PRL był czasem czas szarości i pruderii, ale byli tacy, którzy potrafili i wtedy żyć barwnie i wbrew konwenansom jak Stanisław Dygat i Kalina Jędrusik czy Maryla Rodowicz i Daniel Olbrychski. Ich losy opisuje Sławomir Koper w książce "Sławne pary PRL".
Zofia i Krzysztof Komedowie, Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat, Alicja i Piotr Jaroszewiczowie, Halina Mikołajska i Marian Brandys, Maryla Rodowicz i Daniel Olbrychski – to tylko niektóre sławne pary, które na przekór szarej, peerelowskiej rzeczywistości żyły kolorowo i intensywnie, czasem nawet zbyt intensywnie - pisze w przedmowie do swojej nowej książki Sławomir Koper.
"Kalina Jędrusik była arcydziełem Stasia i niewątpliwie najlepszą postacią, jaką napisał. Tyle że żywą. Była jego zrealizowanym snem o Hollywoodzie, snem zniewalającym, amerykańskim fenomenem banału" - mówił o związku Dygata i Kaliny ich wspólny przyjaciel Kazimierz Kutz. Para poznała się w ten sposób, że Jędrusik grała w teatrze Wybrzeże z pierwszą żoną Dygata, Władysławą Nawrocką. W obliczu PRL-owskich trudności lokalowych wszyscy zamieszkali razem w dwupokojowym mieszkaniu - w jednym Dygat z Władysławą i Kaliną, a w drugim - córka z babcią. Podobno wspólne życie układało się bezkonfliktowo, choć w końcu pisarz z drugą żoną przenieśli się do Warszawy.
Zofia i Krzysztof Komedowie, Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat, Alicja i Piotr Jaroszewiczowie, Halina Mikołajska i Marian Brandys, Maryla Rodowicz i Daniel Olbrychski – to tylko niektóre sławne pary, które na przekór szarej, peerelowskiej rzeczywistości żyły kolorowo i intensywnie, czasem nawet zbyt intensywnie - pisze w przedmowie do swojej nowej książki Sławomir Koper.
"Łączyła ich więź szczególnie silna, metafizyczna poniekąd. (...) Dali sobie wolność w miłości i ustalili, że wspólny dom jest najlepszym dla niej siedliskiem" - wspomina Kutz. Gdy Dygat zaczął mieć problemy z sercem, ogłosił wśród znajomych, że przechodzi na erotyczną emeryturę i urządził huczną imprezę. Tydzień później okazało się, że pisarz znowu randkuje z jakąś młodą dziewczyną i Tadeusz Konwicki zadzwonił do niego z pytaniem, jak może to robić po tak uroczystym pożegnaniu z życiem erotycznym. "A bokserzy też żegnają się z ringiem, a później cichcem wracają" - ripostował Dygat. Tymczasem Kalina przyprowadzała kochanków do domu, gdzie jej mąż życzył im dobrej nocy i zamykał się w swoim pokoju na klucz. Kochanków miała wielu. "Konsumowała - jeżeli można tak powiedzieć - dwóch młodzieńców w skali rocznej - li tylko dlatego, że nie wytrzymywali jej totalnych reżimów. Nie wypuszczała ich z rąk: otaczała całodobową opieką, gotowała dla nich i kąpała nawet. Przedobrzała w swej zachłanności i dobroci" - wspominał Kutz. Tak czy inaczej Kalina zawsze wracała do męża, który pocieszał ją po kolejnych rozstaniach z kochankami.
Romans Maryli Rodowicz z Danielem Olbrychskim zelektryzował całą Polskę. Na przełomie 1973 i 1974 roku aktor i wokalistka byli powszechnie znani, u szczytu powodzenia. Związek Olbrychskiego z ówczesna żoną, Moniką Dzienisiewicz, przechodził kryzys. Daniel zapraszał Marylę na lekcje jazdy konnej i niedługo cała Warszawa mówiła o ich romansie. Wkrótce zamieszkali razem i - jak wynika ze wspomnień aktora - było im razem bardzo dobrze, po latach przyznał, że Rodowicz była jedną z jego największych miłości. Z punktu widzenia Maryli nie wszystko jednak było tak idealne, oczekiwała, że Olbrychski uporządkuje swoje sprawy osobiste i wezmą ślub, tymczasem żona aktora nie chciała mu dać rozwodu. Koper twierdzi, że aktor nie mógł też pogodzić się z faktem, że ukochana jest od niego bardziej popularna.
Maryla najlepiej wspomina ich wspólne wyprawy na przykład konny rajd z Warszawy do Drohiczyna. "Byliśmy szaleni. Potrafiliśmy przez dwa dni jechać konno wierzchem z Warszawy do Drohiczyna, rodzinnego miasteczka Daniela, 120 kilometrów w jedną stronę.
Jechaliśmy przez pola i lasy, spaliśmy na jakimś sianie, wpadaliśmy do knajp po drodze jak do jakichś saloonów na Dzikim Zachodzie na zupę i wódkę, przytraczając konie obok przystanków PKS-u" – wspominała piosenkarka. Na codzień było im jednak trudno układać sobie życie i związek się rozpadł.
Swojego trzeciego męża Mariana Brandysa Halina Mikołajska „poderwała" w zakopiańskiej kawiarni ZAIKS-u. „Siedzi pan przy niewłaściwym stoliku z niewłaściwą panią" – tak wyglądał początek związku, w którym pozostała do końca życia. Notorycznie spóźniała się na próby. Dejmek naliczał jej finansowe kary, a Axer oszukiwał, podając wcześniejsze godziny prób. Lubiła się bawić. Wśród papierów Mikołajskiej znaleziono malutką karteczkę ze słowami: "Ani jednego kieliszka wódki! Halina". Marian Brandys, w filmie poświęconym swojej żonie wspominał, że lubiła "w swoim czasie dość tęgo popijać. Póki nie dowiedziała się przypadkiem, że ktoś na to zwraca uwagę. Chyba Kuśmierek powiedział, że jak się wchodzi do SPATIF-u, to trzeba najpierw wypić kieliszek z Mikołajską. Jak się o tym dowiedziała, powiedziała +koniec+ i od tego czasu ani razu, ani kropli alkoholu".
Aktorka zaangażowała się w działalność demokratycznej opozycji i bezpieka postarała się uprzykrzyć życie Mikołajskiej i Brandysowi. Psuto im zamki w drzwiach, oblewano samochód lakierem, przecinano opony, dzwoniono z pogróżkami. W grudniu 1979 roku Marian Brandys wypuścił do mieszkania rzekomą "delegację robotników z Ursusa w życiowej sprawie". Kilkunastu mężczyzn wdarło się do sypialni, gdzie Mikołajska jeszcze spała. Żądali od aktorki zaprzestania działalności w KOR, grozili, że jeżeli nie przestanie przeszkadzać robotnikom w "uczciwej pracy", to "na scenę polecą zgniłe jaja". Było jasne, że to nie żadni robotnicy urządzili najście, tylko służba bezpieczeństwa. Dla Mikołajskiej, wyczerpanej miesiącami nękania przez UB, najście mieszkania okazało się kroplą przepełniającą czarę. Następnej nocy zażyła czterdzieści tabletek valium i sześć podwójnych proszków tuinalu. Udało się ją odratować. Kilka dni po próbie samobójczej napisała "Ponad wszytko boję się bać".
"Sławne pary PRL" Sławomira Kopra ukazały się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne. (PAP)
aszw/ ls/