Francuska policja aresztowała w poniedziałek około 70 osób w trakcie uroczystości w 95. rocznicę zakończenia I wojny światowej, gdy demonstranci reprezentujący według rządu skrajną prawicę wygwizdali w Paryżu prezydenta Francoisa Hollande'a. Według przedstawicieli mediów był to pierwszy przypadek, by publicznie okazano lekceważenie głowie państwa w święto 11 listopada, upamiętniające podpisanie zawieszenia broni w 1918 roku między Niemcami a walczącymi z nimi państwami Ententy.
Do rękoczynów między policją i protestującymi doszło w trakcie przejazdu kolumny samochodów z socjalistycznym prezydentem przez Pola Elizejskie do grobu nieznanego żołnierza pod Łukiem Triumfalnym.
Niektórzy z demonstrantów wołali "Hollande ustąp" i "Socjalistyczny dyktator!". Według ministra spraw wewnętrznych Manuela Vallsa byli wśród nich członkowie ugrupowań skrajnej prawicy, sprzeciwiający się polityce rządu w takich kwestiach jak małżeństwa jednopłciowe.
"Dziś na Polach Elizejskich kilkadziesiąt osób powiązanych ze skrajna prawicą nie chciało uszanować tego momentu zadumy i zgromadzenia" - powiedział dziennikarzom Valls, określając ich działania jako "nie do przyjęcia".
Jedna z uczestniczek demonstracji powiedziała telewizji BFMTV, że gwizdy i okrzyki były skierowane wyłącznie pod adresem Hollande'a. "Uważam za całkowicie zawstydzające, że nie mamy prawa wypowiadania się bez groźby aresztowania. Wołanie +Hollande ustąp+ nie jest obraźliwe. Mamy wrażenie, że nas nie słucha, zatem musimy protestować" - argumentowała.
Według opublikowanych w piątek wyników sondażu instytutu badania opinii publicznej CSA, popularność Hollande'a spadła do najniższego poziomu, jaki odnotowano kiedykolwiek wobec prezydenta istniejącej już 55 lat V Republiki. Jest to efekt trudności gospodarczych, rosnących podatków i innych problemów wewnętrznych Francji. (PAP)
dmi/ ro/