Zabiegi poprawiania zdjęć mają bardzo długą tradycję, która sięga początków fotografii. W National Gallery of Art w Waszyngtonie pokazywana jest pierwsza duża wystawa poświęcona takim manipulacjom jeszcze przed stworzeniem programu komputerowego Photoshop.
W niedzielny poranek 1960 roku francuski artysta Yves Klein, ubrany w elegancki garnitur i krawat, skoczył z dachu podparyskiej kamienicy. Na ulicy stało dwóch fotografów, których Klein wynajął do uwiecznienia tego wydarzenia. Zdjęcie zatytułowane "Leap into the Void" (Skok w pustkę), na którym Klein z rozłożonymi szeroko rękoma leci nad ulicą, stało się najbardziej znanym przykładem fikcji dokumentalnej. W rzeczywistości Klein skakał z dachu kilka razy, a na dole oprócz fotografów stała żona i grupa przyjaciół z materacem.
Fotografowie od ponad 100 lat manipulują zdjęciami. Choć z nastaniem cyfryzacji zmieniły się techniki, motywacje są wciąż te same: chęć pokazania tego, co wydaje się niemożliwe, propaganda, sztuka lub po prostu rozrywka.
Po fotografach XIX wieku, którzy dążyli do oddania jak największego realizmu, XX wiek przyniósł eksplozję artystów, którzy przy użyciu technik fotograficznych pragnęli ukazać to, co podświadome. Najbardziej uderzającą surrealistyczną pracą na wystawie jest portret Wandy Wulz "Io + gatto" (Ja + kot) z 1932 roku, będący kolażem twarzy kobiecej i pyszczka kota.
"Bardzo często pytano mnie, jak era cyfrowa wpłynęła na stosunek fotografii do prawdy? Otóż po trzech latach badań, których kulminacją jest ta wystawa, moja odpowiedź brzmi: wcale nie tak bardzo" - mówi kuratorka Mia Fineman z nowojorskiego Metropolitan Museum of Art, które przygotowało wystawę.
Najstarszym znanym przykładem manipulacji jest zdjęcie maltańskich mnichów wykonane w 1846 roku przez Calverta Jonesa, który fotografii uczył się od pioniera tej sztuki Williama Foxa Talbota. Zdjęcie przedstawia czterech kapucynów na murach klasztoru w słoneczny dzień. Dopiero negatyw ujawnia, że w rzeczywistości był też piąty mnich, stojący w tyle. Bez niego kompozycja obrazu jest jednak znacznie lepsza, a kontrast czarnych konturów mnichów na tle jasnego nieba - wyraźniejszy.
Na początku fotograficzne manipulacje miały pokonać ograniczenia techniczne, które uniemożliwiały oddanie na zdjęciu wszystkiego, co widziało oko. Dlatego bardzo szybko, już w połowie XIX wieku, zaczęto zdjęcia kolorować. Problemem była też zbyt duża wrażliwość na kolor niebieski używanych w początkach fotografii emulsji. Niebieskie niebo prezentowało się na fotografiach bardzo brzydko - jako biel, na której nie sposób odróżnić żadnej chmury.
Ambitni fotografowie zaczęli szukać rozwiązań - najlepszym okazało się robienie dwóch zdjęć (jedno z ekspozycją na ziemię, a drugie na niebo), które na siebie nakładali wykonując odbitkę. Niemal wszystkie wczesne zdjęcia prezentujące pejzaże z kłębiącymi się chmurami są efektem manipulacji.
Po fotografach XIX wieku, którzy dążyli do oddania jak największego realizmu, XX wiek przyniósł eksplozję artystów, którzy przy użyciu technik fotograficznych pragnęli ukazać to, co podświadome. Najbardziej uderzającą surrealistyczną pracą na wystawie jest portret Wandy Wulz "Io + gatto" (Ja + kot) z 1932 roku, będący kolażem twarzy kobiecej i pyszczka kota.
Ogromnie popularna była też manipulacja w celach rozrywkowych. Niezwykle częsty motyw na przełomie XIX i XX wieku, uwidoczniony na setkach fotografii, to ścięcie głowy. Na jednej z fotografii elegancki mężczyzna trzyma swą głowę niczym balon na sznurku. Skąd taki temat? Zdaniem Fineman to wpływ popularnych w tym czasie występów magików; "obcinanie" kończyn czy głowy było głównym punktem programu.
Osobną kategorią są manipulacje polityczne dla celów propagandowych, z jakich korzystają reżimy totalitarne. Na wystawie można zobaczyć serie zdjęć Józefa Stalina ze "znikającymi" towarzyszami. Gdy ginęli lub stawali się dla niego niewygodni, znikali także z oficjalnych fotografii. Innym przykładem jest zdjęcie opublikowane w gazecie "Izwiestija", na którym dla wzmocnienia efektu autor zwielokrotnił liczbę maszerujących niemieckich jeńców pojmanych pod Stalingradem. Uważny widz dostrzeże, że postaci na zdjęciu powtarzają się.
Pionierem manipulacji propagandowych jest jednak Francuz Ernest Eugene Appert, który wykonał zdjęcia rewolucyjnego zrywu Komuny Paryskiej w 1871 roku, już po tych wydarzeniach. Ustawiane zdjęcia ze statystami miały unaocznić brutalność rewolucjonistów. Były rozdawane mieszkańcom w małym formacie, co zapewne utrudniło rozpoznanie manipulacji. Czy odniosły skutek, trudno powiedzieć. "Jesteśmy skłonni wierzyć zdjęciom, które potwierdzają nasze przekonania. Widząc zdjęcie Sarah Palin (gubernator Alaski, kandydatka Tea Party na wiceprezydenta w 2008 roku) w stroju kąpielowym i z karabinem w dłoni byłam pewna, że jest prawdziwe, bo było zgodne z moim wizerunkiem tej kobiety" - mówi Fineman. Okazało się, że był to fotomontaż.
Na wystawie można zobaczyć serie zdjęć Józefa Stalina ze "znikającymi" towarzyszami. Gdy ginęli lub stawali się dla niego niewygodni, znikali także z oficjalnych fotografii. Innym przykładem jest zdjęcie opublikowane w gazecie "Izwiestija", na którym dla wzmocnienia efektu autor zwielokrotnił liczbę maszerujących niemieckich jeńców pojmanych pod Stalingradem.
W ostatnich latach manipulacja fotografiami stała się znacznie prostsza dzięki programom komputerowym, które dają nieograniczone możliwości. Ale widzowie są coraz bardziej podejrzliwi, podają w wątpliwość zbyt niesamowite sceny albo zdjęcia przedstawiające zbyt piękne kobiety, w czym specjalizują się pisma z modą. Wątpliwości co do wiarygodności fotografii spotęgowały liczne ujawnione przypadki cyfrowego fałszowania nawet zdjęć prasowych. Jednym z najgłośniejszych była publikowana m.in. w "New York Timesie" fotografia z testu czterech irańskich rakiet w 2008 roku. Jak się później okazało, jedna z rakiet wcale nie została wystrzelona, a na fotografii jest po prostu skopiowana.
By walczyć z "poprawianiem" zdjęć prasowych, organizacje medialne i poważne tytuły prasowe wprowadziły rygorystyczne zakazy. Ci, którym udowodni się fałszerstwo, są publicznie potępiani, często tracą pracę. "Oglądając zdjęcia prasowe mam dziś większe zaufanie, że są prawdziwe" - mówi Fineman.
Ale w latach 20-30. XX wieku, czyli w początkach prasowej fotografii, nie obowiązywały żadne zasady. Od fotografów wymagano zdjęć z wydarzeń, które w ogóle nie miały miejsca, albo w których nie uczestniczyli. W 1930 roku sfabrykowano zdjęcie "parkowania" sterowca przy nowojorskim Empire State Building. Scena jest absurdalna, a zeppelin nadmiernie duży, ale i tak zdjęcie opublikowało wiele gazet.
Wydawcy poradzili też sobie z istniejącym w USA zakazem wstępu fotografów do pomieszczeń, w których wykonywano egzekucje. By zaspokoić potrzeby widzów żądnych obejrzenia egzekucji głośnego mordercy Bruno Richarda Hauptmanna w 1936 roku, zamówili u artysty zdjęcie z aktorem na krześle elektrycznym. W publikacji prasowej zmieniono mu głowę na tę prawdziwego zbrodniarza.
Znacznie zabawniejsze jest zdjęcie Elvisa Presleya wykonane w 1957 roku przez agencję United Press na wieść o tym, że idol dostał wezwanie do wojska. Fotografia przedstawia Presleya z ogoloną głową, a więc bez słynnej falującej grzywki. Zaspokoiła ciekawość widzów na rok przed faktycznym poborem Presleya do wojska.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
icz/ az/ ap/