W lipcowym wydaniu „Mówią wieki” dominują dwa pozornie odległe od siebie tematy: bitwa pod Grunwaldem oraz historia królowej polskich rzek – Wisły. Wielka bitwa z 1410 r. oraz znaczenie gospodarcze i polityczne Wisły przez wieki determinowały dzieje Polski i Europy Środkowej.
„Skoro lipiec to będzie o Grunwaldzie, znacie to przeczytajcie – tak można podsumować lipcowe numery naszego magazynu z ostatnich trzech lat” – stwierdza w artykule wstępnym redaktor naczelny „Mówią wieki” Michał Kopczyński. Zdaniem prof. Kopczyńskiego bitwa z 15 lipca 1410 r., mimo że powszechnie znana i analizowana przez pokolenia w pracach kolejnych pokoleń historyków wciąż w wielu aspektach budzi kontrowersje. „W sumie nic nowego w pracy historyka, wszystko płynie, a każde pokolenie pisze swoją wersję dziejów” – dodaje autor.
Rok 2016 Sejm RP ustanowił „Rokiem Rzeki Wisły”. Jak przypomina w artykule wstępnym prof. Michał Kopczyński, obecnie mija 550. rocznica spełnienia celów jaki przyświecał polskim negocjatorom upamiętnionego przez Sejm II pokoju toruńskiego. „Od roku 1467 można było bez przeszkód połączyć ze sobą regiony leżące nad rzeką z jej ujściem w Gdańsku” – przypomina prof. Kopczyński. W jego opinii moment stworzenia tego kontrolowanego przez Polskę potężnego szlaku handlowego „zdeterminował kierunek rozwoju gospodarczego kraju”. Symbolem tego przełomu są wciąż „muszelki na otokach tradycyjnych góralskich czapek”.
Związek pomiędzy wielką wojną z zakonem lat 1409-1411, a dziejami rzeki Wisły przypomina mediewista z Uniwersytetu Gdańskiego Maciej Badowicz. Po pokoju toruńskim w 1411 r. władze zakonu krzyżackiego rozpoczęły brutalne prześladowania mieszczaństwa, które w okresie klęsk krzyżackich zwróciło się w stronę Polski i Litwy. „Na wieść o pogromie krzyżaków Gdańsk złożył przysięgę wierności królowi Jagielle” – przypomina autor nieznany epizod wojny. Daleko idące konsekwencje tego faktu były dla zakonu katastrofalne. „Na rozkaz komtura von Plauena Krzyżacy zamordowali między innymi Konrada Letzkaua i Arnolda Hechta, burmistrza Gdańska i rajcę miejskiego. (…) Opresyjna polityka zakonu po klęsce w wielkiej wojnie stała się przyczyną rebelii w miastach pruskich kilkadziesiąt lat później” – pisze autor. Owa rebelia przyczyniła się do polskiego zwycięstwa w wojnie trzynastoletniej oraz odzyskania przez Polskę ujścia Wisły.
„Wisła od zawsze była drogą wodną, jeszcze przed naszą erą transportowano nią wyroby z czarnego krzemienia oraz żelazo. Była też częścią szlaku bursztynowego; po skamieniałą żywicą na ziemie słowiańskie przybywali kupcy feniccy, rzymscy i arabscy” – przypomina dzieje tego szlaku wodnego kończącego, a zarazem rozpoczynającego się w odzyskanym w 1466 r. Gdańsku, historyk Gabriela Fesnak. Wisła ma nie tylko znaczenie dla polskiej historii gospodarczej i politycznej, ale również kultury. Gabriela Fesnak przypomina również legendy związane z najdłuższą polską rzeką, w których występują nie tylko takie postacie jak Wars, Sawa czy syrenka, ale również św. Jacek, a nawet św. Piotr.
Wisła nie tylko w legendach pokazywała swoje groźne oblicze. W pamięci mieszkańców nadwiślańskich miast wciąż żywe są wspomnienia wielkiej powodzi z 2010 r. Fryderyk Brun z Instytutu Historycznego UW przypomniał inne, znacznie bardziej katastrofalne potopy. „Od 1650 roku Wisła wylewała przez cztery lata z rzędu. Duże obszary Mazowsza i Małopolski miały być wówczas pod wodą przez całą jesień i zimę. Zniszczenia dokonane przez stojącą wodę doprowadziły do wielkiego głodu, zboże importowano wtedy z państwa moskiewskiego. Dodatkowo zima 1650/1651 okazała się tak surowa, że do miast wpadały watahy wygłodniałych wilków, a saniami jeżdżono jeszcze w połowie kwietnia” – opisuje autor.
Goszczący niedawno na łamach portalu Dzieje.pl szwedzki historyk Sven Ekdahl przedstawia swoją teorię modyfikującą dotychczasowe poglądy historyków na miejsce bitwy z 15 lipca 1410 r. Profesor Ekdahl zapowiada kontynuowanie badań na polu grunwaldzkim we wrześniu 2017 r. W jego opinii nie będzie to jednak zamknięcie poszukiwań na polu bitwy sprzed sześciu stuleci, ponieważ konieczne są „profesjonalne archeologiczne prace wykopaliskowe odkrytych anomalii i dołów z pewnością będą konieczne w przyszłości”.
Rozbicie dzielnicowe uważane jest za jeden najciekawszych okresów polskiego średniowiecza. Jedną z najbardziej malowniczych i mrocznych postaci tych czasów był książę śląski Bolesław Rogatka. „Paradoksalnie, ten człowiek bez zasad i świętości był krzewicielem kultury rycerskiej na Śląsku. Na jego turnieje, które podobno odbywały się księstwie legnickim regularnie, co roku zjeżdżały sławy rycerskie z całej Europy. Sam Bolesław, wzorem błędnych rycerzy, jeździł po kraju ze swym ulubionym sługą Surianem i szukał okazji do przygód” – pisze historyk Piotr Korczyński. Postać innego kontrowersyjnego władcy w niespokojnych czasach, księcia Siedmiogrodu Zygmunta Batorego przypomina Dariusz Milewski.
Miłośników historii nowoczesnej wojskowości zainteresuje artykuł Piotra Szlanty opisujący jedną z najbardziej brzemiennych w skutkach batalii XIX w. „Bitwa pod Sadową i klęska Austrii w całej wojnie, zwanej wojną siedmiotygodniową miały daleko idące konsekwencje. Trwający od ponad 100 lat spór o prymat w Niemczech rozstrzygnął się na korzyść Prus, a Austria musiała się zgodzić na rozwiązanie Związku Niemieckiego i zjednoczenie Niemiec pod ich egidą” – podkreślał historyk z Instytutu Historycznego UW.
„Zdziwiło mnie, że są jeszcze takie restauracje z damami umalowanymi i w dekoltach, z mnóstwem alkoholu, z kelnerami w białych kurtkach, ze ślepym grajkiem-taperem” – pisała zaskoczona Maria Dąbrowska w lutym 1951 r. To tylko jedna z opinii o restauracji z jednej z niegdyś najelegantszych ulic Warszawa, cytowana w artykule Błażeja Brzostka „Foksal”. Historia tej ulicy sięga XVIII w., ale jak stwierdza autor dopiero pod koniec kolejnego stulecia stała się odbiciem „aspiracji elit pieniądza fin de siècle’u”. W latach PRL, dzięki przedwojennym restauracjom, kawiarniom i księgarniom skupiała ówczesne elity intelektualne i notabli reżimu. Dziś stopniowo odradza się na powrót odzyskując status secesyjnego salonu Warszawy.
Do dziejów kuchni, ale zupełnie innego rodzaju nawiązuje również artykuł prof. Michała Kopczyńskiego. Przypomina mniej znaną pasję Henry’ego Forda. Nazywany „Prometeuszem współczesnej cywilizacji” był w latach dwudziestych jednym z entuzjastów i propagatorów dań z soi. Jak podkreśla autor, już wówczas zalety smakowe potraw przygotowywanych z tej rośliny budziły kontrowersje i były określane jako „najohydniejsze rzeczy jakie trafiały do ludzkich ust”.
Lipcowe „Mówią wieki” to kolejny numer magazynu zawierający redagowany we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim dodatek „Polskie osiągnięcia naukowo-techniczne”. Tym razem prof. Bolesław Orłowski przypomina biografię Witolda Zglenickiego, który zrewolucjonizował wydobycie ropy w jednym z najstarszych i największych zagłębi naftowych – azerskim Baku.
Dzieje przemysłu naftowego mają swoje korzenie w Galicji. Tej biednej części Austro-Węgier poświęcał swoje badania przypominany w artykule prof. Michała Kopczyńskiego przedsiębiorca Stanisław Szczepanowski. Jego niewielka książeczka „Nędza Galicji w cyfrach” była w latach osiemdziesiątych bestsellerem, ponieważ jako pierwsza kompetentnie w oparciu o badania naukowe udowadniała zacofanie ekonomiczne tych ziem. Jak dodaje autor, pod koniec życia Szczepanowski planował przeredagowanie swojej książki, aby pokazać rozwój Galicji. Ów postęp nie byłby możliwy, gdyby Galicja nie stała się pod koniec lat pięćdziesiątych pierwszym zagłębiem naftowym.
Wynalazcę lampy naftowej i metod rafinowania „oleju skalnego” przypomina historyk Michał Szukała. Ignacy Łukasiewicz był znany nie tylko jako wybitny wynalazca i przedsiębiorca, ale również dobroczyńca. W przeciwieństwie do wielu swoich konkurentów nie kierował się w swoich poczynaniach wyłącznie zyskiem. „W 1870 r. do kopalni i rafinerii Łukasiewicza w Bóbrce przybyła delegacja powstającej wówczas Standard Oil Johna D. Rockefellera. Amerykanie chcieli namówić Polaka do sprzedaży tajemnic produkcji wysokiej jakości nafty. Ku ich zaskoczeniu wynalazca objaśnił im wszystkie tajniki swojej technologii, nie żądając w zamian rekompensaty. Celem Łukasiewicza było bowiem rozpowszechnienie nowego źródła światła, a nie gigantyczne zyski” – podkreśla autor. Nie bez przyczyny polski wynalazca po śmierci nazwany został w jednym z nekrologów „najlepszym i najszlachetniejszym synem” Polski.
szuk/ ls/