95 lat temu, 5 listopada 1928 r., urodził się współtwórca op-artu Julian Stańczak. W PRL-u twórczość działającego na emigracji w Stanach i cenionego tam malarza – więźnia sowieckiego gułagu – była całkowicie przemilczana. Jego prace trafiły do ponad 80 muzeów oraz kolekcji w Europie, Japonii i USA.
Julian Stańczak urodził się 5 listopada 1928 r. we wsi Borowica (Podkarpackie) w rodzinie kamieniarza. Dwa lata później jego rodzice przeprowadzili się do Przemyśla.
W 1940 r. wraz z całą rodziną został aresztowany przez NKWD i wywieziony do gułagu w okolicy Permu u podnóża Uralu. Tam zachorował na zapalenie opon mózgowych, które spowodowało paraliż prawej ręki.
W 1942 r. na mocy "amnestii" wydanej przez sowieckie władze po zawarciu układu Sikorski-Majski Stańczakowie opuścili obóz, jednak rozdzielili się w czasie podróży. Julian wstąpił do armii gen. Andersa, lecz opuścił ją ze względu na pogarszający się stan zdrowia. Po kilku tygodniach dotarł do Persji (ob. Iran). W Teheranie odnalazł brata, a także matkę i siostrę. Ewakuowano ich do Ugandy, gdzie w obozie Masindi przebywało ponad trzy i pół tysiąca polskich uchodźców wojennych, głównie kobiet i dzieci. Julian spędził tam siedem lat.
"Położenie Ugandy dawało oku i sercu porażający spektakl natury. Dla mnie był to fantastyczny fenomen, który, ku mojej radości, rozgrywał się przed moimi oczami każdego dnia. Mogłem przyglądać się, jak dżungla zmienia kolory od purpury po czerwień, potem znowu z powrotem do niebiesko-zielonego lub czarnego. To były przepyszne barwne czary. Fascynowałem się tym i chciałem go przedstawić" - wspominał artysta w 2013 r. w wywiadzie udzielonym w USA autorce opublikowanej rok później monografii "Julian Stańczak. Op art i dynamika percepcji", historyk sztuki z Uniwersytetu Artystycznego im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, prof. Marcie Smolińskiej.
"Sztuka była dla niego terapią - dawała mu możliwość ucieczki od traumatycznych wspomnień z łagru. Wspomnienia z Afryki były już inne - jasne i radosne. Lewą rękę doprowadził do takiej sprawności jak prawą i malował nią obrazy. Z pobytu w Masindi zachował się wykonany ołówkiem znakomity warsztatowo autoportret. Pierwsza wystawa jego prac odbyła się w Nairobi (Kenia)" - powiedziała PAP prof. Smolińska.
Dzięki pomocy Międzynarodowego Czerwonego Krzyża Stańczak odnalazł ojca, który przebywał w Londynie, i wraz z matką i rodzeństwem dołączył do niego.
Prace malarza znajdują się ponad 80 muzeach, m.in. Metropolitan Museum of Art, Smithsonian American Art Museum, Corcoran Gallery of Art, Hirshhorn Museum oraz licznych kolekcjach prywatnych w Europie, Japonii i USA. Na początku XXI w. op-art ponownie wzbudzał zainteresowanie kolekcjonerów, a ceny obrazów Polaka przekraczały 300 tys. dolarów i stale rosły.
"Nie mieli możliwości powrotu do komunistycznej Polski, zaś Wielka Brytania nie zapewniła im możliwości godnego życia. W 1950 r. wyemigrowali do Nowego Jorku, a następnie do przemysłowego miasta Cleveland w stanie Ohio" - przypomniała historyk sztuki.
Na początku lat 50. w 300-tysięcznym Cleveland mieszkało ponad 15 tys. polskich emigrantów, którzy pracowali głównie w hutach Pittsburgh's Jones & Laughlin Steel, zakładach Harshaw Chemical, dwóch fabrykach Forda oraz firmach budowlanych.
Stańczak wspominał, że do USA przyjechał jako młody człowiek bez zawodu i wykształcenia. "Jedynym miejscem, jakie oferowało mi wolny wstęp, było muzeum" [Cleveland Museum of Art] - opowiadał prof. Smolińskiej.
Malarstwo fascynowało go bardziej niż praca przy martenowskim piecu czy w walcowni Cliffsa. Rozpoczął więc studia licencjackie w Cleveland Institute of Art. Od 1954 r. kontynuował naukę na wydziale malarstwa Yale University u niemieckiego emigranta, współtwórcy Bauhausu, malarza i teoretyka sztuki - Josefa Albersa (1888-1976), który wówczas pracował nad serią "Homage to the Square" (Hołd dla kwadratu). Stworzona z nakładających się kolorowych kwadratów geometryczna abstrakcja stała się dla Albersa punktem wyjścia do analizy wzajemnego oddziaływania barw.
"Op-art, czyli optical art - sztuka optyczna, której Stańczak był jednym z prekursorów, wywodziła się właśnie z twórczości Albersa. Abstrakcyjne połączenia linii, punktów czy figur geometrycznych powodują złudzenia optyczne, efekty świetlne, dynamiczne i fakturalne, zmierzające do wywołania wrażenia głębi oraz efektu +wibrującego+ pola widzenia" - tłumaczyła autorka monografii.
Przełom w życiu malarza nastąpił w 1964 r., gdy właścicielka nowojorskiej galerii sztuki współczesnej Martha Jackson zaprezentowała jego prace na indywidualnej wystawie "Julian Stanczak: Optical Paintings". Choć Stańczak wzbraniał się przed tytułem i przed użyciem terminu op-art w odniesieniu do własnej twórczości, stał się jednym z prekursorów nowego nurtu. Uczestniczył w zorganizowanej przez Williama C. Seitza wystawie "The Responsive Eye" w Nowojorskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MoMA). Od 23 lutego do 25 kwietnia 1965 r. tysiące zwiedzających po raz pierwszy zetknęło się z op-artem. Wówczas zaprezentowali swoje prace m.in. Albers, Frank Stella, Victor Vasarely, Richard Anuszkiewicz oraz Kenneth Noland.
"Podstawowym elementem obrazów Stańczaka w stylu op-art była kratka, powielana tysiące razy. Był metodyczny, jednak nie korzystał ze szkiców i studiów. Precyzyjnie dobierał rozmiar kratki i szerokość barwnych pasów oraz odstępy między nimi. Kiedy wpatrujemy się w jego obrazy, mogą one zachwiać naszym zmysłem równowagi" - podkreśliła.
"Wiem dokładnie, co chcę osiągnąć, odczuć, jak obraz ma na mnie działać. Wszystko mam ułożone i przygotowane. Namalowanie obrazu zabiera mi 100-120 godzin" - mówił malarz w 2013 r.
Przy tworzeniu obrazów Stańczak używał samoprzylepnej taśmy i systematycznie dodawał kolejne +warstwy+ zmieniających się stopniowo i płynnie kolorów. By taśma nie pozostawiała śladów kleju na podobraziu, twórca stale zwilżał ją zimną wodą. Zwykle używał akrylowych farb i tradycyjnego, płóciennego podobrazia.
Prof. Smolińska zaznaczyła, że "miał ogromne poczucie koloru, odbierał go intuicyjnie, widział niuanse odcieni niewidoczne dla innych". "W pracowni na parterze domu w Seven Hills koło Cleveland pokazał mi dziesiątki słoiczków po odżywkach dla dzieci, wypełnionych wieloma odcieniami kolorów. Do cięcia taśmy samoprzylepnej używał skonstruowanej przez siebie maszyny z napędem elektrycznym" - dodała.
Na początku lat 60. malarz poślubił pochodzącą z Niemiec rzeźbiarkę Barbarę Meerpohl i zamieszkał w domu w Seven Hills. Tam urządził pracownię malarską. Pod koniec dekady urodziły się dzieci - Danuta i Christopher, który do dziś mówi o sobie "Krzyś".
"Do końca pozostał skromnym człowiekiem. Był wrażliwy i otwarty na innych, słuchał z uwagą. Mówił niesamowitą, +zakonserwowaną+ przez lata polszczyzną. Miało to niesamowity urok. Malował do końca życia i sprawiało mu to niezwykłą przyjemność" - podsumowała prof. Smolińska. Twórca podkreślał, że tęskni za ojczyzną. "Umierający człowiek zawsze mówi w ojczystym języku" - powtarzał.
W PRL twórczość działającego na emigracji malarza - więźnia sowieckiego gułagu - była całkowicie przemilczana. Jeśli pisano o op-arcie za oceanem, to raczej w kontekście Albersa czy Stellli, nigdy zaś - Stańczaka. Po raz pierwszy polska publiczność zobaczyła prace emigracyjnego twórcy dopiero na wystawie "Jesteśmy" w warszawskiej Zachęcie we wrześniu 1991 r.
Prace malarza znajdują się ponad 80 muzeach, m.in. Metropolitan Museum of Art, Smithsonian American Art Museum, Corcoran Gallery of Art, Hirshhorn Museum oraz licznych kolekcjach prywatnych w Europie, Japonii i USA. Na początku XXI w. op-art ponownie wzbudzał zainteresowanie kolekcjonerów, a ceny obrazów Polaka przekraczały 300 tys. dolarów i stale rosły.
Przez ponad trzy dekady Stańczak wykładał malarstwo Cleveland Institute of Art. W 2013 r. otrzymał tytuł doktora honoris causa Case Western Reserve University w Cleveland. Wyróżniono go nagrodą Cleveland Arts Prize.
Zmarł 25 marca 2017 r. w Seven Hills.
"Do końca pozostał skromnym człowiekiem. Był wrażliwy i otwarty na innych, słuchał z uwagą. Mówił niesamowitą, +zakonserwowaną+ przez lata polszczyzną. Miało to niesamowity urok. Malował do końca życia i sprawiało mu to niezwykłą przyjemność" - podsumowała prof. Smolińska. Twórca podkreślał, że tęskni za ojczyzną. "Umierający człowiek zawsze mówi w ojczystym języku" - powtarzał.
We wrześniu 2022 r. w siedzibie Cleveland Institute of Art odbyła się światowa premiera dokumentu "Stańczak - złapać światło" w reżyserii Tomasza Magierskiego. Film zdobył pierwszą nagrodę podczas 17. Festiwalu Polonijnego "Losy Polaków 2022".
Polskę malarz odwiedził tylko raz - w 1986 r.(PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ dki/ skp/