22 kwietnia 1904 roku urodził się nazywany ojcem bomby atomowej Robert Oppenheimer. „Był zagadką: dla liberałów męczennikiem polowania na czarownice epoki maccartyzmu, a dla przeciwników politycznych kryptokomunistą i jawnym kłamcą” – scharakteryzowali bohatera swojej biografii Kai Bird i Martin J. Sherwin.
Najnowsza biografia „Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej” ukazała się w polskim przekładzie nakładem Wydawnictwa Replika (Poznań 2022). Autorzy - Kai Bird i Martin J. Sherwin – opisali zarówno życie prywatne naukowca jak i okoliczności jego pracy i klimat epoki.
„Na drogę, jaką przebył składały się wielkie zmagania i triumfy w dwudziestowiecznej nauce, walka o sprawiedliwość społeczna, wojna i zimna wojna. W tej podróży drogowskazami były mu jego niezwykła inteligencja, rodzice, nauczyciele oraz doświadczenia z młodości” - podkreślili.
Urodził się 22 kwietnia 1904 roku w rodzinie pochodzących z Niemiec nowojorskich Żydów. Ojciec przyszłego naukowca, Julius Oppenheimer, przybył do Stanów Zjednoczonych w 1888 roku bez żadnego kapitału, nie znając nawet jednego słowa po angielsku i w ciągu dekady zdobył duży majątek jako udziałowiec w rodzinnej firmie odzieżowej. Wolny czas poświęcał wędrówkom po galeriach sztuki. Te artystyczne zainteresowania dzielił ze swoją żoną Elle, która w młodości studiowała we Francji twórczość impresjonistów, a po powrocie do Stanów Zjednoczonych z powodzeniem malowała i prowadziła prywatne atelier. Oboje w swoim luksusowym apartamencie na Manhattanie zgromadzili wspaniałą kolekcję obrazów, w której były m.in. dzieła Picassa, Rembrandta, Renoira, van Gogha i Cezanne`a. Mogli sobie na to pozwolić – mieli też duży dom na Long Island i własny jacht, zaś drugi, mniejszy, kupili synowi, gdy skończył 16 lat.
Kai Bird i Martin J. Sherwin: Robert Oppenheimer był zagadką. Dla uczonych był symbolem tragedii współczesnego fizyka jądrowego, dla liberałów stał się największym męczennikiem polowania na czarownice epoki maccartyzmu, symbolem bezpodstawnych uprzedzeń prawicy, Dla przeciwników politycznych był kryptokomunistą i jawnym kłamcą.
Ich pierworodny syn na starcie miał irlandzką niańkę katoliczkę, francuską guwernantkę i był rozpieszczany przez rodziców. Pierwszy dowód swoich zdolności dał jako dwunastolatek. W trakcie rodzinnych wycieczek pod miasto zainteresował się zbieraniem minerałów i zaczął korespondować z zawodowymi geologami oraz amatorami-kolekcjonerami. Ci zaprosili go do wygłoszenia wykładu w New York Mineralogical Club i dopiero wtedy się zorientowali, że ich korespondent jest jeszcze chłopcem. Wykład przyjęli z dużym aplauzem – Robert musiał stanąć na drewnianej skrzyni, bo inaczej publiczność by go nie zobaczyła zza mównicy.
Uczył się w założonej (przy finansowym współudziale ojca) ekskluzywnej szkole Ethical Culture School, kształcącej głównie dzieci ze zlaicyzowanych rodzin bogatych Żydów. Był uważany za „cudowne dziecko”. Już na trzecim semestrze przeprowadzał doświadczenia laboratoryjne.
Ethical Culture Society – naukowe towarzystwo liberalnych Żydów z Nowego Jorku, które było inicjatorem powołania tej szkoły, zaszczepiało uczniom przekonanie, że każdy musi wziąć odpowiedzialność za kierunek swojego życia, zaś Żydzi zamiast uważać się za biblijny „naród wybrany” powinni się wyróżniać swoim zaangażowaniem w sprawy społeczne i działaniem na rzecz innych.
Tuż po ukończeniu tej szkoły po raz pierwszy zobaczył Los Alamos – miejscowość, w której stworzył bombę atomową. Stało się to podczas konnej wędrówki po pustyniach i górach Nowego Meksyku.
We wrześniu 1922 roku wstąpił na Harvard University, najbardziej prestiżowej i w tamtym czasie bardzo konserwatywnej uczelni w Stanach Zjednoczonych. Zanim wybrał fizykę zapisał się na chemię (dyplom licencjacki z niej otrzymał z wyróżnieniem) i wiele niepowiązanych ze sobą kursów, między innymi na filozofię i historię. Był oczytany w literaturze francuskiej i pisywał wiersze. Jego intelekt rozkwitał, lecz socjalizacja kulała – takie wrażenie odnosili ci, którzy go wtedy poznali. Uważali go za introwertyka ze skłonnościami do melancholii i hipochondrii. Nie prowadził życia towarzyskiego, łatwo wpadał w depresję (leczył się nawet u psychiatry) i uczył się całymi godzinami. „Leonardowie i Oppenheimerowie trafiają się rzadko. Ich niezwykłe zamiłowania, odkryte przez nich prawdy i oni sami jako myśliciele, a także ludzie, którzy zmienili bieg historii, są dla nas ideałami” – wspominał znajomość z Oppenheimere Paul Horgan, dwukrotny laureat Nagrody Pulitzera.
Max Born o Oppenheimerze: Był człowiekiem wielkiego talentu, ale był też świadom swojej wyższości i okazywał to w sposób nieprzyjemny, co ściągało na niego kłopoty
Do osób, które wywarły wpływ na wybór jego drogi życiowej i początek kariery naukowej należeli wielki duński fizyk Niels Bohr oraz Max Born, przyszły noblista i dyrektor Instytutu Fizyki Teoretycznej na uniwersytecie w Getyndze. Kilkumiesięczne studia na tej uczelni (zakończone zrobieniem doktoratu), wtedy najlepszemu w świecie ośrodkowi w dziedzinie fizyki teoretycznej, Oppenheimer podjął jesienią 1926 roku. Stał się pewniejszy siebie i bardziej towarzyski. Wśród osób, które wtedy poznał, był np. Werner Heisenberg, który kilkanaście lat później kierował niemieckimi pracami nad zbudowaniem bomby atomowej. „Nastąpiło coś, co miało dla mnie znaczenie większe niż dla większości ludzi, a mianowicie zacząłem rozmawiać. Stopniowo te rozmowy zaczęły wyrabiać u mnie jakieś pojęcie o fizyce, a z czasem nawet pewne zamiłowanie do niej; siedząc zamknięty w pokoju nigdy bym tego nie osiągnął” – wspominał Oppenheimer swój niemiecki okres studiów.
„Był człowiekiem wielkiego talentu, ale był też świadom swojej wyższości i okazywał to w sposób nieprzyjemny, co ściągało na niego kłopoty” – takim z kolei zapamiętał Max Born. Z drugiej strony nie krył podziwu dla wiedzy Oppenheimera, dotyczącej nowej gałęzi nauki, jaką była wtedy fizyka kwantowa. „Mamy tu wielu Amerykanów. Jeden z nich jest naprawdę wybitny, to pan Oppenheimer” – pisał do znajomego.
Po powrocie do Stanów Zjednoczonych otrzymał prestiżowe stypendium naukowe Fundacji Rockeffelera i stanowisko wykładowcy w California Institute of Technology (Caltech) oraz Uniwersytetu w Berkeley.
„W sali wykładowej dawał prawdziwe przedstawienie, choć przez pierwszy rok czy dwa jego wykłady wyglądały raczej jak msza, a nie jak zajęcia z fizyki. Zwykle mamrotał cichym, ledwie słyszalnym głosem, który cichł jeszcze bardziej, gdy chciał coś podkreślić” – wspominali zajęcia z Oppenheimerem jego studenci.
„Odpowiadał na twoje pytanie, zanim jeszcze zdążyłeś je do końca sformułować” – narzekał jeden z nich (a w przyszłości szef Amerykańskiej Komisji Energii Atomowej) Glenn Seaborg.
Pomimo takiej reputacji (a może w jakimś stopniu dzięki niej) wielu studentów po zakończeniu jednego kursu u Oppenheimera zapisywała się do niego na kolejny.
Swoją sławę świetnego naukowca ugruntował podczas kolejnej podróży do Europy (Lejda, Kopenhaga, Lipsk, Zurych). Naukowcem został również (doskonałym fizykiem doświadczalnym) jego młodszy o osiem lat brat, Frank.
Od lat trzydziestych, za sprawą swoich znajomych z Berkeley, zaczął interesować się polityką. Gdy w Niemczech do władzy doszedł Hitler, Oppenheimer zgodził się przeznaczać trzy procenty swoich dochodów na wsparcie fizyków, których w III Rzeszy pozbawiono pracy i zmuszano do emigracji. Sam nigdy – wbrew powtarzanym później insynuacjom – nie wstąpił do partii komunistycznej (zrobił to jednak w 1937 roku jego brat), ale podczas pewnej trzydniowej podróży koleją z zachodniego na wschodnie wybrzeże Ameryki przeczytał od deski do deski „Kapitał” Marksa. Przeciwko Oppenheimerowi wyciągano po latach, że po buncie generała Franco przeciwko władzom republikańskim przekazywał datki dla American Civil Liberties Union i Amerykańsko-Hiszpańskiego Komitetu Pomocy. A także to, że komunistą był bliski znajomy Oppenheimera, tłumacz i pisarz Haakon Chevalier.
„Nie przyszło mi do głowy, że moje pieniądze mogą być przeznaczone na inne cele niż te, na które je wpłacałem, czy że te cele mogłyby być złe” – zeznawał w 1954 roku Oppenheimer, pytany przez FBI o kontakty z komunistami. Z innych jego słów wynikało zaś, że na zerwanie tych kontaktów wpłynęły wiadomości o stalinowskich czystkach i procesach pokazowych. „Choć nie poznałem wszystkich szczegółów, stwierdziłem, że z której strony by nie patrzeć, obciążało to system sowiecki” – wyjaśniał.
FBI założyła teczkę Oppenheimera w marcu 1941 roku po tym, gdy pod domem Chevaliera (którego przynależność do partii komunistycznej amerykańskiemu wywiadowi była już znana) zauważono samochód należący do naukowca.
W ciągu niewielu lat akta Oppenheimera urosły do siedmiu tysięcy stron dokumentów. Jeszcze przed japońskim atakiem na Pearl Harbor naukowiec znalazł się na liście osób mających podlegać internowaniu w „sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa narodowego”.Agenci FBI wiedzieli m.in. o tym, że z komunistami była powiązana Kitty Harrison - żona Oppenheimera (pobrali się w 1940 roku).
Na podstawie własnych badań już w 1939 roku wiedział, że zbudowanie bomby atomowej jest możliwe. Prezydenta Roosevelta przed tym, że prace nad własną bombą prowadzą Niemcy przestrzegł Albert Einstein. W styczniu 1942 roku Oppenheimer został kierownikiem zespołu, który z polecenia rządu miał uprzedzić działania wroga. Początkowo pracowali na poddaszu nad biurem Oppenheimera w Berkeley. „Jedynie bomba atomowa może usunąć Hitlera z Europy” – powiedział pewnego razu Edwardowi Tellerowi (w nieodległej przyszłości twórcy bomby wodorowej).
Ostatecznie kierownictwo nad Projektem Manhattan, jak nazwano plan skonstruowania bomby atomowej objął nie Oppenheimer (zadecydowały podejrzenia o jego związki z komunistami), ale generał Leslie Groves – absolwent Massachusetts Institute of Technology. Po rozmowie z Oppenheimerem w październiku 1942 roku dał się namówić do stworzenia laboratorium w odległym od dużych miast miejscu. Skorzystał z sugestii, że najlepiej się nadaje Los Alamos i wybrał Oppenheimera na dyrektora tego laboratorium.
Prace przyspieszyły po tym, gdy 2 grudnia 1942 roku w laboratorium w Chicago fizyk Enrico Fermi (imigrant z Włoch) przeprowadził pierwszą na świecie kontrolowaną jądrową reakcję łańcuchową.
W tym czasie wojsko przygotowało w Los Alamos domy dla naukowców i ich rodzin. Były zaopatrzone we wszystkie wygody, ale – z obawy przed naruszeniem tajemnicy – pozbawione łączności telefonicznej. Rolę sklepu spożywczego i punktu zamówień sprzedaży wysyłkowej pełniła poczta wojskowa. Oppenheimer, który nigdy wcześniej nie kierował żadnym zespołem, sprawdził się jako organizator laboratorium. Po roku w Los Alamos przebywało już 3500 osób, a pod koniec wojny prawie dwa razy więcej.
Jednym z pomysłów, z którego trzeba było zrezygnować prawie na starcie prac, było mianowanie wszystkich uczonych z Los Alamos oficerami. Sprawa rozbiła się o samego Oppenheimera – stanął przed wojskową komisją lekarską i orzeczenie było negatywne. Ważył tylko 58 kilogramów, czyli o 12 za mało jak na wojskową normę przy jego wzroście (178 centymetrów), a prześwietlenie klatki piersiowej wykazało, że cierpi na gruźlicę. Został więc uznany za „trwale niezdolnego do służby czynnej”. Mimo to, po interwencji Grovesa, dostał mundur pułkownika. Przybyli do Los Alamos naukowcy kategorycznie odmówili jednak podporządkowania się dyscyplinie wojskowej i pomysł, by i oni założyli mundury, upadł. Mieli je dostać dopiero na czas przetestowania bomby.
Wszyscy musieli zmienić swoje nawyki. W Berkeley lubiący pracować po nocach Oppenheimer nie zgadzał się prowadzić zajęć na uczelni przed godziną jedenastą, a w Los Alamos już o 7.30 był w drodze do „rejonu technicznego”. Zdarzało mu się zapomnieć zabrać z sobą przepustkę. Pewnego razu przejechał przez bramę, nawet nie zwalniając, na co żandarm krzyknął ostrzegawczo i oddał strzał – na szczęście dla naukowca w oponę samochodu.Zaniepokojony tym wypadkiem Groves poprosił Oppenheimera, by powstrzymał się od siadania za kierownicą.
W kierowaniu pracami laboratorium pomagała mu charyzma, którą cieszył się już od lat na uczelni. „Siłę jego osobowości wzmaga kruchość postaci. Kiedy mówił, wydawało się, że rośnie” – wspominał go jeden z podwładnych z Los Alamos.
W trakcie całej pracy w Los Alamos Oppenheimer i jego zespół byli bacznie obserwowani przez agentów FBI. Samego Oppenheimera wypytywano o jego związki z komunistami. Na przekór wywiadowi Oppenheimera bronił Groves. Wyjaśnił, że gwarancją lojalności Oppenheimera była jego ambicja: tak bardzo zależało mu na przejściu do historii, że zrobi wszystko, by prace nad projektem Manhattan zakończyły się sukcesem.
Podejrzliwość amerykańskich służb specjalnych była jednak uzasadniona – jesienią 1944 roku sowiecki wywiad dostał raporty z Los Alamos. Wśród szpiegów, których nie wytropiło FBI był Klaus Fuchs, niemiecki fizyk z brytyjskim paszportem.
Kiedy 30 kwietnia 1945 roku w Berlinie samobójstwo popełnił Hitler, jeden ze współpracowników Oppenheimera skomentował to słowami: „spóźniliśmy się”. Wiele osób w Los Alamos uważało bowiem do tamtego momentu, że jedynym uzasadnieniem do stworzenia bomby atomowej jest wojna z III Rzeszą. 31 maja zapadła jednak decyzja o kontynuacji prac i użyciu bomby przeciwko Japonii, choć Oppenheimer był innego zdania: „ta broń nie ma militarnego znaczenia. Robi bardzo wielkie „bum”, lecz nie jest przydatna na wojnie” - mówił.
Gdy bomba była już gotowa, na miejsce jej przetestowania wybrano pustynny płaskowyż o sto kilometrów na południowy zachód od Los Alamos. Do detonacji doszło wczesnym rankiem 16 lipca 1945 roku. Sam Oppenheimer leżał na brzuchu tuż obok schronu dowodzenia, oddalonego o około dziewięć tysięcy metrów od punktu zero. „Kiedy nastąpił potężny błysk światła, a zaraz potem ryk eksplozji, na jego twarzy pojawił się wyraz ogromnej ulgi” – zanotowała jedna z towarzyszących mu wtedy osób. On sam, 20 lat później, tę chwilę wspominał inaczej: „Wiedzieliśmy, że świat nie będzie już taki sam jak przedtem” – mówił w filmie dokumentalnym dla telewizji.
Przeciwko używaniu bomby atomowej wypowiadał się już od zbombardowania Hiroszimy.
„Zbudowaliśmy najstraszniejszą z broni, która nagle i głęboko zmieniła naturę świata. To rzecz, która według wszystkich norm obowiązujących w świecie, w jakim się wychowaliśmy, jest zła” – mówił na spotkaniu w Amerykańskim Towarzystwie Filozoficznym.
Przy wielu okazjach wyjaśniał, że bomba atomowa jest z definicji bronią terroru i agresji i może doprowadzić do zniszczenia całej cywilizacji.
Tego typu wypowiedzi i dawne kontakty z komunistami ściągnęły na niego gniew potężnego szefa FBI, Edgara Hoovera. Zaczął on rozpowszechniać kompromitujące informacje o fizyku i już w listopadzie 1945 roku wysłał do Białego Domu streszczenie akt Oppenheimera.
„Lewicowa działalność Oppenheimera w latach trzydziestych w Berkeley, skojarzona z jego powojennym sprzeciwem wobec nazywanych przez niego ludobójczymi planów sił powietrznych przewidujących masowe bombardowania strategiczne z użyciem broni jądrowej, rozzłościły wiele potężnych osobistości w Waszyngtonie, w tym dyrektora FBI” – napisali autorzy biografii fizyka.
Dowodem, że fizyk stracił już ostatecznie zaufanie władz była jego nieobecność podczas eksplozji (czwartej po tej próbnej w lipcu 1945 roku i dwóch w Japonii) na atolu Bikini 1 lipca 1946 roku.
Pod koniec lat czterdziestych, gdy pogarszały się stosunki amerykańsko-sowieckie, nieustanne dążenie Oppenheimera do twardego i jasnego postawienia problemu broni jądrowej bardzo niepokoiły waszyngtońską elitę odpowiedzialną za bezpieczeństwo kraju. Gdy w 1952 roku republikanie powrócili do Białego Domu, do władzy doszli zwolennicy zmasowanego odwetu jądrowego, tacy jak Lewis Strauss. On i jego koledzy byli zdecydowani uciszyć jedynego człowieka, którego się obawiali, a który mógłby w sposób przekonujący zakwestionować ich plany.
Wiosną 1954 musiał kilka razy stawić się na wezwania przed polujące na komunistów komisje śledcze Kongresu. „Podsłuchy instalowane przez FBI w jego telefonach domowych i biurowych oraz publikowane w prasie obelżywe historie o jego politycznej przeszłości sprawiały, że czuł się zaszczuty” – zaznaczają autorzy biografii.
W ataku na Oppenheimera w 1954 roku wyciągnięto na światło dzienne wiele cech jego charakteru: ambicje i brak ostrożności, błyskotliwość i naiwność, determinację i obawy, stoicyzm i zagubienie.
Zmarł 18 lutego 1967 roku w Princeton, gdzie wykładał po przenosinach z Kalifornii.
„Robert Oppenheimer był zagadką. Dla uczonych był symbolem tragedii współczesnego fizyka jądrowego, dla liberałów stał się największym męczennikiem polowania na czarownice epoki maccartyzmu, symbolem bezpodstawnych uprzedzeń prawicy, Dla przeciwników politycznych był kryptokomunistą i jawnym kłamcą. W rzeczywistości był postacią bardzo ludzką, równie utalentowaną, co złożoną” – konkludują autorzy biografii. (PAP)
Autor: Józef Krzyk
jkrz/ dki/