15 listopada 1989 r. Lech Wałęsa wygłosił mowę w amerykańskim Kongresie. Owację na stojąco dostał już po pierwszych dwóch słowach „My, naród”. Zaczerpnął je z preambuły konstytucji Stanów Zjednoczonych.
W sześciodniową podróż do Stanów Zjednoczonych Lech Wałęsa wybrał się na zaproszenie centrali związków zawodowych AFL-CIO (American Federation of Labor and Congress of Industrial Organizations), która w trakcie stanu wojennego wspierała „Solidarność” finansowo i propagandowo.
Punktem kulminacyjnym wizyty Wałęsy, wtedy nie sprawującego żadnej państwowej funkcji, była mowa, jaką wygłosił 15 listopada 1989 r. w Kongresie, w obecności obu izb (Senatu i Izby Reprezentantów) amerykańskiego parlamentu.
„Kiedy wszedłem do sali posiedzeń, zgotowano mi kilkuminutową owację w stylu westernowym, czyli z pohukiwaniem, popiskiwaniem i aprobującym pogwizdywaniem. Sytuacja ta zamiast mnie podbudować, wywołała lekkie drżenie kolan.”
„Kiedy wszedłem do sali posiedzeń, zgotowano mi kilkuminutową owację w stylu westernowym, czyli z pohukiwaniem, popiskiwaniem i aprobującym pogwizdywaniem. Sytuacja ta zamiast mnie podbudować, wywołała lekkie drżenie kolan” – wspominał po latach tamto wydarzenie Wałęsa.
Wygłoszona przez niego mowa zrobiła świetne wrażenie. Według Agnieszki Budzyńskiej-Dacy (adiunkt na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego) przyczynił się do tego zarówno styl mówcy, jak i Jacka Kalabińskiego, który odczytywany przez Wałęsę tekst tłumaczył na angielski.
Kalabiński, który do 1982 r. był dziennikarzem Polskiego Radia i został z niego wyrzucony w ramach kadrowych weryfikacji na początku stanu wojennego, brał udział w przygotowywaniu tekstu mowy Lecha Wałęsy. Głównym autorem tego tekstu był inny dziennikarz, a już wkrótce (od 1990 r.) ambasador RP w Waszyngtonie Kazimierz Dziewanowski.
Oklaski (dziennikarze policzyli, że przerywały mowę aż 25 razy) zbierał Wałęsa, ale jak podkreśliła dr hab. Budzyńska-Daca to „sposób czytania, intonacja i akcent Kalabińskiego sprawiły, że mowa nabrała podniosłego charakteru”.
Owacją na stojąco sala nagrodziła już pierwsze dwa, zaczerpnięte z preambuły amerykańskiej konstytucji słowa mówcy: „My, naród” (We, the People).
„Nikomu na tej sali nie muszę przypominać, skąd te słowa pochodzą, nie muszę też przypominać, że ja, elektryk z Gdańska, też mam prawo się nimi posługiwać” – dodał Wałęsa i zebrał kolejne brawa.
Mówił o wolności i o polskiej, pokojowej drodze do jej wywalczenia. Dziękował Amerykanom za wsparcie, podkreślając znaczenie działań zwykłych obywateli. Przypomniał podział świata i dramatyczny los Polaków, którzy choć w czasie II wojny światowej ponieśli wielkie ofiary i wyszli w obozie zwycięzców, to musieli się pogodzić z narzuceniem sobie obcego zwierzchnictwa. Najwięcej zaś mówił o sile ideałów. Dziennik „The Washington Post” nawiązał do tego w zamieszczonym jeszcze tego samego dnia redakcyjnym komentarzu („The Power of Ideas”).
„My, naród (...). Nikomu na tej sali nie muszę przypominać, skąd te słowa pochodzą, nie muszę też przypominać, że ja, elektryk z Gdańska, też mam prawo się nimi posługiwać”
„Członkowie [obu izb – PAP] siedzieli na skraju swoich miejsc, tak wsłuchani w to, co mówił, że można by pomyśleć, że rozumieją język polski i nie musieli czekać na tłumaczenie słów, z którymi wiedzieli, że się z tym zgadzają” – głosił komentarz gazety.
Pierwszy fragment mowy Wałęsa poświęcił Ameryce. „Pojęcie Stanów Zjednoczonych kojarzy się ludziom w Polsce z wolnością i demokracją, ze wspaniałomyślnością i ofiarnością, z ludzką przyjaźnią i przyjaznym człowieczeństwem. Wiem, że nie wszędzie Ameryka tak jest postrzegana. Ja mówię o tym, jaki jest obraz w Polsce, obraz ten został utrwalony przez liczne dobre doświadczenia historyczne, a jest sprawą znaną, że Polacy odpłacają za serce sercem. Świat pamiętał o wspaniałej zasadzie amerykańskiej demokracji, o rządach ludu, przez lud i dla ludów”.
Zaznaczył, że tymi samymi ideałami kierował się on, „robotnik z gdańskiej stoczni, który całe swe życie wraz z innymi członkami Ruchu >>Solidarności<<, poświęcił dla tej właśnie zasady rządów ludu, przez lud i dla ludów. Przeciw przywilejom i monopolowi, przeciw łamaniu prawa, przeciw deptaniu ludzkiej godności, przeciw pogardzie i niesprawiedliwości”.
„Wiem, że Amerykanie są ludźmi zarazem idealistycznymi, ale i praktycznymi, ludźmi zdrowego rozsądku i logicznego działania. Łączą te cechy z wiarą w ostateczne zwycięstwo dobra, ale wolą skuteczną pracę od wygłaszania przemówień. Bardzo dobrze ich rozumiem. Ja też nie kocham się w przemówieniach, wolę fakty i pracę, cenię skuteczność” - dodał.
Kolejną część wystąpienia poświęcił „Solidarności” i podkreślił, że prowadziła walkę przy całkowitym wyrzeczeniu się przemocy.
„Wtrącono nas do więzień, wyrzucono z pracy, czasem zabijano, a my nigdy nikogo nie uderzyliśmy, niczego nie zburzyliśmy, nie wybiliśmy nawet jednej szyby, ale byliśmy uparci, bardzo uparci, gotowi do poświęceń, zdolni do ofiar, wiedzieliśmy, czego chcemy i nasza siła okazała się większa. Ruch o nazwie >>Solidarność<< dlatego uzyskał masowe poparcie, dlatego odniósł sukcesy, że zawsze i w każdej sprawie opowiadał się za rozwiązaniami lepszymi, bardziej ludzkimi, godniejszymi, a przeciw brutalności i nienawiści. Był to zarazem ruch konsekwentny, uparty, nigdy nierezygnujący. Właśnie dlatego po tylu ciężkich latach, w których było tak wiele tragicznych momentów, dzisiaj odnosi sukcesy i wskazuje drogę milionom ludzi w Polsce i w innych krajach” – mówił lider „Solidarności”.
Nawiązując do przemian w krajach Europy Wschodniej (kilka dni przed jego wyjazdem do Stanów Zjednoczonych upadł mur berliński) powiedział, że „teraz inni przeskakują płoty i burzą mury, czynią tak, bo wolność jest prawem człowieka”.
Przypomniał, jak kilka lat wcześniej „z różnych stron świata odzywały się głosy przestrzegające nas, pouczające, nawet potępiające”. Według niektórych zachodnich polityków polskie dążenia do wolności narażały bowiem na szwank pokój światowy. „Wynikało z tych głosów, że wszystkie inne narody mają prawo do życia w dobrobycie i pomyślności, mają prawo do demokracji i swobody, tylko Polacy powinni z tych praw zrezygnować” – mówił Wałęsa i podkreślił, że podobne nastawienie już raz się zemściło. „Przed II wojną światową było na Zachodzie niemało ludzi, którzy pytali, dlaczego mamy umierać za Gdańsk, czy nie lepiej zostać w domu, ale wojna sama przyszła do nich z wizytą. Trzeba było umierać za Paryż, za Londyn, za Hawaje” - mówił.
„(...) wszystkie inne narody mają prawo do życia w dobrobycie i pomyślności, mają prawo do demokracji i swobody.”
Od historii przeszedł do perspektyw na przyszłość: „to, co teraz zaczęło się w Gdańsku, ma inne znaczenie, to jest początek ery lepszego, nowego, demokratycznego świata”. „Teraz nie chodzi o to, by umierać za Gdańsk, ale o to, by dla niego żyć. Dziś patrząc na to, co się wokół nas dzieje, możemy z całą stanowczością powiedzieć: polska droga walki o ludzkie prawa, walka bez użycia przemocy, polski upór i konsekwencja na drodze do pluralizmu i demokracji wskazują dziś wielu ludziom, a nawet narodom, sposób uniknięcia największych niebezpieczeństw. Jeżeli dzisiaj coś grozi stabilizacji europejskiej, to nie jest to Polska. Stosowana przez Polaków droga przemian bardzo głębokich, ale pokojowych, ewolucyjnych, negocjowanych przez wszystkie strony pozwala na uniknięcie największych niebezpieczeństw i może być wzorem dla wielu innych regionów” - wskazał.
Nawiązał do uchwalonego kilka tygodni wcześniej przez Kongres programu „Dar dla demokracji” (ponad 4 mln dolarów na oprogramowanie i szkolenia – PAP) i podkreślił, że Stanom Zjednoczonym powinno zależeć na zwycięstwie demokracji nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach.
„Nie prosimy o żadne datki ani filantropię, pragniemy natomiast, aby nasz kraj był traktowany jako partner i przyjaciel. Chcemy współpracy na dobrych i korzystnych warunkach. Chcemy, aby Amerykanie przyszli do nas z propozycjami współpracy korzystnej dla obu stron. Uważamy, że dopomożecie demokracji i wolności w Polsce i w całej Europie Wschodniej. Jest to najlepsza inwestycja w przyszłość i pokój, lepsza niż czołgi, okręty i samoloty” - mówił.
Zachęcił do wymiernych działań, a nie tylko deklaracji. „Usłyszeliśmy już wiele pięknych słów zachęty. To dobrze, ale jako robotnik i człowiek konkretnej pracy powiem, że podaż słów na świecie jest wielka, ale popyt na nie maleje” - powiedział.
Zakończenie wystąpienia ponownie poświęcił ideałom. „Pragnę, żeby wszyscy wiedzieli i pamiętali, że ideały, które legły u podstaw tej wspaniałej Republiki Amerykańskiej i które trwają w niej do dziś, żyją również w dalekiej Polsce. Przez długie lata próbowano odciągnąć ją od ideałów, Polska nigdy się z tym nie pogodziła i dziś sięga po wolność, która jej się sprawiedliwie należy. Wraz z Polską tą drogą idą inne narody Europy Wschodniej. Runął już mur, który był granicą wolności. Mam nadzieję, że narody świata już nigdy nie pozwolą na budowę takich murów” - powiedział Wałęsa. (PAP)
autor: Józef Krzyk
jkrz/ ktl/