4 czerwca 1916 r. na szerokości przeszło 300 km - od Bukowiny po południowe Polesie - ruszyło uderzenie czterech armii rosyjskich, dowodzonych przez gen. Aleksieja Brusiłowa. "W ciągu kilku dni front austro-węgierski załamał się. Bez pomocy niemieckiej niemożliwe byłoby powstrzymanie naporu Rosjan" – mówi PAP prof. Piotr Szlanta z Instytutu Historycznego UW. "Gdyby Brusiłow odniósł pełny sukces, do rewolucji w 1917 r. by nie doszło" - dodaje.
PAP: Aleksiej Brusiłow był określany jako najwybitniejszy rosyjski generał I wojny światowej. Czy zgadza się Pan z tą tezą?
Prof. Piotr Szlanta: Ta teza choć jest dość śmiała, to wydaje się uzasadniona, między innymi dlatego, że ofensywa z 1916 r. jest chyba jedyną przeprowadzoną przez wojska rosyjskie, która została nazwana od imienia jej pomysłodawcy. Wyrastał więc ponad przeciętność rosyjskiej armii.
Brusiłow walczył od początku pierwszej wojny światowej, między innymi jako dowódca 8. Armii, która najechała Galicję. Ze względu na zasługi wojenne w marcu 1916 r. awansowano go na stanowisko szefa Frontu Południowo-Zachodniego, którego oddziały w Bukowinie, Galicji, na Wołyniu i Polesiu walczyły głównie z siłami austro-węgierskimi. W 1917 r. przez dwa miesiące był nawet wodzem naczelnym wojsk rosyjskich.
Od 1919 r. zdecydował się na służbę w armii nowego, bolszewickiego reżimu. Pamiętajmy jednak, że nie był jedynym oficerem, który się na to zdecydował. Był on jednym z twórców Armii Czerwonej. Zmarł w 1926 r. Warto wspomnieć, że jego matka była Polką.
PAP: Rok 1915 to okres wielkich klęsk Rosji w Królestwie Polskim i dalej na wschodzie. Wśród Niemców dominowało poczucie triumfu, a Rosjanie zdają się być w głębokiej depresji. W takim momencie Brusiłow przystępuje do opracowywania strategii idącej pod prąd trendów dominujących wówczas, szczególnie na froncie zachodnim. Mówi się wręcz, że był on twórcą wojny mobilnej. Na czym polegać miały planowane przez niego działania?
Prof. Piotr Szlanta: Zacznijmy od sytuacji strategicznej w Europie. Bilans roku 1915 był zdecydowanie korzystny dla państw centralnych. Na wschodzie doszło do ogromnego przesunięcia linii frontu. Rozpoczęta 2 maja 1915 r. ofensywa wojsk niemieckich i austro-węgierskich pomiędzy Gorlicami a Tarnowem doprowadziła do wyzwolenia niemal całej Galicji - w tym Przemyśla i Lwowa - spod rosyjskiej okupacji oraz zajęcia całego Królestwa Polskiego.
Prof. Piotr Szlanta: Brusiłow wypracował również koncepcję uderzeń oddziałami szturmowymi. Ich zadaniem było określanie słabszych punktów obrony wroga i przenikanie na jego tyły. Punkty oporu na froncie miały być w pierwszej fazie natarcia okrążane i izolowane, zaś likwidowane dopiero później. Planował również uderzenie na bardzo szerokim odcinku frontu.
5 sierpnia Niemcy wkraczają do Warszawy. Opanowują również zachodnią Białoruś, Litwę i Wołyń. Późnym latem 1915 r. linia frontu ciągnie się od granicy z Rumunią w Bukowinie, aż po przedmieścia Rygi. Tak spektakularnych zdobyczy terytorialnych nie osiągnęła tak dotąd, ani później żadna ze stron walczących w tej wojnie.
Na froncie zachodnim pomimo niezdobycia Paryża, Niemcy okupowali kilkanaście procent terytorium Francji i niemal całą Belgię. Próby wyparcia Niemców podejmowane w 1915 r. przez Brytyjczyków i Francuzów zakończyły się dla nich jedynie wysokimi stratami. Również w tym samym roku Austro-Węgry z Niemcami i Bułgarami opanowują całą Serbię. Niepowodzeniem kończy się ofensywa aliancka w Dardanelach. Ponadto nie mają zachodni alianci bezpośredniego połączenia ze swoim rosyjskim sojusznikiem.
Rosjanie dopiero budowali połączenie kolejowe do Murmańska, które miało ułatwić przywóz zaopatrzenia i materiałów wojennych. Do tego czasu komunikacja Rosji z jej aliantami odbywała się poprzez port w dalekowschodnim Władywostoku i dalej Koleją Transsyberyjską, którą podróż trwała nawet miesiąc.
W grudniu 1915 r. delegaci państw ententy na konferencji w Chantilly podjęli decyzję, że w kolejnym roku przystąpią do ofensyw na wszystkich frontach. Skoordynowanie działań zaczepnych miało doprowadzić do zakończenia przedłużającej się wojny i uniemożliwienie ich wrogom przerzucania rezerw po liniach wewnętrznych. Ale również Niemcy na początku 1916 r. postanowili wydać Francuzom bitwę materiałową pod Verdun.
Brusiłow przypatrując się działaniom na froncie wschodnim stwierdza, że nie należy rozpoczynać ataków od zmasowanego ostrzału artyleryjskiego, ponieważ z jednej strony Rosjanie mają duże problemy ze zgromadzeniem odpowiedniej ilości amunicji, zaś z drugiej długie przygotowanie artyleryjskie ostrzega przeciwników i daje im czas na podciągnięcie rezerw na zagrożony odcinek frontu. Według Brusiłowa ostrzał miał być krótki i służyć nie tyle zniszczeniu przeciwnika, co wprowadzeniu w jego szeregach zamętu.
Brusiłow wypracował również koncepcję uderzeń oddziałami szturmowymi. Ich zadaniem było określanie słabszych punktów obrony wroga i przenikanie na jego tyły. Punkty oporu na froncie miały być w pierwszej fazie natarcia okrążane i izolowane, zaś likwidowane dopiero później. Planował również uderzenie na bardzo szerokim odcinku frontu. Tak było w przypadku jego ofensywy podjętej na odcinku ponad 300 km – od Bukowiny po południowe Polesie. Ten rozmach miał utrudnić Austro-Węgrom skuteczne przeciwdziałanie i rozeznanie się w sytuacji.
PAP: Wspomniał Pan o naradzie w Chantilly. Czy poza ustalaniem strategii wojennej jej celem politycznym nie było zapobieżenie wycofaniu się Rosji z wojny po dotkliwych klęskach poniesionych przez nią w 1915 r.? Czy planowane tam ofensywy miały być podtrzymaniem woli walki Imperium?
Prof. Piotr Szlanta: W 1915 r. armia rosyjska poniosła ogromne straty w ludziach i sprzęcie. Zmuszona była oddać nieprzyjacielowi olbrzymie obszary. Nie skłoniło jej to jednak - na co liczyli Niemcy - do zawarcia pokoju separatystycznego. Rosja jest chyba jedynym krajem na świecie, w którym to często terytorium broni armii, a nie armia terytorium. Tak było między innymi podczas wojny z Napoleonem w 1812 r.
Realizacja ustaleń konferencja z Chantilly miała nie tyle zapobiec wycofaniu się Rosji z wojny, ale wygraniu wojny. Zdawano sobie sprawę, że zasoby państw centralnych kurczą się w dramatycznym tempie. Zauważano, iż Austro-Węgry z sojusznika Niemiec stają się ich państwem satelickim. Celem była więc koordynacja strategii tak, aby działania ofensywne były tak zgrane, żeby państwa centralne nie miały czasu na przerzucenie wojsk z jednego frontu na drugi i odpieranie nimi ataków alianckich.
PAP: Jakie cele przed swoimi wojskami stawiał Brusiłow i jakie były siły obu stron?
Prof. Piotr Szlanta: Brusiłow dążył do złamania oporu armii Austro-Węgier, odzyskania Lwowa i całej Galicji, którą Rosjanie inkorporowali nie czekając na zawarcie pokoju pod koniec 1914 r. Liczył także na odzyskanie Królestwa Polskiego. Brusiłow żywił nadzieję, że tym razem wojskom rosyjskim uda się sforsować przełęcze karpackie i wkroczyć na Węgry. Ofensywa miała również skłonić Rumunię do przystąpienia do wojny po stronie ententy w celu zdobycia zamieszkałego głównie przez Rumunów węgierskiego Siedmiogrodu.
Wykorzystano cztery armie rosyjskie wchodzące w skład tego frontu. Po stronie austriackiej siły były zbliżone. Rosjanie nie mieli więc wyraźnej przewagi.
PAP: Morale stron było chyba jednak nieporównywalne. Rosjanie byli przecież po klęskach minionego roku.
Prof. Piotr Szlanta: Szok spowodowany tamtymi klęskami był jednak przejściowy. Seria klęska roku 1915 została złagodzona powstrzymaniem jesienią kilku mniejszych ofensyw państw centralnych. Kilka miesięcy bezruchu pozwoliło na odbudowanie stanów osobowych jednostek i ich lepsze wyposażenie. Morale było - moim zdaniem - wystarczające do podjęcia skutecznych działań ofensywnych. Zostało ono również wzmocnione sukcesami na początku ofensywy.
Po drugiej stronie nastroje również nie były złe. Austro-Węgrzy, jak już wspomniałem, popadali w coraz większą zależność od potężnych Niemiec i chcieli nieco „wybić się na niepodległość”, czyli pokazać, że mają wciąż inicjatywę w tej wojnie i podejmują samodzielne decyzje. W tym celu w połowie maja 1916 r. podjęli niekonsultowaną z Niemcami ofensywę w rejonie Trentino we Włoszech. Dążyli do zamknięcia wojsk włoskich w kotle nad rzeką Isonzo i pokonania zdradzieckiego sojusznika, który w 1914 r. wyłamał się z Trójprzymierza. Wiosną 1916 r., niespodziewając się ofensywy rosyjskiej, c.k. naczelne dowództwo przerzuciło z frontu wschodniego część wojsk na front włoski, aby zaplanowane tam działania były bardziej skuteczne.
PAP: Jakie sukcesy osiągali Rosjanie w pierwszym okresie ofensywy?
Prof. Piotr Szlanta: 4 czerwca 1916 r. na szerokości przeszło 300 km ruszyło uderzenie czterech armii rosyjskich. Jedna ze stojących po drugiej stronie frontu armii austro-węgierskich – dowodzona przez arcyksięcia Józefa Ferdynanda i utrzymująca odcinek pod Łuckiem - została całkowicie rozbita. Sam jej dowódca salwował się ucieczką z Łucka, który padł 8 czerwca.
16 czerwca Rosjanie zdobyli Czerniowce, czyli stolicę kraju koronnego Bukowiny. Utrata tego miasta po raz drugi w trakcie wojny skutkowała przejęciem przez Rosjan kopalń manganu służącego do produkcji stali.
Armia austro-węgierska poszła w rozsypkę. Czytamy o tym we wspomnieniach znanego później filozofa Ludwiga Wittgensteina, który na ochotnika wstąpił do austro-węgierskiej armii, aby - jak sam stwierdził - być bliżej zjawiska śmierci. Został odznaczony za odwagę w trakcie tej ofensywy.
Prof. Piotr Szlanta: W pierwszych dniach ofensywy całe bataliony poddawały się patrolom rosyjskim. Wydawało się, że zagrożony jest sam Lwów. W Galicji wybuchła panika porównywalna do tej z jesieni 1914 r. Mieszkańcy ponownie obawiali się rosyjskiej okupacji.
W pierwszych dniach ofensywy całe bataliony poddawały się patrolom rosyjskim. Wydawało się, że zagrożony jest sam Lwów. W Galicji wybuchła panika porównywalna do tej z jesieni 1914 r. Mieszkańcy ponownie obawiali się rosyjskiej okupacji. Dowodem na pogarszającą się sytuację na froncie miało być przeniesienie się do Lwowa kwatery dowództwa jednej z austro-węgierskich armii. Do miasta dochodziły odgłosy kanonady artyleryjskiej. W Wiedniu myślano o zapewnieniu pomocy tysiącom uchodźców z Galicji, których spodziewano się w wewnętrznych prowincjach kraju. W ciągu kilku dni front austro-węgierski załamał się. Bez pomocy niemieckiej niemożliwe byłoby powstrzymanie naporu Rosjan.
Druga faza natarcia rosyjskiego rozpoczęła się 28 lipca. Po kilku dniach Rosjanie zajęli Stanisławów, gdzie wzięli do niewoli 10 tysięcy jeńców, w tym 3 tysiące Niemców. Zajęli także Halicz Impet uderzenia jednak słabł.
PAP: Siła rosyjskiego uderzenia była coraz mniejsza. Co o tym zadecydowało?
Prof. Piotr Szlanta: Złożyło się na to kilka elementów. Jednostki rosyjskie zużywały się w trakcie walk. Poległych i rannych żołnierzy nie było kim zastąpić. Poza tym wyczerpywała się amunicja artyleryjska.
Warto również zauważyć, że Brusiłow zdecydował się na ofensywę na własną rękę. O skali swoich działań nie informował Stawki, czyli Naczelnego Dowództwa. A od września 1915 r. naczelnym wodzem był sam car Mikołaj II. Generał Michaił Aleksiejew będący szefem sztabu sprzeciwiał się przeprowadzaniu działań ofensywnych na wielką skalę ze względu na nieprzygotowanie armii i właśnie brak wystarczających zapasów amunicji artyleryjskiej.
Bolączką wojsk rosyjskich już od pierwszych dni wojny była szwankująca koordynacja pomiędzy poszczególnymi armiami. Już w pierwszych tygodniach wojny w bitwie pod Tannenbergiem z sierpnia 1914 r. widać było brak współdziałania pomiędzy Armią Wileńską i Warszawską, które dokonały inwazji Prus Wschodnich. Ta pierwsza dowodzona przez Paul von Rennenkampfa stała z bronią u nogi podczas, gdy armia niemiecka dowodzona przez Paula von Hindenburga i Ericha Ludendorffa niszczyła całą Armię Warszawską.
Podobnie było w 1916 r. Brusiłow liczył bowiem, że oddziały Frontu Zachodniego, który przebiegał na północ od bagien Polesia po Bałtyku przyjdą mu z pomocą. Dowodzący nim gen. Aleksiej Ewert uważał, że podległe mu siły gotowe są tylko do uderzeń na niewielką skalę. Nie zdecydował się na związanie walką większych sił niemieckich. Pozwoliło to Hindenburgowi – pełniącemu wówczas funkcję dowódcy całości sił niemieckich na froncie wschodnim - na wysłanie do Galicji i na Wołyń części swoich wojsk, a także żołnierzy z frontu zachodniego i tzw. rezerwy strategicznej.
Wszystkie te czynniki zdecydowały, że Brusiłowowi nie udało się zająć Lwowa, wkroczyć na Węgry i wyeliminować monarchię habsburską z wojny. Udało się jednak złamać jej siłę ofensywną. Nigdy później nie odzyskała ona już swojego ówczesnego potencjału. Poza tym – co istotne - do wojny przystąpiła Rumunia. Były to niewątpliwe sukcesy rosyjskie.
PAP: W historiografii skutki tej wielkiej ofensywy wydają się być niedoceniane. Można jednak wymienić wiele jej skutków – od osłabienia Austro-Węgier staczających się do pozycji państwa satelickiego Niemiec, poprzez przystąpienie do wojny Rumunii, aż po ogromne straty poniesione przez wojska rosyjskie. Ten ostatni fakt nazywany jest „gwoździem do trumny” Imperium Rosyjskiego.
Prof. Piotr Szlanta: Niełatwo oceniać jednoznacznie jej skutki. Straty austro-węgierskie w trakcie ofensywy Brusiłowa sięgnąć mogły nawet 600 tysięcy żołnierzy. Spośród nich 300 tysięcy to dezerterzy, jeńcy i zaginieni. Była to 1/3 armii. Do tego utracili 580 dział i 1800 karabinów maszynowych. Armie 4 i 7 w praktyce przestały istnieć. Rosjanom nie udało się jednak całkowicie pobić Austro-Węgrów.
Na początku września 1916 r. jednak formalnie cesarz niemiecki, a w praktyce Hindenburg, przejął dowództwo operacyjne nad siłami wszystkich państw centralnych. Do sztabów jednostek austriackich coraz częściej kierowano oficerów niemieckich. W Galicji pojawiły się także z pomocą dywizje tureckie, co było dla Austro-Węgrów upokarzające i świadczyło o ich bezradności. W samej armii habsburskiej krążyły dowcipy, że Austriacy są po to, aby powstrzymać nieprzyjaciela dopóki nie przyjdzie wojsko, czyli Niemcy.
Po otrzymaniu informacji o przełamaniu przez Rosjan frontu szef pruskiego sztabu generalnego Erich von Falkenhayn wydał rozkaz wstrzymujący ofensywę pod Verdun. Niemcy musieli liczyć się z tym, że część sił będą musieli przerzucić na front wschodni w celu ratować słabszego sojusznika bez którego nie miały szans kontynuowania wojny.
W trakcie trwania ofensywy Brusiłowa i na wieść o przystąpieniu do wojny Rumunii w sierpniu 1916 r. von Falkenhayn został zwolniony z funkcji szefa sztabu generalnego, a jego miejsce zajął Hindenburg. Od tej pory to on wraz z Ludendorffem sprawował faktyczną władzę w Niemczech, wprowadzając tam rodzaj wojskowej dyktatury. Do tej zmiany u steru władzy w Niemczech również przyczyniła się ofensywa Brusiłowa.
PAP: Straty rosyjskie były wyższe?
Prof. Piotr Szlanta: Nie znam precyzyjnych danych, ale z pewnością wysoka liczba ofiar przyczyniła się do późniejszej niechęci Rosjan do podejmowania działań zaczepnych i przygotowała grunt pod obalenie caratu i przewrót bolszewicki. Gdyby jednak Brusiłow odniósł pełny sukces do rewolucji w 1917 r. by nie doszło.
PAP: Ofensywa Brusiłowa zajmuje ważne miejsce w polskiej historii pierwszej wojny światowej.
Prof. Piotr Szlanta: Walki Legionów Polskich na Wołyniu, wśród których szczególne miejsce zajmuje bitwa pod Kostiuchnówką z początków lipca 1916 r. miały za zadanie opóźnić postęp wojsk rosyjskich i pozwolić oddziałom austro-węgierskim na odbudowanie pozycji bojowych na tyłach. Walki te były najkrwawszymi w historii tej formacji.
Bohaterstwo Legionistów pod Kostiuchnówką, zdaniem niektórych, przyczyniło się do wydania przez cesarzy Aktu 5 listopada przywracającego Królestwo Polskie. Państwa centralne liczyły na pozyskanie mającej liczyć milion żołnierzy armii polskiej walczącej z Rosjanami. Impulsem do podjęcia tej decyzji miała być właśnie postawa Legionów na Wołyniu.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/