W wypowiedzi premiera nie było cienia negacji Holokaustu; Trzeba mieć dużo złej woli albo być bardzo przeczulonym, żeby ją tam widzieć - powiedział członek zespołu ds. dialogu prawno-historycznego z Izraelem Bronisław Wildstein, odnosząc się do słów premiera wypowiedzianych w Monachium.
"W wypowiedzi premiera nie było cienia negacji Holokaustu. Premier powiedział rzecz oczywistą - że byli sprawcy z różnych narodów: polskiego, żydowskiego, ukraińskiego. Zaraz potem zaznaczył, że tę fabrykę zbrodni zbudowali Niemcy. Trzeba mieć dużo złej woli albo być bardzo przeczulonym, żeby widzieć w tym negację Holokaustu" - ocenił Wildstein w rozmowie z PAP.
Zaznaczył, że premier "nie ma za co przepraszać". "Przeprosiny oznaczałyby, że premier przyznaje się do powiedzenia czegoś, czego nie było w jego wypowiedzi. To jest próba narzucenia Polsce sytuacji, w której nie można nic powiedzieć, bo wszystko zostanie wyrwane z kontekstu, przeinaczone. To nonsens" - podkreślił Wildstein.
Jego zdaniem, taka reakcja na słowa Morawieckiego wynika "prawdopodobnie z wewnętrznej gry izraelskiego premiera". "Być może w całym tym konflikcie chodzi o to, że premier Netanjahu, który jest oskarżany m.in. o korupcję i którego prezentuje się jako niedostatecznie broniącego Żydów w tej podstawowej dla nich kwestii Holokaustu, reaguje w ten sposób" - wyjaśnił Wildstein.
Dodał, że "awantura" została "błyskawicznie podjęta przez tych, którzy są przeciwnikami Polski". "To są z jednej strony ci, którzy sami chcą napisać na nowo historię XX w. i II wojny światowej - Niemcy, którzy denacjonalizują swoją zbrodnię i Rosja, dla której wojna zaczęła się w 1941 r., a pakt Ribbentrop-Mołotow w ogóle nie istnieje - i rozmaici przeciwnicy Polski, którzy chcą ją zdezawuować poprzez przypisywanie jej uczestnictwa w Holokauście" - podkreślił.
W ocenie Wildsteina, takiej narracji sprzyjają także "rozmaite ośrodki w Polsce". "Ci ludzie nie przejmują się interesem Polski. Chętnie go poświęcą na ołtarzu swoich politycznych interesów. Jestem pewny, że zaraz posypią się komentarze, jak niewłaściwe było wystąpienie premiera Morawieckiego. Będą mówić, że obrona dobrego imienia Polski jest skłócaniem Polaków z całym światem. Takie wypowiedzi pojawiają się już w mediach wrogich obecnej władzy".
Komentarz dotyczy sobotniej konferencji prasowej Morawieckiego, podczas której na pytanie dziennikarza Ronena Bergmana, czy w świetle nowelizacji ustawy o IPN zostałby "uznany za przestępcę" za przytoczenie historii jego urodzonej w Polsce matki, która przeżyła Holokaust, ale wielu członków jej rodziny zginęło, ponieważ zostali zadenuncjowani na gestapo przez Polaków, premier powiedział, że "oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy sprawcy (ang. perpetrators). Tak jak byli żydowscy sprawcy, tak jak byli rosyjscy sprawcy, czy ukraińscy - nie tylko niemieccy".
Premier użył angielskiego słowa "perpetrators", co w Izraelu odebrano jako stwierdzenie, że wśród sprawców Holokaustu byli także Żydzi, i wywołało ostrą reakcję. Jeszcze tego samego dnia premier Netanjahu uznał wypowiedź za "oburzającą", a lider izraelskiej Partii Pracy Awi Gabbaj powiedział, że brzmiała jak negowanie Holokaustu.
Przewodniczący Światowego Kongres Żydów (WJC) Ronald S. Lauder w opublikowanym w nocy z soboty na niedzielę oświadczeniu potępił wypowiedź Morawieckiego jako "absurdalną i niesumienną".
Rzeczniczka polskiego rządu Joanna Kopcińska w oświadczeniu przekazanym PAP napisała, że głos premiera Mateusza Morawieckiego w dyskusji w Monachium w najmniejszym stopniu nie służył negowaniu Holokaustu ani obciążaniu żydowskich ofiar jakąkolwiek odpowiedzialnością za niemieckie ludobójstwo.(PAP)
autor: Iwona Żurek
edytor: Dorota Skrobisz
iżu/ skr/