W zakresie akcji „Wisła” władze komunistycznej Polski czerpały z wzorców sowieckich z lat trzydziestych i czterdziestych. W moim przekonaniu operację tę można zakwalifikować jako typową sowiecką akcję deportacyjną – mówi PAP dr Marcin Majewski, historyk z Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.
Polska Agencja Prasowa: Akcję „Wisła” poprzedziła śmierć zasłużonego dla komunistów gen. Karola Świerczewskiego, który zginął w zasadzce UPA. Czy rzeczywiście był to powód podjęcia tej akcji?
Dr Marcin Majewski: W komunistycznej propagandzie przedstawiano zamach na wiceministra obrony narodowej gen. Świerczewskiego – tak naprawdę sowieckiego nadzorcę ludowego WP - jako bezpośredni powód rozpoczęcia przesiedleń. Był to jednak tylko pretekst. Zdaniem części badaczy polskie władze komunistyczne przeprowadzenie akcji planowały od końca 1946 r. – od momentu fiaska wysiedleń ludności ukraińskiej do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej prowadzonych od 1944 r. Część badaczy, w tym prof. Ryszard Torzecki, zainicjowanie akcji deportacyjnej upatruje w czynniku sowieckim. Wskazuje na to dokument z lutego 1947 r. kierowany do Moskwy przez gen. Siergieja Sawczenkę, stojącego na czele Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego Ukraińskiej SRS, w którym informował ministra bezpieczeństwa państwowego ZSRS gen. Wiktora Abakumowa o zgłoszonym wniosku Nikity Chruszczowa w sprawie likwidacji UPA po polskiej stronie granicy. Ten dokument pokazuje „ślad moskiewski” w działaniach.
Wydaje się, że ostatecznie Biuro Polityczne, a może sam Stalin kwestię rozwiązania „problemu ukraińskiego” powierzyli władzom w Warszawie do samodzielnej realizacji. Ostateczne decyzje podjęła Państwowa Komisja Bezpieczeństwa. Już w kwietniu 1947 r. przyjęła projekt „rozwiązania problemu ukraińskiego” - wysiedleń z pasa granicznego i województw Polski południowo-wschodniej ludności ukraińskiej na tzw. ziemie odzyskane. Tej kwestii – przesiedleń - poświęcono w tym dokumencie najwięcej punktów. Problemowi zwalczenia oddziałów UPA poświęcono natomiast znacznie mniej miejsca.
PAP: Jakim poparciem na terenach objętych akcją „Wisła” cieszyła się UPA wśród ukraińskiej ludności cywilnej?
Dr M. Majewski: Tam, gdzie operowała UPA, znacznym, tam, gdzie teren kontrolowały WP i milicja - mniejszym. Generalnie w miastach i terenach podmiejskich poparcie było raczej słabe, większe w terenie wiejskim. Zdaniem prof. Grzegorza Motyki tam, gdzie zamieszkali Łemkowie i w południowej części Podlasia, wsparcie było znikome. Pamiętajmy, iż aby oddziały UPA mogły przetrwać w terenie, musiały być wspierane przez miejscową ludność. Gdyby UPA nie uzyskiwała pomocy materialnej – aprowizacyjnej, ale i bytowej, to nie byłaby w stanie przetrwać zimy. Niekiedy była to pomoc świadczona pod przymusem. Temat rzeczywistego poparcia myślę, że należy jeszcze dokładnie zbadać.
Dr Marcin Majewski: W komunistycznej propagandzie przedstawiano zamach na wiceministra obrony narodowej gen. Świerczewskiego – tak naprawdę sowieckiego nadzorcę ludowego WP - jako bezpośredni powód rozpoczęcia przesiedleń. Był to jednak tylko pretekst.
PAP: Na ile władze były przygotowane do przeprowadzenia akcji „Wisła”?
Dr M. Majewski: Władze komunistycznej Polski czerpały w tym zakresie z wypracowanych wzorców sowieckich z lat trzydziestych i czterdziestych. W moim przekonaniu można ją zakwalifikować jako typową sowiecką akcję deportacyjną. Do operacji zaangażowano wojsko, bezpieczeństwo, milicję, KBW, Ministerstwo Ziem Odzyskanych i Państwowy Urząd Repatriacyjny. Przygotowano plany operacji przesiedleńczej – specjalne instrukcje – oraz wojskowej. Zapotrzebowano dość znaczne środki z budżetu państwa. Jej przeprowadzenie poprzedzało dokonanie spisów ludności, która miała zostać przesiedlona, a następnie eskortowana do transportów kolejowych. Zapewniono wagony towarowe do przewozu, w których panował jednak ścisk, a załatwianie potrzeb fizjologicznych odbywało się jedynie na postojach. Starano się zapewnić opiekę sanitarną. Dezynfekowano wagony, utworzono punkty pomocy medycznej.
W czasie transportów nie doszło do wystąpienia jakiejś drastycznej liczby zgonów, jednak wiele osób przeżyło osobiste tragedie. Pamiętajmy, że według różnych obliczeń śmierć w transportach i punktach przesyłowych poniosło od dwudziestu kilku, nawet do sześćdziesięciu osób. Były to przeważnie osoby starsze, schorowane i niemowlęta. Jak już wspomniałem, w miarę możliwości zapewniano podstawową opiekę medyczną, choć nie na każdym etapie deportacji, jedynie w punktach rozdzielczych. W wielu wypadkach żądania lekarzy skierowania osób poważnie chorych do szpitali zostały odrzucone przez komendantów transportów.
W ramach „rozwiązania problemu ukraińskiego”, jak to określono w dokumencie Państwowego Komitetu Bezpieczeństwa, ludność była deportowana na obszar tzw. ziem odzyskanych i tam celowo rozproszona, aby nie tworzyła większych skupisk – miało to ułatwiać „rozpłynięcie się” w polskim żywiole i „ewentualną polonizację”.
PAP: Komuniści posługiwali się argumentem o przesiedlaniu ludności do „lepszego świata”. Czy był to obraz zgodny z prawdą?
Dr M. Majewski: Był to przekaz kierowany nie tylko na użytek wewnętrzny, ale również na potrzeby państw zachodnich - a może nawet przede wszystkim. W ten sposób uspokajano, że władze przeprowadzają humanitarną akcję, która nie powoduje cierpienia cywilów. Pamiętajmy, że ludzie ci opuszczali swoje domostwa wbrew woli, pod przymusem. Bez wątpienia niektórzy mieszkańcy Beskidu Niskiego lub Bieszczadów trafiali do murowanych poniemieckich gospodarstw, ale niejednokrotnie zabudowania były częściowo zniszczone, inne w złym stanie technicznym, nie było szyb w oknach i drzwi, dachy przeciekały, na ścianach znajdował się grzyb – nadawały się jedynie do remontu. Przesiedleńcy często byli dokwaterowywani do innych rodzin z akcji „Wisła”.
W pierwszym okresie po wysiedleniu wystąpiły gigantyczne problemy aprowizacyjne – przecież uprawiane pola pozostały w woj. rzeszowskim i brakowało narzędzi rolniczych. Nie wszystkim udało się np. zasadzić ziemniaki. Podkreślę, iż była to przymusowa deportacja, pod presją władz. Myślę, że większość tych ludzi wolałaby pozostać w swoich stronach rodzinnych.
Dr Marcin Majewski: W pierwszym okresie po wysiedleniu wystąpiły gigantyczne problemy aprowizacyjne – przecież uprawiane pola pozostały w woj. rzeszowskim i brakowało narzędzi rolniczych. Nie wszystkim udało się np. zasadzić ziemniaki. Podkreślę, iż była to przymusowa deportacja, pod presją władz. Myślę, że większość tych ludzi wolałaby pozostać w swoich stronach rodzinnych.
W dokumencie sporządzonym na użytek wewnętrzny w maju 1956 r. przez pracowników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych czytamy, że „przeprowadzenie akcji +W+ było niesłuszne i wyrządziło niepowetowane szkody. Zastosowanie obcej socjalizmowi zasady zbiorowej odpowiedzialności całego odłamu ludności za działanie band, wyrażające się w masowym zastosowaniu represji (przymusowe przesiedlenie), szło w parze z poważnym naruszeniem leninowskich zasad polityki narodowościowej. Przeprowadzenie akcji „W” przyniosło poza szkodami gospodarczymi (utrata i dewastacja mienia wysiedlonych) poważną, nienaprawioną po dziś, szkodę polityczną, a mianowicie głęboki żal u wysiedlonych i wzrost nastrojów nacjonalistycznych wśród wysiedlonych i otoczenia polskiego”.
PAP: W dyskusjach o akcji „Wisła” pojawia się argument, że tę operację przeprowadziłby także rząd wyłoniony demokratyczną wolą Polaków, czyli taki, na którego czele stałby Stanisław Mikołajczyk, a nie zdominowany przez narzuconych przez Moskwę komunistów. Czy takie opinie mają oparcie w faktach?
Dr M. Majewski: Takie rozważania często prowadzą na manowce. Bez wątpienia przedstawiciele opozycyjnego wobec komunistów Polskiego Stronnictwa Ludowego wielokrotnie zgłaszali interpelacje w Sejmie dotyczące fatalnego stanu bezpieczeństwa na terenie Polski południowo-wschodniej. Ludowcy stale przypominali o napadach UPA i mordach na Polakach, ale nie sądzę, aby posunęli się do takiego rozwiązania, gdyby sami rządzili w Polsce niebędącej wasalem Moskwy. Koło poselskie PSL w Sejmie Ustawodawczym, jak wskazuje prof. Grzegorz Motyka, wnioskowało o powołanie komisji sejmowej do zbadania przebiegu i skutków akcji.
Przypomnijmy jeszcze, że do wiosny 1947 r. komuniści wykazywali zastanawiający brak zainteresowania sprawami tzw. kwestii ukraińskiej. Kierownictwo PPR oglądało się przede wszystkim na Moskwę. Wydaje się, iż traktowali ludność ukraińską w Polsce jako przyszłych obywateli sowieckiej Ukrainy. Znamienne jest, iż siatkę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów zaczęto rozpracowywać dopiero wiosną 1947 r., a sprawę jej kierownictwa prowadziły sowieckie organy bezpieczeństwa ze Lwowa. Dla polskich komunistów do 1947 r. ważniejszym celem było zniszczenie polskiego podziemia antykomunistycznego.
Trudno jednak odpowiedzieć na pytanie o hipotetyczną postawę władz Polski innych niż komunistyczne. Historia uczy, że takie ruchy partyzanckie jak UPA mogą być zwalczone bez masowych deportacji ludności cywilnej. Wydaje się, że i w tym wypadku było możliwe przeprowadzenie działań o innym charakterze.(PAP)
Rozmawiał Michał Szukała
Autor: Michał Szukała
szuk/ skp/