„Szczery i uświadomiony demokrata” – taka opinia, którą można było słyszeć po latach, w okolicach Okrągłego Stołu była bliska tej tu przytoczonej z wniosku o pierwszy awans w Informacji Wojskowej sygnowanego przez płk Ignacego Krzemienia na rzecz Czesława Kiszczaka w lipcu 1946 r.
Ledwie pół roku wcześniej sam zainteresowany zgłaszał się do szefa Głównego Zarządu Informacji WP pismem: „Niniejszym proszę Obywatela Pułkownika o przyjęcie mnie do pracy w Organach Informacji Wojska Polskiego. Prośbę swą motywuję tym, że będąc gorącym zwolennikiem Demokracji, pragnę w jak najbardziej wydatni sposób przyczynić się do utrwalania Demokratycznego ustroju Państwa Polskiego i do zwalczania wrogich elementów”. Podpisał Czesław Kiszczak.
Jak wynika z pism, choć większość danych i kartotek została skrupulatnie wyczyszczona, bohater książki Lecha Kowalskiego od początku wiedział jaką ścieżkę kariery obiera, szybko awansował, choć miał za sobą niespełna 9 klas, partyjno-PPR-owski kurs i drugi związany z wojskowością (łącznie ok 3 miesięcy szkoleń) i choć brak mu było stopnia wojskowego, choćby matury – od razu czuł się oficerem.
Sam Kiszczak w różnych okresach swojego życia przedstawiał rozmaite warianty swojego życiorysu, w zależności od sytuacji jedne pomijał, inne usprawiedliwiał lub bagatelizował, kolejne wyolbrzymiał. Miał doskonałe wyczucie historycznego etapu i swojej w nim pozycji i wiedział, kiedy zrobić unik, kiedy zachorować, kiedy znów zgłosić się na ochotnika do nowych obowiązków pod z góry upatrzony protektorat.
Kiszczak pochodził z Roczyn, małopolskiej wsi. Nie brał udziału w działaniach wojennych. W 1941 r. trafił na roboty przymusowe do Wrocławia a w 1943 został przerzucony do Szczakowej, potem w kolejne miejsca, m.in. Miechowic do kopalni, z której uciekł do domu po 2 miesiącach. Podobno trafiał też do Krakowa i Wiednia, gdzie miał się zetknąć z komunistami austriackimi.
Swoją karierę zaczął od rzucenia się w objęcia nadciągających krasnoarmiejców, których pilotował po Wiedniu. Zaraz po powrocie do rodziców zapisał się do PPR. Dalej wspomniane wcześniej kursy i informacja wojskowa. Mając 21 lat awansował już na porucznika tej służby. Musiał mieć konkretne zasługi dla których ta najbardziej bestialska sowiecka bezpieka wojskowa tak ochoczo go promowała. Najmłodsi czytelnicy mogą bowiem nie mieć świadomości, że najgorsze katownie ubeckie okresu stalinowskiego były niczym w porównaniu z jednostkami, w których służył Kiszczak.
Autor szczegółowo analizuje każdy odnaleziony skrawek papieru, by mimo wyniszczenia dokumentów odtworzyć drogę życiową bohatera książki. M.in. w czasie jego pierwszego awansu zapadły dwa wyroki śmierci na dwie młode maszynistki z GZI WP, które znał. Obie działały w komórce wywiadowczej Konspiracyjnego Wojska Polskiego.
Główny Zarząd Informacji WP to była najczarniejsza karta naszej historii.
„Smiersz” to byli pracownicy kontrwywiadu w służbie Organów Informacji WP. Do nich należał Kiszczak. Do zadań podstawowych należało eliminowanie obcych elementów (tj. post AK-owskich itp.) z wojska, walka z podziemiem niepodległościowym itd. Cała działalność tej służby była prowadzona przez oficerów sowieckich. „Oni często zabijali” mówił o „Smierszu” rosyjski dysydent Władimir Bukowski. Czesław Kiszczak trafił do Oddziału II GZI. Oddział Kiszczaka zajmował się tropieniem i wyłapywaniem polskich organizacji niepodległościowych, żołnierzami polskich sił zbrojnych powracającymi z Zachodu do kraju i ich rodzinami, partiami politycznymi.
Pierwszym zwierzchnikiem Kiszczaka był płk Piotr Kożuszko (przećwiczony wcześniej w pionie śledczym w więzieniach Lwowa i Łubianki), potem płk Jan Rutkowski, protegowany sowieckiego agenta gen. Karola Świerczewskiego, dalej politruk z armii Berlinga Stefan Kuhl, (za niego decyzje podejmowali płk. Wozniesienski i płk. Fejgin – znani z dopuszczania do największych okrucieństw). Wozniesienski sam wkrótce przejął nadzór nad wojskową bezpieką i wsławił się tysiącami ofiar z polskiej krwi. Jego żona również pracowała w Informacji Wojskowej.
Pierwszym bezpośrednim zwierzchnikiem, szefem Oddziału II był dla Kiszczaka płk Ignacy Krzemień i z opisów, jak i ścieżki kariery można się przekonać, że sam Kiszczak był jego pupilkiem. Krzemień wsławił się tym zwłaszcza, że tworzył akcje prowokacyjne, kreował wrogów, był mistrzem sfingowanych akcji, prowadzących do sfingowanych procesów, w wyniku których liczne grupy Polaków straciło życie, zdrowie, lub było skazanych na wieloletnie więzienia, a rodziny na nędzę, brak możliwości kształcenia i in. szykany.
Przez pięć lat pod okiem Krzemienia uczył się Kiszczak manipulacji, wymuszania postaw i zeznań, zacierania śladów (co przydawało mu się wielokrotnie w czasach nam bliższych jak po śmierciach m.in. Grzegorza Przemyka, ojca Jerzego Popiełuszki czy księży Szyndzielarza czy Niedzielaka, o czym dokładniej pisze autor w rozdziałach późniejszych). Te pierwsze lata są jednak decydujące dla wszystkiego, co działo się w jego życiu niemal do ostatnich dni. Oddział Kiszczaka ściśle współpracował z Oddziałem Tajnym, który miał dużą swobodę w prowadzeniu działań nielegalnych, tworzeniu fałszywych dokumentów, inwigilacji, organizowaniu zasadzek, aresztowań rewizji i innych. I tu łącznikiem był Krzemień.
Prócz tajnych specjalistów i współpracowników mieli także tajne lokale i tajne areszty. W otoczeniu sowieckich zwierzchników Kiszczak musiał się wykazać, by zyskać ich aprobatę, bo od tego zależała jego kariera. Nie jest też prawdą, że śledztwami i aresztowaniami zajmował się tylko Oddział IV. Kiszczak brał udział w wielu akcjach m.in. w 1948 r. w ramach operacji zamojsko-lubelskiej – liczne aresztowania i śledztwa. Przekazywano straceńców np. Oddziałowi śledczemu, kiedy już się nasycono własnym rozpoznaniem. Współpracowano z innymi oddziałami, ale także z bezpieką cywilną.
Płk Krzemień utrzymywał ścisłe kontakty z dwoma departamentami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zwłaszcza dotyczące emigracji i żołnierzy powracających. Nic więc dziwnego, że to właśnie Czesław Kiszczak zostanie wysłany do Londynu celem selekcji żołnierzy PSZ, którzy chcieli powrócić do kraju, których należało do tego nakłonić, albo w zamiarze szybkiej później eliminacji, albo czasowego nakłonienia do współpracy, przejęcia kontaktów i dóbr materialnych polskiego państwa podziemnego.
Pod koniec tej misji Kiszczak wyczuł zagrożenie i po raz pierwszy wycofał się rakiem uciekając w chorobę. Za zasługi w Informacji Wojskowej skierowano go na trzyletnie studia w Akademii Sztabu Generalnego, mimo że nie miał ku rozpoczęciu studiów żadnych kwalifikacji. Ukończył je ze stopniem majora. I tam się go bano.
Po kolejnych przełomach miał już manewr chorobowy z wycofaniem się, by wrócić na upatrzoną pozycję nowego rozdania, do perfekcji opanowany, tak było w 1956, kiedy po wyciszeniu prześlizgnął się z Informacji Wojskowej do WSW, taką taktykę powtarzał po wielokroć zawsze z dobrym skutkiem coraz to bardziej pnąc się w górę, nie wyłączając przełomu 1989 r. i przekształcania własnej formacji w nowy UOP.
Obszerny tom, pieczołowicie opatrzony przypisami i uwzględniający zawsze otoczenie i kontekst historyczny, w którym autor konfrontuje suche fakty, ze śladów ocalałych i potwierdzonych świadectw, z mitologią tworzoną przez lata przez głównego bohatera swoich wieloletnich badań. Kiedy przeczyta się całość nie dziwi, że Ci, którzy mieli bliższy kontakt zawodowy z Kiszczakiem do dziś boją się o nim mówić. Ten mechanizm warto jednak przeanalizować.
Lech Kowalski "Cze.Kiszczak" Poznań 2015
Małgorzata Bartyzel
ls