Stereotypy o zacofaniu Polaków przywieźli do Ameryki imigranci z Niemiec. Potem przyjęło się, że Polacy to też antysemici. Boom uprzedzeń to lata 60. wraz z wymierającymi już dziś dowcipami "Polack jockes". O antypolonizmie w USA mówi PAP historyk Thad Radzilowski.
Polscy imigranci w Stanach Zjednoczonych już 100 lat temu narzekali, że są ofiarami negatywnych stereotypów i dowcipów, co wyrażali demonstrując w Chicago czy Detroit pod teatrami, które miały antypolski repertuar. "Nawet Afroamerykanie byli świadomi antypolskich stereotypów" - powiedział PAP dr Thaddeus Radzilowski, amerykański historyk polskiego pochodzenia, szef Instytutu Piast, który prowadzi badania nad amerykańską Polonią.
Jak tłumaczył historyk Thad Radzilowski, antypolskie stereotypy pojawiły się w USA w XIX w. wraz z niemieckimi imigrantami, śladem których do Nowego Świata podążali Polacy. "Przyjechali po Niemcach, a Niemcy przywieźli ze sobą do USA stereotypy o Polakach. (...) W USA Niemcy też źle mówili o Polakach. Reszta Amerykanów to podchwyciła" - mówił.
Jako dowód wskazał na ulotkę, jaką do polskiego sąsiedztwa w Detroit wysłał w 1940 r. lider Afroamerykanów Charles Hill. "Apelował w niej: My czarni i Polacy musimy współpracować; chcę byście wiedzieli, że nie uważamy Polaków za głupców, którzy nadają się tylko do pracy fizycznej" - powiedział historyk. Także w sondażu przeprowadzonym wśród mieszkańców Detroit w 1964 r, aż 60 proc. Afroamerykanów powiedziało, że wraz z nimi to Polacy są najbardziej dyskryminowani.
Jak tłumaczył Radzilowski, antypolskie stereotypy pojawiły się w USA w XIX wieku wraz z niemieckimi imigrantami, śladem których do Nowego Świata podążali Polacy. Przez pierwsze 30-40 lat polskiej imigracji głównie byli to mieszkańcy Wielkopolski. "Przyjechali po Niemcach, a Niemcy przywieźli ze sobą do USA stereotypy o Polakach. To, że takie istniały w Niemczech w XVIII wieku badała Małgorzata Warchał-Schłottmann. W USA Niemcy też źle mówili o Polakach. Reszta Amerykanów to podchwyciła" - powiedział.
Polscy imigranci pochodzili na ogół ze wsi i byli katolikami, podczas gdy większość ówczesnych Amerykanów stanowili protestanci. Polacy byli jedną z większych grup w nowej fali emigracji, która przybyła do USA po 1870 r. "Na ogół nie rozróżniano Słowaków, Węgrów czy Ukraińców. Wszyscy byli tzw. +Polacks+. Całą tę wielką emigrację z Europy Wschodniej uważano za zacofaną, mało wykwalifikowaną i niewykształconą, ze wsi. To było antykatolickie i antyimigracyjne uprzedzenie, które dotyczyło wszystkich, ale przylgnęło do Polaków, bo byli najliczniejsi" - mówi ekspert. "Uważano, że nigdy nie osiągną takiej kultury jak Amerykanie czy Europejczycy z Północy" - dodał. Podał przykład prof. Edwarda Rossa, socjologa, który badał polskich imigrantów w Pensylwanii i doszedł do wniosku, że nie osiągną postępu nawet za tysiąc lat.
Już po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w USA rozpowszechnił się pogląd, że Polacy są też antysemitami. "Gdy na kresach Europy Środkowo-Wschodniej trwały w latach 1918-19 narodowe i etniczne walki, popełniono wówczas wiele okropności względem Żydów, a autorstwo niemal zawsze przypisywano Polakom, choć nawet w żydowskiej encyklopedii można przeczytać, że tylko ok. 5 proc. tych pogromów było rezultatem działań Polaków" - powiedział historyk. Jak tłumaczył za pogromy odpowiadała głównie rosyjska Czerwona i Biała Armia, ale przypisywano je Polakom m.in. z powodu "ideologicznej sympatii dla rewolucyjnej Rosji i niechęci do ich polskich przeciwników".
Już po odzyskaniu przez RP niepodległości, w USA rozpowszechnił się pogląd, że Polacy są też antysemitami. "Gdy na kresach Europy Środkowo-Wschodniej trwały w latach 1918-19 narodowe i etniczne walki, popełniono wówczas wiele okropności względem Żydów, a autorstwo niemal zawsze przypisywano Polakom, choć nawet w żydowskiej encyklopedii można przeczytać, że tylko ok. 5 proc. tych pogromów było rezultatem działań Polaków" - powiedział historyk Thad Radzilowski.
"To Polacy zostali nieodwołalnie naznaczeni jako najbardziej antysemicki naród" - dodał Radzilowski. Wskazał, że poglądy o antysemityzmie Polaków wyrażało wielu ważnych Amerykanów m.in. filozof John Dewey, uważany za założyciela amerykańskiej postępowej edukacji. "To wtedy popularne stały się też żydowskie teatrzyki i wodewile, gdzie rozpowszechniano żarty o Polakach jako tępych, opóźnionych i niekompetentnych. Oczywiści były też incydenty antysemickie, ale nie ma wątpliwości, że były ogromnie wyolbrzymiane przez prasę w USA" - powiedział historyk.
Po II wojnie światowej te uprzedzenia nasiliły się, ale dopiero w latach 60. "Do lat 60. nikt w USA o Holokauście nie mówił. (...) Niektórzy ocaleni Żydzi opowiadali o złych doświadczeniach z Polski. Choć często prawdziwe, były to historie indywidualne, które tworzyły wrażenie, że jest to cała prawda o Holokauście" - tłumaczył ekspert. To - dodał - zbiegło się w czasie z rozwojem ruchu praw obywatelskich na północy USA i utożsamianiem rasizmu wobec czarnoskórych z białą klasą robotniczą. "Główną grupę wśród klasy robotniczej stanowili +Polish Americans+ i zaczęto uważać, że Polacy są rasistami" - powiedział.
To wszytko - zdaniem Radzilowskiego - złożyło się na powstanie w latach 60. nowego zjawiska w amerykańskiej kulturze, czyli tzw. "Polack jokes". "To było tysiące kawałów, najczęściej insynuujących, że Polacy są okropnie głupi i zacofani. Np. ilu Polaków potrzeba, by przykręcić żarówkę? Czterech. Jeden, by trzymać żarówkę, a trzech, by kręcić drabinę. Albo skąd wiemy, że Superman to Polak? Bo nosi majtki na wierzchnim ubraniu. Niektóre przedstawiały Polaków jako prymitywnych, jak ten, czemu Polakowi trudno popełnić samobójstwo? Bo trudno rzucić się z okna piwnicy" - opowiadał.
Zdaniem historyka nie ma dowodów, że problem rasizmu w większym stopniu dotyczył Polish-Americans niż innych białych w USA. Przyznał, że między polskimi robotnikami a czarnoskórymi dochodziło do starć, czasem krwawych, jak w Detroit w 1941 r., "ale to był konflikt między dwiema najbardziej dyskryminowanymi grupami w mieście, gdzie brakowało pracy i domów, a nie między białymi i czarnymi". Polacy byli w Detroit na długo przez Afroamerykanami i gdy zakładali związki zawodowe, lub strajkowali, by bronić swych praw, właściciele fabryk grozili im, że ich miejsce zajmą czarni. "Kapitaliści wykorzystywali jedną grupą przeciwko drugiej" - powiedział historyk.
Historyk Thad Radzilowski ocenił, że polskie kawały w zasadzie już wymierają. "Przestały być tak popularne wraz z wyborem Karola Wojtyły na papieża i powstaniem Solidarności, co stworzyły bardzo pozytywny wizerunek Polski" - mówił. Ale przyznał, że Amerykanie wciąż potocznie mówią "Polacks" w pejoratywnym sensie, a w serialach telewizyjnych pojawiają się negatywni polscy bohaterowie.
Czasami Polacy i Afroamerykanie łączyli siły i współpracowali, jak w latach 20. XX wieku, gdy "udało im się razem pokonać kandydata na burmistrza Detroit, który należał do Ku Klux Klanu", wówczas bardzo silnego, głównie antykatolickiego i antyimigracyjnego ruchu - powiedział Radzilowski.
Ekspert ocenił, że polskie kawały w zasadzie już wymierają. "Przestały być tak popularne wraz z wyborem Karola Wojtyły na papieża i powstaniem Solidarności, co stworzyły bardzo pozytywny wizerunek Polski" - powiedział. Ale przyznał, że Amerykanie wciąż potocznie mówią "Polacks" w pejoratywnym sensie, a w serialach telewizyjnych pojawiają się negatywni polscy bohaterowie.
"Głównie zajmujemy się walką z zakłamaniami o udziale Polski w Holokauście" - powiedział. Instytut Piast i inne organizacje polonijne protestują przeciwko wyrażeniom typu "polskie obozy śmierci"; interweniowano też w sprawie konspektu w programie nauczania historii w stanie New Jersey, który insynuował, że władze Polski zgodziły się, by Hitler przeprowadził Holokaust na polskim terytorium. Radzilowski podkreślił udaną współpracę ze środowiskami żydowskimi. "Wysyłają listy do gazet, by zaprzestały używania niepoprawnych określeń o Polakach, a my też protestowaliśmy przeciwko antysemickim wyrażeniom zarówno w amerykańskich jak i polonijnych mediach" - powiedział.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
icz/ ala/