Oba sąsiadujące z nami mocarstwa uważały Polskę za twór przejściowy - powiedział PAP historyk prof. Tomasz Gąsowski, komentując wkroczenie wojsk rosyjskich do Polski w 1939 r. "Ten symboliczny opór 17 września nie był w żaden sposób zorganizowany, a rozkaz naczelnego wodza został wydany późno" - mówił.
17 września 1939 roku, łamiąc polsko-sowiecki pakt o nieagresji, Armia Czerwona wkroczyła na teren Rzeczypospolitej Polskiej, realizując ustalenia zawarte w tajnym protokole paktu Ribbentrop-Mołotow. Konsekwencją sojuszu dwóch totalitaryzmów był rozbiór osamotnionej Polski.
„Stalin Hitlerowi był potrzebny podobnie jak Hitler Stalinowi. W gruncie rzeczy ta umowa, to porozumienie tajne, które ostatecznie zostało zawarte 23 sierpnia, było poprzedzone bardzo tajnie i profesjonalnie prowadzonymi negocjacjami” - powiedział PAP historyk prof. dr hab. Tomasz Gąsowski.
W jego ocenie oba mocarstwa wyrażały zainteresowanie współpracą, która poprawiała ich położenie geopolityczne. „Pakt z Rosją Hitlera otwierał mu możliwość spokojnego później atakowania Zachodu, co było w tym momencie jego celem i stwarzał też pewną jakby przestrzeń, przesuwając granicę wschodnią do późniejszego ataku na Związek Sowiecki, który oczywiście był w pełni brany pod uwagę” – tłumaczył.
„Troszkę z podobnego punktu widzenia przesunięcie granicy Związku Sowieckiego na zachód oddalało to zagrożenie, stwarzało również potencjalne warunki do lepszego toczenia wojny z Niemcami, którą dla odmiany Stalin planował na równi ze swoim dotychczasowym partnerem” - dodał historyk.
Jak mówił Gąsowski, w kształtowanej nowej sytuacji geopolitycznej w Europie, „Polska - kraj, który to oba sąsiadujące z nami mocarstwa uważały za jakiś taki twór przejściowy, dla którego nie ma tak naprawdę trwałego miejsca i powodu do bytu w Europie - znikał i można było tutaj wykorzystać także rzeczywisty potencjał, jaki istniał na tym terytorium, przestrzeń, ale także ludzie, zakłady przemysłowe, ale także rolnictwo itd.”. Jak dodał, „to wszystko było zresztą później bardzo skutecznie metodą rabunkową wysysane z okupowanej przez obu najeźdźców Polski”.
Historyk stwierdził, że sowiecka agresja 17 września nastąpiła w momencie, kiedy szala zwycięstwa w wojnie obronnej Polski z Niemcami przechylała się w stronę Niemiec. „Na wschodzie Polski, a to była nawet większa część II Rzeczpospolitej, znajdował się duży potencjał zarówno przestrzeni, którą można było wykorzystać, po drugie potencjał ludzki, istniały również składy broni, amunicji, istniały wreszcie ośrodki zapasowe jednostek wojska polskiego, wreszcie znajdowały się tam, co prawda w rozproszeniu i bez jakiegoś specjalnego zorganizowania, ale spore siły wojska polskiego, które można było i które planowano użyć w tej drugiej fazie kampanii” – opowiadał Gąsowski.
Jak mówił historyk, ta druga faza kampanii zakładała po prostu przedłużenie oporu, który stopniowo miał się pod naciskiem Niemiec nadal przesuwać w kierunku wschodnim, w kierunku południowo-wschodnim, aż wreszcie miał zatrzymać się na pewien czas w najdalej na południowy-wschód wysuniętym fragmencie II Rzeczpospolitej i miano tam stworzyć coś na miarę bastionu, i trwać na tyle, na ile byłoby to możliwe.
„Oczywiście przewaga sił niemieckich, zwłaszcza techniczna, nie stwarzała możliwości odwrócenia losów kampanii i także ten opór w tym bastionie, biorąc pod uwagę chociażby lotnictwo, które mogło z powietrza atakować, nie mógł trwać w nieskończoność. Ale z pewnością ten opór byłby zdecydowanie dłuższy, ta walka trwałaby o tydzień, czy o dwa dłużej, trudno tutaj kalkulować, ale niewątpliwie tak by się stało”- stwierdził historyk.
Gąsowski zwrócił też uwagę na to, że cała nasza strategia w okresie międzywojennym zakładała, że Rosja też jest potencjalnym zagrożeniem i szykowaliśmy się przez długi czas do wojny z Rosją. Jak przypomniał, ta kwestia pojawiła się już w latach 30-tych w trakcie seminariów wojskowo-politycznych prowadzonych przez Józefa Piłsudskiego.
„Piłsudski zadał takie pytanie swoim najwyższym dowódcom: jak oceniają stopień zagrożenia i który z wariantów uważają za bardziej prawdopodobny- mianowicie wariant +R+, czyli Rosja, czy wariant +N+, czyli Niemcy. I później już po tym ćwiczeniu pojawiło się to pytanie, a co w przypadku wariantu +R plus N+” – opowiadał historyk.
Jak mówił, Piłsudski udzielił na to pytanie odpowiedzi, którą można różnie interpretować, bo powiedział: „wtedy będziemy się bili na placu Saskim”.
Według Gąsowskiego „może to oznaczać, że to jest absurd kompletny i że Piłsudski absolutnie wykluczał możliwość prowadzenia wojny równocześnie na dwóch frontach, i tak wydaje się rozumowali jego generałowie, ale może też oznaczać konieczność stawienia symbolicznego oporu”.
„Ten symboliczny opór 17 września, ale też w następnych dniach, został stawiony przez polskich żołnierzy, przede wszystkim z Korpusu Ochrony Pogranicza i inne jednostki wojskowe, ale także cywilów, którzy bronili Grodna czy Wilna, ale nie był to opór w żaden sposób zorganizowany, a rozkaz naczelnego wodza wydany bardzo późno, bo dopiero późnym popołudniem 17 września” – tłumaczył historyk.
Jego zdaniem rozkaz zawierał pewną wewnętrzną sprzeczność: „tzn. z Sowietami nie walczymy, ale jakby chcieli nas rozbroić, to walczymy”.
„Tymczasem przez wiele godzin, bo od trzeciej rano żołnierze, którzy znajdowali się na wschodzie, właśnie przede wszystkim KOP-owcy, musieli sami podejmować decyzję, co robić, no i tam toczony był w wielu wypadkach heroiczny bój, o czym ciągle stosunkowo mało pamiętamy, nie pamiętamy tych bohaterów, którzy ginęli nie zastanawiając się, co wódz naczelny na to powie” - powiedział Gąsowski.
Jak podsumował, „zachowanie polskich władz najwyższych, państwowych, cywilnych i wojskowych, wykazało, że były rzeczywiście zaskoczone, tzn. nie było gotowego, przemyślanego scenariusza na takie wydarzenie i trzeba było nad nim długo pracować”. (PAP)
ksz/ ksk/