21.12.2010. Warszawa (PAP) - Prawdopodobnie dopiero wiosną 2011 r. zakończy się proces gen. Czesława Kiszczaka, sądzonego po raz czwarty przez sąd I instancji za przyczynienie się do śmierci 9 górników z kopalni "Wujek" w 1981 r.
We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie przesłuchał kolejnego świadka w procesie 85-letniego Kiszczaka. Rozprawy mają się odbywać do początków marca 2011 r. Obrona chce przesłuchania wszystkich skazanych już prawomocnie członków plutonu specjalnego ZOMO, którzy w grudniu 1981 r. zastrzelili 9 górników "Wujka". Na razie sąd wystąpił o wyjaśnienia składane przez nich w ich katowickim procesie. Ponadto miałby jeszcze zeznawać m.in. szef Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego gen. Wojciech Jaruzelski.
Świadek Leszek P. z katowickiego ZOMO - który w grudniu 1981 r. także był ze swymi ludźmi pod "Wujkiem", ale gdzie indziej niż pluton specjalny - zeznał: "żaden mój podwładny nie odważył się strzelać". "Strzały dochodziły do nas zza budynku; nie widzieliśmy plutonu specjalnego" - dodał świadek. "Przez krótkofalówkę usłyszałem stanowczy zakaz użycia broni wydany przez płk. Kazimierza Wilczyńskiego" - mówił P., podkreślając, że także na wcześniejszej odprawie zakazano używania broni.
"Wilczyński był wściekły" - tak P. relacjonował późniejsze słowa tego dowodzącego siłami ZOMO pod "Wujkiem" (sprawę pułkownika wyłączono do odrębnego postępowania z powodu złego zdrowia). P. słyszał, że także Kiszczak zakazał strzelania w "Wujku". Świadek dodał, że nie rozmawiał o całej sprawie ze skazanym już dowódcą plutonu specjalnego Romualdem Cieślakiem. "Bo myśmy się nie lubili" - mówił. Proces odroczono do 1 lutego.
Górnicy z "Wujka" zastrajkowali 13 grudnia 1981 r., domagając się m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do starć górników z zomowcami, którzy wdarli się na teren kopalni. Od ich strzałów na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, a dwóch kolejnych - w styczniu 1982 r.
Według prokuratury Kiszczak umyślnie sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając 13 grudnia 1981 r. szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury, bez podstawy prawnej Kiszczak przekazał w nim dowódcom "oddziałów zwartych" MO swe uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni przez te oddziały, co miało być podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia strzelał w kopalniach "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
Sprawę Kiszczaka wyłączono w 1993 r., z powodu jego złego zdrowia, z katowickiego procesu zomowców, w którym po kilku procesach zapadły ostateczne wyroki skazujące ich na kary od 3,5 do 6 lat więzienia. Pierwszy proces Kiszczaka ruszył przed warszawskim sądem w 1994 r. W 1996 r. uniewinniono go, a w 2004 r. skazano na 2 lata więzienia w zawieszeniu. Oba wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie.
W trzecim procesie SO w 2008 r. uznał, że karalność nieumyślnego czynu Kiszczaka przedawniła się w 1986 r. i umorzył proces. Według SO Kiszczak - zobowiązany jako szef MSW do określenia zasad użycia broni przez oddziały MO - nie spełnił tego obowiązku, poprzestając na wydaniu szyfrogramu, przez co nieumyślnie sprowadził niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia górników. SO uznał, że szyfrogram nie był rozkazem, lecz powieleniem dekretu o stanie wojennym, choć Kiszczak sam dopisał, że strzelanie jest możliwe jedynie wobec "zagrożenia życia" milicjantów.
W październiku 2009 r. SA uwzględnił apelacje prokuratury i pełnomocników oskarżycieli posiłkowych (czyli górników z "Wujka") i nakazał ponowny proces. SA uznał, że nie można mówić o nieumyślnej winie Kiszczaka i dlatego sprawa nie przedawniła się. SA dodał, że po tragedii winni nie zostali ukarani, a pacyfikujący "za wiedzą i zgodą Kiszczaka zostali odznaczeni".
"Oskarżenia nadal nie rozumiem; prawa nie naruszyłem" - mówił Kiszczak w rozpoczętym w lutym br. ponownym procesie. Prosił prokuraturę o "wycofanie aktu oskarżenia", a sąd - o umorzenie sprawy. Grozi mu od 2 do 10 lat więzienia. Odpowiada z wolnej stopy.
Kiszczak twierdzi, że zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Dodał, że strzały jednak padły, a milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej" (Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców spod "Wujka", podkreślił, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo - PAP).
Od września 2008 r. toczy się proces autorów stanu wojennego, w którym Kiszczak - wraz z Jaruzelskim i Stanisławem Kanią - jest oskarżony o udział w "zorganizowanym związku przestępczym o charakterze zbrojnym", za co grozi mu do 8 lat więzienia.
Niedawno Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył z powodu przedawnienia proces prokuratorów wojskowych, oskarżonych o utrudnianie w początku lat 80. śledztwa w sprawie wydarzeń w kopalni "Wujek".
W innych procesach z oskarżenia IPN, Kiszczak został uznany za winnego w dwóch sprawach o dyskryminację wyznaniową podległych funkcjonariuszy: wyrzucenia ze służby jednego milicjanta za to, że zawarł ślub kościelny, a innego - bo posłał córkę do pierwszej komunii św. Obie sprawy umorzono zarazem na mocy amnestii z 1989 r.
W grudniu 2009 r. pion śledczy IPN zarzucił Kiszczakowi utrudnianie i kierowanie na fałszywe tory śledztwa w sprawie śmiertelnego pobicia przez milicję Grzegorza Przemyka w 1983 r. Podejrzany nie przyznał się i odmówił wyjaśnień. Grozi mu do 5 lat więzienia.
Od 1945 r. Kiszczak był funkcjonariuszem Informacji Wojskowej, a od 1957 r. - Wojskowej Służby Wewnętrznej. W 1972 został szefem wywiadu wojskowego. Od 1979 r. - szef kontrwywiadu WSW. W 1981 r. został szefem MSW jako bliski współpracownik Jaruzelskiego. Członek WRON. Był w Biurze Politycznym KC PZPR w latach 1986-90. Uczestnik rozmów w Magdalence i prac Okrągłego Stołu w 1989 r. Desygnowany na premiera w lipcu 1989 r.; nie zdołał utworzyć rządu. W rządzie Tadeusza Mazowieckiego miał funkcję wicepremiera. W lipcu 1990 r. wycofał się z polityki, przekazując resort Krzysztofowi Kozłowskiemu.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ pz/ jra/