Sztuka ręcznej produkcji i zdobienia bombek powoli zanika - ocenił Zbigniew Bartuzi, szef firmy Szkło-Dekor produkującej bombki choinkowe. „Wypiera ją produkcja zautomatyzowana, która ogranicza koszty pracy, ale nie zastąpi piękna dekoracji, które można oddać jedynie ręcznie”. Taka ręcznie wykonana ozdoba w amerykańskim sklepie może osiągnąć cenę 200 dol.
Szef spółki Szkło-Dekor z Piotrkowa Trybunalskiego Zbigniew Bartuzi, od 70 lat produkującej bombki choinkowe przyznał w rozmowie z PAP, że „nieodległe są czasy” kiedy sztuka ręcznie produkcji i zdobienia bombek powoli zaniknie. „Jeśli ta branża przetrwa, to raczej jako rękodzieło o charakterze niszowej oferty, sprzedaży rzeczy wyjątkowych, bardzo dobrej jakości, tworzonych głównie z myślą o rynku amerykańskim” - stwierdził. Jego zdaniem firm z branży zatrudniających między 20-50 osób w Polsce jest „może 10”.
„Rynek i sieci handlowe zdominowane są przez ozdoby choinkowe z Chin, które kosztują mniej więcej jedną trzecią tego, ile kosztują te produkowane w Polsce” - wskazał.
„Nie wymyślono jeszcze takiej technologii, by maszynowo tak ładnie dekorować bombki”
Zwrócił uwagę, że są producenci bombek w naszym kraju, którzy aby stawić czoła chińskiej konkurencji, poszli w „daleko idącą” mechanizację produkcji, mocno ograniczając udział pracy ręcznej. To sprawiło, że spadły im "znacząco" koszty.
„My natomiast jesteśmy nadal trochę manufakturą. Na ile mogliśmy, to przeszliśmy na produkcje maszynową, ale nie wymyślono jeszcze takiej technologii, by maszynowo tak ładnie dekorować bombki” - zauważył. „Pojawiła się metoda sitodruku, używane są tamponiarki. Lecz aby bombka miała wyjątkowy charakter i ten świąteczny, bożonarodzeniowy wygląd, to musi być przynajmniej w 80 proc. dekorowana ręcznie” - przekonuje szef Szkło - Dekoru. Ocenił też, że właśnie dlatego koszt pracy, to co najmniej połowa ceny bombki.
Przypomniał, że jeszcze nie tak dawno, surowiec do produkcji bombek - rurki szklane, producenci kupowali w polskich hutach. Z tych rurek tzw. dmuchacze wydmuchiwali szklane ozdoby o różnych kształtach. „Niestety, polskich producentów takich rurek już nie ma. Są rurki produkowane głównie w Chinach” - wskazał Bartuzi, dodając, że bombki „dmucha się” też maszynowo. „Automat każdego kształtu nie wydmucha, jedynie gros kształtów okrągłych” - zaznaczył. „Maszyna ma jednak taką zaletę, że może wydmuchać dziennie 3,5 tys. sztuk bombek, a dmuchacz w tym czasie uformuje 500 sztuk” - zwrócił uwagę. Wskazał, że następnym etapem w produkcji bombek jest srebrzenie. Ten proces też można zmechanizować, podobnie jak ich lakierowanie. Wiele firm, by ograniczyć koszty, poszło w tę stronę - powiedział i zauważył, że dekorowanie ozdób choinkowych za pomocą sitodruku, czy tamponiarek, to z reguły „jedynie proste zdobienia bez udziału reliefów, brokatu, kamieni, półperełek”.
Bartuzi zwrócił uwagę, że chińskie produkty coraz silniej wkraczają na europejski rynek ozdób choinkowych. Przyznał, że lakiery do zdobienia bombek jego firma kupuje od polskiego producenta. „Perły, kamienie, brokaty to wszytko jest już chińskie” - stwierdził.
Jak zauważył, wszyscy więksi producenci bombek w Polsce sprzedają je przede wszystkim do Stanów Zjednoczonych. „Owszem, nasze produkty trafiają też na rynek europejski, ale głównie do najdroższych domów towarowych takich jak Harrods w Londynie lub paryski Le Bon Marche” - podkreślił. „W Polsce nie mamy raczej rynku zbytu, bo jeśli jedna wyprodukowana przez nas bombka kosztuje 20-30 zł, a chińskich w podobnej cenie można mieć 6, to wiadomo co wybierze klient” - stwierdził. „Najdroższa bombka jaką wyprodukowaliśmy trafiła do Stanów Zjednoczonych, ponieważ amerykańscy klienci gotowi są oferować wysokie ceny. Ta bombka kosztowała u nas około 40 dol. W sklepie w Stanach jej wartość mogła osiągać nawet 200 dol.” - oszacował. Zwrócił uwagę, że Amerykanie na udekorowanie świątecznego drzewka potrafią wydać nawet 1 do 1,5 tys. dol.
„Amerykański rynek dla nas powoli zaczyna się odbudowywać, ale to nie jest ani łatwe, ani szybkie. Był jeden rok, po zakończeniu ograniczeń pandemicznych, kiedy sprzedaż mocno podskoczyła, ale okazało się to trochę łabędzim śpiewem" - stwierdził. "W okresie pandemii trzech naszych dużych odbiorców, którymi były amerykańskie sieci handlowe zbankrutowało. Wtedy sprzedaż nam gwałtownie spadła. Wszyscy w branży mieli problemy ze zbytem” - przypomniał Bartuzi.
W opinii szefa firmy Szkło-Dekor sieci handlowe działające w Polsce nie oferują krajowym producentom korzystnych warunków współpracy. „Wycofaliśmy się z handlu z dużymi sieciami w Polsce. Sieci te kupowały od nas towar na zasadzie komisu. To czego nie sprzedały, to nam oddawały. Nie opłaciło się to nam” - przyznał. Dodał, polscy producenci bombek prowadzą też sprzedaż internetową.
Jak obliczył Bartuzi, Szkło-Dekor produkuje obecnie około 400 tys. sztuk bombek rocznie. „Już teraz pracujemy nad propozycjami dla klientów na przyszły rok. Z niektórymi sieciami amerykańskimi zaczynamy pracę w maju na sezon, który zaczyna się w następnym roku” - poinformował. Produkcję na rynek amerykański firma zaczyna już w styczniu. „Wysyłki są realizowane w lecie, a jesienią nasze bombki są już w sprzedaży, a my przygotowujemy się do następnego sezonu i przyjmujemy wycieczki” - powiedział. „Może to to kogoś zaskoczy, ale w ciągu niecałych 2 miesięcy potrafi odwiedzić nas kilkanaście tysięcy, głównie dzieci, ale mamy też wycieczki seniorów czy z kół gospodyń wiejskich” - podkreślił.
Bartuzi pytany o obecne trendy we wzornictwie bombek zauważył, że pojawiają się tendencje do powrotu ozdób retro w stylu lat 50 - tych. „Często spotykamy się z pytaniami, czy na danym rynku określony wzór jest sprzedawany. Jeśli jest, to wtedy na życzenie klienta się go zmienia, żeby nabrał indywidualnego charakteru. Charakterystyczne jest to, że każdy z naszych odbiorców chce się wyróżnić, mieć coś innego u siebie niż konkurencja i tworzy własne kolekcje” - podkreślił Bartuzi. Dodał, że ostatnio wracają tendencja wśród klientów do zamawiania ozdób droższych. (PAP)
ab/