Dźwięk syreny stoczniowej i modlitwa Anioł Pański przed bramą Stoczni Szczecińskiej dały znak do rozpoczęcia w środę w Szczecinie obchodów 44. rocznicy wydarzeń grudniowych w 1970 r. Wtedy w mieście zginęło 16 osób a ponad 100 zostało rannych.
W południe przed bramą stoczni zebrali się związkowcy, rodziny ofiar i poszkodowani, przedstawiciele zakładów pracy z regionu a także szczecinianie. Główne obchody rocznicy grudniowych wydarzeń rozpoczęła stoczniowa syrena.
"44 lata temu, ponad dwa lata po stłumieniu studenckiego buntu, na wybrzeżu doszło do masowych demonstracji" - napisał prezydent Bronisław Komorowski w liście, który odczytał przewodniczący zachodniopomorskiej Solidarności Mieczysław Jurek. "Protestującym robotnikom przeciwstawiono brutalną siłę. (...) Szybko przeprowadzona zmiana na szczeblach władzy nie mogła przesłonić oczywistego faktu - reżim nakazujący strzelać do robotników stracił moralne prawo do przemawiania w ich imieniu" - napisał prezydent.
Komorowski nawiązał także do stycznia 1971 r. w Szczecinie i rozmów robotników z ówczesną władzą. "Po raz pierwszy władze komunistyczne zostały zmuszone do negocjacji, do uznania przedstawicielstwa strajkujących za rzeczywistą reprezentację, nie tylko robotników, ale i całego społeczeństwa" - podkreślił prezydent.
Według prezydenta Bronisława Komorowskiego, to właśnie wtedy w Szczecinie "ukształtował się model protestu, który za niecałe dziesięć lat doprowadził do powstania Solidarności, wytyczono szlak, którym doszliśmy do wolności". Prezydent w liście, który odczytał przewodniczący zachodniopomorskiej Solidarności Mieczysław Jurek podziękował robotnikom, którzy upomnieli się o "wolność, solidarność i sprawiedliwość".
Według Komorowskiego, to właśnie wtedy w Szczecinie "ukształtował się model protestu, który za niecałe dziesięć lat doprowadził do powstania Solidarności, wytyczono szlak, którym doszliśmy do wolności". Prezydent podziękował robotnikom, którzy upomnieli się o "wolność, solidarność i sprawiedliwość".
"Pociski, które odebrały życie bohaterom tamtych tragicznych zajść, nie złamały ducha w naszym społeczeństwie" - powiedział do zebranych prezydent Szczecina Piotr Krzystek. "Paradoks historii polega na tym, że ofiary wydarzeń grudniowych wzmocniły tylko wolnościowe dążenia narodu polskiego" - dodał. Postawa bohaterów grudniowych wydarzeń okryła na zawsze chwałą stolicę Pomorza Zachodniego i całe wybrzeże - podkreślał Krzystek.
Ksiądz biskup senior archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej Marian Błażej Kruszyłowicz zwrócił uwagę, że "wydarzenia te powinny przypomnieć, iż trzeba opierać życie i relacje pomiędzy ludźmi na odwiecznych, niezmiennych, trwałych zasadach pochodzących od stwórcy".
Przewodniczący Solidarności Piotr Duda zwracał uwagę w liście, który odczytano, że związek od lat domaga się osądzenia winnych, ale według niego, przez "kompromitujący się" polski wymiar sprawiedliwości pewnie nie uda się tego zrobić. "Nie dziwimy się, że jeden z głównych zbrodniarzy gen. Wojciech Jaruzelski, jak i wielu mu podobnych, uniknie odpowiedzialności. Dzisiaj kolejny z oprawców gen. Czesław Kiszczak, zasłaniając się stanem zdrowia, też próbuje się wywinąć i zapewne mu się to uda" - napisał Duda.
Pod tablicą upamiętniającą ofiary Grudnia '70 kwiaty złożyli m.in. przedstawiciele władz województwa i miasta, a także związkowcy i przedstawiciele zakładów pracy. Później uczestnicy obchodów przemaszerowali na pl. Solidarności, gdzie pod pomnikiem upamiętniającym ofiary tamtych wydarzeń złożono kwiaty. Wieczorem w szczecińskiej filharmonii zaplanowano koncert Nowe Sytuacje dedykowany ofiarom grudniowych wydarzeń i ich rodzinom.
Lokalni dziennikarze jeszcze przed bramą stoczni zwrócili uwagę, że nie ma nad nią napisu "Stocznia Szczecińska Nowa".
17 grudnia 1970 roku, na wieść o ogłoszeniu przez ówczesne władze państwowe podwyżek cen żywności, w Stoczni im. Adolfa Warskiego w Szczecinie wybuchł strajk. Stoczniowcy wyszli na ulice. Dołączali do nich pracownicy innych zakładów oraz mieszkańcy Szczecina. Demonstranci przeszli do centrum miasta pod gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR, chcąc rozmawiać z przedstawicielami władz partii. Ponieważ nie spełniono ich postulatu, manifestanci podpalili gmach komitetu. W odpowiedzi milicja i wojsko zaczęły strzelać w kierunku tłumu. Zginęło wówczas 16 osób, ponad 100 zostało rannych. Ciała zabitych chowano po kryjomu w nocy, w pochówku mogła uczestniczyć jedynie najbliższa rodzina. (PAP)
res/ laz/