Branka nie sparaliżowała działań stronnictwa Czerwonych, natomiast przyspieszyła wybuch Powstania Styczniowego. Członkowie Komitetu Centralnego Narodowego i Stronnictwa Czerwonych dobrze orientowali się w planach hrabiego Wielopolskiego – mówi PAP historyk dr hab. Piotr Szlanta.
PAP: W jakich okolicznościach doszło do carskiej branki, która miała miejsce w nocy z 14 na 15 stycznia 1863 r?
Dr hab. Piotr Szlanta: Po klęsce Rosji poniesionej wojnie krymskiej (1853-56) i zjednoczeniu Włoch w jedno królestwo w 1861 r. wśród Polaków obudziły się nadzieje reformy politycznych w Królestwie Polskim i przywrócenie odebranej po klęsce powstania listopadowego autonomii. Miało miejsce wyraźne ożywienie polityczne, co wyrażało się m.in. w demonstracjach patriotycznych. Polacy wzorowali się na innych narodach Europy, jak choćby Włochach, którym udało się z pomocą Francji zjednoczyć kraj. Ruch na rzecz reform w Królestwie Polskim został krwawo stłumiony przez władze carskie. Doprowadziło to do radykalizacji części środowisk polskich. Ugrupowanie Czerwonych stawiało na odzyskanie przez Polskę niepodległości poprzez wywołanie kolejnego powstania narodowego. Jednak, aby mogło ono odnieść sukces, należało przyciągnąć do niego chłopów, obiecując korzystne dla nich rozwiązanie kwestii własności ziemi, którą użytkowali, a która należała do szlachty. Z kolei bardziej umiarkowani Biali skłaniali się ku szukaniu porozumienia z caratem, obawiając się, że powstanie z udziałem mas chłopskich może wymknąć się spod kontroli i przekształcić w rewolucję. Liczyli także na wsparcie dyplomatyczne mocarstw zachodnich, głównie Francji i Wielkiej Brytanii.
Władze rosyjskie, ale także polski arystokrata, hrabia Aleksander Wielopolski, który do maja 1862 r. stał na czele rządu cywilnego w Królestwie Polskim, mieli świadomość, że część polskiego społeczeństwa dąży do wybuchu ogólnonarodowego powstania, a nastroje już "wrzą". Wówczas Wielopolski zaproponował pomysł branki - przymusowego poboru polskiej młodzieży do armii rosyjskiej. Wówczas nie obowiązywał w niej pobór powszechny, który wprowadzono dopiero 1874 r. Natomiast w latach 1855-1874 służba w armii carskiej trwała 15 lat i co roku wcielano do niej grupę nowych rekrutów, wybieranych drogą losowania. Według koncepcji Wielopolskiego do armii rosyjskiej miały być tym razem wcielone głównie osoby zaangażowane w działalność konspiracyjną przeciw zaborcy, według przygotowanych wcześniej spisów. Branka miała paraliżować przygotowania do powstania narodowego, rozbić konspiracyjne struktury i odebrać powstańcom kadrę.
PAP: W jaki sposób Rosjanie przeprowadzili brankę? Czy była ona zaskoczeniem dla polskiego społeczeństwa?
W nocy z 14 na 15 stycznia 1863 r. oddziały armii, żandarmerii i policji rosyjskiej dokonały zatrzymań osób, które znajdowały się na listach. Jeśli nie udało im się uciec, nie stawiali czynnego oporu i natychmiast wcielano ich do wojska.
Dr hab. Piotr Szlanta: Przygotowanie branki trwały kilka tygodni. Informacja o przymusowym werbunku młodzieży przedostała się do opinii publicznej. Członkowie Komitetu Centralnego Narodowego i Stronnictwo Czerwonych dobrze orientowali się w planach hr. Wielopolskiego. Apelowano więc do spiskowców, aby nie przebywali w miejscu zamieszkania lub ukryli się w lasach otaczających stolicę m.in. w Puszczy Kampinoskiej. Branka miała być przeprowadzona głównie w Warszawie. W nocy z 14 na 15 stycznia 1863 r. oddziały armii, żandarmerii i policji rosyjskiej dokonały zatrzymań osób, które znajdowały się na listach. Jeśli nie udało im się uciec, nie stawiali czynnego oporu i natychmiast wcielano ich do wojska.
PAP: Jakie były konsekwencje branki?
Dr hab. Piotr Szlanta: Branka nie zakończyła się pełnym sukcesem jej inicjatorów. Zatrzymano 1657 zamiast planowanych 2500 osób, w tym zaledwie ok. 200 członków organizacji konspiracyjnej z ok. 25 tys. osób zaprzysiężonych. Wbrew nadziejom hr. Wielopolskiego styczniowa branka ani nie sparaliżowała działań stronnictwa Czerwonych, ani nie rozbiła organizacji, natomiast, paradoksalnie, przyspieszyła wybuch samego powstania, nazwanego potem Powstaniem Styczniowym. Skłoniła bowiem przywódców z kontrolowanego przez Czerwonych Komitetu Centralnego Narodowego do bezzwłocznego wyznaczenia terminu jego rozpoczęcia na noc z 22 na 23 stycznia i to pomimo niesprzyjających, zimowych warunków i niezakończonych przygotowań, a nie wiosną, jak początkowo planowano. Nie udało się ani wyposażyć, ani uzbroić wielu oddziałów powstańczych. Rosjanie przejęli część transportów broni z zagranicy. Do przedwczesnego wybuchu powstania doszło ostatecznie ponad tydzień po brance w sytuacji stosunkowo korzystnej dla władz carskich. Do dziś historycy spierają się o to, czy hr. Wielopolski był zdrajcą, czy też pragmatykiem i realistą, który chciał uniknąć rozlewu krwi i ofiar wśród rodaków. Nie stała za nim żadna polska siła polityczna. Uważano go za uzurpatora, samowolnego magnata, który działał wraz z Rosjanami na szkodę narodu polskiego.
Aleksander Wielopolski wciąż pozostaje postacią niejednoznaczną i tragiczną.
Okazało się, że powstanie zostało stłumione, a Polacy zapłacili kolejną daninę krwi, czyli stało się to, czego arystokrata się obawiał najbardziej. 16 stycznia, już po ogłoszeniu branki, Komitet Centralny Narodowy ogłosił Wielopolskiego "wielkim, nikczemnym zbrodniarzem i zdrajcą". Czerwoni traktowali go jak wyjętego spod prawa renegata, któremu należała się kara śmierci. Zresztą już wcześniej przeprowadzono na niego nieudany zamach. Aleksander Wielopolski wciąż pozostaje postacią niejednoznaczną i tragiczną.
Dr hab. Piotr Szlanta, historyk i profesor Uniwersytetu Warszawskiego, obecnie dyrektor Stacji Naukowej PAN w Wiedniu. (PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ dki/