O obławie augustowskiej, niewyjaśnionej do końca zbrodni dokonanej w lipcu 1945 r. przez sowietów na około 600 Polakach, działaczach podziemia niepodległościowego z Suwalszczyzny, jako o "zbiorowym losie ludzi" opowiada film "Obława", który przygotował Instytut Pamięci Narodowej w Białymstoku.
Film powstał z okazji obchodzonej w 2015 r. 70. rocznicy tej zbrodni, by popularyzować wiedzę na temat obławy nazywanej czasem małym Katyniem. Film został zrealizowany w TV Biełsat. Miał otwartą premierę w sobotę w Augustowie, podczas konferencji poświęconej obławie. Najbliższy otwarty pokaz odbędzie się 1 lipca w Białymstoku na spotkaniu "Przystanek historia" w muzeum archidiecezjalnym. W lipcu będzie również pokazywany w Warszawie podczas "Przystanku Historia".
Dyrektor IPN w Białymstoku Barbara Bojaryn-Kazberuk podkreśla, że Instytutowi bardzo zależało, by film powstał w związku z obchodzoną w lipcu 70. rocznicą obławy także po to, by usłyszeli o niej ci, którzy nie znają tego tematu.
Reżyserka filmu Beata Hyży-Czołpińska powiedziała PAP, że zrobienie go było bardzo trudnym zadaniem, gdyż powstało już kilka produkcji o obławie. Dlatego starała się szukać nowych świadków, czy też unikać dosłowności związanych z porą roku, gdy zbrodnia miała miejsce.
" To był lipiec więc nagrywano tych bohaterów w plenerze, świeciło słońce, falowały łany zboża. A tam nie było grozy. A według mnie w tej historii jest taka groza. Jak czytałam te wszystkie dokumenty, to się bałam. Ciarki po mnie przechodziły, więc chciałam pokazać nastrój tej grozy, że to było coś przerażającego" - mówi Hyży-Czołpińska.
"To co mnie uderzyło, to że tych ludzi pokrzywdzonych - nie mówię tylko o ofiarach - ale i o ich rodzinach - była masa. To były setki albo tysiące. Wszyscy byli w ten sam sposób aresztowani: przychodzi do domów, wyczytywali nakaz, krępowali ręce, wyprowadzali. Potem ci ludzie byli trzymani w stodołach, bici, katowani, wiezieni gdzieś, potem zaginęli" - opowiada reżyserka filmu Beata Hyży-Czołpińska.
Autorka podkreśliła też, że nie chciała opowiedzieć tej historii przez jednego bohatera. "To co mnie uderzyło, to że tych ludzi pokrzywdzonych - nie mówię tylko o ofiarach - ale i o ich rodzinach - była masa. To były setki albo tysiące. Wszyscy byli w ten sam sposób aresztowani: przychodzili do domów, wyczytywali nakaz, krępowali ręce, wyprowadzali. Potem ci ludzie byli trzymani w stodołach, bici, katowani, wiezieni gdzieś, potem zaginęli" - opowiada Hyży-Czołpińska. Dodaje, że film jest przez to "jedną opowiedzianą historią, ale rozpisaną na głosy, z których buduje się jeden zbiorowy los".
Autorka filmu towarzyszyła też pracom prowadzonym przez badaczy w ramach śledztwa dotyczącego obławy. Film powstawał m.in. przy pobieraniu materiału DNA od rodzin ofiar, by w przyszłości móc zidentyfikować pomordowanych, jeśli uda się odnaleźć miejsca gdzie spoczywają. To główny cel działań IPN w tej sprawie. Porusza też najnowsze hipotezy stawiane przez badaczy o tym, że być może pomordowani spoczywają na terenie dzisiejszej Białorusi w okolicach Kalet.
Śledztwo IPN ws. obławy dotyczy zbrodni komunistycznej przeciwko ludzkości. Przyjęto w nim, że w lipcu 1945 r., w nieustalonym dotychczas miejscu zginęło ok. 600 osób zatrzymanych w powiatach: augustowskim, suwalskim i sokólskim. Zatrzymali ich żołnierze sowieckiego Kontrwywiadu Wojskowego "Smiersz" III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej, przy współudziale funkcjonariuszy polskich organów Bezpieczeństwa Publicznego, MO oraz żołnierzy I Armii Wojska Polskiego.
Wskazuje na to ujawniony w 2011 r. przez rosyjskiego historyka Nikitę Pietrowa w książce "Według scenariusza Stalina" telegram z 21 lipca 1945 r., który generał Wiktor Abakumow, dowódca radzieckiego kontrwywiadu wojskowego, wysłał do marszałka Ławrientija Berii, szefa NKWD. Abakumow informował w nim, że w wyniku zakończonej właśnie obławy w okolicach Augustowa w rękach jego ludzi pozostało 592 "bandytów". W liście napisał o "likwidacji bandytów". Rosjanie od lat odmawiają dostępu do swoich archiwów w sprawie obławy, dlatego odkrycie Pietrowa było przełomem w sprawie.
Pietrow stawia również hipotezę ws. Kalet. IPN ją sprawdza, analizowane są m.in. zdjęcia lotnicze. Prowadzący śledztwo ws. obławy prokurator IPN Zbigniew Kulikowski mówi w filmie o Kaletach, że trzeba przeszukać każde miejsce i jeśli zostaną znalezione ludzkie szczątki, to po to jest zbierany materiał DNA od rodzin pomordowanych, żeby dokonać identyfikacji ofiar. "My to musimy zrobić" - podkreśla Kulikowski.
Nikita Pietrow, który obejrzał film w piątek w Białymstoku podczas przedpremierowego pokazu dla dziennikarzy powiedział, że zawiera on wszystko to, co do dziś wiadomo na temat obławy. Mówił, że jest to film "dobry emocjonalnie", pokazujący tę tragedię, która powinna być wyjaśniona.
Historyk z IPN w Białymstoku dr Jerzy Milewski mówi natomiast w filmie, że jest pesymistą, czy uda się odnaleźć groby ofiar bez dostępu do archiwów rosyjskich. Historycy są przekonani, że tam jest odpowiedź na wszystkie pytania. Milewski mówi, że bez "przyznania się do grzechu" przez Rosjan i dobrej woli w ujawnieniu dokumentów, o ustalenie miejsc pochówku będzie trudno.(PAP)
Iza Próchnicka