
50 lat temu, 20 czerwca 1975 r. w amerykańskich kinach pojawiły się "Szczęki" w reżyserii Stevena Spielberga. Miewałem straszne, pełne rozpaczy dni, kiedy uważałem, że nikt już mnie nie zatrudni i wyobrażałem sobie, że to mój ostatni film – wspomina późniejszy autor "E.T.".
"To był koszmar. Mieliśmy zepsute rekiny, fatalną pogodę i ciągłe opóźnienia. Myślałem, że to koniec mojej kariery" – wyznał Steven Spielberg w przygotowanym przez National Geographic z okazji pięćdziesięciolecia "Szczęk", dokumencie "Jaws @ 50: The Definitive Inside Story" (2025).
Kiedy pół wieku temu powstawały "Szczęki", był młodym reżyserem na dorobku, świeżo po swoim kinowym debiucie – filmie "Sugarland Express" (1974). Trzy lata wcześniej powstał jego pierwszy pełnometrażowy film - telewizyjna produkcja "Pojedynek na szosie" (1971). Oba spotkały się z pozytywnym odbiorem krytyki, a na łamach "The Hollywood Reporter" Spielberga nazwano "kolejnym ważnym reżyserem na horyzoncie".
Był to czas rozkwitu nowego Hollywood, którego głosem było ambitne kino tworzone przez takich reżyserów, jak m.in. Robert Altman, Francis Ford Coppola, Martin Scorsese i Roman Polański. "Wtedy wielu młodych reżyserów dostało do ręki bardzo duże pieniądze, towarzyszyło im wielu mądrych, młodych producentów" – powiedział PAP Michał Oleszczyk. Zdaniem filmoznawcy czas między premierą filmów "Bonnie i Clyde" (1967) Arthura Penna i "Wrota niebios" (1980) Michaela Cimino "to najlepszy okres w historii kina amerykańskiego".
Fabuła "Szczęk" nie jest specjalnie skomplikowana. Opiera się na wydanej w 1974 r. bestsellerowej powieści autorstwa Petera Benchleya. Podczas upalnego lata w jednej z nadmorskich miejscowości na wyspie Amity, dochodzi do ataków rekina-ludojada. Pierwszą ofiarą zwierzęcia zostaje młoda dziewczyna. Miejscowy szef policji Martin Brody (Roy Schneider) postanawia zamknąć plażę. Burmistrz i część mieszkańców żyjącej z turystów miejscowości sprzeciwia się tej decyzji. Brody ugina się pod ich presją, niebawem dochodzi do kolejnych ataków.
Spielberg wiedział, że nie może to być tylko kolejny produkt kina klasy B. Paradoksalnie pomocne okazały się problemy z często psującym się mechanicznym rekinem. "Rekin ciągle się łamał. To było moje szczęście i myślę, że to także szczęście widzów, ponieważ film jest straszniejszy, gdy nie widać tak dużo rekina" – ocenił reżyser. "Musiałem wykazać się pomysłowością i wymyślić, jak stworzyć napięcie i grozę, nie widząc samego rekina. Hitchcock to zrobił i myślę, że Hitchcock był dla mnie ogromnym przewodnikiem w sposobie, w jaki potrafił cię przestraszyć, gdy tak naprawdę niczego nie widzisz".
W filmie wykorzystano również zdjęcia z prawdziwym rekinem. Co ciekawe, w czasie jednego z przedpremierowych pokazów, kiedy reżyser uznał, że podczas sceny z odgryzioną przez rekina głową widzowie reagują z niewystarczającym przerażeniem, postanowił nakręcić ją jeszcze raz.
Zdjęcia ruszyły 2 maja 1974 r. i miały potrwać 55 dni. Okazało się jednak, że mechaniczny rekin nie jest jeszcze gotowy, obsada niekompletna, a do tego scenariusz nieukończony. Tym samym potrwały trzy razy dłużej, a budżet okazał się niemal trzy razy większy. Zdjęcia po raz pierwszy kręcono na otwartym oceanie, co okazało się większym wyzwaniem niż zakładano. Kariera niedoświadczonego reżysera zawisła na włosku. Uratować mógł ją jedynie sukces filmu.
"Nigdy nie opuściłem wyspy, bo wiedziałem, że gdybym to zrobił, nigdy bym nie wrócił. A jednak nie chciałem zrezygnować. Nigdy. Miewałem straszne, pełne rozpaczy dni, kiedy uważałem, że nikt już mnie nie zatrudni i wyobrażałem sobie, że to mój ostatni film studyjny" - wspominał w rozmowie z "Vanity Fair" Spielberg.
"Szczęki" weszły na ekrany amerykańskich kin 20 czerwca 1975 r. Produkcję reklamowano hasłem – "Zobacz, zanim pójdziesz popływać!". Choć film podzielił krytyków, to przed kinami ustawiały się tłumy. Przez pierwszy miesiąc sprzedano 25 milionów biletów, co przełożyło się na rekordowe ponad 100 milionów dolarów wpływów. Ostatecznie zarobiono astronomiczną sumę ponad 470 milionów dolarów.
"Nie jest to najlepszy film na świecie, ale nieustannie odnosi się wrażenie, że zna swoje ograniczenia i zamiast próbować je przekroczyć, koncentruje się na prawidłowym opanowaniu podstaw tworzenia dobrej historii" – recenzowano na łamach "The Guardian".
Obecnie uważa się, że "Szczęki" zrewolucjonizowały kalendarz filmowych premier. Historyk kina Thomas Schatz zauważył, że Spielberg stworzył swoim filmem nową definicję hollywoodzkiego hitu, a w dodatku stało się to w czasie, kiedy filmy mające stać się przebojami, miały zwykle premierę w okresie świąt Bożego Narodzenia. Wcześniej okres letni kojarzył się z filmową posuchą. "Letni hit kinowy narodził się 20 czerwca 1975 r., kiedy +Szczęki+ weszły na ekrany kin" – ocenił Nigel Andrews z "Financial Times".
Na fali popularności powstawały kolejne odsłony serii - "Szczęki 2" (1978), "Szczęki 3" (1983) oraz "Szczęki 4. Zemsta" (1987). Jednak żadnej z nich nie reżyserował już Spielberg. Zdaniem filmoznawcy Andrzeja Bukowieckiego sukces produkcji Spielberga "bierze się z realistycznego ukazania, w pierwszej połowie filmu, psychozy wywołanej przez rekina i – w drugiej – wyprawy w celu poskromienia potwora".
"Peter Benchley napisał książkę, bestseller. Steven Spielberg zrobił na jej podstawie widowisko, które jest proste jak opowieść rycerska. Smok – to rekin. Trzech śmiałych wyrusza na spotkanie potwora. I znów jak w baśni – każdy rycerz prezentuje inny charakter i ma inne motywy bohaterskiego czynu" – recenzował na łamach "Filmu" Tadeusz Sobolewski.
"Skojarzenie rekina z diabłem narzuca się, w sposób naturalny, bez żadnej stylizacji. Potwór z wielką gębą, z której wystają jeszcze niedojedzone ludzkie resztki. W ten makabryczny sposób przedstawiano diabła od wieków. I takich obrazów nie żałuje nam Spielberg" – podkreślił krytyk, dodając, że film "daje widzowi to, czego oczekuje, nic ponadto", a sam "Spielberg jest raczej geniuszem techniki filmowej niż nowym Hitchcockiem".
Nawiązanie do mistrza suspensu wydaje się dość trafne, nie tylko dlatego, że Spielberg nigdy nie ukrywał swojej fascynacji brytyjskim reżyserem. Zarówno w "Szczękach", jak i "Ptakach" (1963), źródło zagrożenia stanowią bowiem istoty realnie istniejące w naturze – odpowiednio rekiny i ptaki. Hitchcock w wielu osobach wzbudził swoim filmem lęk przed tymi zwierzętami. Podobnie zadziałał efekt "Szczęk", dodatkowo spotęgowany dużym sukcesem komercyjnym.
Spielberg także w nieco podobny sposób próbował budować przedpremierowe napięcie, choćby poprzez przesuwanie terminu premiery, na początek sezonu letniego, kiedy plaże wypełnione są wczasowiczami. Co prawda nie posuwał się do takich kroków, jak Hitchcock w przypadku premiery "Psychozy" (1960), czyli skrupulatnego pilnowania, by informacje z planu nie dostały się do świata zewnętrznego, braku organizacji pokazów prasowych, czy też wynajęcia agencji detektywistycznej.
Jednak po latach Spielberg nie jest zadowolony z sukcesu, jaki odniósł jego film. Reżyser podkreśla w wywiadach, że "Szczęki" wywołały obsesję na punkcie rekinów i znacząco przyczyniły się do masowych polowań i tępienia tych zwierząt. "Naprawdę do dziś żałuję zdziesiątkowania populacji rekinów z powodu książki i filmu" – wyznał w 2022 r. w rozmowie z BBC.
W podobnym tonie wypowiada się Peter Benchley. Autor powieści angażował się w kampanie protestujące wobec depopulacji rekinów, podkreślając, że jego książka jest całkowitą fikcją. Do napisania "Szczęk" zainspirować miały go jednak prawdziwe wydarzenia z USA. W pierwszej połowie lipca 1916 r. u wybrzeży New Jersey, na długości około 130 km, miały miejsce ataki rekinów na ludzi, wskutek których zginęły cztery osoby.
Entuzjasta twórczości Spielberga, filmoznawca Błażej Hrapkowicz ocenił na antenie Polskiego Radia, że "+Szczęki+ to jeden z jego najlepszych filmów". Zdaniem krytyka dobrze pokazują, na czym polega reżyserska siła Spielberga, a jest nią umiejętne korzystanie z materiału kina gatunkowego. "Swoją wyobraźnią inscenizacyjną i swoim organicznym, genialnym wyczuciem języka filmu, przerabiał zawsze ten materiał na coś, co było jednocześnie fantastyczną rozrywką i artystycznie czymś często lepszym niż materiał, z którego korzystał" – podkreślił krytyk. Podobnego zdania jest Oleszczyk, który dodaje, że "Szczęki" są jednym z tych filmów, które "zmieniły historię kina".
Mateusz Wyderka PAP
mwd/ wj/