W sobotę mija druga rocznica rozpoczęcia rosyjskiej okupacji Krymu. 27 lutego 2014 r. uzbrojeni ludzie zajęli budynki parlamentu i rządu Autonomicznej Republiki Krymu w Symferopolu; zdjęli flagi Ukrainy i wciągnęli flagi Federacji Rosyjskiej.
„Nikt nie oczekiwał, że Moskwa zdecyduje się na taki krok. Nikt sobie nawet nie wyobrażał, że Krym zostanie tak brutalnie zaanektowany” – mówi PAP szef samorządu krymskich Tatarów, Medżlisu, a jednocześnie deputowany do ukraińskiego parlamentu Refat Czubarow.
Dzień wcześniej, 26 lutego, w Symferopolu odbyła się ogromna demonstracja Tatarów i zwolenników jedności Ukrainy, zwołana w odpowiedzi na aktywność ruchów prorosyjskich, która zaczęła narastać na Krymie po ucieczce do Rosji ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza.
„Na niewielkim placu przed parlamentem Autonomicznej Republiki Krymu zgromadziło się około 12 tysięcy osób. Udało się nam wtedy nie dopuścić do posiedzenia parlamentu, na którym garstka awanturników zamierzała zwrócić się do Rosji z apelem o interwencję. Po demonstracji rozeszliśmy się do domów przekonani, że udało się nam uratować Krym. Niestety, byliśmy w błędzie” – wspomina Czubarow.
Nazajutrz nad ranem świat obiegła informacja, że parlament Krymu został opanowany przez uzbrojonych ludzi w wojskowych mundurach bez znaków rozpoznawczych. Wokół Symferopola krążyły transportery opancerzone rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, która stacjonuje na półwyspie. Ukraińska milicja i wojsko z krymskich baz na wszystkie te wydarzenia nie reagowały.
„Zrozumiałem wtedy, że straciliśmy kontrolę nad sytuacją, ale wciąż wierzyliśmy, że Rosja nie zaanektuje Krymu. Sądziłem, że siły prorosyjskie ogłoszą niepodległość, jednak Rosja nie przyłączy go do siebie, lecz pozostawi ze statusem, jaki ma obecnie Abchazja” – podkreśla tatarski polityk.
Czubarow wyjaśnia, że Tatarzy nie zdecydowali się na powtórzenie demonstracji poparcia dla Ukrainy, gdyż mieli informacje, że ci, którzy zajęli parlament, mają dużo broni. „Poprosiłem ludzi, by zachowali spokój i unikali miejsc opanowanych przez tych bandytów” - relacjonuje.
Przewodniczący Medżlisu mówi, że obecna sytuacja jego rodaków, którzy pozostali na Krymie, jest dramatyczna. Są prześladowani za swą proukraińską i antyrosyjską działalność, ich domy są przeszukiwane przez policję, zdarzają się aresztowania. Niedawno krymska prokurator Natalia Pokłonska zwróciła się do sądu z wnioskiem o zakazanie działalności Medżlisu. Rozprawa sądowa w tej sprawie odbędzie się na początku marca.
„Pokłonska wniosła pozew, którego celem jest likwidacja Medżlisu jako organizacji ekstremistycznej, i doskonale wiemy, jaka będzie decyzja sądu. Tu jednak chodzi nie tylko o główny, 33-osobowy Medżlis Krymu, lecz także o ponad 250 medżlisów lokalnych i 22 regionalne. Są to tysiące ludzi. Rosja po raz kolejny przekracza granicę, której nikt wcześniej nie śmiał przekroczyć” – mówi Czubarow.
Tatarzy liczą, że Krym wróci kiedyś w skład Ukrainy, jednak na razie nie mają pomysłu, w jaki sposób tego dokonać. Wciąż mają nadzieję, że pomogą w tym naciski ze strony Ukrainy, ale przede wszystkim presja społeczności międzynarodowej.
16 marca 2014 r. w należącej do Ukrainy Autonomicznej Republice Krymu odbyło się referendum na temat przyłączenia do Federacji Rosyjskiej. Za takim rozwiązaniem opowiedziało się według oficjalnych wyników 96,77 proc. uczestników plebiscytu. W dzień po referendum parlament w Symferopolu przyjął uchwałę o niepodległości Krymu i zwrócił się do władz w Moskwie o przyjęcie w skład FR. Kreml spełnił tę prośbę 18 marca. Tatarzy krymscy, stanowiący 12-15 proc. ludności półwyspu, zbojkotowali referendum.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)
jjk/ mc/