojętnieli i chcieli wrócić do swojego poprzedniego życia.
Ważnym elementem, który pomagał oswajać się z nową rzeczywistością było wsparcie nie tylko ze strony kadry pedagogicznej, ale też pozostałych uczniów i ich rodziców. Szkoła brała udział w zbiórki i to wpływało na integrację.
"Potrzebna była podwójna ilość zrozumienia dla wszystkich i wszystkiego, dopiero zobaczyliśmy, co to znaczy empatia tak na co dzień" – opowiada Pawłowska. "To był sprawdzian, myślę że u nas zdany na piątkę. Wspólnota działania, pragmatyzm, zdrowy rozsądek i rzeczowość w działaniu, do tego potrzebni byli ludzie, którzy dali oparcie" – dodaje.
Podkreśla też, że nowy rok szkolny zaczyna z optymizmem, spokojem i większym doświadczeniem.(PAP)
Autorka: Małgorzata Miszczuk
misz/ joz/