Gdy stawała przed publicznością, wpadała w obłędny trans, który natychmiast udzielał się innym. Zatracała się w śpiewie, w podpowiadanym przez instynkt ruchu scenicznym, który w końcu zamieniał się w szalony taniec. W czwartek mija 80. lat od urodzin Janis Joplin.
Wszystko zaczęło się od bluesa – mówi się o muzycznych idolach jej pokolenia. Bez bluesa nie byłoby Boba Dylana, The Rolling Stones, The Doors i wielu innych. Janis Joplin także. „Śpiewam dlatego, że jest we mnie wiele różnych emocji, z których bez tego nie zdawałabym sobie sprawy. Ale muzyka także wiele tych emocji wyzwala, daje ogromne pole dla rozwoju wyobraźni” – mówiła w jednym z wywiadów. „W rock’n’rollu wszystko opiera się na rytmie. Jeden, dwa, trzy. Jeden, dwa, trzy, cztery. Na scenie potrzebuję wypocić ze siebie wszystko, co we mnie jest” - dodawała.
Taka właśnie była. Gdy stawała przed publicznością, wpadała w obłędny trans, który natychmiast udzielał się innym. Zatracała się w śpiewie, w podpowiadanym przez instynkt ruchu scenicznym, który w końcu zamieniał się w szalony taniec. Jej głos miał potężną siłę, a występy szybko przybierały formę nieprzewidywalnej improwizacji. Śpiew przechodził w krzyk, znane z piosenek frazy Janis na scenie powtarzała wielokrotnie, zmieniając je, nadając im różne znaczenia. Smutek i rytm – dwa filary muzyki bluesowej - wybrzmiewały silnie w jej muzyce, podobnie jak w muzyce wielu innych pionierów fali muzyki rockowej lat 60.
Ale opowieść o Janis Joplin równie dobrze można by zacząć inaczej. 19 stycznia 1943 roku Janis Joplin przyszła na świat w Port Arthur w Teksasie jako pierwsza z trojga dzieci inżyniera Setha Joplina i archiwistki Dorothy Joplin. We wspomnieniach matki, Janis od najmłodszych lat była dzieckiem trudnym. Wymagała ciągłej uwagi, była uparta i szybko wpadała w złość. Całe jej dzieciństwo miało być historią niekończącej się frustracji spowodowanej niemożnością przystosowania się. Kiedy była dziewczynką, jako ideał stawiano wizerunek szczupłych, eterycznych dziewcząt w rozkloszowanych spódnicach. Ale Janis nie miała urody młodych kobiet z ówczesnych plakatów i reklam. Zmagała się z nadwagą, miała problemy z cerą i burzę niesfornych, nastroszonych włosów.
W szkole nie umiała porozumieć się z rówieśnikami. Była jedną z tych nastolatek, które padały ofiarą okrutnych żartów i prześmiewek w klasie. Nikt nie zaprosił jej na bal maturalny i nawet, kiedy opowiadała o tym w wywiadzie jako gwiazda, spod pozy sarkazmu i nonszalancji, przebijała głęboka gorycz upokorzenia związanego z tamtym wspomnieniem.
Przeprowadzka do Austin i studia na uniwersytecie niewiele zmieniły. W filmie biograficznym w reżyserii Amy Berg „Janis: Little Girl Blue” z 2015 r. dawni przyjaciele wspominali zdarzenie, które nią wstrząsnęło i mocno odbiło się na jej poczuciu własnej wartości. W uniwersyteckiej gazetce ogłoszono żartobliwy plebiscyt na najbrzydszego chłopaka wśród studentów. Ktoś dla zgrywy zgłosił kandydaturę Joplin, a czytelnicy oddali na nią najwięcej głosów. Jej zdjęcie ukazało się na pierwszej stronie. „To ją naprawdę zdruzgotało. (…). Do tej pory nigdy nie widziałem jej płaczącej, bo miała bardzo silną osobowość” – wspominał muzyk Powell St. John.
A przecież już wtedy wypracowała sobie pozę buntowniczki i chłopczycy. Nosiła się niedbale, klęła i potrafiła wszczynać bójki. Przyjaźniła się z artystami i odszczepieńcami, równie nieprzystosowanymi do społecznych norm jak ona. Interesowały ją książki, sztuki wizualne, a nade wszystko muzyka. Gdy naśladowała głosy swoich ukochanych czarnoskórych artystek bluesowych, znajomi wpadali w zachwyt i zdumienie. Ucieczką i szansą na nowe życie miał okazać się wyjazd do Kalifornii. W 1963 r. znalazła się w San Francisco i - jak pisała w liście do rodziny - wreszcie poczuła się wolna. Tu znalazła ludzi podobnych do siebie, a wokół wiele się działo – odbywały się coraz liczniejsze demonstracje i protesty przeciwko segregacji rasowej. Janis chłonęła klimat wolności, brała udział w spotkaniach i imprezach, gdzie eksperymentowano z używkami.
Zaczęła od występów w klubach. Jako dwudziestolatka zdołała zamienić parę słów ze swoim idolem – Bobem Dylanem. Z młodzieńczym zapałem oznajmiła, że go uwielbia i że sama kiedyś będzie sławna. „Tak, wszyscy będziemy” – miał enigmatycznie odpowiedzieć przyszły noblista.
Kilka lat później była u szczytu kariery. „Jestem gwiazdą, chociaż to słowo teraz traci dla mnie na znaczeniu” – pisała do rodziny w Teksasie. W 1966 r. dołączyła do zespołu Big Brother and the Holding Company. Problemem okazały się tarcia z liderem grupy Peterem Albinem. Szybko okazało się, że gdy Janis Joplin wychodzi na scenę, reszta muzyków staje dla niej tylko tłem. Nikt nie był w stanie jej powstrzymać, ani poskromić jej ekspresji. Kiedy w 1967 r. wystąpili na festiwalu Monterey Pop, artystka zawładnęła publicznością. Z zespołem rozstała się rok później, wiążąc się następnie z grupami Kozmic Blues Band i Full Tilt Boogie Band. Ukoronowaniem jej kariery był występ na legendarnym festiwalu Woodstock w 1969 roku.
Za jej szalonym, nieokiełznanym wizerunkiem scenicznym kryła się jednak smutna prawda o uzależnieniach – przede wszystkim od alkoholu i heroiny. Między innymi z powodu nałogów rozpadały się jej związki z mężczyznami. Sama mówiła, że przed występem gromadzi maksimum energii, ale gdy gasną światła reflektorów, a skandująca jej imię publiczność rozchodzi się do domów, wszystko okazuje się iluzją, ona zaś zostaje sama. Lekarstwem miała być heroina.
Kariera Janis Joplin trwała zaledwie kilka lat, a jednak to wystarczyło, by takie utwory jak „Cry Baby”, „Piece od My Heart”, „Summertime” George’a Gershwina w jej wykonaniu lub śpiewany a capella „Mercedes Benz” stały się nieśmiertelne. 4 października 1970 r. znaleziono ją martwą w hotelu Landmark w Hollywood. Jako przyczynę zgonu podano przedawkowanie narkotyków opioidowych. Nie doczekała premiery swojego czwartego albumu „Pearl”, nagranego razem z Full Tilt Boogie Band. Płyta ukazała się cztery miesiące po jej śmierci.
Mimo skromnego dorobku Janis Joplin pozostała ikoną – nie tylko muzyki rockowej, bluesowej i folkowej, nie tylko ruchu hipisowskiego lat 60., ale i zbuntowanej, nieokiełznanej kobiecości – twardej i kruchej zarazem. (PAP)
Autorka: Malwina Wapińska
mwp/ pat/