Choć stała wystawa w Centrum Dokumentacji Pracy Przymusowej w Berlinie istnieje od ponad 10 lat, a Polacy stanowili ok. jedną trzecią wszystkich robotników przymusowych w III Rzeszy, to do tej pory nie było katalogu w języku polskim, który prezentowałby ekspozycję. Tę zaległość nadrabia publikacja „Codzienność. Praca przymusowa 1938-1945”, której prezentacja odbyła się we wtorek w Warszawie.
Niemal zaraz po zajęciu Polski w 1939 r. Niemcy rozpoczęli akcję mającą na celu pozyskanie polskich robotników do pracy w III Rzeszy. „Początkowo był to werbunek dobrowolny” – przypomniał podczas prezentacji Jakub Deka, przewodniczący Zarządu Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie” podczas wtorkowej debaty. Efekty były jednak mizerne. Zgłosiło się dwadzieścia kilka tysięcy osób, dlatego władze Niemieckie wprowadziły wywózki na roboty przymusowe. „To był los milionów ludzi. Szacuje się, że od 2,8 mln do 3 mln Polaków zostało deportowanych i zmuszonych do pracy na terenie Niemiec” – podkreślił Deka. Wyjaśnił, że ok. 60 proc. z nic pracowało w rolnictwie, a pozostali w przemyśle, niewielkich zakładach pracy, a nawet instytucjach prowadzonych przez kościoły.
Roland Borchers przyznał z żalem, że sprawa polskich robotników przymusowych nie znajduje odpowiedniego odzwierciedlenia na wystawie w Centrum Dokumentacji Pracy Przymusowej w Berlinie.
„Robotnicy przymusowi byli wykorzystywani w każdej dziedzinie gospodarki, z ich pracy korzystały nie tylko wielkie znane firny. Byli obecni w niemal każdym przedsiębiorstwie” – wskazał Roland Borchers, pracownik naukowy Centrum Dokumentacji Pracy Przymusowej w Berlinie-Schöneweide i redaktor polskiej edycji katalogu. Tylko w Berlinie było ok. 3 tys. różnej wielkości obozów dla robotników przymusowych. „Po wojnie Niemcy często powtarzali, że nie wiedzieli o obozach koncentracyjnych, albo o robotnikach przymusowych. Nie można było nie wiedzieć, robotnicy przymusowi byli wszędzie” – ocenił.
Uczestnicząca w spotkaniu Katarzyna Madoń-Mitzner z Domu Spotkań z Historią w Warszawie i Archiwum Historii Mówionej zwróciła uwagę, że pomimo, iż Polacy stanowili niemal ok. jedną trzecią robotników przymusowych, to jednak w Niemczech panuje wciąż przekonanie, że w gospodarce III Rzeszy wykorzystywano do niewolniczej pracy przede wszystkim ludność z podbitych terenów Związku Sowieckiego.
Po wojnie Niemcy często powtarzali, że nie wiedzieli o obozach koncentracyjnych, albo o robotnikach przymusowych. Nie można było nie wiedzieć, robotnicy przymusowi byli wszędzie
Z taką ocena zgodził się Borchers. „W niemieckiej świadomości robotnik przymusowy, to Ostarbeiter, czyli pracownik przymusowy ze Związku Radzieckiego” – powiedział niemiecki historyk. Dodał, że w niemieckim przekonaniu długo był obecny stereotyp, że Polacy „sami z własnej woli przyjeżdżali do pracy w Niemczech i byli dobrze traktowani”.
Roland Borchers przyznał z żalem, że sprawa polskich robotników przymusowych nie znajduje odpowiedniego odzwierciedlenia na wystawie w Centrum Dokumentacji Pracy Przymusowej w Berlinie.
Centrum Dokumentacji Pracy Przymusowej powstałe w 2006 r. znajduje się w historycznym miejscu dawnego obozu pracy w Berlinie-Schöneweide. Jest ono placówką o charakterze wystawienniczo-archiwistyczno-edukacyjnym. W 2013 roku otwarto wystawę stałą przedstawiającą pracę przymusową w okresie narodowego socjalizmu, jako zjawisko masowe i powszechne. Natomiast katalog, w tym także wydany właśnie w języku polskim, dokumentuje najistotniejsze treści wystawy wraz z licznymi, częściowo nieznanymi fotografiami, dokumentami oraz obiektami. Zawiera także liczne biogramy robotników przymusowych oraz Niemców – sprawców, czerpiących zyski z owego procederu, biernych obserwatorów i tych udzielających pomocy. (PAP)
Autor: Wojciech Kamiński
wnk/