
P.o. dyrektora Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca Lech Dzierżanowski przyznał, że w pierwszym naborze KPO dla kultury popełniono błędy i wyraził nadzieję, że „wiedząc, gdzie są zagrożenia”, drugi nabór uda się przeprowadzić w terminie.
PAP: Szefowa MKiDN Hanna Wróblewska zapowiedziała rozdzielenie Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca na dwie instytucje: jedną zajmującą się tańcem, drugą - muzyką. Jaka jest tego przyczyna?
Lech Dzierżanowski: Pomysł rozdzielenia muzyki od tańca jest odpowiedzią na głosy płynące ze środowiska tanecznego, które dostrzega potrzebę większej autonomii i wzmocnienia swojej reprezentacji instytucjonalnej. Utworzenie osobnego instytutu tańca byłoby ważnym gestem uznania dla tej dziedziny sztuki. Jednocześnie trzeba pamiętać, by rozwiązania organizacyjne i finansowe towarzyszące tej zmianie były możliwie najbardziej efektywne.
Pani minister wyraziła gotowość do rozmów, dlatego planujemy spotkanie, podczas którego przeanalizujemy możliwe scenariusze dalszego działania. Chodzi o wypracowanie takiego rozwiązania, które będzie służyć całemu środowisku. Ewentualny podział musiałby być dokładnie przemyślany, tak aby zachować cały potencjał i dorobek NIMiT-u. Nie jest to sprawa najbliższych dni czy nawet miesięcy.
PAP: Ile procentowo jest tańca i muzyki w Narodowym Instytucie Muzyki i Tańca?
L.D.: Na początku istnienia Instytutu było tak, że dyrektor odpowiadał za muzykę, a zastępca dyrektora za taniec. To mogło budzić poczucie, że taniec jest mniej ważny. Choć od samego początku programy taneczne były niezależne i traktowane bardzo partnersko. W tej chwili struktura po zmianie nazwy na Narodowy Instytut Muzyki i Tańca jest taka, że mamy trzech dyrektorów - głównego i zastępców do spraw muzyki i tańca.
"Pomysł rozdzielenia muzyki od tańca jest odpowiedzią na głosy płynące ze środowiska tanecznego, które dostrzega potrzebę większej autonomii i wzmocnienia swojej reprezentacji instytucjonalnej."
Jeśli spojrzymy na liczbę projektów i skalę zaangażowanych środków, taniec z całą pewnością nie jest pomijany – wręcz przeciwnie, w wielu przypadkach otrzymuje większe wsparcie niż muzyka. Wynika to z tego, że taniec nie ma tak rozbudowanej sieci instytucji ani kanałów finansowania. Staramy się więc rekompensować te braki. Jeżeli spojrzymy na scenę muzyczną, to mamy ok. 30 filharmonii oraz ok. 30 teatrów operowych i muzycznych. To są duże instytucje, w każdej pracuje po paręset osób, mają infrastrukturę, zaplecze i środki. Taniec nie dysponuje ani taką infrastrukturą, ani porównywalnymi pieniędzmi.
Trudno jednak mówić o dyskryminacji środowiska tanecznego w NIMiT. Natomiast rozumiem, że powstanie instytutu jako osobnej jednostki byłoby znakiem autonomii tej dziedziny. Kwestia wymaga rozwagi, policzenia, zbilansowania zysków i strat.
PAP: Czy istnieje mapa drogowa podziału NIMiT?
L.D.: Mapa będzie powstawać, jeszcze nie jest gotowa. Nie ogłoszono podziału, który formalnie oznacza likwidację instytutu i powołanie dwóch nowych. Likwidację trzeba ogłosić minimum trzy miesiące wcześniej.
PAP: Jak wygląda sytuacja w Instytucie? Przejmował pan stery w momencie wielu kontrowersji, szczególnie wokół programu KPO dla kultury.
L.D.: Trzeba powiedzieć wprost, że pierwszy nabór wniosków do KPO nie odbył się tak, jak powinien. Pewne rzeczy się nie udały.
PAP: ...działały za wolno?
L.D.: Tak, zdecydowanie. Kiedy ogłoszono pierwszy nabór, w Instytucie było za mało osób, które mogły się zajmować tym tematem. Cała struktura, delikatnie mówiąc, nie była optymalna.
Zderzyłem się z sytuacją, kiedy w listopadzie z beneficjentami KPO było podpisanych kilkanaście umów, a powinniśmy właściwie wraz z końcem października zakończyć podpisywanie wszystkich. Mieliśmy także problemy z trybem odwoławczym, który nie został przeprowadzony do końca. Wnioski, które nie otrzymały dofinansowania, powinny być ocenione przez komitety odwoławcze. Przy takiej obsadzie osobowej, jaką mieliśmy, nie było szans na powodzenie.
KPO jest projektem trudnym, przede wszystkim ze względu na szerokość działania i pewne pułapki. Na pierwszy rzut oka przypomina programy ministerstwa, ale są na niego nałożone zobowiązania unijne - dość wymagające wobec beneficjentów, a także wobec nas. Jednak największym wyzwaniem jest skala.
PAP: Jakie wnioski wyciągnęliście z pierwszego naboru? Co się zmieniło?
L.D.: Uprościliśmy pewne elementy, zrezygnowaliśmy z papierologii, która w ubiegłym roku utrudniała proces weryfikacji zgłoszeń - w pewnym momencie mieliśmy cały pokój zapełniony wnioskami. Przygotowaliśmy też zmiany w regulaminie zgodnie z postulatami nie tylko beneficjentów, ale też naszymi wewnętrznymi.
Obecnie jesteśmy blisko zamknięcia i rozliczenia pierwszego naboru. Tak naprawdę, wobec narastających trudności, powinniśmy byli w listopadzie ubiegłego roku wstrzymać procedowanie i uporządkować sytuację. Byłaby to jednak katastrofa, dlatego podjęliśmy próbę naprawiania pociągu w biegu, mimo że to trudne i ryzykowne zadanie. Zależało nam również na utrzymaniu dobrej komunikacji z beneficjentami.
PAP: Która zdecydowanie szwankowała...
L.D.: Powiedziałbym, że w ogóle nie istniała. Przy pierwszym naborze do komunikacji przydzielona była tylko jedna osoba, a było 7 tys. potencjalnie zainteresowanych tematem. To nie mogło się udać. Teraz mamy ośmioosobowy zespół. Naprawienie i uporządkowanie tych kwestii wymagało czasu. Przed nami najtrudniejsze, czyli ocena wniosków.
PAP: Proszę postawić się w sytuacji beneficjenta, który oczekuje sprawnego przeprowadzenia przez proces, a od wielu miesięcy spotyka się ze ścianą, bo nic nie działa tak, jak powinno...
L.D.: Doskonale rozumiem niezadowolenie i pretensje. Bezsprzecznie zostały popełnione błędy. Beneficjenta nie interesują nasze wewnętrzne problemy, on wywiązał się z zobowiązań, podpisał umowę, powinien dostać pieniądze.
W tej chwili przy KPO pracuje 50 dodatkowych osób. Jesteśmy w najtrudniejszym momencie procesu, ale wiedząc już, gdzie są zagrożenia, mam nadzieję, że uda się wszystko przeprowadzić w terminie i jak najlepiej.
PAP: W tym roku minie 15 lat od powołania Instytutu Muzyki i Tańca. Proszę powiedzieć, w jaki sposób Instytut wpłynął na rozwój kultury muzycznej i tanecznej w Polsce?
L.D.: Cele i rola Instytutu na przestrzeni lat się zmieniały. W okresie dyrektorowania Andrzeja Kosowskiego działalność Instytutu była węższa w porównaniu z tym, co teraz robimy, ale za to klarowna i sformatowana. Powstały wtedy programy, które do tej pory kontynuujemy. Później w ciągu kilku lat dyrektorzy zmieniali się praktycznie co roku. Nie było to korzystne.
W mojej ocenie NIMiT powinien być pomostem między środowiskiem a ministerstwem. Wiadomo, że ministerstwo nie ma możliwości, żeby spotykać się i poznawać problemy każdej z branż, musi patrzeć globalnie. Często w tej samej branży są podgrupy i różnice interesów. My nie jesteśmy przedstawicielami tych grup, nie jesteśmy stroną, ale ponieważ mamy kompetencje i wiedzę, możemy diagnozować problemy i proponować rozwiązania.
Nie powinniśmy sami inicjować przedsięwzięć i staramy się z tego wycofywać. NIMiT powinien być eksperckim okiem ministerstwa. Chcemy, żeby środowisko wiedziało, że słyszymy jego głosy i jesteśmy od tego, żeby przekazywać je do ministerstwa.
Chciałbym również uporządkować współpracę z innymi instytucjami działającymi w obszarze muzyki – od Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina po Narodowe Centrum Kultury. Nasze kompetencje często się zazębiają, dlatego zamiast – jak to czasem bywało – rywalizować i udowadniać, kto działa skuteczniej, powinniśmy racjonalnie gospodarować dostępnymi środkami. Warto ustalić podział zadań i działać w jasno określonych obszarach, jednocześnie korzystając z wiedzy i doświadczenia kolegów. Taka współpraca będzie nie tylko bardziej ekonomiczna, ale też skuteczniejsza i szybsza.
PAP: Czego się nie udało zrobić przez 15 lat? Gdzie są jeszcze braki?
L.D.: Uważam, że najważniejsze jest dostrzeżenie roli, jaką w naszym życiu odgrywa kultura wysoka – w szczególności muzyka. Mam wrażenie, że jej znaczenie znacząco się zmniejszyło; często traktuje się ją jedynie jako tło. Tymczasem – i to również jedna z misji Instytutu – świat powinien zrozumieć, jak istotna jest muzyka. Nie tylko ta miła i przyjemna, jak muzyka filmowa czy tzw. muzyka użytkowa.
Wydaje mi się, że trudno wyobrazić sobie kulturalnego człowieka, który otwarcie przyznaje się do nieznajomości literatury. Nawet jeśli ktoś nie przepada za określonym gatunkiem, raczej nie powie, że nie czyta Miłosza, Herberta czy Szymborskiej, bo ich twórczość go nudzi. Tymczasem w przypadku muzyki takie podejście uchodzi za zupełnie normalne – można ją deprecjonować lub otwarcie przyznawać się do braku wiedzy.
Powinniśmy być dumni, bo nasza pozycja w muzyce, odważę się to powiedzieć, jest dużo lepsza niż w piłce nożnej. Można wymienić przynajmniej paru naszych rodaków, którzy należą do ekstraligi muzycznej.
Rozmawiała Katarzyna Krzykowska
***
Lech Dzierżanowski to pianista i menadżer. Ukończył Akademię Muzyczną im. F. Chopina w Warszawie w klasie fortepianu Andrzeja Stefańskiego (1984). Był laureatem Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku, występował w filharmoniach w Poznaniu, Gdańsku, Wrocławiu i Jeleniej Górze. Nagrywał m.in. dla Polskiego Radia, TVP oraz Polskich Nagrań. Od 2019 r. współpracował z NIMiT przy projekcie Polski Impresariat Muzyczny.
Wcześniej współpracował m.in. z Filharmonią Narodową jako kierownik Działu Promocji, Filharmonią Łódzką im. Artura Rubinsteina pełniąc rolę dyrektora ds. promocji, dyrektora naczelnego i artystycznego oraz zastępcy dyrektora ds. artystycznych. Szereg działań i projektów stworzył z organizacjami pozarządowymi, m.in. z: Fundacją Piąta Esencja, Fundacją Concert Spirituels, Fundacją Kultury Polskiej, Związkiem Kompozytorów Polskich, Fundacją Uniwersytetu Warszawskiego. Jest współautorem wydawnictw tradycyjnych i multimedialnych poświęconych m.in. Witoldowi Lutosławskiemu, Karolowi Szymanowskiemu oraz Andrzejowi Panufnikowi.
Od wielu lat zajmuje się popularyzacją dorobku Romana Palestra. W 2021 r. nakładem PWM wydał monografię tego kompozytora. Za podjęcie wielu inicjatyw wydawniczych i koncertowych, które skutecznie przywracają osobę i muzykę Romana Palestra do życia muzycznego otrzymał w 2021 r. Nagrodę Honorową Zarządu Głównego Związku Kompozytorów Polskich.
1 października 2021 r. został z-cą dyr. Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca ds. muzycznych. Pod koniec grudnia 2024 r., w związku z odwołaniem Pauli Lis-Sołoduchy, został p.o. dyrektora Instytutu. (PAP)
ksi/ miś/ js/