Nasze ciało jest pamięcią; w gruncie rzeczy zawód aktora to jest odblokowanie ciała - powiedziała Maja Komorowska, filmowa muza Krzysztofa Zanussiego, twórczyni kreacji w przedstawieniach Erwina Axera, Jerzego Grotowskiego i Krystiana Lupy, która w sobotę obchodzi 80. urodziny.
"Co miało wpływ na moją wyobraźnię aktorską, co ją kształtowało? Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że to jest ta pamięć. I to ta najdalsza, sięgająca w głąb dzieciństwa. Później doszłam do tego, co Grotowski mówił o pamięci ciała. A dlaczego pejzaż? Napisałam sobie tak, że te obrazy, pejzaże, które w nas są, które żyją - stoją na straży wyobraźni i są dla niej błogosławieństwem. Tak myślę" - powiedziała podczas jubileuszowego spotkania w Teatrze Collegium Nobilium Akademii Teatralnej w Warszawie aktorka, reżyser i pedagog prof. Maja Komorowska.
W dalszej części spotkania podzieliła się swoimi przemyśleniami.
O Jerzym Grotowskim: "Grotowski na pewno wyzwolił we mnie pracowitość. (...) Bliskie mi było wskazanie, że spontaniczność i dyscyplina nie wykluczają się. Przeciwnie. Potęgują się wzajemnie - a nie osłabiają się. Często potoczna naturalność służy do ukrywania prawdy. I nie wkładanie maski - tylko jej zdejmowanie. (...) +Forma jest jak wędzidło, a proces duchowy jest jak zwierzę, które się szarpie na tym wędzidle - i tym mocniej próbuje się rzucić w reakcje spontaniczne+. Ten proces to jest takie mozolne dźwiganie się, w którym to, co w nas ciemne, ulega prześwietleniu. (...) Całe nasze ciało jest pamięcią. W gruncie rzeczy ten zawód to jest odblokowanie ciała".
O Jerzym Jarockim: "Myślę, że gdyby nie Jerzy Jarocki - to nie wiem, czy dałabym sobie radę. Tak dużo mu zawdzięczam. Ja w ogóle nie wiedziałam, że mogę być śmieszna. I to mnie strasznie ucieszyło. Po Grotowskim, no taki tytuł +Każdy kocha parę+ i rola - jak mówię - Marylin Monroe dla ubogich. To było niezwykłe. (...) Wyszłam od kostiumu, tak najkrócej by można powiedzieć. Bo ciągle próbowałam tą panią i ciągle wiedziałam, że to nie jest to. Mówiłam Jarockiemu, że ona nie jest z półświatka, tylko taka, nie wiem, intelektualistka. I że coś głos... Niedobrze. A on mówił: no i co się pani uparła z tym głosem? I wyjechał. A ja sobie przylepiłam rzęsy, zrobiłam sobie takie jakieś loki, spódnicę za krótką, obcasy za długie. Poprzylepiałam sobie takie korale, zrobiłam wielki dekolt. I tak próbowałam. Umalowałam usta, tak, że lepiła mi się ta szminka na ustach. I zaczęłam zupełnie inaczej mówić. To znaczy innego głosu dostałam. Byłam innym człowiekiem. I wtedy Jarocki wrócił i ja próbuję. On mówi: +No pani Maju to jest to!+ A ja po prostu zmieniłam głos".
O kostiumie: "Potem zawsze zaczynałam od tego: czego nie trzeba grać? Zbyszek Zapasiewicz zawsze mówił, że pierwsze moje pytanie będzie o buty. I rzeczywiście - w jakich butach chodzę. No bo jak w +Cwale+ miałam buty długie i bryczesy - to w ogóle nie musiałam myśleć, jak chodzę, jak się poruszam, bo kostium mi nadawał ten rytm.
O Jerzym Krasowskim i roli Hamma w "Końcówce" Samuela Becketta: "Dowiedziałam się, że ja gram Hamma. Byłam wtedy jeszcze młoda - i to była dla mnie niezwykłe doświadczenie. Zresztą Beckett pisze, że płeć dodaje się na końcu. Gdzieś szukałam tego. I rzeczywiście (...) sama lepiłam, charakteryzowałam się. To trwało dobrą godzinę. (...) I wtedy przypominałam sobie mojego ojca, przecież zupełnie niezwiązanego z tą postacią. Ale tam była taka sprzeczność, która mnie strasznie bolała i pociągała. Choroba, śmierć. Mój ojciec miał tę eleganckość w sobie i ten gest: dwa palce. I wprowadziłam ten gest ojca do spektaklu, tę pamięć. Bardzo prosiłam, żeby były mankiety, żeby ten mankiet tak wychodził, by jeszcze resztki elegancji jego pokazać. Ten frak zniszczony, ale jest. Ta chusteczka - bo zaczynało się gdy miał ją na twarzy i zdzierał ją. +Teraz ja, teraz ja grać będę+. Wszystko o czym mówię, w gruncie rzeczy dotyczy wyobraźni, jej rozgimnastykowania. (...) My tę wyobraźnię mamy - tylko jeśli się jej nie odżywia - ona usypia".
O roli Winnie w "Szczęśliwych dniach" Becketta, którą gra od 21 lat w stołecznym Teatrze Dramatycznym: "To był chyba największy komplement Erwina Axera, który mówił, że to dobrze, iż moja Winnie ma coś z błazna, że próbuje do końca się uśmiechać. Gdyby przestała mówić - to by nie żyła. (...) Beckett to jest taka podróż kajakiem przez morze. Po +Szczęśliwych dniach+ trudno coś naprawdę zagrać. Tam jest wszystko: jest i pokonywanie smutku, jest i próba radości. Jest i to, że jesteśmy coraz bardziej unieruchomieni i chcemy do końca być. To mówi o naszej kondycji - kondycji człowieka, aktora. To jest taka rolą, którą trzeba grać aż do śmierci".
Spotkanie z Mają Komorowską w Teatrze Collegium Nobilium Akademii Teatralnej w Warszawie odbyło się 11 grudnia br.
Maja Komorowska urodziła się 23 grudnia 1937 r. w Warszawie. W 1960 r. ukończyła studia na Wydziale Lalkarskim krakowskiej PWST. Karierę teatralną rozpoczynała w Teatrze Lalek "Groteska" w Krakowie. Potem przeniosła się do opolskiego Teatru 13 Rzędów Jerzego Grotowskiego, a następnie do jego Teatru Laboratorium we Wrocławiu. Z Grotowskim pracowała do 1968 r.
W początku lat 70. została zaangażowana do Teatru Współczesnego w Warszawie prowadzonego przez Erwina Axera. U Axera zagrała m.in. w "Lirze" Edwarda Bonda, "Święcie Borysa" Thomasa Bernharda, "Rzeczy listopadowej" Ernesta Brylla i "Kordianie" Słowackiego. Pierwszą rolę komediową - Glorię - kreowała w spektaklu Jerzego Jarockiego "Każdy kocha Opalę" wg Johna Patricka. Na scenie Współczesnego zagrała też m.in. w przedstawieniach Helmuta Kajzara ("Bolesław Śmiały" i "Paternoster").
Sukcesem była też jej rola Hamma w "Końcówce" Samuela Becketta w reż. Jerzego Krasowskiego (Teatr Polski we Wrocławiu, 1972). Później powtórzona na scenie Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie.
Jednym z pierwszych filmów, w których wystąpiła, były "Góry o zmierzchu" w reż. Krzysztofa Zanussiego (1970), wkrótce stała się ulubioną aktorką tego reżysera. W 1971 r. zagrała w "Życiu rodzinnym" tego reżysera, a Zanussi po latach wspominał wrażliwość i ekspresję aktorki.
Komorowska zagrała również w "Jak daleko stąd, jak blisko" (1971) w reż. Tadeusza Konwickiego i jego późniejszej "Lawie", w "Ocaleniu" w reż. Edwarda Żebrowskiego (1972) i w "Za ścianą" w reż. Krzysztofa Zanussiego (1971). Za rolę w tym ostatnim otrzymała nagrodę na festiwalu filmowym w San Remo. W 1972 r. odtwarzała rolę Racheli w wyreżyserowanym przez Andrzeja Wajdę "Weselu". W 1979 r. aktorka znów wystąpiła u Wajdy - zagrała Jolę w nominowanych do Oscara "Pannach z Wilka". Po latach zagrała u Wajdy w "Wyroku na Franciszka Kłosa" i w "Katyniu" (matkę rotmistrza Andrzeja). W 1988 r. wystąpiła w "Dekalogu I" w reż. Krzysztofa Kieślowskiego, a w 2009 r. kreowała Maję w filmie "Popiełuszko. Wolność jest w nas" w reż. Rafała Wieczyńskiego.
Wcześniej za role Marty w "Bilansie kwartalnym" w reż. Krzysztofa Zanussiego i Idalii Dobrowolskiej w "Cwale" tego samego reżysera Komorowską uhonorowano nagrodami za pierwszoplanową rolę kobiecą na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych (1996) i na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto.
Po przenosinach do Teatru Współczesnego w Warszawie zagrała ważne role w "Kurce wodnej" wg Witkacego i "Trzech siostrach" Antoniego Czechowa (spektakle w reż. Macieja Englerta), "Kordianie" Juliusza Słowackiego i "Tryptyku" Maksa Frischa (oba w insc. Erwina Axera). Ale jej ówczesnym największym sukcesem była rola Letycji Douffet w przedstawieniu Macieja Englerta "Letycja i lubczyk" wg Petera Shaffera (1989). Otrzymała za nią Grand Prix 30. Kaliskich Spotkań Teatralnych oraz prestiżową Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza.
W latach 90. i na początku XX w. Komorowska stworzyła na scenach szereg wybitnych ról, m.in. w "Wizycie starszej pani" Friedricha Duerrenmatta w reż. Wojciecha Adamczyka, "Szczęśliwych dniach" Samuela Becketta w reż. Antoniego Libery, "U celu" Thomasa Bernharda w insc. Erwina Axera oraz "Wymazywaniu" w reż. Krystiana Lupy. Potem zagrała jeszcze u Lupy w "Niedokończonym utworze na pianolę" wg "Mewy" Antoniego Czechowa, "Sztuce hiszpańskiej" Yasminy Rezy, oraz rolę Anny Meister w "Na szczytach panuje rozpacz" Thomasa Bernharda (za tę kreację w 2008 r. otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki XIV Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi). Kolejne wybitne role odtwarzała w "Kwartecie" Ronalda Harwooda w reż. Zbigniewa Zapasiewicza, "Wyzwoleniu" Stanisława Wyspiańskiego w insc. Macieja Prusa i "Mimo wszystko" Johna Murrella w reż. Waldemara Śmigasiewicza (zagrała tu samą Sarę Bernhardt).
W 2008 r. powróciła na scenę Teatru Dramatycznego w Warszawie, by znów kreować postać Winnie w "Szczęśliwych dniach" Samuela Becketta w reż. Antoniego Libery.
"Teatr bardziej przypomina życie. Natomiast film jest przygodą. W teatrze spotykam się z prawdziwym człowiekiem, tu i teraz. Przy filmie pracuje wielu ludzi, jest montaż, aktor nie ma wpływu na ostateczny kształt roli" - mówiła artystka w jednym z wywiadów ("Polityka", 2008).
Oddzielną kartą w jej biografii jest pomoc internowanym w czasie stanu wojennego (była członkiem Prymasowskiej Rady Pomocy Internowanym). W 1993 r. napisała książkę "31 dni maja"; jest bohaterką książki prof. Barbary Osterloff "Pejzaż. Rozmowy z Mają Komorowską" (pierwsze wyd. 2004, wydanie rozszerzone w 2017) oraz tomu rozmów z Tadeuszem Sobolewskim pt. "Pytania, które się nie kończą" (2014).
W 1982 r. zajęła się pedagogiką i została wykładowcą Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. W 1991 r. została profesorem tej uczelni. Wyreżyserowała w niej słynne spektakle dyplomowe ze studentami, m.in.: "Przy stole", "Opowieści z Hollywood" Christophera Hamptona (2006), "Panny z Wilka" Jarosława Iwaszkiewicza, nagrodzone na VI Międzynarodowym Festiwalu Szkół Teatralnych, oraz " Szkice z Dostojewskiego" (2014).
Podczas XV Festiwalu "Dwa Teatry" Sopocie, w 2015 r., uhonorowano ją Wielką Nagrodą za "wybitne kreacje aktorskie w Teatrze Polskiero Radia i Telewizji".
W 2008 r. Maja Komorowska została odznaczona przez ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego Złotym Medalem Gloria Artis; w 2010 r. otrzymała Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski.(PAP)
autor: Grzegorz Janikowski, Agata Zbieg
edytor: Paweł Tomczyk
gj/ agz/ pat/