„Bywają sytuacje, kiedy w imię najżywotniejszych interesów narodu nawet brudne kłamstwo należy przybierać w szaty prawdy. Tak miała się sprawa z Katyniem”. Zacytowane powyżej słowa zapisał w pamiętnikach były już wówczas I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka. Te dwa zdania są kwintesencją zakłamania, jakie uprawiano przez 45 lat istnienia Polski Ludowej. I choć wkładano wiele pracy, by Polacy uwierzyli w niewinność Stalina i Sowietów – polityka ta przyniosła całkowite fiasko. Wiemy o tym z unikalnych badań, które przeprowadzono u schyłku PRL-u.
Słowo „Katyń” w PRL-u było słowem szczególnym. Słowem, które wywoływało dreszcz. U zwolenników władzy był on skutkiem przerażenia przed ujawnieniem prawdy. Dla przeciwników komunistów, dreszcz wywoływało poznawanie zakazanej historii. To słowo jak żadne inne zerojedynkowo definiowało stosunek do komunistycznej władzy. Nie dziwne więc, że władze chciały, aby Katyń zniknął z pamięci. Jeżeli jednak miał w niej pozostać – to tylko pod warunkiem przypisania całej winy Niemcom.
Było, ale lepiej aby o tym nie było
W wydanej w 1984 r. Encyklopedii Popularnej PWN po haśle „Katylina” następowała hasło „Katz”. Na „Katyń” nie było już miejsca. Władza dbały, by wiedza o zbrodni nie docierała do tych, którym nie była ono znane. Szczególną uwagę zaś zwracano, by nie było wątpliwości dotyczącej sprawstwa ludobójstwa. W latach 70. cenzorzy pilnowali więc, by: „Przy ocenie materiałów na temat śmierci polskich oficerów w Katyniu należy kierować się następującymi kryteriami: 1. Nie wolno dopuszczać jakichkolwiek prób obarczania Związku Radzieckiego odpowiedzialnością za śmierć polskich oficerów w lasach katyńskich. 2. W opracowaniach naukowych, pamiętnikarskich, biograficznych można zwalniać sformułowania w rodzaju: +rozstrzelany w Katyniu+, +zginął w Katyniu+. Gdy w przypadku użycia sformułowania +zginął w Katyniu+ podawana jest data śmierci, dopuszczalne jest jej określenie wyłącznie po lipcu 1941 r. 3. Należy eliminować określenie +jeńcy wojenni+ w odniesieniu do żołnierzy i oficerów polskich internowanych przez Armię Czerwoną we wrześniu 1939 r. Mogą być zwalniane nazwy obozów: Kozielsk, Starobielsk, Ostaszków, w których byli internowani polscy oficerowie, rozstrzelani później przez hitlerowców w lasach katyńskich. 4. Nekrologi, klepsydry, ogłoszenia o nabożeństwach zgłoszonych w intencji ofiar Katynia oraz informacje o innych formach uczczenia ich pamięci mogą być zwalniane wyłącznie za zgodą kierownictwa GUKPPiW. […] Niniejszy zapis przeznaczony jest wyłącznie do wiadomości cenzorów. Przy ewentualnych wykroczeniach nie wolno się na niego powoływać ani ujawniać jego istnienia”.
Powyższą instrukcję znamy dzięki Tomaszowi Strzyżewskiemu – cenzorowi, który mozolnie przepisał wiele instrukcji Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowiska. W 1977 r. ich zbiór opublikowała Niezależna Oficyny Wydawnicza NOWA pod tytułem „Czarna księga cenzury w PRL.
Oczywiście nie ograniczano się jedynie do zapisów cenzorskich. Cały aparat represji PRL był szczególnie wyczulony na słowo „Katyń”. IPN w 70. rocznicę Zbrodni Katyńskiej zestawił listę represjonowanych za głoszenie prawdy o losie ofiar tego ludobójstwa. Widnieje na niej 345 nazwisk. Wiele z nich jest znanych z kart najnowszej historii – m.in. Ludwik Dorn, Jacek Kuroń, Leszek Moczulski, Piotr Naimski, Wojciech Ziembiński. Większość jednak to osoby nie tak znane, które upomniały się o prawdę. Najbardziej dramatycznym był krzyk rozpaczy Walentego Badylaka. 21 marca 1980 r. na Rynku Głównym w Krakowie dokonał samospalenia m.in. w proteście przeciwko zmowie milczenia na temat zbrodni dokonanej w Katyniu.
Nie oznacza to, że słowo „Katyń” udało się całkowicie wymazać z obiegu publicznego. Gdy w szkołach, a także w literaturze i mediach, obowiązywała wykładnia o niemieckim sprawstwie mordu na polskich oficerach – w zaciszu domowym, podczas nieformalnych spotkań, a od drugiej połowy lat 70. także w kręgach rodzącej się zorganizowanej opozycji przekazywano wiedzę wynikającą z faktycznego stanu rzeczy. Oczywiście także środowiska polskiej emigracji dbały o prawdę. Śmiało można stwierdzić, iż wątki katyńskie znajdowały się w „żelaznym” zestawie tematów omawianych podczas różnego typu niezależnych form kształcenia historycznego. Jednak nie do wszystkich można było w ten sposób dotrzeć.
Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z upowszechnianiem się wydawnictw drugoobiegowych, a przede wszystkim wraz z „Solidarnością”. Słowo „Katyń” stało się kluczem do historii najnowszej. Stało się swoistym „wyznaniem historycznej wiary”, po którym identyfikowano się w obozie przeciwników komunizmu. Oczywiście nikt nie miał wątpliwości, kto był winien zbrodniczej decyzji. Mnożyły się pomysły fundowania pomników ku czci ofiar zbrodni. „NSZZ Solidarność, delegatura w Piotrkowie Trybunalskim podjęła uchwałę, by 13 kwietnia 1981 r. w 41 rocznicę tragedii katyńskiej dla uczczenia pamięci ofiar włączyć o godz. 12 syreny zakładowe i przerwać na minutę pracę oraz wywiesić w tym dniu flagi narodowe opuszczone na znak żałoby do połowy masztu” – donosił wewnętrzy biuletyn „Solidarności”.
Warto zauważyć, iż w tej informacji nie pojawiła się informacjach o sprawcach, ani wprost nie podano daty zbrodni. Każdy mógł jednak łatwo obliczyć, że ogłoszenie odnosi się do wydarzeń z 1940 r. Było to więc wbrew staraniom władz i zaleceniom cenzury. Władze wciąż jednak bały się prawdy. 31 lipca 1981 r. z inicjatywy społecznej na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim ustawiono pomnik upamiętniający pomordowanych. Na ramionach krzyża umieszczono wyraźnie rok zbrodni: 1940. Rankiem następnego dnia po pomniku nie było już śladu.
Można jednak zaryzykować tezę, iż spontaniczna działalność edukacyjna lat 1977-1981, uzupełniona przez bezdebitowe wydawnictwa, miała także wpływ na zmianę sposobu prezentowania Zbrodni Katyńskiej w polskiej szkole. Warto bowiem zauważyć, iż prawda o Zbrodni Katyńskiej zaczęła nieśmiało przebijać się w podręcznikach szkolnych już od połowy lat 80. Ich autorzy starali się bowiem opisać to, co stało się w Katyniu tak, by nie narazić się na zarzut fałszowania historii lub anatemę. W podręcznikach dostrzegalne jest dystansowanie się od oficjalnej wersji o niemieckiej odpowiedzialności za mord katyński (choć autorzy nie podają argumentów zaprzeczających sowieckiej tezie). T
adeusz Siergiejczyk w pierwszym wydaniu swego podręcznika dla maturzystów pisał o błędnej decyzji polskiego rządu, który zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą o zbadanie okoliczności zbrodni dokonanej w Lesie Katyńskim. Autor podręcznika pisał jednak też, że władze polskie bezskutecznie szukały w ZSRS przetrzymywanych tam polskich oficerów. Trzecie wydanie podręcznika, które nosi datę 1989, przynosi już sformułowanie: „Tragedia ta budzi spory i kontrowersje do dziś”.
Władza pyta: co wiesz o Katyniu?
„Zbrodnia dokonana w czasie II wojny światowej na polskich oficerach – jeńcach wojennych w Katyniu miała w przeszłości poważne konsekwencje polityczne i wywołała gwałtowne emocje w społeczeństwie polskim. […] Poruszając ten problem nie zajmujemy żadnego stanowiska w sprawi tła historycznego i przebiegu tragedii sprzed blisko półwiecza. Chcemy jedynie określić, jak część badanych zetknęła się z informacjami na temat Katynia i kogo polski opinia publiczna obwinia o tę zbrodnię.” Tak zaczynał się raport rządowego Centrum Badani Opinii Społecznej, który latem 1988 r. wylądował na biurku ówczesnego rzecznik rządu Jerzego Urbana. Urban dość wyraźnie pooznaczał najważniejsze, jego zdaniem, fragmenty dokumentu. Na pierwszej stronie mocno podkreślono dwa wyrazy: Zbrodnia w Katyniu.
Raport CBOS był podsumowaniem dwóch badań opinii publicznej na temat sowieckiej zbrodni z 1940 r. Gdy w grudniu 1987 r. zapytano dorosłych Polaków, czy słyszeli Katyniu, tylko 18,4 proc. odpowiedziało przecząco. Oczywiście trzeba założyć, że część z ankietowanych z premedytacją zaprzeczyła, obawiając się publicznego wyrażenia poglądu w bardzo niewygodnej politycznie sprawie. Z tym większą atencją warto spojrzeć na odpowiedź na kolejne pytanie. Otóż spośród osób, które deklarowały wiedzę na temat Katynia, aż 49,5 proc. ankietowanych jako sprawcę zbrodni wskazało Związek Sowiecki. Na Niemców wskazało tylko 6,5 proc. Pozostałe odpowiedzi były ewidentnie wymieniające: trudno powiedzieć (26, 5 proc.), Niemcy i ZSRR (16 proc.), ani Niemcy ani ZSRR (1,4 proc.). Jak analizowali przeprowadzający badanie: „Na Niemcy jako sprawcę tragedii w Katyniu częściej wskazują najstarsi badani (61 i więcej lat), osoby z wykształceniem podstawowym, członkowie PZPR, średnio lub wcale nieinteresujący się polityką i historią, akceptujący system polityczny”.
Jednak nie to w dokumencie podkreślił jego pierwszy czytelnik. Pomarańczową, wyraźną kreską oznaczył, że „Tendencje do obarczania odpowiedzialnością ZSRR za zbrodnię w Katyniu częściej pojawia się wśród mężczyzn, respondentów w wieku 31-40 lat, z wyższym wykształceniem, bezpartyjnych, zainteresowanych polityką i historią, krytycznych wobec polskiego systemu politycznego”.
Jeszcze ciekawiej wyglądał sondaż przeprowadzony kilka miesięcy później, w kwietniu 1988 r. wśród uczniów szkół ponadpodstawowych. W tym przypadku do wiedzy o zbrodni popełnionej w Katyniu słyszało niemal 86 proc. Trzecia część ankietowanych przyznała się, iż słyszała o tym bardzo dużo. W przypadku młodzieży aż 68,4 proc. pytanych jako sprawców wskazało Sowietów. Niemców wskazało tylko 9,3 proc. Wśród wskazujących prawidłową odpowiedź przeważała młodzież z liceów ogólnokształcących, niezrzeszonych w oficjalnych organizacjach młodzieżowych, zainteresowanych polityką i krytycznych wobec komunizmu i PRL. Taki wynik badań niewątpliwie był dowodem całkowitej klapy „polityki kłamstwa”, prowadzonej przez 45 lat.
Epilog
Dwadzieścia lat po opisanym wyżej badaniu, podobne pytania zadał Polakom Ośrodek Badań Opinii Publicznej. Według odpowiedzi ankietowanych Zbrodnia Katyńska była znana 94 proc. społeczeństwa. Gdy jednak zadano pytanie, kto jest winny zbrodni, odpowiedzi nie były tak jednoznaczne – 61 proc. badanych wskazało ZSRS, 11 proc., Niemcy, 19 proc. twierdziło, iż nie jest to kwestia rozstrzygnięta. Szczególnie niepokojąco wypadły wynik badania ankietowego w grupie osób w wieku 18–29 lat, a więc osób, których edukacja historyczna odbyła się już w wolnej Polsce. Na ZSRS wskazało tylko 40 proc. ankietowanych, na Niemcy – 25 proc., 26 uważało, że sprawa nie jest jeszcze wyjaśniona, a 9 proc. nie miało zdania.
W tej grupie ankietowanych wyniki znacznie bardziej odbiegały od prawdy, niż w latach 80!
Sytuacja zmieniła się dopiero po pojawieniu się filmu „Katyń” (premiera we wrześniu 2007 r.). CBOS w 2008 r. przeprowadził kolejne badania, a ich wynik był już inny. Na winę Sowietów wskazywało wówczas 80 proc. ankietowanych, a na Niemców – 7 proc. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że dziesięć lat po premierze filmu Andrzeja Wajdy wyniki te jeszcze bardziej zbliżyły się do prawdy.
Dr Andrzej Zawistowski
A. Zawistowski – pracownik Katedry Historii Gospodarczej i Społecznej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. W latach 2012-2016 dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN