O losach kobiet, które miały szczęście (lub pecha) związać się z najwybitniejszymi postaciami naszej kultury - Gombrowiczem, Mrożkiem, Miłoszem oraz Iwaszkiewiczem - i towarzyszyć im na dobre i na złe – pisze w książce „Żony bogów. Sześć portretów żon sławnych pisarzy” Sławomir Koper.
Homoseksualizm Witolda Gombrowicza nie był w środowisku literackim tajemnicą, dlatego dużym zaskoczeniem okazał się jego ślub w 1968 roku z asystentką Marią-Ritą Labrosse. Kobieta była młodsza od Gombrowicza o 31 lat. Poznali się w dawnym klasztorze cystersów w Royaumont pod Paryżem.
60–letni pisarz znajdował się wówczas w fatalnym stanie psychicznym i fizycznym. Zdruzgotany atakami ze strony polskiej prasy zarzucającymi mu zdradę stanu, próbował w Royaumont odzyskać formę.
Gombrowicz zainteresował się atrakcyjna doktorantką i szybko dostrzegł, ze jest ona bardzo inteligentna, co w połączeniu z niekonwencjonalną urodą stanowiło intrygująca mieszankę. Od pewnego też czasu myślał o prywatnej asystentce i Rita wydała mu się odpowiednia kandydatką, więc zaproponował jej wspólny wyjazd. „Powiedziałam więc, że chciałabym nadal mieszkać we Francji, najchętniej przy jakimś uniwersyteckim mieście, żeby móc skończyć tezę doktorską. +Niech pani zmieni temat – poradził – Niech pani zrobi doktorat o mnie, a napisze go pani gdzie bądź w dwa tygodnie+ Zgodziłam się. Prawdę mówiąc, doktorat niewiele mnie obchodził. Miałam natomiast ogromną ochotę rzucić się z nim w przygodę” – wspominała Rita.
Krakowski lekarz Jerzy Aleksandrowicz tak opisywał związek Mrożków: „Sławek i Susana byli bardzo dobraną parą. Troszczyli się o siebie wzajemnie, tworzyli związek naprawdę partnerski, z poszanowaniem odrębności, wspieraniem się w we wszystkich działaniach, nawet jeżeli nie były one wspólne. W ich mieszkaniach Susana urządzała wszystko tak, by Mrożek mógł spokojnie pracować nawet wtedy, gdy przyjmowała gości, to znaczy bardzo często”.
Obraz codziennego życia z Ritą, jaki prezentował w swoim dzienniku Gombrowicz, to ciągłe problemy zdrowotne przeplatane domowymi kłótniami. Ona zupełnie inaczej pamięta ten czas, choć przyznaje, że niekiedy występowały między nimi różnice zdań, to nie rzutowały one na ich wzajemne kontakty. „Uważam, że w tych fragmentach [Kronosa] Witold nie był sprawiedliwy – opowiadała po latach. – Kłóciliśmy się bardzo mało, dosłownie kilka razy, o zupełne głupoty, ale on szalenie przeżywał te spory, chyba trudno mu było przyjąć fakt, że ja mogę się z nim nie zgadzać”.
Po śmierci Gombrowicza, 24 lipca 1969 roku, Rita zajęła się jego spuścizną literacką. Poświęciła całe swoje życie dziedzictwu zmarłego męża. Utwory Gombrowicza przetłumaczono na blisko 40 języków, dzięki czemu stał się jednym z najbardziej znanych polskich pisarzy. „Dla Rity – pisze Koper – szczególne znaczenie miało propagowanie jego twórczości nad Wisłą, gdzie jeszcze w latach 80 wynegocjowała z władzami PRL pierwsze oficjalne wydania utworów męża. Po upadku komunizmu nic już nie stało na przeszkodzie, aby dzieła Gombrowicza znalazły swoje właściwe miejsce na literackiej mapie Polski. Pojawiły się również filmowe ekranizacje, a rok 2004 ogłoszono Rokiem Gombrowicza”.
Niełatwo być drugą żoną, ale prawdziwym wyzwaniem jest zastąpienie jego przedwcześnie zmarłej, ukochanej partnerki. Zdaniem Kopera udało się to osiągnąć Meksykance Susanie Osorio Rosas u boku Sławomira Mrożka.
Susana Osorio była młodsza od Mrożka o 22 lata i pochodziła z zamożnej, inteligenckiej rodziny. Studiowała archeologię, ale jej pasją zawsze był teatr, dla którego porzuciła naukę. "Początkowo nie chciałam się za bardzo angażować - wspominała Susana - miałam świadomość, że w świecie teatru to osobistość. Wiedziałam, że jeśli się z nim zwiążę, sama zostanę +panią Mrożkową+. Nie chciałam. Byłam ambitna, chciałam robić swoje, rozwijać karierę". Okazało się jednak, że są dla siebie stworzeni. Pobrali się w Paryżu w październiku 1987 roku.
W 1996 roku Mrożkowie wrócili do Krakowa. Susana nigdy nie chciała być "panią pisarzową" toteż w Krakowie szybko znalazła zajęcie, które ją pochłonęło. "Mąż ma swoje książki - mówiła w jednym z wywiadów - ja prowadzę restauracje. Sądzę, że kobiece ambicje bardzo się liczą. Nie mam feministycznych poglądów. Nie jestem jednak przyzwyczajona, by być tylko żoną. Mam bowiem swój zawód".
Krakowski lekarz Jerzy Aleksandrowicz tak opisywał związek Mrożków: „Sławek i Susana byli bardzo dobraną parą. Troszczyli się o siebie wzajemnie, tworzyli związek naprawdę partnerski, z poszanowaniem odrębności, wspieraniem się w we wszystkich działaniach, nawet jeżeli nie były one wspólne. W ich mieszkaniach Susana urządzała wszystko tak, by Mrożek mógł spokojnie pracować nawet wtedy, gdy przyjmowała gości, to znaczy bardzo często”.
Sześć lat po przeprowadzce pod Wawel, pisarz miał udar mózgu, po którym został dotknięty afazją (utratą zdolności posługiwania się językiem, zarówno w mowie, jak w piśmie). Lekarz poradził mu spisywanie wspomnień w celach terapeutycznych. „Wzajemne relacje państwa Mrożków były niezwykłe – wspominała logopeda Beata Mikołajko – Pan Sławomir bardzo kochał Susanę i jej ufał. Susana – mądra i wrażliwa żona – natychmiast zrozumiała moje sugestie odnośnie do jej istotnej roli w prowadzonej terapii”. Efekt tej pracy - autobiograficzna książka pt. "Baltazar" została opublikowana w 2006 roku.
Również Czesław Miłosz był dwukrotnie żonaty. Jego pierwsze małżeństwo z Janiną Dłuską, choć przetrwało wiele lat i przyniosło dwóch synów, nie uchodziło za specjalnie udane. Natomiast drugi związek Miłosza, z młodszą o 33 lata Carol Thigpen, co prawda udany, jednak zakończył się niespodziewaną śmiercią żony na dwa lata przed śmiercią poety.
Bardzo udany związek stworzyli natomiast Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie, których małżeństwo przetrwało 57 lat, aż do śmierci Anny, a nie zaszkodził mu nawet homoseksualizm Jarosława, czy choroba umysłowa samej Anny.
"Jakaż była piękna wtedy, kiedyśmy się zaręczali - owa czystość linii podbródka, rysów [...] zadziwiający koloryt jasnopopielatych włosów i ciemnych oczu. Nieporównywalna świeżość cery, rumieniec delikatny i zajmujący cały policzek. Nie używała szminki ani pomadki do urodzenia Marysi, [...] żadna fotografia nie oddaje tej urody, bo była to twarz o marmurowych rysach - ale nigdy zimna, zawsze niezmiernie ożywiona. [...] Kochałem także tę jej powierzchowność, pochlebiała mi, cieszyła mnie" - tak swoją żonę Annę wspominał Jarosław Iwaszkiewicz.
„Ten dziwny, naprawdę tak dziwny romans – notowała z kolei Anna – jest ciągle pełen czegoś nieprzewidzianego, pełen niepokoju i ciągłych skoków od chwil czasem bolesnych nawet do tych niezrównanych z niczym chwil upojenia, zespolenia kompletnego, do głębi dusz, do tych cudownych okresów cichego a intensywnego szczęścia i kochania. I to jest tak bardzo nasze, tak nikt nie domyśla się tego”.
„Ten dziwny, naprawdę tak dziwny romans – notowała Anna Iwaszkiewicz – jest ciągle pełen czegoś nieprzewidzianego, pełen niepokoju i ciągłych skoków od chwil czasem bolesnych nawet do tych niezrównanych z niczym chwil upojenia, zespolenia kompletnego, do głębi dusz, do tych cudownych okresów cichego a intensywnego szczęścia i kochania. I to jest tak bardzo nasze, tak nikt nie domyśla się tego”.
Ślub Anny i Jarosława odbył się we wrześniu 1922 roku w kościele w Brwinowie. Był to jednak związek niepodobny do innych, w którym wątek erotyczny nie odgrywał większej roli, raczej obojgu chodziło o potomstwo. Pierwsza córka, Maria przyszła na świat półtora roku po ślubie, a następna Teresa, cztery lata później.
Trudno stwierdzić, czy przed ślubem Anna wiedziała o skłonnościach swojego męża. Ale trzy lata po ślubie pani Iwaszkiewicz miała już za sobą miłość do aktorki Marii Morawskiej i zapewne z tego powodu zaczęła tolerować słabość męża do mężczyzn: „[…] nieraz sam mówiłeś, że to, że lubisz chłopczyków, odbija się bardzo na innych cechach Twego charakteru – pisała do niego w lutym 1928 roku – Ten Twój brak woli, czasami brak ambicji, co mnie zawsze najbardziej boli, może rzeczywiście jest z tym związany. Inna rzecz, że masz za to i dodatnie cecy, które często się z tym łączą, i sam wiesz dobrze, że właśnie dla nich, a raczej z powodu nich, Ciebie pokochałam i kocham w dalszym ciągu. Wiesz dobrze, jak nie znoszę +samców+”.
Anna od początku lat 30 borykała się z problemami psychicznymi, które nasilały się i słabły. Pod koniec lat 70. jej zdrowie zaczęło szwankować, wtedy przeszła tez poważną operację, po której już nie powróciła do sił. Zmarła 23 grudnia 1979 roku. Jarosław, nie mogąc powrócić do równowagi psychicznej, wyjechał do Paryża. Niewiele to pomogło, ponieważ tam również prześladowały go wspomnienia.
„Złoty mój – pisał do Romana Jasińskiego – zawsze Cię w sercu chowałem za to, że za twoim pośrednictwem poznałem ten skarb jedyny, który był moją miłością, moją męką, moim strachem – i w gruncie rzeczy wszystkim, naokoło czego splotło się moje życie, moja twórczość, moje istnienie. Pięćdziesiąt osiem lat pożycia – to jest kawał czasu. I właściwie wszystko przeszło w jej cieniu – teraz nie mogę się wprost odnaleźć, nie rozumiem, co się ze mną dzieje”. Iwaszkiewicz zmarł 2 marca 1980 roku, w trzy miesiące po swojej ukochanej żonie.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne.
Katarzyna Krzykowska (PAP)
ls